czwartek, 1 maja 2014

rozdział 53 - No rest for the wicked

No siema :3
Więc tak misiaczki, teraz zaserwowałam Wam rozdział, który powinien się spodobać ^^
Oceńcie, przetrawcie i następny wpis w przyszłym tygodniu.
Co jeszcze?  Korzystając z tego, że jest wolne to miłego wypoczynku.
Nic po za tym, zapraszam :)



Puzzel.

******

Samolot przebijał się przez kłębiaste chmury. Za okna wyglądały one jak wata cukrowa, która tylko czekała, by jej skosztować. Pasażerów było mało, niewiele osób latało nocami. Jednak Shannonowi było to bez większej różnicy. Zarezerwowanie biletu nie było takie trudne, lecz namowa Jareda na jakikolwiek manewr mogła równać się z cudem. Mimo tego, że mieli wolny czas, młodszy Leto grymasił na pomysł brata. Jednak przy użyciu odpowiednich argumentów dało się coś zdziałać. Shannon siedział wygodnie, lecz z niecierpliwością w jednym z wielu foteli samolotu. W uszach miał słuchawki, na jego kolanach spoczywał laptop. Nic się nie działo, jednak on był niespokojny. Sam nie wiedział, czemu to robi, tak naprawdę to błaha sprawa. Może jednak nie chodziło o te jedne, niewinne spotkanie w kawiarni, lecz o całokształt. W końcu sam przed sobą musiał się przyznać do tego, co naprawdę w nim siedzi. Wymagało to czasu, jednak miał nadzieję, że jeszcze nie jest za późno. Przed jego wyjazdem na lotnisko, Tomo śmiał się z niego, mówiąc "wiedziałem, że tak to się skończy". Mimo tego, że nie kibicował tej całej sytuacji, widząc tych dwoje zlitował się. Kto by powiedział tych parę miesięcy temu, że kiedyś dojdzie do takiego momentu jak teraz. Właściwie nikt. Za okna samolotu można było już powoli dostrzec miliony drobnych światełek, które szły z miasta, które z takiej wysokości wydawało się takie małe. Shannon z każdą kolejną minutą miał wrażenie, że siedzi na szpikach. Chciał już być na ziemi.

Sue kręciła się po mieszkaniu z telefonem przy uchu. Jedną ręką zalewała herbatę, zaś drugą miała zajętą trzymaniem papierosa. Co jakiś czas pomrukiwała, przytakiwała, albo zwyczajnie milczała słuchając głosu po drugiej stronie słuchawki. W końcu usiadła z kubkiem przy stole.
- Ja tego nie rozumiem. - Mówiła Anabel z rozżaleniem w głosie - on sam nie wie, czego chce. Czasami mam wrażenie, że jestem mu tylko zbędna. Ta ciąża chyba jest mu bardzo nie na rękę.
- Uspokój się. - Powiedziała spokojnym tonem niebieskowłosa - dla niego to też jest zupełnie nowa sytuacja. Babu najwidoczniej nieco się w tym wszystkim pogubił. To normalne. Ty też nie jesteś bez winy.
- Mówisz jak moja matka. Jakby wydawałoby ci się, że tak wszystko znasz i wiesz.
- Anabel, moim zdaniem nie ma co się sprzeczać. To wam szkodzi. Jeżeli faktycznie myślicie o tym poważnie to zaprzestańcie takim sytuacjom. Zobaczysz, będzie jeszcze fajnie. Ta ciąża spadła tak nagle, ale sami wiedzieliście co robicie. 
- Sugerujesz, że teraz "mam za swoje"? 
- Nie! - Sue przewróciła oczami - tylko twierdzę, że nigdy nie byliście w takiej sytuacji. Musicie się z tym oswoić. Teraz wprowadziłaś się do niego, wszystko jest takie nowe i oderwane od poprzedniego życia. Musicie razem się z tym zmierzyć. Podjęliście pewne decyzje, nie będzie łatwo. Początki z reguły nie są za najlepsze. Nie widzę sensu w jakiś głupich kłótniach, które i tak do niczego ni prowadzą. Przyszedł czas na dorosłe decyzje, już za późno na odwrót. 
- Ale co ja mam zrobić?
- Przede wszystkim podejść do tego na spokojnie. Teraz masz swoje humorki, działa to w taki, a nie w inny sposób na innych. Babu może mieć tego dosyć, ale przywyknie. Przed wami jeszcze parę miesięcy.
- I tak mi to nic nie pomogło.
- To co ja mam ci powiedzieć?
- No to...
- Porozmawiaj z nim na spokojnie, wyjaśnijcie sobie wszystko. To najlepsze rozwiązanie. Powiedzcie sobie prosto w twarz, co wam leży na sercu i spróbujcie to jakoś rozwiązać. Jakiś kompromis? Też nie mów, że nie jesteś potrzebna Robertowi, że traktuje cię jak czwarte koło u wozu, Na pewno tak nie jest. Sądzę, że to nacisk wszystkich emocji, sytuacji. Przestań biadolić!
- Super! Rady jak pic na wodę.
- Nie mam na ciebie sił.
Sue wstała od stołu i wraz z kubkiem herbaty przeszła się do pokoju dziennego. Zajęła miejsce na kanapie i wyciągnęła nogi. Prawie codziennie biegała na obcasach, co utrudniało wiele spraw. Ale jak to mówiły babki "chcesz być piękna to cierp". Dziewczyna westchnęła i ułożyła głowę na kolorowych poduszkach. Nadal słyszała narzekanie i niezrozumiałe słowa Anabel. Bywało to męczące, zwłaszcza, kiedy przyjaciółka potrafiła do niej dzwonić parę razy dziennie. Oczywiście martwiła się o nią, chciała dla niej jak najlepiej, ale czasami Anabel przesadzała. Nie było się czemu dziwić, w jej stanie wszelkie chwyty dozwolone.
- A co u ciebie? - Spytała blondynka - jakieś nowości?
- Tak. - Sue sięgnęła po pilota - same rewelacje. Wczoraj porwało mnie UFO, później zostawiło mnie w lesie i nad ranem wróciłam do domu. 
- Sue, pytam poważnie.
- Nic się nie dzieje.
- Aha, jak tak mówisz to z reguły coś jest na rzeczy. Gadaj!
- Przecież ci mówię.
- Mam wrażenie, że jesteś mną poirytowana...
Wtem po mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi. Sue lekko uniosła głowę spoglądając w stronę przedpokoju. Kogo niosło o tej porze? Taka godzina, a ktoś się dobijał. Dziewczyna powoli i leniwie wstała. Obeszła kanapę i ruszyła w stronę drzwi. 
- Ktoś do ciebie przyszedł? - Spytała Anabel - słyszałam dzwonek.
- Tak. - Odparła niebiesko włosa - ale jeszcze nie wiem kto, właśnie idę otworzyć.
- Może lepiej nie? A skąd wiesz kto to? Wejdzie do mieszkania i...
- Daj spokój.
Sue otworzyła zamek i zdjęła łańcuch. Nacisnęła na klamkę i uchyliła drzwi. Wyjrzała, by móc zobaczyć swojego gościa. Automatycznie wyprostowała się i rozchyliła usta. Oczy zabłysły, ciało prawie stało się nieruchome. Dziewczyna stała tak parę chwil, po czym rzuciła krótko do Anabel:
- Ja kończę, jutro się odezwę,
Wcisnęła czerwoną słuchawkę i otworzyła szerzej drzwi, przepuszczając mężczyznę. Nie chciała, by zaraz wszyscy sąsiedzi słyszeli ich rozmowę. Kiedy on już przekroczył próg, ona odwróciła się w jego stronę. Była mocno zdumiona jego wizytą. Nawet tego nie kryła. Oparła się plecami o drzwi i lekko zacisnęła pięści. 
- Co ty tu robisz? - Spytała drżącym głosem - skąd się tu wziąłeś?
- Przyleciałem. - Odpowiedział Shannon lekko kiwając się na boki - przywykłem do nocnych loty.
- Po co do mnie przyszedłeś?
- Chciałem porozmawiać.
- Tylko dlatego leciałeś do Stanów? 
- Czasem potrzebne są poświęcenia...
- O co chodzi? Jeżeli o to, co ostatnio między nami zaszło to...
- To?
- O cholera.
Sue pokręciła głową i uniosła ręce. Zaraz szybko przemieściła się do pokoju dziennego, a on za nią. Stanęła prawie, że po środku pomieszczenia. Patrzyła na perkusistę, wyczekując na jego dalsze słowa.
- Widzę, że znalazłaś sobie jakiegoś przydupasa. - Przemówił Shannon podśmiewając się pod nosem - ponoć model?
- Co? - Sue uniosła brwi, a jej oczy stały się większe - co ty bredzisz?
- Słyszałem, że całkiem dobra partia. Mój dobry kumpel widział was w jednej z knajp.
- O co ci do cholery chodzi? To moja sprawa! Nic ci do tego co robię, z kim, gdzie i jak! To jest moje, zajmij się swoim. Przyszedłeś mi teraz robić jakieś durne wyrzuty?
- Nie. Po prostu jestem ciekaw, komu mam wybić zęby.
- Ok... - Sue uśmiechnęła się ironicznie i zakryła twarz dłońmi - wytłumacz mi, bo nie rozumiem? 
- Chyba dosyć wyraźnie powiedziałem? Jak chcesz mogę powtórzyć.
- Shannon? Padło ci na rozum? Co ty sobie wyobrażasz, co? Możesz się nie wtrącać w moje życie? Ja tego nie robię w stosunku do ciebie, więc może łaskawie...
Niebiesko włosa zaczęła pośpiesznie szukać po stole swoich papierosów. Zawsze, kiedy była zdenerwowana, dopadała ją potrzeba zapalenia. Kiedy tylko wygrzebała spod sterty gazet paczkę, zaraz wyjęła papierosa. Jednak, zanim zdążyła go odpalić, on mówił dalej:
- Nie wiem, co w nim widzisz. Przecież wygląda jak istny pedał.
- Możesz się od niego odpieprzyć? - Sue nabierała ochoty na spoliczkowanie perkusisty - ja cię nie rozumiem! Po co tu przyszedłeś? Czego ode mnie chcesz? 
- Twierdzę tylko, że ten pedzio nie jest dla ciebie.
- Oh, dziękuję za troskę. Ale spokojnie, nic mnie z nim nie łączy.
-Czyżby?
- Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć. To jest moja sprawa, moje życie. Nasze drogi się rozeszły i nie sądzę, żebyśmy mieli tutaj jakikolwiek powód do tego tematu.
- A może jednak?
- Zajmij się swoją Crystal, a mi daj święty spokój. Aż tak ci źle z nią? Nie wiem, co ci odbiło? Dla mnie to wygląda tak, jakbyś był zazdrosny, tylko nie wiem, o co?
Shannon zaczął chodzić po pokoju rozglądając się. Wyglądało to tak, jakby czegoś szukał, a jeżeli już to odpowiednich słów. Zerknął w stronę dziewczyny i pokręcił głową. W końcu zdecydował się, by mówić dalej:
- Minęło sporo czasu, nie sądzisz?
- Trochę. - Sue wzruszyła niby obojętnie ramionami - i co?
- Głupio wyszło tam w Paryżu.
- Nikt nie jest winny, obydwoje za dużo wypiliśmy.
- To fakt.
- Nadal używasz tych samych perfum. 
- To sądzę, że szybko się połapałaś.
- Od razu je poczułam. A właśnie...
Dziewczyna zgasiła papierosa w szklanej popielniczce. Podeszła do niewielkiej szafki stojącej przy wejściu do pokoju. Wysunęła szufladę. Shannon obserwował każdy jej ruch do momentu, kiedy do niego podeszła. Lekko złapała go za rękę, tak by wyciągnąć ją do przodu, Na jego dłoni położyła bransoletkę z drewnianych koralików.
- Zostawiłeś w hotelu. - Powiedziała i zrobiła parę kroków w tył.
- Szukałem jej. - Odpowiedział perkusista i założył sznurek koralików na nadgarstek - myślałem, że już jej nie odzyskam. Moja ulubiona.
- Wiem.
- Dzięki.
Sue usiadła na poręczy fotela i wbiła swój wzrok w skrawek podłogi. Bała się patrzeć w jego oczy. Czemu? Może obawiała się, że coś w nich wyczyta, wszystkie wspomnienia wrócą. Chciała je pamiętać, lecz z drugiej strony najlepiej zapomnieć. Miała poczucie winy za swoje błędy. Może też słowa "przeciwieństwa się przyciągają" są przesadzone. Najwidoczniej tak miało być, ten scenariusz nie był dla nich. Spuściła głowę i zamknęła oczy. Ta świadomość, że on jest tak blisko niej, a tak daleko. To, że ich usta już nigdy ze sobą nie będą grać, to co było nie wróci.... 
- Sue...
Znów usłyszała jego głos. Tym razem jednak wydawał się on bliższy jej uszom. Poczuła na swoim policzku ciepłą dłoń. Powoli uniosła głowę. Od Shannona dzieliło ją zaledwie parę centymetrów. Teraz już nie mogła uniknąć spotkania się ich wzroku. Spoglądała w jego ciemne oczy, w których dało się dostrzec tyle rzeczy. 
- Nie żałuję tego, co się stało w Paryżu. - Powiedział kojącym szeptem - a ty?
- Nie. - Odpowiedziała - ani trochę.
- Co teraz zrobimy? 
- Shannon...
- To, co się działo wcześniej jest już dla mnie bez znaczenia. Każdemu trzeba dać drugą szansę. Musiałem schować dumę głęboko do kieszeni, by do ciebie przylecieć. Odważyłem się.Sue, dobrze wiesz, że jesteś dla mnie kimś więcej, niż...
- Niż? - Dziewczyna objęła dłońmi jego twarz - powiedz mi to, powiedz.
- Musiało to we mnie dojrzeć, bym teraz mógł powiedzieć, że...
- Że?
- Że cię chyba kocham.
- Chyba?
- Nie, ta wstawka nie była potrzebna, kocham cię. 
- Jeżeli chcesz tego to i ja też.
Shannon pokiwał głową i dotknął dłonią jej podbródka. Przyciągnął ją do siebie i ustami dotknął jej warg. Tak jak kiedyś. Nadal nie odrywał wzroku od jej oczu. Wyczuł jak dziewczyna drży pod jego dotykiem. Teraz nie miał oporu przed tym, by ją pocałować. Było to jednak krótkie, gdyż ona przerwała mu swoim cichym "ja ciebie też". Ich dłonie splotły się, usta po raz kolejny spotkały, oddechy złączyły, przez ciała przeszła fala ciepła. Shannon objął Sue w pasie i powoli uniósł. Poczuła jak unosi się nad podłogą trzymana przez perkusistę. Objęła go mocno, nie chciała już wypuszczać. Tak za tym tęskniła, za nim, chociaż bała się przyznać. On również. Jednak w końcu stało się. Gubili się w swoim dotyku, teraz nic po za nimi nic się nie liczyło. 
- Czekaj , czekaj... - Powiedziała Sue odrywając się od niego - teraz już tego nie spieprzymy?
- Nie. - Shannon był stanowczy - tym razem nie.
- To dobrze.
Sue uśmiechnęła się kącikiem ust i pogładziła dłonią jego policzek. Teraz miała go dla siebie, całego. Już teraz nikt i nic nie mogło stanąć na drodze. Od tej pory miało być inaczej, lepiej. Shannon nadal trzymając ją w swoich objęciach, wniósł ją do sypialni i położył na łóżku. Przez cały lot czekał tylko na tą chwilę, kiedy będzie mógł ją zobaczyć, dotknąć, pocałować, powiedzieć to, co czuje. Teraz wiedział, że na nic nie było za późno. 

3 komentarze:

  1. yeaah! Wreszcie Sue i Shannon wrócili do siebie ;d oby teraz już im się układało. I żeby Anabel z Babu się dogadali ;)
    A teraz może się mylę ale wydaje mi się, że Sue już poznała Terrego, wtedy w Paryżu.
    Weny życzę, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tępa dzida jestem... zaraz to jakoś ładnie poprawie. Dobrze, że mi powiedziałaś o stanie rzeczy! Kocham Cie normalnie <3 taka wtopa... -,-

      Usuń
    2. Ciesze się, że pomogłam :)

      Usuń