wtorek, 29 kwietnia 2014

rozdział 52 - Red lines

Siema :)
Miałam w ostatni weekend dodać drugą notkę, ale nie udało się. W tym tygodniu postaram się nadrobić pewne zaległości.

Tak więc, miłego czytania :3
Tosia

******

- Sporo wczoraj wypiłeś. - Powiedział Jared i położył nogi na stole - nawet chyba za dużo.
- Możesz mówić nieco ciszej? Łeb mi pęka, a po za tym Crystal zawsze może usłyszeć. - Odparł Shannon, który rozłożył się na kanapie - ale dzięki za ratunek z tej popieprzonej sytuacji. Gdyby nie to byłoby ze mną kiepsko, brata byś stracił.
- Spokojnie, Crystal się kąpie, nic nie słyszy. Widziałem cię przez okno jak wchodziłeś do hotelu. Zauważyłem, że na noc cię nie było, więc poleciałem ci z pomocą.
- Stary, żebyś wiedział, co...
- Wyobrażam sobie, nawet się domyślam.
- Co?
- Widziałem jak wychodzisz z bankietu razem z Sue. Logiczne było, że będę cię krył. Ale bro, teraz mi powiedz, co się działo. Tak poszedłeś, nic nie powiedziałeś, przegiąłeś z alkoholem.
- Muszę ci opowiadać? Sam dobrze wiesz jak to się skończyło.
- Szczerze mówiąc to nie pamiętam większości rzeczy. - Shannon westchnął, odchylił głowę i spojrzał w sufit - Rano obudziłem się w łóżku z Sue. W pierwszym momencie obeszło mnie uczucie, jakby ktoś walnął mnie czymś ciężkim w głowę. Przez chwilę siedziałem nieruchomo, oszołomiony sytuacją, nie wiedziałem, co się stało. Dopiero po jakimś czasie zacząłem kontaktować. Na szybko wszystko przeanalizowałem i stwierdziłem, że jednak będzie lepiej jak już sobie pójdę.
- Czyli tak jak myślałem. - Jared przyklasnął i zaśmiał się - czemu mnie to nie dziwi?
- Bro! Ja mam tutaj problem, a ty jeszcze się śmiejesz? Ani trochę mi tym nie pomagasz! Rano kiedy się obudziłem obok Sue to zapomniałem nawet jak się nazywasz. Wiesz, to raczej niezbyt codzienna sprawa. Teraz problem leży w tym, co dalej. Sądzę, że będzie wiedziała, że w nocy nie była sama. Co w tedy?
- Nie wiem, stary. Nie wiem? - Jared pokręcił głową, powstrzymując swój śmiech - co zrobiłeś, gdy już wstałeś?
- Jak to co? Przecież powiedziałem, że wyszedłem. Ubrałem się najszybciej jak tylko mogłem i zwiałem. Co twoim zdaniem miałem zrobić? Obudzić ją i powiedzieć "cześć kochanie. Byliśmy tak pijani, że się ze sobą przespaliśmy. Teraz wybacz, ale nie wiem co robić i uciekam"?
- Wiesz, ja nigdy nie byłem w takiej sytuacji...
- Sam widzisz.
- A zostawiłeś jej chociaż jakąś wiadomość, czy coś?
- Tak jak ona ostatnim razem?
- Shannon...
- Przeszło mi to przez myśl, ale zrezygnowałem. Chciałem już być u nas w hotelu i na spokojnie wszystko przemyśleć.
- Też dobrze. Widzę, że lecisz sobie na boki. Sue, Crystal... ciekawe która będzie kolejna? Stary, nie żałujesz sobie niczego.
- Jared! Ja mam tutaj niezły bigos, a ty się ze mnie nabijasz? Fajny mi brat, super.
- Ej, ej! - Frontman pokiwał palcem - a kto cię kryje przed Crystal?
- Głupi jesteś.
Jared wybuchł śmiechem i poleciał w bok. Ta cała sytuacja dosyć go bawiła. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego brat nieźle się wkopał, ale nie brakowało w tym humoru. Wiedział, że teraz musi go kryć przed Crystal, ale tylko kwestią czasu było to, że o niczym się nie dowie. Muzyk w końcu opanował swój napad śmiechu, wyprostował się i spojrzał na Shannona z opanowaniem, mówiąc:
- To mamy problem.
- Co teraz mam zrobić? - Perkusista podszedł do fotela brata i usiadł na jego poręczy - może byś mi pomógł, co?
- Sam się w to wpakowałeś. Shannon, nie mam zielonego pojęcia.
- A innego koloru?
- A może ty zadzwoń do niej?
- Pogięło cię!? I co jej niby powiem?
- Tak i tak prędzej, czy później dojdzie do tej rozmowy. Jeżeli nie ty to ona pierwsza się odezwie.
- Wierzysz w to? Pewnie stanie  na tym, że "nic się nie stało".
- To w czym widzisz problem? Sprawa sama się rozwiąże. Wyjdzie na to, że wszystko rozeszło się po kościach. To byłoby nawet lepsze. Nawet, jeżeli byście rozmawiali to i tak doszlibyście do wniosku, że to jednorazowa sprawa.
Shannon przewrócił oczami i podniósł się z oparcia. Zrobił parę kroków przed siebie i zatrzymał się. Swój wzrok skierował na okno. Zawsze, kiedy nie wiedział co zrobić, szukał w nim jakiegoś "wyjścia". Mogło to głupio wyglądać, ale to sprawiało wrażenie chęci ucieczki.
- A co z Crystal? - Spytał Jared po dłuższym milczeniu - powiesz jej, czy nadal wszystko ma być zatajone?
- Sam nie wiem? - Shannon wzruszył ramionami i zerknął na brata - teraz w sumie mi to obojętne.
- Bo ci na niej nie zależy. Myślisz, że tego nie widać? Przecież wiem, że ona jest tylko jedną z twoich rozgrywek. Powrót do przeszłości?
- A ja wiem?
- Bo jak mógłbyś ją kochać, czuć do niej cokolwiek, skoro to Sue nadal zajmuje pierwsze miejsce na twojej liście?
- Czy musimy wracać do tego, co było?
- Sam to zrobiłeś w nocy, braciszku.
- Nie denerwuj mnie.
- Bo co? Prawda cię, aż tak boli? Kochasz ją i się nie wypieraj się jak żaba błota. Sam sobie doskonale z tego zdajesz sprawę, tylko boisz się przyznać przed innymi. Tak właściwie, czemu nie możecie do siebie wrócić?
- A ty co? Jeszcze się za nią wstawiasz?
- Nie, Shannon. Czasem dumę trzeba schować do kieszeni, a każdemu trzeba dać drugą szansę. Sam nie raz tak mówiłeś. Teraz tym bardziej jest na to okazję. Sądzę, że ona...
- Ona, ona, ona... - Shannon pokręcił głowę - chyba na tym skończymy ten temat.

Sue snuła się po kuchni z kubkiem kawy w dłoni. Próbowała sobie przypomnieć zdarzenia z ostatniej nocy, lecz było to jak łapanie motyla. Raz się chwyciło, ale zaraz uciekało. Usiadła przy stole i o parła się czołem o jego brzeg. Zachodziła w głowę nad tym, co się tak naprawdę stało. Nie musiała się długo domyślać, że nie spała sama. Rano obudziła się prawie naga, a w sypialni unosił się zapach męskich perfum, które tak bardzo były jej znane. W pierwszym momencie, trwała w zastanowieniu, lecz kiedy znalazła małą zgubę, zagwozdka znikła. Z pościeli wygrzebała drewnianą bransoletkę, której właściciel niegdyś był jej tak bliski. To było pewnym tropem.
Dziewczyna w końcu uniosła głowę i zamrugała oczami. Nie wierzyła w to, co się stało. Co prawda, pamiętała niezbyt wiele, lecz nie musiała. Spojrzała w stronę bransoletki, która leżała tuż obok niej na stole. W jej głowie kłębiło się od tylu myśli, które nie dawały spokoju, ani na sekundę. Te wszystkie złe i dobre wspomnienia zaczęły do niej wracać. Nie umiała się tego wyprzeć, chociażby nawet mocno tego chciała. Podparła się łokciem o stół i zamknęła oczy. Czuła jakby właśnie była tam, gdzie kiedyś, z nim. Nie sprawiało to już bólu, żalu, złości, lecz tęsknotkę, która zżerała ją od środka.
- Cholera. - Mruknęła pod nosem - czemu on mi to robi?


Do drzwi rozległ się dzwonek. Sue zaraz do nich doskoczyła i otworzyła zamek. U progu pokazał się Gabriel cały uśmiechnięty. Ręce otworzył na rozcież, by móc uściskać swoją siostrę. Dziewczyna natychmiast rzuciła mu się na szyję, mocno ściskając.
- Ej, ej... - Wydusił z siebie Gabriel, próbując uwolnić się z jej uścisku - chcesz mnie udusić, czy jak? Tak swoją drogą, niezły z ciebie siłacz.
- Cześć. - Odpowiedziała mu z radością w głosie, po czym odsunęła się o parę kroków - cieszę się, że cię w końcu widzę.
- Dawno wróciłaś do LA?
- Właściwie to jakieś dwie godziny temu?
- Zwariowałaś? - Gabriel zamknął za sobą drzwi - dopiero, co wróciłaś, a już gości zapraszasz?
- Lot nie był taki zły, a koniecznie chciałam się z tobą zobaczyć.
- Coś się stało?
- Właściwie to... - Sue przygryzła usta - właściwie to nie. Chciałam się z tobą po prostu spotkać.
- No dobrze. W takim razie, gdybym mógł cię poprosić o herbatkę to byłbym bardzo wdzięczny.
- To chodź ze mną do kuchni.
Dziewczyna stała oparta o blat, spoglądając w stronę czajnika, w którym woda powoli zaczynała się gotować. Zaraz to skierowała swój wzrok na Gabriela. Pomyślała o tym, by może opowiedzieć mu o wspólnej nocy z Shannonem, ale nie była tego pewna. Obawiała się jednak krytyki. Wiedziała, że to, co się stało może nie było kiepskim pomysłem, ale co się stało, nie odstanie się. Też nie mogła powiedzieć, że żałuje. Z drugiej strony był to pełen spontan, coś czego jeszcze nie było. Jej wspomnienia odżyły, ale niekoniecznie można to było wziąć na stronę pozytywów. Przecież to była jedna noc, która tak naprawdę nic nie znaczyła. Byli pijani, właściwie nic nie pamiętali. Jednak sam fakt, że znów byli ze sobą tak blisko, przygniatał Sue od środka i zostawiał w dwuznacznej sytuacji.
- Mam newsa. - Powiedział Gabriel, odrywając siostrę od zamyślenia - naprawdę sporego.
- Mów. - Dziewczyna otrząsnęła się i jakby nigdy nic uśmiechnęła się - opowiadaj mi tu natychmiast.
- Ja i Dorain otwieramy biznes.
- Ooo, konkretniej?
- Pamiętasz jak ci wspominałem o wymarzonym studiu tatuażu?
- Serio?
-  Tak. - Gabriel pokazał szereg zębów - odłożyliśmy trochę pieniędzy i udało się. Niedawno kupiliśmy lokal. Nic ci nie mówiłem, żeby nie zapeszać.
- To świetnie!
Sue podeszła do brata, objęła go mocno i ucałowała w czubek głowy. W końcu dała mu odetchnąć i usiadła na krześle obok. Zasłoniła usta dłońmi, ale dało się zobaczyć pojawiające się w jej policzkach dołeczki.
- Lokal wymaga małego remontu. Nie jest w super hiper stanie. Jeszcze trzeba go dostosować na odpowiednie potrzeby, kupić sprzęt, umeblować, wiesz i cała reszta. - Mówił dalej - ale to kwestia czasu. Teraz zostały jeszcze małe formalności z byłym właścicielem. Zaraz się z tym uporamy.
- W końcu masz swoje wymarzone studio tatuażu. - Odpowiedziała Sue i oparła się podbródkiem o stół - w końcu doszedłeś do celu.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! Dorian wiedział, że o tym marzę to dorzucił się do interesu. Sam z tego też będzie miał zyski. Myślimy, by zgarnąć do siebie paru dobrych tatuażystów. Oczywiście też nie wyobrażam sobie, żeby w tym wszystkim zabrakło Corneli. Już sobie wyobrażam to wszystko. Jak tylko o tym pomyślę to się uśmiecham.
- Póki co trzeba się zająć podstawowymi sprawami.
- Tak, tak. - Gabriel przytaknął jej - a wiesz co będzie później?
- Mhm?
- Polecimy sobie razem do Polski. Nie sądzisz, że trzeba poznawać swoje korzenie? Zobaczysz tyle nowych miejsc, o jakich nie słyszałaś. Przedstawię ci część rodziny od strony mamy, będą zachwyceni.
- Gabriel - Sue zmarszczyła czoło - to naprawdę fajnie wygląda, gdy się o tym mówi, ale też weź pod uwagę moją sytuację. Sam dobrze wiesz jak to wszystko się potoczyło i...
- Będzie dobrze, zaufaj mi. Nie martw się na zapas. Weźmiesz sobie powiedzmy tydzień wolnego i będzie gitara.
- Jak ja lubię ten twój entuzjazm.
- A czego tu się bać? No dobra, może i jest, ale trzeba to przełamać. Nigdy cię nie ciekawiła reszta rodziny, to, co się działo jak wyglądało i, i...
- Gabriel, sam wiesz jak jest. Kiedyś może i chciałam, ale teraz? Minęło już tyle czasu, dawno temu sobie to odpuściłam. Czy jest sens do tego wracać?
- Sue, po prostu mi zaufaj.
- Postaram się.

Słońce znikło z nieba, a za nie pojawił się księżyc. Jego blady blask rozprysł się na całe Miasto Aniołów, a towarzyszyły mu mrugające gwiazdy. Dziewczyna leżała u siebie w łóżku okryta do pasa kołdrą. Przekręcała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Za dużo wrażeń, emocji, wszystkiego. To nie dawało jej zmrużyć oka, mimo tego, że była zmęczona. Przekręciła się na plecy i cicho westchnęła. Dłonie ułożyła na brzuchu, znacznie płycej oddychając.

Przed nią były duże, drewniane drzwi. Powoli i niepewnie do nich podeszła. Chciała nacisnąć na klamkę, lecz się bała, jakby miała ją zaraz ugryźć. Przełknęła ślinę i wyciągnęła rękę przed siebie. Otworzyła drzwi i stanęła w ich progu. Jej oczom ukazała się duża sala, która była zapełniona gośćmi. Po jej środku ciągnął się długi, czerwony dywan. Sue rozejrzała się ponownie i powoli zaczęła stąpać przed siebie. Czuła na sobie wzrok ludzi, którzy ją otaczali. Starała się o tym nie myśleć, lecz na marne. Wzrok wbiła w podłogę, nie chcąc na nikogo patrzeć. Idąc tak przez parę dłuższych chwil, w końcu uniosła głowę. Nagle jej ciało zaczęło drętwieć. Stanęła po środku przejścia. Nie wierzyła własnym oczom. Na końcu stał uśmiechnięty Shannon, ubrany w czarny garnitur. Jednak nie był sam. Tuż obok niego była Crystal, wystrojona w białą sukienkę, która błyszczała w blasku świateł. Na jej głowie spoczywał wianek z drobnych kwiatów, spuszczone włosy opadały na jej plecy. Odwróciła się w stronę Sue i uśmiechnęła ze złośliwością. W jej oczach dało się wyczytać drwinę. Jej wzrok na wskroś przeszywał niebieskowłosą. Przez to czuła jak jej kolana się uginają. Spojrzała rozpaczliwie w stronę Shannnona, lecz i on nie wykazywał większej sympatii. Na jego twarzy wymalowane było czyste politowanie. Sue pokręciła głową. Co to miało znaczyć? Chciała coś powiedzieć, lecz nawet nie wiedziała, co byłoby odpowiednie w tej sytuacji. Poczuła jak coś ściska ją w żołądku, serce bije znacznie szybciej, głowa pulsuje. Czy to właśnie wtargnęła na ślub tych dwojga? Czy właśnie z niej zadrwili. Dziewczyna zrobiła parę kroków w tył, potykając się o własne nogi. Jej oczy powoli stawały się mokre od łez, które spływały po jej policzkach, rozmazując puder. Spuściła głowę, spoglądając na czubki swoich butów.
- I co ci z tego było!? - Usłyszała głos Crystal - po co tu przychodziłaś? Nie chcemy cię tu. Co ty sobie myślałaś? Sądziłaś, że Shannon woli ciebie, niż mnie? Dziewczyno, przejrzyj na oczy! On już nigdy nie wróci! Ma teraz mnie. Nie ma tutaj porównania, złotko. Po za tym, dobrze się stało. Ułatwiłaś mu pozbycie się problemu, dzięki czemu ja teraz mogę ci podziękować. Uciekaj, raz raz, króliczku.

Sue natychmiast usiadła. Położyła dłoń na klatce piersiowej, łapiąc oddech. Zamknęła oczy kręcąc głową. Starała się uspokoić oddech. Czuła jak po jej ciele przechodzą dreszcze, po czole spływają jej kropelki potu. Zakryła twarz dłońmi lekko się kiwając.
- To tylko sen - szepnęła - to tylko zły sen.
Cała drżała. Odkryła twarz i rozejrzała się po pokoju. Panowała ciemność. Za oknem nadal była noc, a do świtu było jeszcze trochę. Sue zdjęła z siebie kołdrę i wstała z łóżka. Jednym ruchem ręki zapaliła małą lampkę i zaczęła chodzić w jedną i w drugą stronę. Złapała się za głowę. Nie sądziła, że zwykły sen jest w stanie nią wstrząsnąć. Jednak nie był on byle jaki. W końcu to był ślub Shannona i Crystal. Niby nie powinno jej to ruszać, zdrowy rozsądek jej na to nie pozwalał. Jednak emocje i uczucia wzięły górę. Podeszła do półki nocnej i chwyciła za komórę. Zaczęła w niej szukać numeru perkusisty. Na ekranie ukazały się cyfry. Już chciała naciskać zieloną słuchawkę, ale zawahała się. Rzuciła telefon na łóżko i wyszła do pokoju dziennego. Ruszyła przez nie do balkonu. Mocno szarpnęła za klamkę i poczuła świeże powietrze. Poczuła pod stopami kamienne kafelki. Zgarnęła ze stolika paczkę papierosów i zapalniczkę.
- I co chciałam mu powiedzieć? - Mówiła w swoich myślach - co mi odbiło, by do niego dzwonić?
Dziewczyna oparła się o barierkę i zaciągnęła się. Otoczył ją siwy dym. Teraz nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. To w końcu był tylko sen. Jednak gdyby okazało się to rzeczywistością...
- Jednak nadal - powiedziała sama do siebie - jednak nadal go kocham.


Sue stała przy stole w pokoju projektów. Przeglądała ostatnio zrobione szkice. Każdy szkic dokładnie oglądała w zastanowieniu. Było nieco do poprawy, ale nie wymagało to większego wysiłku. Dziewczyna sięgnęła po kolejną kartkę.
- Niezłe są.
Usłyszała obok siebie. Zmarszczyła czoło i uniosła wzrok. Jej oczom ukazał się szczupły chłopak o ciemnych włosach. Sue tylko się uśmiechnęła i zaraz wróciła do prac. Nie chciała, żeby teraz ktoś jej przeszkadzał.
- Naprawdę są dobre.
Sue znów oderwała wzrok od kartki i spojrzała na chłopaka. Pokręciła głową z zrezygnowaniem, domyślając się, że robi to specjalnie. Założyła ręce i parsknęła śmiechem.
- Te projekty są twoje...? - Zaraz dodał - znaczy pani.
- Owszem. - Sue w końcu mu odpowiedziała - ale niektóre nie.
- A ten, który właśnie trzymasz?
- Ten tak.
- Widać, że odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu.
- Widzę, że bez skrupułów zaczepiasz ludzi.
- Jeżeli to denerwujące to przestanę.
- Da się znieść.
- Jestem Natan .- Chłopak wyciągnął dłoń w jej stronę - miło mi.
- Sue.
- Większość osób jest tutaj mało komunikatywna.
- Zdążyłam zauważyć. Sądzę, że ja jestem jednym z nielicznych wyjątków. A tak spytam, ty jesteś tu jako kto? Z góry przepraszam, jeżeli...
- Modelem. Właśnie niedawno przyjechałem na sesję, ale okazało się, że fotograf nieco się spóźni.
- No dobra.
- A jesteś teraz zajęta?
- To znaczy? - Sue uniosła brwi - co masz na myśli?
- W sensie, czy masz chwilę czasu na lunch?
- To jest propozycja?
- Jak najbardziej.
- Widzę, że nie tracisz czasu, kolego.
- Jak odmówisz to zrozumiem. Nie chcę iść sam, więc...
- Więc do mnie podszedłeś? - Sue zaśmiała się - mogę się zgodzić.
- Tu za rogiem jest świetna knajpa.
- No dobrze.
- To idziemy?
Lokal był dosyć przyjemny. Nie było zbyt wielu ludzi, ale mimo tego Sue i Natan zajęli stolik na zewnątrz. Pogoda dopisywała, więc czemu siedzieć w środku. Dziewczyna w najlepsze zajadła się kalorycznym ciastkiem z bitą śmietaną. Jednak widząc, że chłopak modli się nad swoją sałatką, nie miała oporu, by nie zagadać:
- Rozumiem, że anoreksja?
- Muszę się trzymać norm. - Odparł Natan i uśmiechnął się - jaki zawód, taki styl życia.
- Nie rozumiem jak można nic nie jeść? No, przynajmniej w tak małych ilościach i właściwie samą sałatę.
- Oj, nie przesadzaj. Po za tym, jeszcze z głodu nie umarłem.
- Dobre sobie. Ja bym tak nie umiała.
- Do tego trzeba silnej woli.
- Mi jej brakuje, zdecydowanie.
Sue parsknęła śmiechem, wskazując palcem na swój talerzyk. Właściwie zaraz stał się on pusty. Dziewczyna miała słabość do słodyczy. Nie umiała sobie odmówić. Oparła się wygodnie o miękkie oparcie fotela i spojrzała na modela. Wydawał się być całkiem ok. Była zaskoczona, że od tak zaprosił ją na lunch. Sama sobie się dziwiła, że na to przystała, ale też czemu miałaby odmówić.
- Długo pracujesz w redakcji? - Spytał, dziobiąc widelcem w sałatce.
- Od niedawna. - Niebieskowłosa wzruszyła obojętnie ramionami - jakiś czas. Na razie jestem zadowolona, ale zobaczymy, co będzie dalej.
- Za taką pracę można zabić.
- Coś o tym słyszałam, ale sądzę, że sama bym się na to nie porwała.
- Wiesz, w dzisiejszych czasach...
- Teraz już nic nikogo nie dziwi.
- Dokładnie.
- Może jednak skusisz sie na ciastko?
- Nie ma opcji.
- Oj, daj spokój.
- Ale... - Natan przechylił głowę w bok - no dobra. Jedno ciastko na jakiś czas to nie grzech. Dla ciebie mogę się poświęcić.
- Ale zaszczyt mnie kopnął.

Shannon wszedł ze złością do środka, trzaskając za sobą drzwiami z całej siły. Jego twarz nabrała koloru czerwieni, jego mięśnie były napięte, a wyraz jego twarzy sam o sobie świadczył. Był to jednoznaczny sygnał, coś się stało.
- Bro? - Spytał Jared, który słysząc perkusistę wyszedł z łazienki, owinięty w pasie ręcznikiem - co się dzieje? Wpadasz od tak sobie i co? Jeszcze trzaskasz drzwiami. Zachowuj się i pamiętaj, że jesteśmy w hotelu. Nie chcę nieprzyjemności. Po za tym jest późno. Jestem zmęczony po koncercie i...
- Tylko go dorwę... - wycedził przez zęby straszy Leto - łeb mu urwę!
- Shann! Uspokój się, oddychaj, usiądź.
- Nie mam zamiaru !
- Przepraszam, że tak bez pukania, ale ja... - Do apartamentu wszedł Tomo, który na widok rozzłoszczonego Shannona zaraz dodał pytanie - co tu się dzieje?
- Sam go spytaj. - Burknął Jared - na razie sam nic nie wiem.
Perkusista chodził po całym pokoju, łapiąc się za głowę. Nosiło nim tyle emocji, że sam nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Wyglądało to tak, jakby miał zaraz wybuchnąć.
- Bro - zaczął Jared - co się dzieje?
- Zatłukę tego gnoja! - Zawołał ze złością w głosie Shannon - naprawdę zrobię mu krzywdę.
- Komu?!
- Temu frajerowi, który...
- Który co? O kim ty do cholery mówisz?
Shannon w końcu stanął i bez wahania, opadł na kanapę. Spojrzał na pozostałych nieporadnym wzrokiem. To, czego właśnie się dowiedział dosyć mocno go zdenerwowało. Gdyby nie to, że byli z nim Jared i Tomo, sam nie wiedział, do czego mógłby się posunąć.
- Wiecie co? - Zaczął perkusista - właśnie napisał do mnie kumpel, który właśnie jest w LA. Nie widziałem się z nim dosyć długo, więc nie wie, że...
- Konkrety. - Napomniał mu Tomo - konkrety.
- Przecież mówię! Wiecie co mi napisał? Ponoć widział Sue z jakimś melepetą. Zabawne, bo ponoć jest modelem. Przerzuciła się na kości? Jak go tylko spotkam to obiecuję, że z jego twarzy zrobię origami.
- Shannon! Wyluzuj. Przecież...
- Co przecież, co przecież? Sue łazi po knajpach z jakimś pedałem, a ja mam tak sobie spokojnie siedzieć? Kpisz sobie ze mnie?
- Nie, tylko widzę, że Sue ma podobny gust do ciebie. Ty też lubisz ostatnio kości, więc...
- Nie denerwuj mnie!
- Shanny, Shanny... - Jared pokręcił głową - i co z tego?
- Jak to co?
- A jednak nie jest ci obojętna.
Shannon natychmiast poderwał się i podszedł do ściany, po czym cisnął w nią dłonią. Na samą myśl, że Sue mogła z kimś innym się spotykać, działała na niego w taki, a nie inny sposób. Najchętniej to zaraz pojawiłby się w Mieście Aniołów, by obić twarz temu delikwentowi.
- Nie przesadzasz? - Spytał Tomo - ona ma swoje życie, a ty swoje. Sue jakoś nie robi ci wyrzutów, o to, że umawiasz się z Crystal. Chyba, że po waszej wspólnej nocy...
- Jutro lecę do Stanów. - Rzucił po chwili namysłu Shannon - tak nie będzie.
- A trasa?
- Jutro nie mamy żadnego koncertu, więc mam czas. Spokojnie, zdążę.
- Polecisz tam i co?
- Jak to co?
- Rany boskie. Shannon zaczął patrzeć na oczy...


6 komentarzy:

  1. Jeju nareszcie! Taki zazdrosny Shanny mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny. Naprawdę. Czytam Twoje rozdziały i dokładnie widzę wszystko, co opisujesz, rozumiem uczucia bohaterów.. Świetnie! Bardzo podobał mi się opis snu i przebudzenia Sue, łezka zakręciła mi się w oku. :)
    Bardzo podoba mi się taki Shannon, bardzo podoba mi się to, że w końcu zaczyna do nich obu docierać, że się kochają. :) Szczerze mówiąc, mam nadzieję na jakieś pogodzenie. :)
    Czekam z niecierpliwością na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shanny ma teraz być właśnie przedstawiony w takim świetle. Póki co, będzie sporo emocji, pomówień i kłamstewek. Następny rozdział będzie najbardziej "wyczekiwanym", tak sądzę, ale nie zapowiada to super hiper zakonczenia. :)

      Usuń
  3. szkoda, ze najczesciej jest wlasnie tak, ze dopiero jak cos stracimy, to zauwazamy jak bardzo nam na tym czyms zalezalo. i niestety w przypadku Sue i Shannona tak wlasnie jest... przeczytalam wszystko, co mnie ominelo, nadrobilam i ochlonelam po wydarzeniach, jakie mialy tu miejsce, a ktore strasznie mnie zbulwersowaly (Sue, jak moglas?!). Szczerze mowiac, zupelnie nie rozumiem podejscia Sue do tego, co sie stalo. To ona zdradzila Shannona, wiec dlaczego byla na niego zla i zamiast porozmawiac, to na niego naskoczyla? No nie wiem, kobiety sa z natury dziwne. :D
    Ale mam nadzieje, ze miedzy nimi sie ulozy, ze juz nikt nie bedzie sie miedzy nich pchal i stworza piekna rozdzine, Sue, Shannon + male Shannoniatka. ;D (ach, te marzenia)
    czekam na kolejny! pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złość Sue była spowodowana chamskim zagraniem Shannona na jej wernisażu. Kto by się nie wpienił? Po za tym była też nieco zazdrosna o niego z powodu Crystal,,, czy jej, czy już nie to i tak nie wolno tykać ^^
      W każdym bądź razie, dziękuję, a nowy rozdział dosyć niedługo, zaraz nawet zabieram się za tworzenie :)

      Usuń