środa, 23 lipca 2014

rozdział 59/60 - Texture of my blood

Cześć.
Możliwe, że to ostatni rozdział na tym blogu. Otóż, wszystko się kiedyś kończy, a jak dać zakończenie to z przytupem :)
Nie wiem, może kiedyś tutaj wrócę z dawką nowych emocji do podzielenia się, historią, a kto wie? Póki co, można powiedzieć o zawieszeniu, ale też z góry nie mówię. Powiedzmy, że ten blog, będzie niczym przeczytana już książka i odłożona na półkę, by później ją przeczytać.
Z wielkim bólem serca opuszczam tego bloga i tą historię. Było to pierwsze opowiadanie, które dało mi siłę do dalszego pisania, nauczyłam się wielu rzeczy. To pierwszy blog, który zyskał, aż tylu czytelników, wyświetleń. Jestem bardzo tym poruszona i szczęśliwa, że jednak się da.
Tak więc nie można tracić wiary w to, że może jednak i Twój blog może stać się czymś pożądanym. Teraz skupiam się na drugim i mam nadzieję, że i on będzie tak samo spostrzegany, jednak też nie chcę, by obydwa ze sobą mieszano. Zaczynam również trzeciego, lecz on wymaga więcej, niż te, gdyż nie jest żadnym ff, czy czymś w tym stylu. Sądzę, że będzie to coś, o czym będzie można powiedzieć : "wow, to jest świetne, dobre, uwielbiam". Nie, to nie samozachwyt, lecz ambicja, którą, mam nadzieję, że uda mi się spełnić.
To była świetna "podróż" i sądzę, że jeszcze usłyszycie o Sue.
Dziękuję Wam za wszelkie komentarze, opinie, miłe słowa, ale i te krytyczne, bo dały mi kopa do większej pracy.

Tak więc zostawiam Was, przynajmniej tu.
Wasza,
Puzzel <3

3majcie się :)


Heal my sick soul



---------------------


Można by powiedzieć, że wszystko potoczyło się dobrze.
Bywały wzloty i upadki, ale jak to w życiu. Nikt nie dostaje tego, czego chce. Jednak Sue chyba więcej do szczęścia nie było trzeba. Zyskała to, czego tak bardzo chciała.

- Nie, nie. - Sue pokręciła głową i wskazała ręką na tamten kąt - fotel będzie stał tam!
Dziewczyna śledziła nadal wzrokiem pracujących mężczyzn. Kiedy tylko wykonali jej prośbę, zajęli się kolejnym pudłem, bodajże z półkami. Niebiesko włosa, plącząc się o własne nogi, obróciła się i zrobiła parę kroków przed siebie. Stanęła przed sporej długości ścianą, na której miały stanąć regały z książkami. Założyła ręce na biodrach i lekko przechyliła głowę. Nawet po ustawieniu mebli było trochę miejsca.
- A tam coś namaluje.
Powiedziała do siebie w myślach, po czym ruszyła do małych schodków, prowadzących do jadalni. Tam większość rzeczy była już na swoim miejscu, jednak było trochę do zrobienia. Sięgnęła po butelkę z wodą, stojącą na prawie, ze czarnym, drewnianym stole. Wzięła parę łyków i zaraz ją zakręciła. Za nim zdążyła coś zawołać do robotników, kiedy to coś przyszło jej na myśl, poczuła jak leci do tyłu. Wokół jej pasa, spoczywały męskie ręce, które ściskały ją na tyle mocno, o ile mogła złapać wdech.
- Shannon!
Zawołała, po czym ten ją puścił. Odwróciła się w jego stronę i skarciła pstryczkiem w nos. Ponownie na jej twarzy zagościł jakże szeroki i promienny uśmiech. Odstawiła butelkę, by móc do niego się przytulić. Objęła go przez szyję, patrząc w niego jak w obraz.
- A nie mówiłem? - Szepnął Shannon, po czym ucałował jej czoło - dom jest idealny dla ciebie.
- Byłby jeszcze fajniejszy, gdybyś był w nim i ty. - Odpowiedziała mu, niczym skamlający i przybity pies - ale już o tym rozmawialiśmy.
- No właśnie.
- Coś czuję, że będzie tutaj mi się mieszkać dobrze. Szkoda mi tamtego mieszkania, już nigdy tam nie prześpię żadnej nocy.
- Zaczynasz nowy etap, rozstania i kompromisy są bezwzględne.
- Ja wiem, wiem...
- Za ile oni kończą? - Shannon obejrzał się przez ramię na rozkładających meble mężczyzn.
- Niedługo. Pewnie zejdzie się jakoś do trzech godzin, a co?
- Wiesz, trzeba wypróbować te twoje nowe łóżko w sypialni.
- Kanapa też jest całkiem wygodna... i miękka...
Shannon zaśmiał się i pocałował ją w usta, przy czym ona objęła go jeszcze mocniej. W końcu wskoczyła na niego, nogami oplątując jego biodra. Tak się cieszyła. Nigdy nie sądziła, że może być jeszcze lepiej. Czuła się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. A może tak faktycznie było?

Sue leżała w łóżku, okryta kołdrą na tyle, by zasłonić swoje nagie ciało. Przyglądała się każdemu krokowi Shannona, który szukał swojej koszulki. Był to nieco zabawny widok. Perkusista ewidentnie gubił się w swoich poszukiwaniach.
- Tam, ślepoto!
Powiedziała Sue, wskazując palcem na szafkę, obok wyjścia. Mężczyzna natychmiast zareagował na jej ubranie i zaraz narzucił na siebie ubranie. Dziewczyna powoli usiadła, przykładając rękę do kołdry, która się zsuwała z jej górnych partii ciała. Uśmiechnęła się do swoich myśli i kiedy mężczyzna na chwilę wyszedł, ona zaczęła szukać ubrań. Założyła na siebie pośpiesznie to co niedawno z siebie zrzuciła.
- Odnoszę takie wrażenie, że ty się wstydzisz.
Powiedział wchodząc do sypialni, kiedy już ona miała na sobie luźną koszulkę. Na jego słowa lekko się zarumieniła, oszukańczo mówiąc "nie", jednak to mijało się z prawdą.
- Jakbym w życiu cię nagiej nie widział.
Zaraz dodał i złapał ją w pasie. Ucałował koniec jej nosa i parsknął śmiechem. Ona jeszcze bardziej się zarumieniła, czego już chyba kryć nie chciała. Pocałowała delikatnie jego warki, odepchnęła go od siebie i ruszyła do łazienki.

Kolejne dni przynosiły same plusy, jednak można było wspomnieć o paru niepowodzeniach. Sue cieszyła się, że redaktor naczelna docenia jej pracę, dziewczyna liczyła, że niedługo dostanie premię.
Siedziała w salonie, paląc papierosa i przeglądając jedno z czasopism ze stolika. W końcu je zamknęła i odrzuciła gdzieś na bok. Do jej głowy wróciły wspomnienia, tak miłe, niektóre mniej, jednak uczące. Cieszyła się, że w końcu wszystko jest tak jak powinno. Shannon ostatecznie rozstał się z Crystal, co było sporym triumfem niebieskowłoej. Nie dopytywała perkusisty jak to się dokładnie stało. Zauważyła jego lekkie przygnębienie. Z początku obawiała się tego, że jednak żałował tego rozstania, jednak po niedługiej rozmowie z nim zrozumiała jego stan. Przez moment było jej szkoda Crystal, jednak to była mała namiastka jej empatii.
- Dobrze jej tak!
Pomyślała z złośliwym uśmieszkiem na twarzy, jak to kobieta. Końcem końców udało się jej namówić Shannona na wspólną galę. On, mimo swoich poprzednich myśli, był zadowolony z wieczoru. Poznał nowych ludzi, tak samo jak ona, dobrze się bawili. Całokształtowo, wręcz super.
Agentce i Kristen, udało się namówić Sue na otworzenie własnej galerii. Ona też miała na zamiarze, uwzględniać pracę innych talentów, cóż... zainteresowani dosyć często tam przychodzili. Cały plan rodził się w ogromnych bólach, tak samo jak kupno domu, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Też namawiał ją na to również Shannon, czy Anabel, Jared, Gabriel i cała reszta... co do młodego tatuażysty; otworzył swoje studio w współpracy z Dorianem. Z czego było wiadomo Sue, interes nieźle szedł. Czasami żartowała z bratem, że będzie przychodzić do niego cała populacja z Los Angeles co za zwyczaj kończyło się wypadem na piwo.
Wszystko co było złe, poszło w zapomnienie. Jakby to wcale nie miało miejsca. Może i dobrze, bo po co zaprzątać sobie tym teraźniejszość? Co nie zabije to wzmocni i jakże nauczy nas na przyszłość.
A co do Anabel to... chyba więcej dodać nie trzeba.

- Chodź do cioci!
Powiedziała Sue, biorąc na ręce z wózka małego maluszka. Był nad wyraz rozkoszny. Dziewczyna uśmiechnęła się jakże szczerze i ucałowała go w główkę. Przeszła się z nim przez jadalnię, wprost do kuchni, gdzie Anabel grzała w garnku jedzenie dla małej.
- A dopiero, co byłaś w ciąży. - Powiedziała Sue, zajmując wolne krzesło barowe przy blacie.
- Co nie? - Blondynka na jej słowa odwróciła się w jej stronę - Katy rośnie jak na drożdżach. Boję się nieco momentu, kiedy zacznie ząbkować. Te nieprzespane noce.
- Wiesz, jak do tej pory śpi spokojnie. Sama mówiłaś. Ale wiesz, jeszcze trochę czasu, zanim to się stanie, więc nie panikuj za w czasu.
- Może...
- A co u Roberta? Dawno się z nim nie widziałam
- Póki co zajmuje się jakiś projektem, jaki zaproponował mu kumpel. Teraz rzadziej bywa w domu, ale jak może to część pracy zabiera do domu. Dziś wróci też później.
- Rozumiem. - Sue pokiwała głową, spoglądając na Katy - a ten temat, wiesz, który...
- Branie ślubu, tylko z wyjątku na dziecko, uznaliśmy za głupie. Jak kiedyś przyjdzie taki moment, w tedy tak, jednak teraz zupełnie o tym nie myślimy. Nie wiem jak Babu, ale nic mi na ten temat nie wiadomo. Dobrze, że jego matka nie jest taka okropna.
- Co nie? Mogłabym tu przytoczyć parę kawałów o teściowej.
- Dokładnie. - Anabel parsknęła śmiechem i wzięła córkę na ręce - a jak ci się tu mieszka?
- Całkiem nieźle, nie powiem. Sądzę, że dom był dobrym rozwiązaniem.
- A ty głupia się broniłaś przed tym.
- No tak, ale znasz moją sentymentalność. - Sue wstała, opierając się o stół -  mam dla ciebie po za tym niusa.
- O, jakiego?
- Bo ja ci nie mówiłam wcześniej, ale matka Shannona chce mnie poznać.
- Wiesz, dziwiłabym się, gdyby nie chciała. To chyba normalne?
- Nawet już jest na to data.
- To kiedy?
- Dziś wieczorem.
- Co? - Anabel prawie upuściła łyżkę, którą nakładała jedzenie dla małej do miski - czemu głupia pipo nic mi nie powiedziałaś!?
- Nie chciałam zapeszać.
- Wstyd się! No, ale dobra. Gdzie idziecie?
- Ja i Shannon mamy u niej być na 18.30. Trochę się boję.
- Zły strach nie taki zły.
- Daj spokój. Jedyne to co wiem to tyle, w co się ubieram.
- Na pewno cię polubi.
- A jak nie?
- Ciebie każdy lubi, nie martw się.

Samochód stał przed pewnych rozmiarów posiadłością. Sue nerwowo ściskała w dłoniach kant swojej sukienki, zagryzała usta, jej oczy latały na prawo i lewo.
- Czym się tak denerwujesz, co? - Spytał Shannon, wyjmując kluczyki ze stacyjki.
- Wiesz, to niecodzienna sytuacja. - Odparła mu drżącym głosem, Sue - ty zawsze mówisz, że wszystko będzie dobrze. Zazdroszczę ci bycia takim optymistą.
- I tak samo teraz twierdzę. - Shannon otworzył drzwi - spokojnie. Wyluzuj.
- Taaa, łatwo ci mówić.
- Nie gadaj tyle, tylko chodź. Nie zje cię!
Nawet nie stali pod drzwiami. Shannon od razu otworzył, prowadząc za sobą za rękę, Sue. Ona niepewnie weszła do środka, rozglądając się na prawo i lewo. Nagle rozległo się:
- Wreszcie jesteście!
Sue zobaczyła na końcu korytarza Constance. Ta uśmiechała się nad wyraz serdecznie i machała im ręką. Zaraz jednak podbiegła do nich, chcąc jak najszybciej się przywitać z dziewczyną.
- Dzień dobry - wyjąkała Sue.
- Shannon sporo o tobie mówił. - Odpowiedziała Constance, zaraz po tym jak pocałowała ją w policzek - czemu mi się wcześniej nie przyznałaś, że to ty?
- Nieco się bałam.
- Nic nie szkodzi! Chodźcie do pokoju, wszystko już naszykowałam.
- Było wcześniej powiedzieć Shannonowi, pomogłabym.
- Nie było w czym, daj spokój!
Sue uśmiechnęła się i spojrzała na Shannona, który skinął głową. Cała trójka ruszyła za Constance. Dziewczyna czuła jak jej serce zaraz podejdzie jej do gardła, albo wyskoczy. Przypominała sobie słowa perkusisty, by chociaż odrobinę się uspokoić. Starała się jak mogła.
Wszyscy zasiedli do ładnie nakrytego stołu. Sue, aż było głupio, często tak miała. Chciała, by wszystko poszło jak najlepiej.
- Coś Shannon długo musiał cię namawiać na tą kolację. - Powiedziała Constance, siadając po drugiej stronie stołu - ale w końcu się zjawiłaś.
- Tak kiedyś to by się stało. - Odpowiedziała Sue, kiedy tylko upiła nieco wina z kieliszka - ale, co też nie znaczy, że nie chciałam pani poznać.
- Ja myślę!
- Broń Boże!
- Mam nadzieję, że Shannon nie naopowiadał o mnie żadnych głupot? - Kobieta karcąco spojrzała na swojego syna.
- Nie. W sumie, spytać mogę o to samo?
- Możecie skończyć? - Wtrącił znienacka perkusista - jemy czy nie?
Obydwie się zaśmiały, na co on poczuł się dosyć upokorzony. Czekał tylko, aż matka wyjedzie z opowieściami z jego dzieciństwa. Miał nadzieję, ze chociaż tego mu oszczędzi. Jednak nadzieja ponoć umiera ostatnia, więc tego się trzymał.


- I co? - Spytał Gabriel, który właśnie wylegiwał się na kanapie w salonie - było, aż tak strasznie?
- Nie, w sumie to całkiem wesoło. - Odparła Sue, odstawiając na regał kolejną książkę - było nieźle. Chyba mnie polubiła? Wiesz, co jeszcze? Mam do niej wpaść niedługo na kawę, albo ona do mnie.
- Ooo, widzisz!
- Strasznie fajna kobieta. Co prawda Shannon czasem narzekał na nią, ale nic o tym nie wspominałam. Czasami zastanawiam się, czemu on tak na nią gada? Przecież to cudowna babka.
- Matki tak mają, muszą denerwować swoje dzieci.
- Najlepsze było, kiedy pokazywała zdjęcia z jego i Jareda dzieciństwa.
- Stały rytuał.
Rodzeństwo wybuchło śmiechem. Sue sprawdziła, czy pudło było już puste. Faktycznie, odstawiła je na bok. Podniosła się z podłogi i zajęła miejsce koło Gabriela. Położyła nogi na stoliku i sięgnęła po kubek z herbatą. Trochę wystygła.
- A jak tylko skończysz z resztą tych pudeł, czyli ile dokładnie... - Gabriel spojrzał na zegarek, upięty na jego nadgarstku - dokładnie za siedemdziesiąt dwie godziny i trzy minuty.
- Oh, jakiś ty dokładny. - Zaśmiała się Sue - tydzień bez Los Angeles, chyba się da?
- A jak latałaś w trasę z chłopakami to co?
- No niby tak...
- Zobaczysz, w Polsce jest świetnie!
- Byłam tylko raz i...
- Teraz będziesz bywać częściej!
- Niedługo ruszają w trasę... - zmieniła temat - teraz będzie to trwało nieco dłużej.
- Ale wrócą. Po za tym, będą co jakiś czas bywać w Stanach, nie przesadzaj.
- Nie przesadzam!
- Jaka ty drażliwa. - Gabriel pokręcił głową - daj spokój! Jak będziesz miała wolne to będziesz latać sobie do swojego zwierzaka, a teraz nie zawracaj sobie tym głowy. Po za tym jak teraz będziesz w Polsce to będą mieli tam koncert. Spotkacie się jeszcze pierdylion razy, kobieto! Też ty daj spokój Shannonowi.
- Aż tak męcząca jestem?
- Zdarza ci się.
Na te słowa, Sue złapała za obok leżącą poduszkę i cisnęła nią w twarz brata. Jego mina była dosyć adekwatna, jednak spodziewał się, że prędzej, czy później, niebieskowłosa sięgnie po taką broń. W sumie to nie mogła się już doczekać wylotu, bilety zostały już kupione w zeszłym tygodniu. Dziewczyna odłożyła poduszkę na bok i odstawiła kubek na stolik. Wstała i przeszła się bez słowa do kuchni, po drodze, wyciągając z kieszeni spodni komórkę.
- Halo?
Usłyszała po drugiej stronie głos Shannona.
- O której będziesz? - Spytała i oparła się o blat - jutro w południe wylatujecie.
- Wpadnę do ciebie około 19.00, co ty na to?
- Dobrze.
- Teraz nie mogę rozmawiać.
- Dobrze, misiek.
Dziewczyna rozłączyła się i z powrotem schowała komórkę. Przeszła się po kuchni do okna. Za swoimi plecami usłyszała kroki Gabriela. Ten zatrzymał się przy zmywarce i chował do niej brudny kubek. Sue odwróciła się przez ramię, patrząc na brata. Posłała mu lekki spojrzenie, po czym spuściła wzrok.
- Co jest? - Spytał Gabriel, podchodząc do niej.
- Tak się zastanawiam nad jedną rzeczą.
- Jaką?
- W sumie to jestem już dosyć długo z Shannonem i tak myślę...
- Tylko mu tego nie sugeruj. - Gabriel wspiął się na blat i usiadł na nim wygodnie - przyjdzie czas na wszystko.
- Anabel też mogłaby...
- Mówiła ci, z resztą mi też, że śluby i inne badziewia jej nie w głowie. Tym bardziej tobie nie powinny. Z resztą, od kiedy tak cię naszło?
- Jakoś od dwóch dni sobie o tym myślę.
- A źle ci teraz?
- No nie...
- To już nie wymyślaj!

Znów czuła jego dotyk na swoim ciele, zapach jego perfum, usta i całą resztę. Posłała mu zalotne spojrzenie i usiadła na nim. Dłonią dotykała jego klatki piersiowej, później przeniosła ją na jego policzek.
- I tak niedługo się zobaczymy. - Powiedział, usiadł i czule ją pocałował - to parę dni.
- Wiem o tym. - Odparła nieco smutniejszym głosem - powrót do normy?
- Trasa nie będzie trwała wiecznie. To minie bardzo szybko.
- Taaa, na pewno.
- Zawsze któreś z nas może się wysilić i przyjechać do drugiego, tak?
- Niby tak, ale wiesz...
- Trochę rozłąki nam się przyda.
- Czemu?
- Ostatnio strasznie mnie denerwujesz...
Sue miała ochotę po tych słowach, spoliczkować mężczyznę, jednak po tym jak ją ponownie pocałował, lekka złość zeszła z niej.
- Przecież żartuję, głupku. - Mruknął, przytykając swoje usta do jej ust.
Dziewczyna uśmiechnęła się i mocno go przytuliła. Zamknęła oczy i głęboko westchnęła, ciesząc się tą chwilą. Było jej szkoda, że teraz będą się rzadziej widywali, jednak rozłąka ponoć wzmacnia uczucia. Może coś w tym jest. Ucałowała go w szyję, podniosła głowę, by móc spojrzeć w jego oczy.
- Będę tęsknić wiesz? - Powiedziała szeptem, dłonią muskając jego ramię.
- Wiem.
- A ty?
- Głupie pytania zadajesz.
- Ale zadaję... ty też?
- Tak.
- No, i tak ma być!
Obydwoje cicho zaśmiali się, po czym ich usta znów się spotkały.
Z każdym dniem, uczucie między nimi narastało. Cóż więcej dodać, w takim razie... szczęśliwi czasu nie liczą. Teraz wszystko stawało się coraz, lepsze i lepsze, dążąc do perfekcji, której nie można osiągnąć. Jednak zmierzało to w jak najlepszym kierunku. I dobrze. Po co naprawiać to, co dobrze działa. Ważne, by cieszyć się każdą chwilą. Teraz tak właśnie żyła Sue i nie zapowiadało się na to, by coś lub ktoś miał to zepsuć.

I wszyscy żyli długo i szczęśliwie,
Amen! :D


poniedziałek, 30 czerwca 2014

rozdział 58 - Comfort inn ending

Cześć Wam.
Długo się zastanawiałam, co mam napisać w tym rozdziale. Dawno mnie tu nie było, nic nie tworzyłam, a więcej siły i chęci włożyłam w drugiego bloga (Heal my sick soul) - na który również zapraszam :)
Wiem, że nic nie trwa wiecznie, a pomysły też mają swoją granicę. Blog jest jak książka - ma swój początek i koniec. Później robi się woda. Tego nie chcę. Tak więc, póki co bloga prowadzę z przerywnikami, za co Was przepraszam. Zaczęły się wakacje, pewne u mnie zmiany i teraz nie wiadomo jak to wszystko wyjdzie. Coś się pomyśli :)
Mam nadzieję, że zadowoli Was ten wpis.

Tosia.


********


Słońce wpadło do sypialni przez okno i już dawało znać, że pora się budzić. Miasto powoli zaczynało żyć, światła latarni wygasały, a kawiarnie witały swoich gości. W apartamencie panowała błoga i jakże rozkoszna cisza. Jedynie słychać było płytkie i lekkie oddechy tej dwójki. Głowa dziewczyny spoczywała na jego klatce piersiowej, a jej włosy delikatnie łaskotały jego szyję. On obejmował ją bezwładnie, powoli uchylając powieki. Zamlaskał pod nosem, czując niesmak w ustach. To było całkowicie normalne nad ranem. Kiedy szerzej otworzył oczy, że już nastała jasność. Mruknął coś do siebie i poczuł jak Sue zaczyna się kręcić. Zaraz, kiedy i ona zaczęła się wybudzać, podparła się podbródkiem o jego ramię, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Dzień dobry. - Powiedział Shannon i pocałował ją w czoło - wyspałaś się?
- Całkiem. - Dziewczyna przewróciła się na plecy - miałam bardzo wygodną poduszkę.
- Cieszę się ogromnie.
- Która godzina?
- Nie mam pojęcia? - Mężczyzna nacisnął na klawisz komórki, leżącej na półce nocnej - po 9.00. W miarę wcześnie.
- Ja prawie codziennie wstaje wcześniej, więc nie jest jeszcze, aż tak źle.
Perkusista powoli podniósł się do pozycji siedzącej. Dłońmi przetarł twarz i cicho westchnął. Zamknął oczy na parę dłuższych chwil, analizując wszystko w swojej głowie. Teraz tylko marzył o dobrej kawie, papierosie i odrobinie słońca, siedząc na balkonie. Spojrzał w stronę dziewczyny, która nadal przewracała się po łóżku. Wstał i pomaszerował do łazienki. Sue odprowadziła go wzrokiem do drzwi, po czym sama usiadła. Nie miała wiele czasu. Niedługo musiała wracać do Stanów, nie mogła sobie pozwolić na zbyt dużo. Teraz cieszyła się ostatnią nocą, tym, że ma przy sobie swojego mężczyznę, który zaraz zaparzy jej kawę i tym, że będzie mogła się do niego przytulić za parę chwil. Było idealnie. Tak perfekcyjny on.
Kuchnia była czysta, właściwie jej stan był nienaruszony. Dało się zauważyć, że perkusista za dużo w niej nie urzędował. Dziewczyna przejechała palcami po drewnianym stole i zasiadła na krześle obok. Shannon właśnie przekroczył próg i pierwszą rzeczą jaką zrobił, było włączenie ekspresu do kawy. Kątem oka spojrzał w stronę Sue, nic nie mówiąc.
- Dziś macie jeszcze koncert? - Spytała, obwijając wokół palców końcówki niebieskich włosów - czy jeden dzień wolnego?
- Gramy. - Odparł szykując dwa kubki.
- Pewnie sporo ludzi będzie?
- Tak jak wczoraj, dużo. Dlatego są dwa.
- Rozumiem. - Dziewczyna pokiwała głową - co robimy?
- Najpierw napijemy się kawy i... i pomyślimy.
- Nie wiem jak ty, ale z chęcią bym pozwiedzała okolicę.
- A nie boisz się napastowania fotoreporterów? Wiesz, koncertujemy tu i chyba wiadomo, że...
- Przeszkadza ci to?
- Wiesz, nie lubię wścibskich ludzi. Rozumiem, że to ich praca i w ogóle, ale to nie jest fajne uczucie, kiedy ktoś gania za tobą z aparatem.
- Domyślam się. - Sue zmarszczyła czoło - jednak zastanawia mnie coś innego. Czy ty przypadkiem jednak nie chcesz się ujawniać, że jesteś w związku?
- Rozmawialiśmy o tym przez telefon. Znasz moje zdanie.
- No właśnie, a to koliduje z przyszłymi planami.
- Co?
- Przecież mówiłam ci, że chcę, abyśmy razem poszli na jeden bankiet. Nie pamiętasz? Właśnie w tedy, kiedy rozmawialiśmy telefonicznie.
- Dobrze, ale nie powiedziałem, że się zgadzam. - Shannon postawił na stole dwa kubki z kawą - nie ustalaliśmy, że na pewno.
- Sądzisz, że nikt się nie dowie? Shanny, minęło już trochę czasu i sądzę, że to żaden grzech.
- Ale zauważ, że pozostaje sprawa z Crystal.
- Rany boskie, ty tylko o niej! Pal licho z nią! Tak naprawdę nie jesteście już razem, więc co szkodzi? Po za tym, też chciałabym się pochwalić swoim nowym facetem. Chyba, że to nie działa w drugą stronę?
- Sue, zrozum. - Perkusista zajął miejsce przy stole - niech wiedzą, że jesteśmy razem, ale czy musimy robić z tego sensację?
- A ty pojmiesz, że mi na tym zależy? Proszę...
- Pomyślimy. A kiedy ten cały bankiet?
- Za jakieś dwa tygodnie? I tak sporo mnie ominęło. Teraz zrobi się wejście.
Shannon przewrócił oczami na jej słowa. Upił trochę kawy i przygryzł usta. Nie wiedział, czy ma się na to godzić. Jeszcze nie była ta godzina, by rozważnie myśleć. Póki co, chciał, aby Sue zakończyła temat i dała mu się nacieszyć porankiem.

Za to dwa apartamenty dalej, był Jared. Jeszcze leżał w łóżku w swojej sypialni z oczami wlepionymi w ekran komórki. Co jakiś czas uśmiechał się pod nosem, czytając kolejną wiadomość. Zagarnął za ucho swoje włosy i powoli usiadł. W końcu nacisnął na zieloną słuchawkę. Wsłuchiwał się jakiś czas w głuchy sygnał, ale zaraz po drugiej stronie usłyszał damski głos:
- Wiedziałam, że i tak zadzwonisz.
- Aż tak jestem przewidywalny? - Muzyk parsknął śmiechem - za ile się widzimy?
- Tydzień? Tak, siedem dni.
- Cholera. Trochę czasu zostało.
- Musisz trochę poczekać.

Tomo otworzył szerzej oczy, widząc przed sobą Sue. Zamrugał parę razy, pokręcił głową, po czym opadł swobodnie na fotel. Założył nogę na nogę, bacznie się przyglądając się dziewczynie.
- Tak, zrobiłam małą niespodziankę. - Powiedziała, łowiąc wzrokiem Shannona, który kręcił się po pokoju szukając czegoś - chyba nikt nie ma nic przeciwko temu?
-Nie, nie. Skąd! - Odparł gitarzysta - jestem tylko zaskoczony twoją wizytą. Shanny pewnie jeszcze bardziej był, z tym, że wczoraj.
- Żebyś wiedział. Jak tam trasa?
- A ja wiem? Całkiem nieźle, ale mimo wszystko chciałbym zobaczyć stare, poczciwe Miasto Aniołów. Cóż, ale nie narzekam.
- Jak będziecie robić tyle przerw to wam czasu zabraknie.
- Teraz go jest więcej. - Tomo wzruszył ramionami - ale tak szczerze mówiąc i zmieniając temat... cieszę się, że jednak do siebie wróciliście.
Shannon na te słowa zbystrzał się i spojrzał w stronę mężczyzny. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął dalej szukać laptopa. Tak to bywało, kiedy coś kładło się byle gdzie. Sue zerknęła w stronę perkusisty z miłością, która odbijała się w jej oczach. Cieszyła się, że Tomo jednak zdążył zmienić zdanie na ten temat, odkąd zaczęli ze sobą być.

Shannon przechadzał się po pokoju w jedną, a to w drugą stronę. W dłoni ściskał komórkę, zaciskał usta, marszczył czoło, jego twarz była o wiele bledsza. Korzystał z chwili samotności. Sue była u reszty, niczego nie świadoma. Mężczyzna przycupnął na kancie kanapy i ciężko wypuścił powietrze z płuc. Nie wiedział, czy to dobry moment, czy cokolwiek... jednak zdawał sobie sprawę, że to nieuniknione. Przesunął kciukiem po ekranie telefonu i wybrał kontakt. W słuchawce trwała nurtująca cisza, która została przerwana jej głosem:
- Shannon!
- Cześć Crystal... - powiedział perkusista - przepraszam.
- Myślisz, że to cokolwiek załatwi? Nagle do mnie dzwonisz i myślisz, że co? Ile razy próbowałam się do ciebie odezwać, ty milczałeś!? Czy ty sobie wyobrażasz, że...
- Uspokój się. - Przerwał jej - musimy...
- Dziś w nocy mam lot do Oslo. Nie sądzisz, że trzeba porozmawiać?
- Właśnie dlatego dzwonię.
- Później się odezwę.
Urwane połączenie. Shannon odrzucił na bok komórkę i podparł rękoma czoło. Zamknął oczy, prowadząc wewnętrzny monolog. W jego głowie roiło się od myśli, które raz po raz niszczyły wszystko, co tylko można. Perkusista w końcu podniósł się z miejsca, podszedł do okna. Uchylił rąbka długiej firanki, by móc spojrzeć na to, co dzieje się za nim. Jednak to było dalsze spojrzenie, całym sobą był w swoich przemyśleniach. Szkoda mu było takiej dziewczyny jak Crystal, jednak to nie ona zawróciła mu w głowie, lecz Sue. Wiedział, że jeżeli teraz podejmie złe decyzje, później nie będzie odwrotu. Furtka do serca niebieskowłosej będzie zamknięta. Pokręcił głową, okręcił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Szarpnął za klamkę, stawiał kolejny krok, kiedy to poczuł jak ciałem dotyka innego. Spojrzał przed siebie, spostrzegając Sue. Ona szeroko się uśmiechnęła i spytała:
- To idziemy na te miasto?
On w pierwszym momencie nic nie odpowiedział. Teraz przywarł do niej klatką piersiową, objął w pasie i pogładził dłonią jej policzek. Dziewczyna była nieco dezorientowana jego rekcją na jej widok, ale nie miała zamiaru się bronić. Ucałowała jego lekko spierzchnięte usta.
- To kiedy idziemy na ten bankiet?
Spytał znienacka, co miało być odpowiedzią na jej wcześniejsze pytania. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem na myśl, że on jednak się zgadza. Myślała, że faktycznie nie przekona go, a tu taka niespodzianka.
- Tak swoja drogą... - szepnął do jej ucha, brodą łaskocząc jej szyję - ta wycieczka do miasta może chwilę poczekać.

Na jej szyi wisiał aparat, który za każdym jej krokiem wahał sie na prawo i lewo. W ręce trzymała papierowy kubek z kawą, drugą nieśmiało co jakiś czas dotykała jego dłoni. Spoglądała na niego, uśmiechając się pod nosem. Faktycznie, sporo ludzi patrzyło się na tą grupę, która kroczyła prawie, że środkami ulic. Fotoreporterzy prawie ich nie odstępowali. Sue nieco dziwnie się czuła. Teraz wiedziała, o co chodziło Shannonowi. Wszędzie ciekawscy ludzie, którzy chcieli wiedzieć więcej, niż inni. Czego miała się spodziewać po przyszłym bankiecie, na którym razem mieli się pojawić? Nie wiedziała. Jednak zrozumiała obawy perkusisty.
- A nie mówiłem? - Powiedział w pewnym momencie.
- No tak... - Sue przewróciła oczami - czy ty zawsze musisz mieć rację?
- Jakoś tak samo wychodzi.
- Będzie trzeba się przyzwyczaić.
- Poczekaj parę godzin... ciekawe, co napiszą o twojej obecności.
- Kto wie?
Sue rozejrzała się na około. Zainteresowanych było coraz więcej. Dobra mina do złej gry.


Chwyciła za szczotkę, by móc rozczesać długie, niebieskie włosy. Poczuła jak z każdym ruchem jej ręki, wyszarpywała sobie kotłtunki. Syknęła pod nosem, i zacisnęła zęby. Nienawidziła tego robić. To była norma. Jej komórka zrobiła kółko na stole pod wpływem wibracji. Sue spojrzała na nią. Na ekranie ukazało się zdjęcie przyjaciółki.
- Halo? - Spytała.
- Wróciłaś już? - Spytała Anabel - jak było?
- Całkiem nieźle.
- Co tak okrojone? Jaka była jego reakcja?
- Ucieszył się. Wiesz, ze szczegółami to będę ci opowiadać, kiedy się zobaczymy. Tak po za tym to zgodził się na wspólne wyjście.
- Co?
- No na ten bankiet.
- Aaaa... - Anabel pokiwała głową - jak go namówiłaś?
- Trochę mu gadałam, w końcu się chyba złamał?
- A jak Oslo?
- Cudowne! Narobiłam masę zdjęć. Pani ekspert pewnie mnie zaraz skrytykuje za nie, ale chyba już do tego przywykłam. Tylko szkoda, że tak krótko tam byłam.
- Jeszcze zdążysz się najeździć po świecie.
- Widzimy się jutro? - Sue opadła na łóżko - mam ci sporo do opowiadania.
- Pikantne szczegóły?
- Ja cię nie wypytuje o Roberta...
- Oj, cicho! Zadzwonię do ciebie rano.
- No dobra. - Sue przekręciła się na brzuch - kocham go, wiesz?
- Bożeeeee, zaczyna się.


Shannon stał przed drzwiami. Trwało to już jakiś czas, bał się zapukać. Palce u jego dłoni stały się drętwe, ciało spięte. Zdobyć się na odwagę w takiej sytuacji to był niezły wyczyn. Co to dla niego? Ba, przecież taki twardy był. Kobieciarz, ta czy tamta, co za różnica. Jednak może to pozory? W progu stanęła Crystal. Była ubrana w satynowy szlafrok, który odsłaniał jej długie i szczupłe nogi. Zmierzyła wzrokiem perkusistę i bez zbędnych słów wpuściła go do środka. Shannon niepewnie poszedł za nią do niewielkiego pomieszczenia w stylu salonu. Rozejrzał się i głęboko westchnął.
- No to słucham. - Powiedziała blondynka, bacznie go obserwując - mów.
- Nawet nie wiem od czego zacząć? - Mężczyzna podrapał się po głowie - nawet się do tego nie przygotowywałem. Nie umiałem.
- To już twój problem.
- Przepraszam.
- Nie rozśmieszaj mnie. Myślisz, że to starczy? Pstrykniesz palcami i co? Tak się nie robi, mój drogi. Nie ze mną. Sądziłeś, że co? Rzucę ci się w ramiona?
- Nie oczekuję tego.
- Może po prostu lepiej, żebyś stąd wyszedł i bym nie musiała ciebie oglądać?
- Owszem.
Dziewczyna zamrugała parę razy, analizując te krótkie słowo. Wyprostowała się i zrobiła krok w tył. Nie wiedziała, czy się przesłyszała, czy faktycznie to padło z jego ust.
- Słucham? - Spytała z ironicznym uśmieszkiem.
- To do niczego nie prowadzi - powiedział.
- Przychodzisz tu, by porozmawiać i...
- Właściwie po to, by się rozstać.
- Czekaj, czekaj... - Crystal pokręciła głową z niedowierzaniem - możesz powtórzyć?
- Niestety, ale to koniec. Nie jesteś mi obojętna, ale... ale... przykro mi, to nie ma sensu.
- Aaaa, pewnie znudziło ci się, tak?
- Nie... - Shannon powoli tracił język w gębie - to nie tak...
- A jak? - Dziewczyna obróciła się wokół własnej osi - to jakaś kpina?
- Crystal, nie mogę z tobą być. Nie umiem. Nie układa się nam.
- Z czyjej winy?! Z twojej!
- Nie w tym rzecz. Sporo myślałem i doszedłem do oczywistych wniosków. Nie potrafię być z kimś, kogo, kogo... nie kocham. Taaa, dobre sobie, pewnie tak pomyślisz. Sporo się zmieniło. W pewnym sensie...
- Wyjdź! - Dziewczyna wskazała ręką na drzwi - natychmiast.
- Crystal...
- Jak możesz mi to robić?
- Daj mi dokończyć.
- Proszę, nie utrudniaj tego.



środa, 28 maja 2014

rozdział 57 - I'm into you

Więc, długa droga była, by napisać ten rozdział.
Rzucałam się po łóżku, wyszłam na dwór (ale nie szukać weny, ale po papierosy), zabłądziłam na You Tube, poczytałam inne blogi, napiłam się wódki, przeczytałam jeden rozdział przypadkowej książki, obejrzałam połowę komedii, pląsałam się po mieszkaniu i... i inne. I co? Dupa. Jednak, olśniło mnie! Spadł na mnie grom z nieba i bach! Macie nowy wpis.
Na grupie pytałam, na którym z moich blogów ma się ukazać nowy wpis i siłą głosów wygrała Sue. W sumie i dobrze, bo dawno tu nic się nie działo.
- właśnie! Zapraszam Was jeżeli macie ochotę i chcecie być na bieżąco:

GRUPA NA FB

A teraz zapraszam do czytania, miłej lektury :*
Pozdrawiam,
Tosiak :)

**********

Londyn o tej porze był cichy i spokojny. Nic się nie działo. Hotelowy apartament był pusty i smutny. Gdzieś cicho grała muzyka, która chociaż trochę mogła uspokoić jej myśli. Dziewczyna przewracała się po sofie przeglądając telefon. Westchnęła i zagryzła poliki.
- Crystal, Crystal... - pomyślała - i ty myślisz, ze jest dobrze?
Modelka w końcu usiadła po turecku, nadal nie odrywając wzroku od ekranu telefonu. Ponownie spróbowała się połączyć, ale i to było na marne. Zirytowana odrzuciła komórkę gdzieś na bok i objęła rękoma głowę. Nie wiedziała, co już ma myśleć. Shannon nie odzywał się do niej, cały czas była ta niepokojąca cisza. Kiedy ona chciała jakkolwiek z nim porozmawiać, wszystko kończyło się niepowodzeniem. Nie wiedziała na czym stoi, co ma zrobić. Było w niej wiele mieszanych uczuć i domysłów. Zależało jej na perkusiście, nie chciała, by działo się źle. Może tego nie mogła nazwać do końca miłością, lecz kłamstwo o obojętności było absurdalne. Modelka podniosła się z sofy i podeszła do okna. Za nim błyszczały lampy i światła samochodów, które mknęły po ulicach.
- O co mu chodzi? - Zaczęła się zastanawiać - co to ma oznaczać? Znudziłam się mu? A może ma już inną? Był przecież teraz w L.A.
Blondynka bezradnie pokręciła głową i oparła się dłońmi o szybę. Nie dawało jej to spokoju. Z każdą chwilą czuła narastającą w niej złość, zmieszanie i niepewność. Mógł jej powiedzieć wprost w czym rzecz. Obojętność czasem bardziej boli, niż najgorsza prawda. Mogła właśnie to zarzucić Shannonowi.
- Może to ja coś zrobiłam nie tak? - Powiedziała pod nosem - albo faktycznie już kogoś ma. Pewnie teraz otaczają go tłumy kobiet i nie ma czasu, ani chęci łaskawie się do mnie odezwać? A może... przecież był w L.A. Sue? Nie lubię tej małpy.
Po raz kolejny chwyciła za komórę z naiwną nadzieją, że może tym razem się uda.


Sue siedziała w pokoju dziennym z wlepionym wzorkiem w ekran laptopa. Co jakiś czas sięgała po kubek z herbatą. Miała szczęście, bo tego dnia nie musiała się ruszać z domu. Spokojnie wszystkie swoje obowiązki mogła załatwić na miejscu. Wystarczył internet i parę programów. Zdjęła z nosa okulary i położyła na stoliku. Przeciągnęła się i spojrzała w stronę Anabel, która siedziała tuż obok niej i oglądała telewizję.
- W co się ubrać? - Spytała Sue - muszę wyglądać dobrze. Jeszcze tylko trzeba z Shannonem ustalić, co i jak.
- Idź w worku. - Zaproponowała Anabel - będzie ci do twarzy.
- Dzięki, aż tak ze mną źle?
- Zawsze mogło być gorzej.
- Ej! - Sue chwyciła za poduszkę i rzuciła nią w przyjaciółkę - pytam poważnie.
- Nie wiem? To ty się kręcisz w tym świecie, nie ja. Sądzę, że mnie nie powinnaś o to pytać, tylko kogoś innego.
Sue pokręciła głową i wzrokiem wróciła do ekranu laptopa. Szybko wpisała w wyszukiwarce parę propozycji projektantów. Miała nadzieję, że coś znajdzie. Kątem oka zerknęła na Anabel, której wyraz twarzy nie wróżył nic dobrego.
- Co jest? - Spytała niebieskowłosa.
- Kiedy byłaś w sklepie rozmawiałam z Babu. - Odpowiedziała przyjaciółka - do końca tygodnia zostanę u ciebie. Wracam do niego.
- Jesteście tego pewni?
- Sądzę, że tak. Jeszcze dziś wieczorem wpadnie tu. Nie masz nic przeciwko?
- Nie, skąd. Nawet nie wiem, po co pytasz. Po za tym, nie wiem czy akurat będę w domu.
- Masz jakieś plany?
- Jeszcze nie, ale coś się wymyśli. Muszę coś ze sobą zrobić, bo zwariuję.
- Sue i jej ADHD. Jak ja cię dobrze znam. - Anabel uśmiechnęła się - ale tak samej?
- W sumie...
Niebieskowłosa wyłączyła i zamknęła laptopa. Przesunęła go dalej, by móc położyć nogi na stoliku. Na parę dłuższych chwil zadumała się, podpierając się łokciem i oparcie fotela. Uniosła wzrok ku górze i zagryzła usta. Właśnie do jej głowy przyszła złota myśl.
- Zbliża się weekend, więc będę miała wolne. - Powiedziała - czy dobrym pomysłem będzie, jeżeli zrobię niespodziankę Shannonowi i do niego polecę?
- A nie będą mieli w tedy koncertu? - Aanabel pomasowała się po brzusku.
- Zadzwonię do Emmy i się wszystkiego dowiem. Żaden problem.
- Sądzisz, że Shannon będzie zadowolony twoją wizytą?
- A czemu nie? - Sue uniosła brwi - chcę z nim spędzić trochę czasu.
- Pytanie, czy on też.
- Coś mi sugerujesz?
- Dobrze wiesz, co mam na myśli.
- Przesadzasz. - Sue wstała i ujęła w dłoń pusty kubek po herbacie - myślę, że on chciałby jednak mieć swoją kobietę przy sobie.
- Ma kochanki, starczy mu do powrotu do LA. No, też nie zapominajmy o Crystal.
- Możesz mi przestać prawić złośliwości?
- Wybacz, to hormony.
Sue z miernym wyrazem twarzy wyszła z pokoju, zmierzając do kuchni. Wstawiła kubek do zmywarki i rozejrzała się za swoją komórką. Od rana jej nie widziała. Jak się okazało, zostawiła ją na stole, kiedy jadła śniadanie. Odblokowała go i zaraz naskrobała wiadomość:

- Cześć. Czy chłopcy mają specjalnie napięty grafik w ten weekend? Mam wolny czas i chciałabym zobaczyć się z Shannonem. Sue.

Ku swojemu zaskoczeniu, nie musiała długo czekać na odpowiedź. Emma najwidoczniej jeszcze nie spała :

- Nie ma problemu. Sądzę, że uda się ciebie gdzieś wepchnąć :)

Sue uśmiechnęła się pod nosem i odłożyła komórkę z powrotem na stół. Teraz już wiedziała, co będzie robić w najbliższy weekend. Chciała go właśnie spędzić z Shannonem. Jakiś czas się nie widzieli, stęskniła się za nim. Po za tym, mieli do ustalenia parę szczegółów dotyczących imprezy, na której mieli się wspólnie pokazać. Wiedziała, że perkusista będzie jeszcze kręcił nosem na ten pomysł, ale chciała, by jednak się zgodził. Zapewne, gdyby nie agentka tego nie zaproponowała, sprawa nie miałaby miejsca. Dziewczyna przycupnęła na parapecie okna, przy okazji podnosząc żaluzje. W kuchni wpadło światło dzienne. Sue założyła ręce i zamknęła oczy. Właśnie tego potrzebowała, odpoczynku, dobrego seksu i Shannona tuż przy jej boku.

Gabriel kręcił się po pomieszczeniu, dyktując pracownikom, co mają robić. Było jeszcze sporo do roboty. Chłopak nie mógł się doczekać, kiedy to studio zostanie otwarte. Z dnia na dzień jeszcze bardziej się cieszył, widząc efekty pracy. Tyle już było za nim, teraz tylko półmetek. Uśmiechał się sam do siebie, krążąc z miejsca na miejsce.
- Już nie mogę się doczekać. - Powiedziała Cornelia, która objęła go od tyłu - te miejsce niedługo ożyje. Ja ci mówię, będzie świetnie.
- Wiem. - Gabriel odwrócił się w jej stronę i dłońmi objął jej twarz - wreszcie.
- Mój chłopak będzie wielkiej sławy tatuażystą.
- Już nim jestem.
- Ach, jaki ty skromny. - Zaśmiała się dziewczyna, po czym delikatnie pocałowała go w usta - a Dorian kiedy przyjdzie?
- Już powinien być, ale co ja będę mówił. Sama wiesz jak z nim jest.


Samolot był prawie pusty. To jeszcze lepiej. Cisza i spokój. Żadnych krzyczących dzieciaków, starych ludzi, głośnych rozmów, śmiechów, rodzinnych wycieczek. Idealnie. Sue w uszach miała słuchawki, komórka spoczywała na jej kolanach. Opierała się głową o ściankę, spoglądając na to, co się dzieje za szybką. Jasne niebo gdzieś zniknęło, a za nie pojawiło się granatowe. Chmury stały się bardziej przejrzyste. Dziewczyna zamknęła oczy. Niedługo miała lądować. Już nie mogła się doczekać, kiedy to rzuci się na szyję Shannnonowi i wycałuje go za wszystkie czasy. Teraz chciała już być na miejscu, z nim sam na sam. Miała nadzieję, że się ucieszy na jej widok. Właściwie to była tego pewna. Uchyliła powieki. Spostrzegła rosnące nisko miasto. Z takiej wysokości wyglądało przepięknie. Dziewczyna uwielbiała takie widoki. Mogła tak wpatrywać się w niej godzinami. Wyjęła z ucha słuchawkę, gdy tylko usłyszała głuchy głos. Właśnie była informacja o zbliżającym się lądowaniu.
     Taksówka zatrzymała się przed hotelem. Sue stanęła na chodniku. Spojrzała na czubki swoich tenisówek. Jednak słysząc głos kierowcy, spojrzała wyżej. Złapała mocno na uszy dużej torby, skinęła głową i zaczęła iść w stronę drzwi obrotowych. Czuła jak jej serce zaczyna znacznie szybciej bić, a każdy krok jest taki lekki. Z uśmiechem od ucha do ucha podeszła do recepcji upominając się o swoją "należność". Trwało to chwilę, może dwie i znalazła się w dużej, szklanej windzie, która zaczęła jechać do góry. Zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Było to dosyć wysoko. Sue znalazła się na długim korytarzu, gdzie po podłodze ciągnął się niebieski dywan. Rozejrzała się i skręciła na prawo. Patrzyła na każdy numer drzwi, pilnując tego, by przypadkiem nie pominęła tych odpowiednich.
- Czterysta sześć. - Powiedziała w swoich myślach, kiedy przystanęła - to tu.
Dziewczyna energicznie zapukała, mając nadzieję, że Shannon nie poszedł wcześniej spać. Nawet gdyby, szybko by się rozbudził. Stąpała z nogi na nogę, nie mogąc się doczekać tego momentu. Drzwi się otworzyły, a przed nimi stanął Shannon. W pierwszym momencie nie wiedział, co się dzieje. Zrobił głupią minę, dokładnie przyglądając się niebieskowłosej. Otworzył szerzej oczy, pytając:
- Sue? Co ty tu robisz?
- Przyjechałam do ciebie. - Odpowiedziała, rzucając się mu w objęcia - chciałam zrobić ci niespodziankę. Mam trochę wolnego czasu, od Emmy wiem, że ty też. Nie cieszysz się?
- Pewnie, że tak, ale... - Shannon ucałował ją w czoło - ale jestem nieco zaskoczony.
Dziewczyna weszła do środka, a on za nią zamknął drzwi. Rzuciła torbę na podłogę i spojrzała w stronę perkusisty, wyciągając ręce w jego stronę. Ponownie tonęła w jego objęciach, a może to raczej on w jej? Ściskała go z całych sił i już nie chciała puścić. W końcu, teraz mogła.
- To zrobiłaś mi niespodziankę. - Powiedział mężczyzna, kiedy udało mu się uwolnić od jej rąk - przecież sam niedługo miałem się zjawić w Stanach.
- Oj, ale nie przesadzajmy. Trochę czasu miałoby minąć. - Sue ściągnęła z siebie płaszcz - chyba, że jednak nie cieszysz się na mój przyjazd?
Mężczyzna dotknął dłonią jej ramienia i powoli ruszył przed siebie. Dziewczyna odwiesiła płacz i poszła za nim. Widząc coraz więcej musiała przyznać, że musiało mu się mieszkać nieźle. Już przy wejściu do hotelu zobaczyła pięć gwiazdek. Tak naprawdę zawsze tak było.
- Chyba nie spałeś, co? - Spytała wchodząc do saloniku - w piżamie to nie jesteś.
- Od rana jestem na nogach. - Odparł, jak tylko objął ją w pasie.
- Zapewne jesteś zmęczony?
- Troszkę.
- To dziś cię jeszcze bardziej wymęczę. Co ty na to?
- Jak na lato. - Mężczyzna czule ją pocałował.
Mimo, że zajmował się czymś innym, cieszył się obecnością Sue, w jego głowie siedziało zupełnie coś innego. Chciał, by teraz była tu z nim, ale to krzyżowało jego plany. Przecież nie mogła się dowiedzieć o stanie rzeczy z Crystal. Miał zamiar w ten weekend do niej zadzwonić, jednak domyślał się, że niebieskowłosa nie będzie go odstępowała nawet na krok.


czwartek, 22 maja 2014

rozdział 56 - Liquor Store Blues

Siema :3
Notka składa się głównie z dialogów, ale mam nadzieję, że za to mnie nie ukrzyżujecie :P
Wiem, że długo nic się tutaj nie działo, ale wybaczcie. Ostatnio mam napięty "grafik" i nie mam zwyczajnie czasu, weny też niespecjalnie. Obym Wam teraz to odpowiednio wynagrodziła.
Zapraszam <3

Puzzel.


******


- No stary. - Powiedział z uśmiechem Tomo - nieźle wdepnąłeś.
- Nie pomagasz mi. - Odparł Shannon, który wypoczywał na sofie - kompletnie.
- I tak i tak Crystal się dowie o wszystkim. Nie lepiej wprost powiedzieć jej prawdę? Później może mieć jakieś wyrzuty i...
- Ale nie będziemy mieli już nic ze sobą wspólnego, nie będzie nawet kontaktu.
- A jesteś pewien w stu procentach? - Tomo pokręcił głową na słowa przyjaciela - kobiety tak łatwo nie odpuszczają, są też mściwe. Shannon, ja mam mieszkam pod jednym dachem z Vicki. Ja już chyba wszystko widziałem.
- Wiesz, ja nie wnikam w wasze...
- Przecież wiesz, o czym mówię!
Shannon zaśmiał się i nakrył twarz poduszką. Był w kiepskiej sytuacji, nawet można było powiedzieć, że w fatalnej. Jednym słowem, tylko się powiesić. Wiedział, że Sue będzie od niego wymagała tego, żeby zakończył temat z Crystal. To całkowicie oczywiste. Jednak pozostawało pytanie "jak to zrobić"? Co mu szkodziło po raz kolejny wyjść na zimnego drania? Właściwie nic. Może jednak było mu szkoda modelki, nie była tak jak reszta. Owszem, zachował się w stosunku do niej okropnie, ale było mu z tym dobrze. Miałby żałować, że stracił szansę na odbudowę związku z jego eks? Nie.
- Dobra, w takim razie - Tomo nadal mówił - co zrobisz?
- A co proponujesz? - Odparł Shannon.
- Nie wiem?
- No właśnie.
- Wciśniesz jej jakiś kit? Chłopie, to się kupy nie trzyma.
- A może... - Shannon zdjął z twarzy poduszkę i powoli usiadł - chyba mam pomysł.
- Oświeć mnie.
- Nic jej nie powiem.
- To zabłysłeś. - Odpowiedział mu z poirytowaniem gitarzysta - i co? Sądzisz, że ona się nie połapie, że ty kręcisz z Sue, a ona, że nie zerwałeś z Crystal? Sam sobie kłody pod nogi kładziesz. Chyba cię już do reszty pogięło?
- Ale zobacz... - Shannon uśmiechnął się, kręcąc głową - to plan idealny.
- A, mam rozumieć, że będziesz bałamucił obydwie?
- Kto tak teraz mówi... "bałamucił"?
- Jak widać ja.
- Nie ważne! Słuchaj... i tak teraz nie będę się widział z Crystal. Ograniczę z nią kontakt do minimum, wszystko samo zacznie się rozwiązywać. Z niej zejdzie to wszystko, nasze drogi będą się rozchodziły, a zrzuci się to wszystko na "związek na odległość". Ewentualnie, wspomnę jej, że nie umiem tak żyć.
- A jaki kit zaserwujesz Sue? Chyba, że się przyznasz, że jesteś tchórzem i boisz się zerwania z domniemaną, oficjalną dziewczyną. Rany boskie, jak to brzmi?
- Dobra, a co byś zrobił, gdybyś był na moim miejscu?
- Wiesz, pewnie nic nie zdążyłbym. Vicki do tego czasu by już mnie ukatrupiła. - Tomo zaśmiał się - ale ja już ci powiedziałem, co sądzę. Dla mnie powinieneś powiedzieć prawdę. Krótko i na temat. Tak będzie to wszystko ciągnęło się za tobą, później nieporozumienia, kłótnie i inne. Chcesz tego?
- I tak nawet gdyby to i z Crystal się nie zobaczę.
- No, może do tego czasu zmądrzejesz. Teraz, kiedy wróciłeś do Sue, masz zamiar doprowadzić do kolejnego rozstania?
- Czemu tak z góry zakładasz? - Shannon ściągnął brwi - przecież wie, że to z nią chce być i to ją kocham. Myślisz, że nie ma do mnie zaufania?
- Tak naprawdę obydwoje go nie macie.
- Dobra, Tomo. Ja idę spać, jestem zmęczony po tym koncercie.

Sue obudziła się po środku łóżka. Było jej chłodno. Oznaczało to, że kołdra leży gdzieś obok, lecz w tym przypadku na podłodze. Dziewczyna mruknęła pod nosem i leniwie się przeciągnęła. Ten dzień wydawał się chociaż odrobinę lepszy, pracę miała zacząć później. Powoli usiadła i rozejrzała się po pokoju. W pomieszczeniu był lekki zaduch, pachniało papierosami i perfumami. Sue przetarła zmęczone oczy i zaraz to zsunęła się z łóżka. Pod stopami poczuła drewnianą podłogę. Chwiejnym krokiem ruszyła do okna. Szybkim zamachem, zasłony rozeszły się na boki. Do pokoju wpadło światło, które na dzień dobry raziło w oczy.
- No i mamy kolejny dzień.
Powiedziała pod nosem. Parę razy zamrugała oczami, przejechała dłonią po twarzy i odwróciła się. Ruszyła do łazienki. Przechodząc przez pokój dzienny, doszedł ją głos Anabel. Chyba rozmawiała z kimś przez telefon. Sue nie zwracała jednak na to większej uwagi, awaria systemu potrafiła być mocno uciążliwa.
W kuchni panował niemały bałagan. Przez ostatni czas nie było czas na te nawet podstawowe porządki. Sue zdjęła ze stołu pudełko po pizzy i rzuciła w stronę śmieci. Karton odbił się od ściany i wylądował na podłodze. Dziewczyna opadła ciężko na krzesło i zagarnęła do tyłu swoje niebieskie włosy. Kiedy tylko jej mózg zaczął powoli pracować, pierwsze, co jej przyszło na myśl było hasło "Shannon". Zaraz za nim "rewelacje od agentki i Kristen". Jednak wolała się skupić na tym pierwszym. Zastanawiał ją fakt, że perkusista jak do tej pory nie dał nawet znaku życia. Znów wszystko miało być z jej inicjatywy? Miała nadzieję, że to, co było wcześniej się nie będzie powtarzać. Dziewczyna kątem oka spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Miała jeszcze trochę czasu do wyjścia. Wystarczająco dużo, by zjeść śniadanie, coś wypić i wyszykować się.
- Cześć. - Powiedziała Anabel. która właśnie weszła do kuchni - a co ty jeszcze robisz w domu?
- Dziś mam na późniejszą godzinę. - Odparła Sue i wstała, by wstawić wodę - całe szczęście. Przez ostatni tydzień musiałam wcześnie wstawać, cudem zdążałam do redakcji.
- To chyba dobrze?
Sue skinęła głową i wyjęła z szafki kubek. Rozejrzała się za puszką z herbatą. Jednak przyszła jej do głowy złota myśl, by jednak napić się kawy. Złapała za odpowiedni słoik.
- Babu dzwonił. - Powiedziała Anabel - przed chwilką.
- Słyszałam, że z kimś rozmawiałaś. - Odpowiedziała jej Sue sypiąc kawy do kubka - jakoś spokojnie?
- Teoretycznie.
- To znaczy?
- Przyznał, że jest mu przykro za tą ostatnią kłótnie. Powiedział, że już zeszło z niego to wszystko, ale potrzebuje trochę czasu. Myślę, że ja też.
- I miał rację. Tylko czemu sam nie przyjechał i nie powiedział ci tego w twarz?
Blondynka wzruszyła ramionami i usiadła przy stole. Dało się po niej rozpoznać zmęczenie. Sue to nawet nie mogło dziwić. Przyjaciółka była w kiepskiej sytuacji, ale to i tak była kropla w morzu. Jeszcze było tyle przed nią i Robertem.
- Anabel... - powiedziała niebieskowłosa - chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. Bradziej to chciałabym ci się do czegoś przyznać.
Blondynka spojrzała na Sue wyczekująco. Ta zasiadła do stołu z kubkiem kawy. Artystka nie była do końca pewna, czy to odpowiedni moment, ale mogło to nieco rozweselić ten poranek.
- Nikomu wcześniej o tym nie mówiłam, ale... - Sue przewróciła oczami - ale mam romans.
- Co ty gadasz? - Anabel dostała ożywienia - jak to? Z kim? Znam go?
- Owszem, znasz.
- O, a to dobrze?
- A ja wiem?
- Dobra, mów...
- Jak to ci powiedzieć? - Sue delikatnie się uśmiechnęła - sądzę, że będziesz trochę zszokowana, ale... mam romans z facetem Crystal.
- Co? - Anabel zrobiła wielkie oczy - a skąd mam go znać? To ona już nie jest z Shannonem?
- Nie wiem jak tam wyglądał dalszy obrót spraw, ale...
- Ale?
- To właśnie o niego chodzi.
- O kogo?
- O Shannona.
- O kurwa...
Anabel, aż rozdziawiła usta ze zdziwienia. Wielkimi oczami patrzyła na Sue, nie mogąc wierzyć własnym uszom. Miało to oznaczać, że ci dwoje do siebie wrócili? Blondynka nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Jednak...
- O cholera! Serio? Kiedy to się stało?
- Pierwszym razem, kiedy byłam w Paryżu na pokazie mody. On też tam był. - Mówiła z uśmiechem Sue - przespaliśmy się ze sobą. Co prawda byliśmy pijani i w ogóle, ale po tej nocy... coś we mnie i w nim zaskoczyło. Przyleciał do mnie.
- Iiiiii? - Spytała przeciągle Anabel.
- Zaczęliśmy rozmawiać. Od słowa do słowa, w końcu wyznał, że mnie kocha. Ja też nie mogłam się już przed tym bronić. Samo wyszło.
- Sue! Czemu mi nic nie mówiłaś!?
- Nie chciałam, by nie zapeszać. Później ta sytuacja z Robertem i sama wiesz... teraz jednak sie zdecydowałam.
- A co z Crystal?
- Jeszcze nie wiem. Nie rozmawiałam jeszcze z Shannonem. Ma z nią zerwać, może już to zrobił? Nie wiem, naprawdę.
- Sądzisz, ze to zrobi?
- A jak inaczej? - Sue pokręciła głową z poirytowaniem - skoro do siebie wróciliśmy to sprawa jest oczywista.
- Moim zdaniem nie do końca.
- Co masz na myśli?
- Uważasz, że powie Crystal prawdę?
- Może i nie, ale z nią już nie będzie.
- Sue, Sue... - Anabel podparła się łokciami o stół - myślisz, że ona nie będzie o niego walczyć?
- Ja tam nie wiem? Shannon mi się nie spowiadał z tego, jak między nimi jest, a raczej było.
- Dobrze wiesz, co mam na myśli.
- I co z tego?
- Nie będzie łatwo.

Sue siedziała przy biurku rozrysowując na kartce projekt. Po raz kolejny zatemperowała ołówek. Miękkie miały to do siebie, że często się łamały. Dziewczyna westchnęła i zabrała się do dalszej pracy. Czuła jak jej dłoń drętwieje i coraz bardziej boli. W końcu odrzuciła na bok narzędzie pracy i odchyliła się, wyciągając się. Zamiast myśleć nad pracą, jej głowę zaprzątały zupełnie inne myśli. Nadal nie miała żadnej wiadomości od Shannona. W takich sytuacjach człowiek była bardziej zdenerwowany niewiedzą. Sue podniosła się i złapała za komórkę. Miała tego już dosyć. Nie obchodziło ją, że zapewne u niego jest nadal noc. Pośpiesznie wpisała jego numer i nacisnęła zieloną słuchawkę. Cisza. Ponowiła połączenie.
- Halo? - Powiedział zaspanym głosem Shannon.
- Obudziłam cię? - Spytała Sue podchodząc do okna - przepraszam, ale innej opcji nie było.
- Nic nie szkodzi.
- Jesteś teraz w stanie do rozmowy?
- Wiesz, średnio. - Odpowiedział jej Shannon - kiedy jestem wyrwany ze snu to...
- A później?
- Nie za bardzo...
- Nie wygłupiaj się. - Sue pokręciła głową - znów to samo?
- Jestem zmęczony po koncercie.
- Teraz cały czas gracie, więc na to samo wyjdzie.
- Słońce, obiecuję, że zadzwonię jak wstanę. Proszę, teraz nawet nie jestem w stanie do logicznej rozmowy. Możemy tak zrobić?
- No dobrze.
- To słyszymy się później.
- Mhm.
- Kocham cię. Cześć.
- Pa.
Sue z rozżaleniem rozłączyła się. Rozumiała, że perkusista miał prawo być zmęczony, a tym bardziej, jeżeli go obudziła. Jednak chciała w końcu z nim porozmawiać. Nie chciała cały czas na nim wisieć, ani też w drugą stronę, ale była do omówienia pewna kwestia. Dziewczyna miała nadzieję, że słowa Anabel się nie potwierdzą.

Jared przekręcał się z boku na bok. Czuł jak coś kuje go w żołądku. Z rezygnowaniem usiadł i przetarł twarz dłonią. Nie mógł zasnąć. Pokręcił głową, przewrócił oczami i wstał z łóżka. Zaraz złapał za swoją komórkę i razem z nią w dłoni, ruszył do niewielkiej kuchni. Tam zsiadł przy stole i zaczął przeglądać wpisy z twittera. Spodziewał się, że nic nowego się nie dzieje. Odłożył telefon i podparł się czołem o kant stołu. Nienawidził tego stanu, kiedy nie mógł spać. Może za dużo emocji po koncercie? Westchnął ciężko, poniósł głowę i spojrzał przed siebie. Jego myśli były puste, oczy podkrążone, twarz zmęczona, a ciało prawie, że bezwładne. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. W końcu wstał i podszedł do blatu, by móc zaparzyć herbaty. Nastawił czajnik. Kiedy tak stał, zaczął powoli kontaktować.
- Shannon to farciarz. - Pomyślał i uśmiechnął się pod nosem - cholera.
Przypomniał sobie jak jego brat wrócił ze Stanów i opowiedział mu wszystko, co zaszło między nim, a Sue. Cieszył się, że wszystko się poukładało. Wiadomo, został jeszcze temat z Crystal, ale wszystko dało się zrobić. Jared zalał herbatę i spojrzał w stronę okna. Wolnymi krokami zbliżał się świt. O tej porze najlepiej się zasypiało, ale muzyk jednak cierpiał tej nocy na bezsenność. Z kubkiem w dłoni znów usiadł do stołu. Ponownie sięgnął po komórkę, która zabrzęczała. Uśmiechnął się do ekranu, przygryzając dolną wargę.
- Mam nadzieję, że już niedługo się zobaczymy. 
Przeczytał wiadomość i zablokował telefon.

Sue siedziała w pokoju dziennym. Naprzeciwko niej Kristen i agentka. Dziewczyna wzięła kolejny łyk soku, słuchając co mówi do niej kobieta:
- Czyli tak jak wspominałam - kontynuowała agentka - muszą zajść zmiany.
- No dobra, ale z góry mówię, że włosów nie przefarbuję! - Powiedziała stanowczo Sue - nie ma mowy.
- Doszłam do wniosku, że to nie będzie potrzebne. Ten niebieski jest twoim znakiem rozpoznawczym. Mówię teraz o innych zmianach...
- Czyli?
- Nie myślałaś może o przeprowadzce?
- Ostatnio się nad tym zastanawiałam, ale tu jest mi dobrze. Nie widzę potrzeby, póki co.
- Kochanie, a ja sądzę, że...
- Nie ma mowy.
- Uparta jesteś.
- Wiem. - Sue blado się uśmiechnęła - jak będę chciała, sama o tym zdecyduje.
- Przecież cię spokojnie stać na...
- Powiedziałam, nie.
- Dobra, jeszcze do tego wrócimy. - Agentka skreśliła z kartki jeden z punktów - kolejna rzecz. W najbliższym czasie pojawisz się na paru bankietach. Zaraz ci dam namiary. Nawet nie wiesz, ile dostajesz zaproszeń. Wszystkie dostaję ja, tak jak wcześniej ustaliłyśmy.
- Dobra, następne.
- W sumie to ostatnie. - Agentka przyjrzała się dokładnie kartce - trochę trzeba cię wypromować. Może inaczej, mały rozgłos?
- Co masz na myśli?
- Wiesz, dobrze by było, gdybyś sobie kogoś znalazła. Oczywiście to nie może być byle osoba z ulicy, ale znana.
- Co?
- Powinnaś sobie znaleźć odpowiednią "partię". Nie wiem? Aktor, muzyk, jakiś celebryta? Ktoś, kto jest na topie, ma wpływy, wiesz o czym mówię.
- Nie ma mowy. - Sue pokręciła głową i pomachała rękoma - nic z tego.
- Ale zrozum. - Wtrąciła Kristen - obydwie znamy ten świat. Wiemy, co dla ciebie dobre, a co nie. Zwłaszcza dla twojej kariery.
- Nianiek nie potrzebuje. Mam sobie układać życie pod wasze życzenie?
- Nie rozumiesz.
- Rozumiem i to dobrze. - Sue założyła ręce - mam udawać, że kogoś kocham i jestem z nim szczęśliwa? To jakiś absurd...
- Jak grochem o ścianę.
- Po za tym to niemożliwe z tego tytułu, że nie jestem wolna.
- Co?
- Shannon i ja wróciliśmy do siebie.
- O, to widzę, że problemy same się rozwiążą. - Agentka klasnęła dłońmi - przyjemne z pożytecznym. Jemu też to wyjdzie na dobre. W końcu, brat samego Jareda Leto.
Sue wzięła głęboki wdech i podniosła się. Podeszła małymi krokami do okna i odwróciła się w stronę kobiet. Wymagały od niej za wiele. Dziewczyna wiedziała, że szykują jej kolejne plany. W sumie, było to zrozumiałe, miały przecież dbać o jej wizerunek. Cieszyła się, że ma teraz Shannona, a one nie wtrącą jej w ramiona żadnego gogusia. Jednak, był pewien problem. Dziewczyna nadal nie wiedziała, co się dzieje, między nim a Crystal. Po za tym, niekoniecznie chciała obwieszczać światu swoich prywatnych spraw.
- Mam pomysł. - Znów powiedziała agentka - pojawicie się razem na najbliższej imprezie. Ludzie zobaczą, że to twój facet. Ubralibyście się w tym samym stylu. No, też trochę czułości nie zaszkodzi i... namówisz go, prawda?
- Czekaj, czekaj... - Kristen zmarszczyła czoło - Sue, mówiłaś, że on jest z Crystal? Tą modelką?
- I na tym polega problem. - Powiedziała niebieskowłosa - jeszcze nie wiem, czy z nią zerwał. Teoretycznie mamy romans, ale myślę, że to kwestia czasu.
- Szukasz dziury w całym. Przecież to jeszcze lepiej.
- No nie wiem? Nie bierzesz pod uwagę, że później mogę mieć nieprzyjemności?
- O czym ty mówisz?
- To jest świeże i...
- Głupoty gadasz.

 Shannnon siedział na balkonie i sączył kawę. Musiał wrócić do żywych, ostatnio nie tryskał energią. Spoglądał na miasto, które nabierało życia. Muzyk spojrzał na komórkę, która spoczywała na okrągłym stoliku. Miał zadzwonić do Sue, ale jeszcze chciał dać sobie chwilkę. Musiał przemyśleć, co ma jej powiedzieć. Prawdę? Oczywiście, że nie. Aż tak głupi nie był. Wziął kolejnego łyka kawy i zaraz to odstawił kubek. Chwycił telefon i wpisał numer. Na chwilę zamknął oczy, po czym połączenie zostało rozpoczęte. Nie musiał długo czekać.
- Cześć. - Powiedziała radosnym tonem Sue - wyspany?
- Powiedzmy. - Odpowiedział ochrypłym głosem perkusista - ale daję radę.
- Wiesz, o czym chcę porozmawiać, prawda?
- Nie ma lepszych tematów? Już myślałem, że może się za mną stęskniłaś.
- To też, ale dla mnie jest istotna jest sprawa z Crystal.
- Jeszcze nie.
- Co?
- Teoretycznie nadal z nią jestem.
- Ale mówiłeś, że...
- A niby jak? - Shannon przewrócił oczami - na odległość? Nie widziałem się z nią, więc niby jak? Po za tym, niczego ci nie obiecywałem.
- Słucham?
- Źle to ująłem. Przecież mówiłem, że minie jakiś czas, zanim powiem jej prawdę.
- Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. Istnieje coś takiego jak komórka.
- Żartujesz sobie? Mam z nią zrywać przez telefon?
- A czemu nie?
- Sue, tobie rozum już zupełnie odebrało? Wolałbym zrobić to twarzą w twarz.
- To się pośpiesz. Niedługo jest impreza, na której mam zamiar się pojawić, ale oczywiście z tobą. Agentka i Kristen powiedziały mi, że to jest bardzo dobry pomysł. Z początku nie chciałam, broniłam się, ale doszłam do wniosku, że mają trochę racji. Jared dziś do mnie dzwonił i powiedział, że macie w tedy przerwę. Idealnie złoży się w czasie.
- Chyba sobie żartujesz!? - Shannon poderwał się z krzesła - sądzisz, że chcę robić ze swojego, naszego życia sensację?
- A myślałeś, że nikt się nie dowie?
Shannon poczuł jak jego ręce zaczynają się trząść. Podszedł do barierki i oparł się o nią łokciami. Nie wierzył w to, co właśnie usłyszał. Sue mówiła całkowicie poważnie, a on nie mógł z tym nic zrobić. Zasadniczą sprawą było to, że chronił swoją prywatność. Kolejną sprawą było to, że to krzyżowało jego plany względem Crystal. Przecież to była jakaś paranoja. Jest z inną, a tu nagle kochanka, albo odwrotnie?
- Wybij sobie ten pomysł z głowy - powiedział. - Nie ma takiej opcji.
- Ale Shannon... - Sue nie poddawała się - spójrz na to z mojej perspektywy.
- Nawet nie chcę.
- Shanny...
- No to mam przejebane. - Pomyślał perkusista - i to zdrowo.


niedziela, 11 maja 2014

rozdział 55 - Reason

Joł, joł :3
Mam Wam do zaserwowania nowy rozdział. Miałam w tym tygodniu niczego nie dodawać, ale korzystając z okazji, że nie mogłam spać w nocy... macie efekty. Nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać? To chyba wszystko, 3majcie się :)

Puzzel.

****


Słońce zaszło, miasto jedynie oświetlały latarnie. Zapadł zmrok. Miasto pobudziło się do życia. W centrum Miasta Aniołów dało się usłyszeć dobrą zabawę, zobaczyć spacerujących ludzi, też niekoniecznie trzeźwych. O tej porze jednak Los Angeles było najpiękniejsze. Uwydatniało swoje wszystkie atuty. Było niczym pudełko błyszczących ozdób. - Kiedy się zobaczymy? - Spytała Sue.
- Niedługo przylatujemy do LA. - Odparł Shannon - damy radę.
Dziewczyna delikatnie uśmiechnęła się i zmrużyła oczy. Lekko uniosła się, stając na samych palcach. Chciała dosięgnąć po raz ostatni jego ust. Za nim znów mieli się spotkać, miało minąć trochę czasu. Spędzony ze sobą cały dzień był zdecydowanie za krótki. Sue objęła dłońmi jego twarz, całując jego słodkie usta. W tym samym momencie, jego dłonie spoczywały na jej plecach. Był to czuły dotyk. Dziewczyna nie chciała, by już wylatywał, ale zdawała sobie sprawę, że on nie może sobie na to pozwolić. Teraz miało go tak po prostu zabraknąć, kiedy właśnie go odzyskała? W pewnej sekundzie oderwała się od niego, lecz stykali się nosami.
- A co z Crystal? - Spytała cicho - wiesz, nie mam ochoty, by ona...
- Załatwię to, nie martw się. - Odpowiedział jej perkusista i dał jej pstryczka w nos - to nie potrwa długo. Po za tym, nie wiem, kiedy się z nią zobaczę.
- To tym bardziej.
- Wszystko będzie dobrze.
- Mam taką nadzieję. Nie chcę się tobą dzielić. Przecież wiesz.
- Wiem, słońce.
Dziewczyna powoli powoli zaczęła się od niego odsuwać. Musiał już iść, nie zdążyłby przecież na samolot. Lekko uniosła kącik ust i założyła ręce. Spoglądała na mężczyznę z tęsknotą w oczach. Nie lubiła rozstań, zawsze kiepsko to znosiła. Tym dłużej, tym bardziej było żal. Na chwilę spuściła wzrok. On podszedł i ucałował ją w głowę. Odwrócił się i ruszył w swoją stronę. Wtedy to Sue spojrzała wyżej. Widziała tylko  jego plecy, coraz bardziej się oddalał. Najchętniej pobiegłaby za nim, skoczyła mu na barana, wycałowała i nakazała wrócić razem z nią do domu. Jednak tego nie zrobiła. Stała tak do momentu, kiedy on całkowicie zniknął z jej pola widzenia. Schowała za ucho włosy i ruszyła powoli w stronę wyjścia. Cieszyła się, że spędzili ze sobą chociaż trochę czasu. Nie myślała, że kiedykolwiek tak się stanie. Sądziła, że już niczego nie da się naprawić, odwrócić. Jednak, myliła się. Shannon przebaczył jej błędy, ona jemu, czas zagoił rany. Wszystko wróciło do normy, teraz miało być tylko lepiej. Denerwowało ją to, że on nadal był z Crystal, mimo, że nawet w pojęciu teoretycznym. Sama też była kobietą, mogła przewidzieć to, co może dziać się dalej. Nie lubiła się z modelką i żadna z nich tego nie kryła. Czyżby właśnie miała się zacząć "wojna o faceta"? Była ciekawa, co Shannon jej powie, przyzna się do zdrady? Sue nieco to bawiło, on też się okazał tym "złym". Jednak dla niej miało to korzystne efekty.
Wsiadła do samochodu i przekręciła klucze w stacyjce. Silnik zaczął działać. Dziewczyna nacisnęła na gaz, auto ruszyło. Nie mogła sama uwierzyć w to, co się dzieje. To istne szaleństwo. Zastanawiała się, kiedy wyjawi wszystko Anabel i Gabrielowi. Do tej pory przecież milczała. Chciała zobaczyć ich miny. Jednak jak na tą chwilę od środka gryzła ją tęsknota. Znów ograniczenia do internetu i telefonu? Nie zastąpi to bliskości i tej prawdziwej obecności drugiej osoby.

Drewniane schody jak zwykle skrzypiały pod jej stopami. Jednak zostało już tylko parę na krzyż. Sue chciała już być w mieszkaniu, rzucić się na łóżko i zacząć wzdychać do zdjęcia Shannona. W końcu, była już na piętrze. Zaczęła szukać w przepastnej torbie kluczy. Kiedy tylko zabrzęczały, od razu wiedziała gdzie są. Drzwi zaraz po otworzeniu popchnęła i weszła do środka. Wyciągnęła się z uśmiechem na twarzy. Zdjęła ze stóp buty i już miała iść do swojej sypialni, kiedy to ujrzała bladą smugę światła, która szła z kuchni. Dziewczyna stanęła bez ruchu unosząc brwi. Jednak zaraz jej świadomość wróciła. Pierwszą rzeczą jaka wpadła jej na myśl, było za złapanie szczotki do zamiatania, która stała na przedpokoju. Chwyciła za nią i powoli skierowała się do kuchni. Stanęła przed progiem, chowając się w kącie. Kątem oka spojrzała do kuchni, by móc określić sytuację, lecz nikogo nie widziała.
- Może nie zgasiłam przed wyjściem z domu?
Pomyślała, bagatelizując sprawę. Jednak zaraz podjęła decyzję. Weszła stanowczo do kuchni, unosząc nieco wyżej kijek od szczotki. Była gotowa na jakikolwiek obrót sprawy. Jednak zanim cokolwiek zdążyła z siebie wydusić, zrobić... Jej dłonie opadły, a twarz przybrała zupełnie inny wyraz. Sue zrobiła parę kroków przed siebie, zostawiając szczotkę gdzieś przy wejściu.
- Anabel? - Spytała ze zdziwieniem w głosie - co ty tu robisz?
- Przepraszam, że zadzwoniłam, ale działałam impulsem. - Odpowiedziała przyjaciółka, która siedziała przy stole - mam jeszcze swoje klucze, więc weszłam.
- No to widzę, że jesteś, ale czy coś się stało?
- Mhm.
- Okey, dobra... czekaj. - Sue zaczęła się miotać po kuchni - będzie pewnie trzeba wypić coś mocniejszego.
- Pamiętaj, że w moim stanie to kiepski pomysł.
- Dobra, dziś musimy sobie jednak odpuścić.
- Ja mam herbatę, spokojnie. Sobie zrób.
Sue pokiwała głową i wstawiła wodę. Zdążyła się połapać, że coś faktycznie się stało. Jeżeli Anabel przyjeżdżała do niej w nocy, jeszcze bez zapowiedzi, święciła się długa relacja zdarzeń. Niebieskowłosa zalała herbatę i wraz z kubkiem zasiadła do stołu. Pytająco spojrzała na przyjaciółkę, obwijając dookoła palca sznurek od torebki.
- Pokłóciłam się z Babu. - Powiedziała cicho Anabel - i to dosyć mocno.
- Nie trudno się domyślić. - Odpowiedziała pod nosem Sue - ale o co konkretnie?
- Właściwie to o wszystko.
- Wiesz, że zawsze u mnie znajdziesz miejsce. W końcu, w połowie jest to też twoje mieszkanie. Ja zawsze będę ci pomagać jak tylko mogę, ale... czemu, aż tak to się potoczyło?
- Zaczęło się właściwie od byle czego. - Mówiła Anabel - tak jak zwykle, sprzeczka z bzdetu.
- Czyli?
- Tym razem od tego, że Robert chciał wieczorem wyjść do kolegi.
- Hmm, ciekawie. Ale mów dalej...
- Ja mu powiedziałam, że chciałabym by został ze mną w domu, bo ostatnio dosyć często zostaję sama. Wraca w połowie nocy, albo nad ranem. Przecież też ma prawo do swojego życia, ale tak jest notorycznie. Ilekroć proszę go, aby poświęcił mi więcej czasu to się oburza. Wspomniałam mu to i wtedy zaczął się wypierać, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Od słowa do słowa, od tematu do tematu. Sama wiesz, o co mi chodzi. Było coraz gorzej. Już się nie opanowywałam, on też. Padło parę ostrzejszych słów, zabolało.
- A on w końcu wyszedł? - Sue cały czas patrzyła na przyjaciółkę.
- Nie, został. Kłóciliśmy się. Też zrobił mi o to wyrzut, że musiał wystawić kumpla. Jak zwykle wszystko jest z mojej winy.
- Co było dalej?
- Zaczęliśmy sobie wszystko wyliczać, granice były prawie zatarte. Ja i on nie niczego nie kryliśmy. Przeszło wiele słów, ale pod koniec kłótni było najgorzej. Było chyba wszystko. Wprost mówiliśmy, co o sobie sądzimy. Jednak kiedy, kiedy...
- Kiedy co? - Sue podparła podbródek dłonią.
- Zeszło się na temat ciąży. Wiem, że to było pod naciskiem emocji i... ale mimo wszystko, nic takiego nie powinno się stać. Robert powiedział, że gdyby nie dziecko, pewnie już nie bylibyśmy ze sobą. Ja mu przytaknęłam. Wyszło na to, że żałujemy tego, co się stało, najlepiej było pomyśleć w czas. Później padły wyzwiska, też się zbytnio nie ograniczaliśmy. Ogólnie wyszło na to, że nie wiadomo, po co jesteśmy razem. Może faktycznie tak jest? Może zwyczajnie nie pasujemy do siebie, co?
Anabel spuściła wzrok, zaczęła mocnej ściskać kubek. Po jej policzku popłynęła mała łza, która zaraz skapnęła z jej brody. Sue cicho westchnęła i pokręciła głową. Wiedziała, że przyjaciółka pominęła parę ważniejszych kwestii, ale nie chciała na nią naciskać. Już wystarczająco była zestresowana, a w jej stanie było to wręcz niedozwolone. Nie wiedziała, co ma jej powiedzieć, doradzić. Patrzyła na nią z nieporadnością.
- Sądzę, że teraz obydwoje musicie zostać sami i przemyśleć to wszystko. - W końcu powiedziała Sue - na razie wszystkie emocje muszą opaść, nie myślicie zdrowo. Jakaś przerwa dobrze wam zrobi. Przecież wszystko stało się tak nagle, może podjęliście zbyt pochopne i szybkie decyzje? Rozumiem, że ciąża, że to są kruche sprawy, ale tutaj krzywda ci się nie działa. Mogłaś zostać.
- I żałuję, że tego nie zrobiłam. - Anabel podniosła głowę - ale może tak musiało być?
- Nawet tak nie mów. - Sue wstała i usiadła obok dziewczyny - przecież wiem, że go kochasz. On ciebie też, to widać. Jednak sądzę, że podejmowanie nagłych decyzji wiąże się z jakimś ryzykiem, tak jak cała reszta. Wprowadzając się do niego mogłaś się liczyć z tym, że będzie inaczej, będą sprzeczki.
- I co mi po tym? Myślisz, że się nad tym wcześniej zastanawiałam?
- Powinnaś.
- Poszłam za ciosem i nie myślałam, że...
- Dobra, nie ważne. - Sue przerwała jej w pół zdania - teraz liczy się teraz. Ja myślę, że się nie zrozumieliście w paru kwestiach. Nie wiem jak to wygląda, bo ja nigdy się nie decydowałam na mieszkanie z chłopakiem, ale... wymaga to pewnych wyrzeczeń. Musicie sobie ustalić parę rzeczy, pójść na kompromisy, rozwiązać jakoś te wszelkie dylematy.
- Zabawne. - Anabel prychnęła ironią - fajnie to wygląda, gdy o tym mówisz, ale zrobić trudniej. To prawie nie wykonalne.
- Ale się da. Teraz zostań u mnie na jakiś czas. Kiedy ty i Babu będziecie w stanie już normalnie porozmawiać to...
- Dobrze, że wzięłam więcej rzeczy. - Anabel wskazała palcem na dużą torbę stojącą przy ścianie -ubezpieczyłam się na jakiś tydzień.
Sue posłała jej blady uśmiech, po czym wyciągnęła w jej stronę ręce, by móc ją przytulić. Zaraz to poczuła pod swoim ciałem zaokrąglony brzuszek przyjaciółki. Podparła się brodą o jej ramię i zamknęła oczy, szepcząc do jej ucha:
- Będzie dobrze, jeszcze zobaczysz. Pamiętasz jak kiedyś ty tak do mnie mówiłaś?
Sue poczuła jak Anabel skinęła głową. Zaraz to odsunęła się od niej parę centymetrów i ponownie na jej twarzy zagościł uśmiech. Pocałowała czoło blondynki i podniosła się z krzesła. Dopiła herbatę i odstawiła pusty kubek na blat. Dłonie położyła na swoich biodrach i rozejrzała się po kuchni.
- Pójdę pościelić ci łóżko. - Powiedziała wychodząc z kuchni - chyba, że wolisz spać ze mną?
- Ta druga bramka. - Odpowiedziała Anabel.

Sue siedziała w łóżku, podpierając się plecami o poduszki. Na jej kolanach spoczywał laptop. Dziewczyna spojrzała w stronę swojej przyjaciółki, która obok już spała. Delikatnie dłonią zgarnęła z jej oczy kosmyki włosów i wróciła wzrokiem do jasnego ekranu. Miała nadzieję, że Shannon odbierze jej połączenie. Jednak nadal nic.
- Cholera. - Mruknęła dziewczyna - trudno. Jutro może się uda.
Spróbowała ostatni raz, jednak bez zmian. Wyłączyła i zamknęła laptopa, położyła go koło łóżka. Dłonie położyła na brzuchu i spojrzała w sufit. Tęskniła za nim, miała nadzieję, że on czuł to samo. Jednak to zaczęło schodzić na tylny plan. Nadal ważne, lecz teraz musiała pomóc Anabel. Sytuacja wyglądała naprawdę kiepsko. Co było najgorsze w tym wszystkim, Sue nie wiedziała co ma zrobić. Przeszło jej przez myśl, by zadzwonić do Roberta, ale zapewne niewiele by to zmieniło. Było za wcześnie na taki krok. Dziewczyna przekręciła się na bok i schowała dłonie pod poduszkę. Musiała iść spać, budzik był już nastawiony.

Do apartamentu wpadało słoneczne, jasne i poranne światło. Raziło w oczy. Shannon zasłonił okna ciemnymi zasłonami i chwiejnym krokiem podszedł do łóżka. Rzucił się na nie, lekko odbijając się od materaca. Nienawidził zmiany strefy czasowej, strasznie męczyła. Twarzą tonął w poduszkach. Dłonie rozłożył na boki i zamknął oczy. Chciał się wyspać, za parę godzin musiał się obudzić. Miał nadzieję, że Jared go zrozumie. Wieczorem przygotowania do następnego koncertu. Czasem miał już tego dosyć, mimo tego, że sprawiało mu to ogromną frajdę i satysfakcję. Przecież był tylko człowiekiem. Jego wydawało się cięższe, mięśnie się rozluźniało, opadał z sił. Musiał się liczyć, że kiedy wstanie wszyscy będą go wypytywali o wizytę w LA. Nie miał nic przeciwko temu, ale teraz marzył tylko o śnie.


Sue mocnym szarpnięciem odsłoniła okno, a do pokoju wpadło światło. Do jej uszu doszedł długi pomruk niezadowolenia. Dziewczyna spojrzała przez ramię. Anabel zaczęła się wygrzebywać spod kołdry, łapiąc się za głowę, na której włosy żyły własnym życiem.
- Dzień dobry. - Powiedziała rześko Sue - śniadanie ci zrobiłam, jest na stole w kuchni.
- Która godzina? - Spytała ochrypłym głosem przyjaciółka.
- Trochę po 8.20. Zaraz wychodzę do pracy.
- A nie mogłaś dać mi spać?
- Nie, wstawaj.
- Jesteś gorsza, niż ten koszmar, który miałam w nocy.
- Chodź do kuchni.
Sue puściła komentarz Anabel mimo uszu. Uśmiechnęła się szeroko i wyszła z sypialni. Stwierdziła, że nie ma co się denerwować. Dziś humor jej dopisywał, mimo tego, co wczoraj się stało u Anabel. Chciała chociaż w jakiejś części zarazić ją czymś pozytywnym. Wiedziała, że poranna pobudka nie była dobrym wstępem, ale się nie poddawała. Dziewczyna stanęła przy oknie w kuchni, dopijając powoli kawę. Usłyszała szuranie swojej przyjaciółki, to jak odsuwa krzesło i siada.
- Jedz, jedz. - Powiedziała Sue - jakbyś chciała jeszcze soku to jest w lodówce.
- Dobrze mamo. - Odpowiedziała jej zaspana Anabel - tylko się nie denerwuj.
- Złotko, dziś nie mam zamiaru, ani ochoty.
Sue założyła na nogi buty, górę nakryła dużym swetrem, torebkę zawiesiła na ramieniu i złapała za klucze. Spojrzała ostatni raz na przyjaciółkę i rzucając jej "cześć", wyszła z mieszkania.
                        Biurko pochłaniała masa teczek, kartek i pustych papierków po cukierkach. Sue przeżuwała właśnie kolejną kostkę czekolady. Tego dnia miała ogromną ochotę na coś słodkiego. Cieszyła się, że akurat nie było w redakcji szefowej. Na widok tego bałaganu, padałby już od progu. Dziewczyna odrzuciła puste opakowanie gdzieś na bok. Z resztą, kolejne.
- Jak Shannon wróci to mnie nie pozna. - Pomyślała z rozbawieniem - będę tak utuczona, że nawet w przejściu się nie zmieszczę.
Wzroku nadal nie odrywała od swojego laptopa. Miała przed sobą jeszcze trochę pracy. Musiała przejść się jeszcze w parę miejsc, dopatrzeć iluś szczegółów. Podparła się łokciem o biurko i ponownie zaczęła się rozglądać po pokoju. Teraz chciało się jej pić.
- Paranoja, Sue... uspokój się.
Pomyślała i pokręciła głową. Pokręciła ramionami, by rozluźnić spięte mięśni. Znów coś oderwało ją od pracy. Telefon, który leżał na biurku, zaczął nerwowo wibrować. Niebieskowłosa uniosła brwi i sięgnęła po komórkę. Na jej ekranie pojawiło się hasło: "AGENTKA". Pokręciła głową i nacisnęła na zieloną słuchawkę.
- Sue, jak dobrze, że odebrałaś! Ile razy można do ciebie wydzwaniać? Nie rób tak więcej!
Powiedziała kobieta, za nim Sue zdążyła wydusić z siebie chociaż słowo.
- Co się dzieje? - Spytała dziewczyna, kręcąc się fotelem - wybacz, ale ostatnio miałam urwanie głowy.
- Trzeba coś zmienić, nie sądzisz?
- Co masz na myśli?
- Trzeba się za ciebie wziąć. Kiedy do ciebie dotrze gdzie pracujesz, co robisz i jaką jesteś postacią?
- Super gwiazdą to nie jestem
- Sue! - Kobieta była stanowcza i nieco zdenerwowana - trzeba się zająć paroma rzeczami. Będziesz miała parę spotkań, a po za tym czemu nie odpowiadasz na wszelkie zaproszenia?
- Nie otwierałam skrzynki.
- A rachunki jak płacisz? Nie ważne, trzeba się tobą zająć. To nie jest jakaś tam zabawa!
- Co konkretnie?
- Jutro wpadnę do ciebie wieczorem. Jeszcze się dogadamy, co do godziny. A właśnie, dzwonił do mnie Terry Richardson. Wspominał, że też nie mógł się do ciebie dodzwonić.
- Fakt, miałam parę nieodebranych połączeń. - Sue przygryzła wargi - a skąd ma twój numer?
- Słonko, jestem twoją agentką.
- No tak.
- Nie wydurniaj się! Jutro się widzimy.
Sue już otwierała usta, by coś dopowiedzieć, ale usłyszała w telefonie tylko głuchy sygnał. Odrzuciła go na biurko i odwróciła się w stronę laptopa. Domyślała się, o co może chodzić jej agentce. Faktycznie, ostatnio była po za światem. Pochłonęła ją praca, rozmysły o minionych dniach i wiele innych. Może było w tym trochę racji. Miała tylko nadzieję, że nie będzie miała kazania o zmianie koloru włosów. To było najgorsze. W końcu to jej znak rozpoznawczy.

Shannon chodził w jedną i drugą stronę. W dłoniach miał pałeczki i grał na "niewidzialnej perkusji". Kątem oka czasem zerkał na to, co się działo na około niego. Każdy był zajęty sobą, ostatecznymi poprawkami przed wyjściem na scenę. Perkusista w końcu się zatrzymał i włożył pałeczki do tylnej kieszeni dresów. Ręką oparł się o ścianę i zamknął oczy. Jego ciało pulsowało, emocje skakały. Impulsywnie zaczął potupywać stopą.
- Wszystko dobrze?
Shannon otworzył oczy i zobaczył stojącego naprzeciwko niego Tomo. Mężczyzna pokiwał głową, nic nie mówiąc. Jednak jego przyjaciel nie chciał dać za wygraną i zadał kolejne pytanie:
- Może to nie jest miejsce i czas, ale jak poszło ci z Sue?
- Wszystko dobrze. - W końcu dopowiedział perkusista - wróciliśmy do siebie.
- To świetnie. Wiesz jaki miałem do tego stosunek na samym początku, ale teraz wam kibicuję. Sądzę, że dobrze się dobraliście. Macie moje błogosławieństwo.
- Dzięki, królowo Chorwacji.
- Nie ma sprawy. - Tomo parsknął śmiechem - a co z Crystal?
- Mówisz poważnie? Teraz mamy o tym gadać?
- Dobra, masz rację. Ale chociaż mi powiedz, powiesz jej prawdę?
- Jeszcze nie wiem? Nawet gdyby, sądzisz, że się nie dowie? Jaki miałbym podać jej inny powód?
- A ja wiem?
- Porozmawiamy po koncercie.

Anabel siedziała w pokoju dziennym przełączając pilotem kanały. Nic było nic wartego zawieszenia oka. Dziewczyna ciężko westchnęła i złapała się za brzuszek. Na myśl, że teraz będzie jeszcze większy, przerażała się. Ciąża nie była chorobą, lecz potrafiła wykańczać kobietę, bez dwóch zdań. Blondynka ułożyła głowę na poduszkach wlepiając swój wzrok w ekran. Jej komórka nadal milczała. Babu nie dzwonił, ona też nie zamierzała. Nie chciała się z nim kłócić, ale jednak było to nieuniknione. Teraz nie wiedziała, co ma robić. Nie wiedziała, co on czuł, lecz ona była w kompletniej kropce. Miała nadzieję, że słowa Sue "wszystko będzie dobrze, zobaczysz", sprawdzą się.





środa, 7 maja 2014

rozdział 54 - Czas, który pozostał

Hej :)
Mam nadzieję, że poprawiłam wszystkie błędy, jakie się tu pojawiły. Jeżeli coś nie będzie tak, jak zwykle upomnijcie mnie w komentarzu. Mam nadzieję, że nie przesłodziłam.
Zapraszam <3
Puzzel.

*******


Czuła na swojej szyi jego ciepły oddech, rytmiczny i głęboki. To ją uspokajało, zgrała się z nim. Leżała na plecach spoglądając w jego stronę. Powoli się wybudzał ze snu. Dziewczyna delikatnie dłonią musnęła jego dłoń, która spoczywała na jej brzuchu. Uśmiechnęła się do swoich myśli i zamknęła oczy. Jej serce wyrywało się tylko do niego. W pokoju panowała błoga cisza, jedynie ich oddechy cicho szumiały w tle. Niebiesko włosa uchyliła powieki i spojrzała w sufit. Jej umysł był już wolny od tych złych i podłych myśli. Teraz mogła się cieszyć jego obecnością. Ile to mogło trwać? Wiedziała, że on nie ma wiele czasu. Jeszcze tego samego dnia musiał wracać do trasy. Już teraz mogła za nim tęsknić. Cicho westchnęła pod nosem. Przy nim była bezbronna, bezwładna, kompletna nieważkość. Przez swoje myśli mogła płonąć z zawstydzenia.
- Dzień dobry. - Szepnął do jej ucha - jak się spało?
- Hmm? - Sue wyrwała się ze swoich myśli - świetnie jak nigdy wcześniej.
- To dobrze.
Shannon uśmiechnął się i powoli podniósł, opierając się łokciem o materac. Spoglądał na nią z czułością w oczach. Opuszkami palców musnął jej suche usta. Nie sądził, że jeszcze kiedyś będzie mógł ją w ten sposób dotykać, mówić do niej tak, budzić się obok. Mogło się to wydać nieco banalne, w końcu był mężczyzną. Jednak to tylko stereotyp wymyślony przez pseudo feministki. Mimo tego, też człowiekiem, a każdy z nich ma uczucia. Oczywiście one sumiennie komplikują życie, lecz ono nie było nim bez nich. Sue zaraz powoli poderwała się i przewróciła go na plecy. Usiadła na nim, podpierając się kolanami o materac. Dłonie ułożyła na jego klatce piersiowej. Zalotnie się uśmiechnęła i spytała:
- Czemu ja?
- A czemu nie ty? - Odparł pytaniem Shannon - dlaczego nie inna?
- Wiesz, dosyć mocno odbiegam od standardów.
- Bo co?
- Oj, przecież wiesz, o czym mówię...
- Nie zgodzę się z tobą. To, że ktoś jest inny od innych nie jest oznaką gorszego. Jesteś unikatem, ciebie nie da się zastąpić. Wszyscy się od siebie różnią, a ty się wyróżniasz.
Sue pochyliła się, by móc ucałować jego usta. Trwało to chwilę, może dwie. Jednak nie mogła się powstrzymać, by tego nie powtórzyć. Dłonią przejechała po jego ramieniu, szyi, dosięgnęła policzka. On był niczym ogień, ona jak woda. Tak różni, a mimo tego tak podobni. Ze skrajności w skrajność, która była w pewnym sensie całością.
- A co z Crystal? - Spytała prostując się - dawno temu wy...
- Nie. - Shannon lekko pokręcił głową - formalnie nadal...
- To mamy romans.
- Jak to brzmi?
- Tak, jestem kochanką faceta Crystal. Nieźle to brzmi. Nie powiem, ma gust, jak widać ja również.
- Nie schlebiaj mi.
- Oj, jakbyś nie lubił, kiedy ktoś prawi ci komplementy. - Sue zaśmiała się i teatralnie przewróciła dużymi oczami - ale powiedz mi...
- Mhm?
- Co dalej? Wiesz, nie chcę się tobą dzielić, chyba to rozumiesz?
- Póki co nie zobaczę się z nią tak szybko.
- Wiesz, pękłabym z zazdrości, gdyby ta małpa...
- Proszę...
- No co?
Shannon zaśmiał się i złapał ją w pasie. Bawiło go to jak Crystal działa na Sue i odwrotnie. Czuł się w centrum zainteresowania, w końcu to kobiety o niego się ścinały. Niby powinno być to w druga stronę, lecz nie mógł sobie skłamać, że to fajna sprawa. Powoli usiadł i jeszcze bardziej objął dziewczynę. Ich twarze były tak blisko siebie. Prawie stykali się nosami.
- Nie lubię jej. - Powiedziała dziecięcym głosikiem, Sue - serio.
- Ciii... - Shannon położył palec na jej ustach - już nie mówmy o tym, dobrze? Warto tracić na to czas?
- Shanny, powiedz mi jedną rzecz.
- Jaką?
- Jak udało ci się?
- Ale co?
- Nie wiesz, o czym mówię? - Sue spojrzała mu w oczy - wiesz, jakby nie patrzeć zostawiłeś swoje poprzednie życie. Z czego wiem to...
- Masz kiepskie źródła.
- Nie wypieraj się jak żaba błota.
- Nie mówię, że nie, ale chyba tak wiele o mnie nie wiesz.
- Owszem i to sporo.
- Może o tak, lecz nie wszystko.
- Zawsze można się poznać na nowo, nie sądzisz?
- Właśnie robimy to, a konkretniej od wczorajszego wieczoru.
- Tak po prawdzie przyszedłeś w nocy.
- Musisz być taka szczegółowa?
- Tak.
Sue powoli przybliżyła się do niego i pocałowała, wkładając w to całą swoją czułość. Oplotła rękoma jego kark i delikatnie przywarła do jego ciała. Lubiła dzielić się z nim swoim ciepłem. On z resztą też. Gdy tylko oderwała się od jego ust, oparła się podbródkiem o jago ramię. Przytuliła do siebie jeszcze mocniej i westchnęła. To było takie miłe. Teraz to, co wcześniej zwiędło, odrosło na nowo. Wystarczyło parę kropel chęci i promienie ciepłych uczuć. Teraz chociaż niechcący chciała słuchać jego słów, bez znaczenia czy miały większy sens.

Jared przewracał się po łóżku nie mogąc zasnąć. Nadal ugniatał i gwałcił rękoma swoją poduszkę, która nadal nie zmieniała kształtu. Zrezygnowany muzyk usiadł i przejechał dłońmi po swojej twarzy. Był prawie środek nocy, a on nadal nie mógł zasnąć. Najchętniej łyknąłby jakąś tabletkę, ale lekarz ostatnim razem ostrzegał go. Jared pokręcił głową i ściągnął z siebie kołdrę. Chwiejnym krokiem podszedł do drzwi balkonowych i bez zastanowienia zaraz je otworzył. Tam było nieco chłodniej, ale nie sprawiało mu to większej różnicy. Rozejrzał się po okolicy i coś mruknął pod nosem. Zapewne w takim przypadku przeszedłby się do Shannona, ale ten postanowił pojechać do swojej ukochanej. Gdyby wybrał drugą bramkę, Tomo, prawdopodobnie oberwałby od Vicki. Sądząc po godzinie, reszta ekipa nie wybaczyłaby mu nagłej pobudki. Co chwilę dopadały go w swoje sidła rozmyślenia, które go dosyć mocno nurtowały. Można było powiedzieć, że to jak zabawa w filozofa. Jared czasami przesiadywał nocami na powietrzu i zastanawiał się nad tym co było, jest i będzie. Przyznawał się sam przed sobą, że żal mu tylu rzeczy, szkoda minionych lat. Jednak też mogła go dopadać zazdrość. Jednak nie była taka łatwa, zazdrość o zwykłe ludzkie szczęście. Sława, pieniądze, wygląd, to takie płytkie. Jednak jemu brakowało czegoś więcej, szczerego, czego nie da się kupić.

Sue trzymała w dłoni filiżankę kawy. Pachniała cudownie, wdarła się też domieszka kardamonu. Dziewczyna zamknęła oczy. Do jej uszu dochodziła muzyka, która koiła i zaspakajała jej zmysły. Na jej biodrach spoczywały duże i nieco szorstkie dłonie Shannona. Na swojej szyi czuła dotyk jego ust. Powoli wyciągnęła przed siebie nogi i położyła na stoliku. Poduszkę zastępował jej Shannon. Zatapiała się w jego ramionach. Mogłaby tak siedzieć cały dzień, upajając się tą cudowną chwilą. Było tak spokojnie, cicho i przyjemnie. Było idealnie.
- O 23.30 mam samolot. - Powiedział cicho Shannon - ostatni jakim mogę lecieć.
- Chciałabym, byś zabrał mnie ze sobą. - Odpowiedziała mu Sue, powoli otwierając oczy - albo żebyś został... tu, ze mną.
- Przecież wiesz, że to niemożliwe.
- A po co są marzenia?
Shannon delikatnie się uśmiechnął. Sam myślał to samo, co Sue, lecz tak jak sam wspomniał, nic na to poradzić nie było można. Teraz nie chciał się zastanawiać jak postąpi, wobec Crystal. Nie miał ochoty zagracać tym swoich myśli. Dla niego była to tylko i wyłącznie gra, część jej. Owszem, lubił ją. Była zabawna, kochana, ładna, uwielbiał z nią rozmawiać. Mógł na każdy temat. Mogłoby się nawet rzec, że była to dziewczyna idealna do kochania. Jednak to Sue zagościła w jego sercu, nadal była jego numerem jeden na liście.
- Co dziś robimy?-, odchylając głowę, by móc na niego spojrzeć - mamy sporo czasu do zmarnowania.
- Czemu od razu do marnowania? - Odparł Shannon, przyglądając się dziewczynie - ja bym tak tego nie nazwał.
- Faktycznie, źle to ujęłam.
- Masz gitarę?
- Chyba tak? Gdzieś ją tam mam, a co?
- Mogłabyś przynieść?
- No dobrze.
Sue uśmiechnęła się i pocałowała czoło muzyka. Niechętnie wstała i ruszyła do swojego pokoju. Gitara od dosyć dawno nie była już w użytku. Zajrzała pod łóżko. Obok pustej walizki znalazła akustyka. Wyciągnęła instrument i zaraz wróciła do pokoju dziennego.
- A może ty byłaś oceanem, kiedy ja byłem kamieniem?
Powiedział nagle Shannon, kiedy Sue podała mu gitarę. Spojrzała na niego ciepło i zaśmiała się w duchu.
- Znasz tą piosenkę? - Spytała i usiadła obok niego - nie wiedziałam.
- No widzisz. - Perkusista zaczął oglądać gitarę - bardzo ją lubię.
- Co zagrasz?
- Zobaczysz, a raczej usłyszysz. Daj mi tylko chwilkę.
Sue przechyliła głowę w bok, obserwując każdy ruch mężczyzny. Oparła się plecami o poduszki, a nogi położyła na jego kolanach. Zaczął grać. Na początku melodia nie była zbyt spójna, lecz później chaos został opanowany. Dziewczyna zamknęła oczy, wsłuchując się w dźwięk. Znała tą piosenkę. Bardzo ją lubiła. Kiedyś potrafiła słuchać jej godzinami. Ponadczasowa.


And I'd give up forever to touch you.
"Cause I know that you feel me somehow.
You're the closest to heaven thar I'll ever be.
Abd I don't want to go home right now.

And all I can taste is this moment. 
And all I can breathe is your life.
'Cause sooner of later it's over.
I just don't want to miss yo tonight.

And I don't want the worls to see me.
'Cause I don't think they'd understand.
When everything's meant to be broken.
I just want you know who I am.


Jeszcze nigdy, jak do tej pory, nie słyszała śpiewającego Shannona. Musiała przyznać, szło mu całkiem dobrze. Czasami zdarzały się fałsze, ale doceniała jego starania. Też nie dało się ukryć jej rozczulenia na tekst piosenki. Nie sądziła, że to ją zagra. Spojrzała na perkusistę z radością wymalowaną na twarzy. Kiedy tylko melodia ucichła, Shannon położył gitarę obok/
- Aż tak strasznie śpiewałem? - Spytał, spoglądając na niebieskowłosą - wybacz, ale nie mam głosu Jareda.
- Śpiewasz bardzo ładnie. - Odparła Sue intonacją małej dziewczynki - wiesz, nikt wcześniej nie grał dla mnie dla gitarze, tak więc jest jeszcze lepiej.
- Musiał być ten pierwszy raz.
Dziewczyna powoli usiadła i podparła się podbródkiem o jego ramię. Na tyle, ile mogła objęła go w pasie i cicho westchnęła. Nie mogła się sprzeciwiać, że to było dla niej "coś". Niby mogła się rozkleić, ale jednak trzymała się twardo.
- Zagraj coś jeszcze. - Szepnęła do jego ucha - proszę.

Anabel siedziała w kuchni, przeżuwając kolejną łyżkę płatków zbożowych. Wzrokiem wodziła za Robertem, który cały czas kręcił się po kuchni. Chciała spytać go, o co chodzi, ale z racji tego, że ostatnio mieli ciche dni... zaczęła się nad tym zastanawiać. Dziewczyna przewróciła oczami. Nawet jeżeli już rozmawiali to i tak dochodziło do jakiejś bezsensownej dyskusji, czy sprzeczki.
- Szukasz czegoś? - Anabel w końcu spytała, ale z politowaniem - bo tak to przynajmniej wygląda.
- Co? - Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem - nie wiem, co zrobiłem z komórką.
- A przypadkiem nie została w sypialni?
- Nie.
- To może w salonie?
- Nie mam teraz czasu na wyliczanki. Komóra jest mi potrzebna i to zaraz. Muszę zadzwonić w jednej sprawie.
- Czemu od razu z taką agresją? - Anabel odparła z oburzeniem - poszukaj jeszcze raz. Pamiętasz, co ostatnio z nią robiłeś?
- W tym sęk, że nie.
- To może po prostu puszczę ci cynka?
- Już nie trzeba.
Babu już trzymał w dłoni telefon. Zapomniał jak kładł ją blacie w stole. Przechodził tędy tyle razy, a nadal się nie mógł zorientować. Zaraz to zaczął wybierać numer, jednak połączenie było z niepowodzeniem. Ponowił próbę, ale w dalszym ciągu nic, zajęte.
- Cholera. - Mruknął pod nosem i usiadł przy stole - tak to jest, gdy dzwoni się za późno.
- A coś się dzieje? - Anabel znów postanowiła zagadać/
- Mam pewną sprawę, nie ważne.
- Jak sobie wolisz, nie chcesz to nie mów.
- Czasem mam wrażenie, że ty chcesz wszystko wiedzieć. Nie mogę mieć chociaż odrobiny swojej prywatności?
- I kto to mówi? - Dziewczyna zaśmiała się teatralnie - to ty cały czas...
- No i jak zwykle.
- Sam zacząłeś. Nie wybielaj się, bo sam się wtrącasz w wiele moich spraw. Wszystko zrozumiem, ale nie to do cholery, że zapuszczasz żurawia w nieswoje interesy.
- Hoho - Babu zaśmiał się i wstał od stołu - czyli jak zwykle ja jestem tym złym?
- Robert, skończmy ten temat. To bez sensu. Nie chcę się kłócić.
Chłopak już chciał jej wtrącić, ale się powstrzymał. Pokręcił głową, machnął ręką i wyszedł z kuchni. Bokiem wychodziły mu wszelkie dyskusje, pomówienia, kłótnie i wszelkie inne tego typu sytuacje z Anabel w roli głównej. Najchętniej wyjechałby na miesiąc, by móc odpocząć. Jednak sam też nie był bez winy, ale nie umiał tego zauważyć. Póki co, cisza przed burzą.

czwartek, 1 maja 2014

rozdział 53 - No rest for the wicked

No siema :3
Więc tak misiaczki, teraz zaserwowałam Wam rozdział, który powinien się spodobać ^^
Oceńcie, przetrawcie i następny wpis w przyszłym tygodniu.
Co jeszcze?  Korzystając z tego, że jest wolne to miłego wypoczynku.
Nic po za tym, zapraszam :)



Puzzel.

******

Samolot przebijał się przez kłębiaste chmury. Za okna wyglądały one jak wata cukrowa, która tylko czekała, by jej skosztować. Pasażerów było mało, niewiele osób latało nocami. Jednak Shannonowi było to bez większej różnicy. Zarezerwowanie biletu nie było takie trudne, lecz namowa Jareda na jakikolwiek manewr mogła równać się z cudem. Mimo tego, że mieli wolny czas, młodszy Leto grymasił na pomysł brata. Jednak przy użyciu odpowiednich argumentów dało się coś zdziałać. Shannon siedział wygodnie, lecz z niecierpliwością w jednym z wielu foteli samolotu. W uszach miał słuchawki, na jego kolanach spoczywał laptop. Nic się nie działo, jednak on był niespokojny. Sam nie wiedział, czemu to robi, tak naprawdę to błaha sprawa. Może jednak nie chodziło o te jedne, niewinne spotkanie w kawiarni, lecz o całokształt. W końcu sam przed sobą musiał się przyznać do tego, co naprawdę w nim siedzi. Wymagało to czasu, jednak miał nadzieję, że jeszcze nie jest za późno. Przed jego wyjazdem na lotnisko, Tomo śmiał się z niego, mówiąc "wiedziałem, że tak to się skończy". Mimo tego, że nie kibicował tej całej sytuacji, widząc tych dwoje zlitował się. Kto by powiedział tych parę miesięcy temu, że kiedyś dojdzie do takiego momentu jak teraz. Właściwie nikt. Za okna samolotu można było już powoli dostrzec miliony drobnych światełek, które szły z miasta, które z takiej wysokości wydawało się takie małe. Shannon z każdą kolejną minutą miał wrażenie, że siedzi na szpikach. Chciał już być na ziemi.

Sue kręciła się po mieszkaniu z telefonem przy uchu. Jedną ręką zalewała herbatę, zaś drugą miała zajętą trzymaniem papierosa. Co jakiś czas pomrukiwała, przytakiwała, albo zwyczajnie milczała słuchając głosu po drugiej stronie słuchawki. W końcu usiadła z kubkiem przy stole.
- Ja tego nie rozumiem. - Mówiła Anabel z rozżaleniem w głosie - on sam nie wie, czego chce. Czasami mam wrażenie, że jestem mu tylko zbędna. Ta ciąża chyba jest mu bardzo nie na rękę.
- Uspokój się. - Powiedziała spokojnym tonem niebieskowłosa - dla niego to też jest zupełnie nowa sytuacja. Babu najwidoczniej nieco się w tym wszystkim pogubił. To normalne. Ty też nie jesteś bez winy.
- Mówisz jak moja matka. Jakby wydawałoby ci się, że tak wszystko znasz i wiesz.
- Anabel, moim zdaniem nie ma co się sprzeczać. To wam szkodzi. Jeżeli faktycznie myślicie o tym poważnie to zaprzestańcie takim sytuacjom. Zobaczysz, będzie jeszcze fajnie. Ta ciąża spadła tak nagle, ale sami wiedzieliście co robicie. 
- Sugerujesz, że teraz "mam za swoje"? 
- Nie! - Sue przewróciła oczami - tylko twierdzę, że nigdy nie byliście w takiej sytuacji. Musicie się z tym oswoić. Teraz wprowadziłaś się do niego, wszystko jest takie nowe i oderwane od poprzedniego życia. Musicie razem się z tym zmierzyć. Podjęliście pewne decyzje, nie będzie łatwo. Początki z reguły nie są za najlepsze. Nie widzę sensu w jakiś głupich kłótniach, które i tak do niczego ni prowadzą. Przyszedł czas na dorosłe decyzje, już za późno na odwrót. 
- Ale co ja mam zrobić?
- Przede wszystkim podejść do tego na spokojnie. Teraz masz swoje humorki, działa to w taki, a nie w inny sposób na innych. Babu może mieć tego dosyć, ale przywyknie. Przed wami jeszcze parę miesięcy.
- I tak mi to nic nie pomogło.
- To co ja mam ci powiedzieć?
- No to...
- Porozmawiaj z nim na spokojnie, wyjaśnijcie sobie wszystko. To najlepsze rozwiązanie. Powiedzcie sobie prosto w twarz, co wam leży na sercu i spróbujcie to jakoś rozwiązać. Jakiś kompromis? Też nie mów, że nie jesteś potrzebna Robertowi, że traktuje cię jak czwarte koło u wozu, Na pewno tak nie jest. Sądzę, że to nacisk wszystkich emocji, sytuacji. Przestań biadolić!
- Super! Rady jak pic na wodę.
- Nie mam na ciebie sił.
Sue wstała od stołu i wraz z kubkiem herbaty przeszła się do pokoju dziennego. Zajęła miejsce na kanapie i wyciągnęła nogi. Prawie codziennie biegała na obcasach, co utrudniało wiele spraw. Ale jak to mówiły babki "chcesz być piękna to cierp". Dziewczyna westchnęła i ułożyła głowę na kolorowych poduszkach. Nadal słyszała narzekanie i niezrozumiałe słowa Anabel. Bywało to męczące, zwłaszcza, kiedy przyjaciółka potrafiła do niej dzwonić parę razy dziennie. Oczywiście martwiła się o nią, chciała dla niej jak najlepiej, ale czasami Anabel przesadzała. Nie było się czemu dziwić, w jej stanie wszelkie chwyty dozwolone.
- A co u ciebie? - Spytała blondynka - jakieś nowości?
- Tak. - Sue sięgnęła po pilota - same rewelacje. Wczoraj porwało mnie UFO, później zostawiło mnie w lesie i nad ranem wróciłam do domu. 
- Sue, pytam poważnie.
- Nic się nie dzieje.
- Aha, jak tak mówisz to z reguły coś jest na rzeczy. Gadaj!
- Przecież ci mówię.
- Mam wrażenie, że jesteś mną poirytowana...
Wtem po mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi. Sue lekko uniosła głowę spoglądając w stronę przedpokoju. Kogo niosło o tej porze? Taka godzina, a ktoś się dobijał. Dziewczyna powoli i leniwie wstała. Obeszła kanapę i ruszyła w stronę drzwi. 
- Ktoś do ciebie przyszedł? - Spytała Anabel - słyszałam dzwonek.
- Tak. - Odparła niebiesko włosa - ale jeszcze nie wiem kto, właśnie idę otworzyć.
- Może lepiej nie? A skąd wiesz kto to? Wejdzie do mieszkania i...
- Daj spokój.
Sue otworzyła zamek i zdjęła łańcuch. Nacisnęła na klamkę i uchyliła drzwi. Wyjrzała, by móc zobaczyć swojego gościa. Automatycznie wyprostowała się i rozchyliła usta. Oczy zabłysły, ciało prawie stało się nieruchome. Dziewczyna stała tak parę chwil, po czym rzuciła krótko do Anabel:
- Ja kończę, jutro się odezwę,
Wcisnęła czerwoną słuchawkę i otworzyła szerzej drzwi, przepuszczając mężczyznę. Nie chciała, by zaraz wszyscy sąsiedzi słyszeli ich rozmowę. Kiedy on już przekroczył próg, ona odwróciła się w jego stronę. Była mocno zdumiona jego wizytą. Nawet tego nie kryła. Oparła się plecami o drzwi i lekko zacisnęła pięści. 
- Co ty tu robisz? - Spytała drżącym głosem - skąd się tu wziąłeś?
- Przyleciałem. - Odpowiedział Shannon lekko kiwając się na boki - przywykłem do nocnych loty.
- Po co do mnie przyszedłeś?
- Chciałem porozmawiać.
- Tylko dlatego leciałeś do Stanów? 
- Czasem potrzebne są poświęcenia...
- O co chodzi? Jeżeli o to, co ostatnio między nami zaszło to...
- To?
- O cholera.
Sue pokręciła głową i uniosła ręce. Zaraz szybko przemieściła się do pokoju dziennego, a on za nią. Stanęła prawie, że po środku pomieszczenia. Patrzyła na perkusistę, wyczekując na jego dalsze słowa.
- Widzę, że znalazłaś sobie jakiegoś przydupasa. - Przemówił Shannon podśmiewając się pod nosem - ponoć model?
- Co? - Sue uniosła brwi, a jej oczy stały się większe - co ty bredzisz?
- Słyszałem, że całkiem dobra partia. Mój dobry kumpel widział was w jednej z knajp.
- O co ci do cholery chodzi? To moja sprawa! Nic ci do tego co robię, z kim, gdzie i jak! To jest moje, zajmij się swoim. Przyszedłeś mi teraz robić jakieś durne wyrzuty?
- Nie. Po prostu jestem ciekaw, komu mam wybić zęby.
- Ok... - Sue uśmiechnęła się ironicznie i zakryła twarz dłońmi - wytłumacz mi, bo nie rozumiem? 
- Chyba dosyć wyraźnie powiedziałem? Jak chcesz mogę powtórzyć.
- Shannon? Padło ci na rozum? Co ty sobie wyobrażasz, co? Możesz się nie wtrącać w moje życie? Ja tego nie robię w stosunku do ciebie, więc może łaskawie...
Niebiesko włosa zaczęła pośpiesznie szukać po stole swoich papierosów. Zawsze, kiedy była zdenerwowana, dopadała ją potrzeba zapalenia. Kiedy tylko wygrzebała spod sterty gazet paczkę, zaraz wyjęła papierosa. Jednak, zanim zdążyła go odpalić, on mówił dalej:
- Nie wiem, co w nim widzisz. Przecież wygląda jak istny pedał.
- Możesz się od niego odpieprzyć? - Sue nabierała ochoty na spoliczkowanie perkusisty - ja cię nie rozumiem! Po co tu przyszedłeś? Czego ode mnie chcesz? 
- Twierdzę tylko, że ten pedzio nie jest dla ciebie.
- Oh, dziękuję za troskę. Ale spokojnie, nic mnie z nim nie łączy.
-Czyżby?
- Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć. To jest moja sprawa, moje życie. Nasze drogi się rozeszły i nie sądzę, żebyśmy mieli tutaj jakikolwiek powód do tego tematu.
- A może jednak?
- Zajmij się swoją Crystal, a mi daj święty spokój. Aż tak ci źle z nią? Nie wiem, co ci odbiło? Dla mnie to wygląda tak, jakbyś był zazdrosny, tylko nie wiem, o co?
Shannon zaczął chodzić po pokoju rozglądając się. Wyglądało to tak, jakby czegoś szukał, a jeżeli już to odpowiednich słów. Zerknął w stronę dziewczyny i pokręcił głową. W końcu zdecydował się, by mówić dalej:
- Minęło sporo czasu, nie sądzisz?
- Trochę. - Sue wzruszyła niby obojętnie ramionami - i co?
- Głupio wyszło tam w Paryżu.
- Nikt nie jest winny, obydwoje za dużo wypiliśmy.
- To fakt.
- Nadal używasz tych samych perfum. 
- To sądzę, że szybko się połapałaś.
- Od razu je poczułam. A właśnie...
Dziewczyna zgasiła papierosa w szklanej popielniczce. Podeszła do niewielkiej szafki stojącej przy wejściu do pokoju. Wysunęła szufladę. Shannon obserwował każdy jej ruch do momentu, kiedy do niego podeszła. Lekko złapała go za rękę, tak by wyciągnąć ją do przodu, Na jego dłoni położyła bransoletkę z drewnianych koralików.
- Zostawiłeś w hotelu. - Powiedziała i zrobiła parę kroków w tył.
- Szukałem jej. - Odpowiedział perkusista i założył sznurek koralików na nadgarstek - myślałem, że już jej nie odzyskam. Moja ulubiona.
- Wiem.
- Dzięki.
Sue usiadła na poręczy fotela i wbiła swój wzrok w skrawek podłogi. Bała się patrzeć w jego oczy. Czemu? Może obawiała się, że coś w nich wyczyta, wszystkie wspomnienia wrócą. Chciała je pamiętać, lecz z drugiej strony najlepiej zapomnieć. Miała poczucie winy za swoje błędy. Może też słowa "przeciwieństwa się przyciągają" są przesadzone. Najwidoczniej tak miało być, ten scenariusz nie był dla nich. Spuściła głowę i zamknęła oczy. Ta świadomość, że on jest tak blisko niej, a tak daleko. To, że ich usta już nigdy ze sobą nie będą grać, to co było nie wróci.... 
- Sue...
Znów usłyszała jego głos. Tym razem jednak wydawał się on bliższy jej uszom. Poczuła na swoim policzku ciepłą dłoń. Powoli uniosła głowę. Od Shannona dzieliło ją zaledwie parę centymetrów. Teraz już nie mogła uniknąć spotkania się ich wzroku. Spoglądała w jego ciemne oczy, w których dało się dostrzec tyle rzeczy. 
- Nie żałuję tego, co się stało w Paryżu. - Powiedział kojącym szeptem - a ty?
- Nie. - Odpowiedziała - ani trochę.
- Co teraz zrobimy? 
- Shannon...
- To, co się działo wcześniej jest już dla mnie bez znaczenia. Każdemu trzeba dać drugą szansę. Musiałem schować dumę głęboko do kieszeni, by do ciebie przylecieć. Odważyłem się.Sue, dobrze wiesz, że jesteś dla mnie kimś więcej, niż...
- Niż? - Dziewczyna objęła dłońmi jego twarz - powiedz mi to, powiedz.
- Musiało to we mnie dojrzeć, bym teraz mógł powiedzieć, że...
- Że?
- Że cię chyba kocham.
- Chyba?
- Nie, ta wstawka nie była potrzebna, kocham cię. 
- Jeżeli chcesz tego to i ja też.
Shannon pokiwał głową i dotknął dłonią jej podbródka. Przyciągnął ją do siebie i ustami dotknął jej warg. Tak jak kiedyś. Nadal nie odrywał wzroku od jej oczu. Wyczuł jak dziewczyna drży pod jego dotykiem. Teraz nie miał oporu przed tym, by ją pocałować. Było to jednak krótkie, gdyż ona przerwała mu swoim cichym "ja ciebie też". Ich dłonie splotły się, usta po raz kolejny spotkały, oddechy złączyły, przez ciała przeszła fala ciepła. Shannon objął Sue w pasie i powoli uniósł. Poczuła jak unosi się nad podłogą trzymana przez perkusistę. Objęła go mocno, nie chciała już wypuszczać. Tak za tym tęskniła, za nim, chociaż bała się przyznać. On również. Jednak w końcu stało się. Gubili się w swoim dotyku, teraz nic po za nimi nic się nie liczyło. 
- Czekaj , czekaj... - Powiedziała Sue odrywając się od niego - teraz już tego nie spieprzymy?
- Nie. - Shannon był stanowczy - tym razem nie.
- To dobrze.
Sue uśmiechnęła się kącikiem ust i pogładziła dłonią jego policzek. Teraz miała go dla siebie, całego. Już teraz nikt i nic nie mogło stanąć na drodze. Od tej pory miało być inaczej, lepiej. Shannon nadal trzymając ją w swoich objęciach, wniósł ją do sypialni i położył na łóżku. Przez cały lot czekał tylko na tą chwilę, kiedy będzie mógł ją zobaczyć, dotknąć, pocałować, powiedzieć to, co czuje. Teraz wiedział, że na nic nie było za późno.