środa, 23 lipca 2014

rozdział 59/60 - Texture of my blood

Cześć.
Możliwe, że to ostatni rozdział na tym blogu. Otóż, wszystko się kiedyś kończy, a jak dać zakończenie to z przytupem :)
Nie wiem, może kiedyś tutaj wrócę z dawką nowych emocji do podzielenia się, historią, a kto wie? Póki co, można powiedzieć o zawieszeniu, ale też z góry nie mówię. Powiedzmy, że ten blog, będzie niczym przeczytana już książka i odłożona na półkę, by później ją przeczytać.
Z wielkim bólem serca opuszczam tego bloga i tą historię. Było to pierwsze opowiadanie, które dało mi siłę do dalszego pisania, nauczyłam się wielu rzeczy. To pierwszy blog, który zyskał, aż tylu czytelników, wyświetleń. Jestem bardzo tym poruszona i szczęśliwa, że jednak się da.
Tak więc nie można tracić wiary w to, że może jednak i Twój blog może stać się czymś pożądanym. Teraz skupiam się na drugim i mam nadzieję, że i on będzie tak samo spostrzegany, jednak też nie chcę, by obydwa ze sobą mieszano. Zaczynam również trzeciego, lecz on wymaga więcej, niż te, gdyż nie jest żadnym ff, czy czymś w tym stylu. Sądzę, że będzie to coś, o czym będzie można powiedzieć : "wow, to jest świetne, dobre, uwielbiam". Nie, to nie samozachwyt, lecz ambicja, którą, mam nadzieję, że uda mi się spełnić.
To była świetna "podróż" i sądzę, że jeszcze usłyszycie o Sue.
Dziękuję Wam za wszelkie komentarze, opinie, miłe słowa, ale i te krytyczne, bo dały mi kopa do większej pracy.

Tak więc zostawiam Was, przynajmniej tu.
Wasza,
Puzzel <3

3majcie się :)


Heal my sick soul



---------------------


Można by powiedzieć, że wszystko potoczyło się dobrze.
Bywały wzloty i upadki, ale jak to w życiu. Nikt nie dostaje tego, czego chce. Jednak Sue chyba więcej do szczęścia nie było trzeba. Zyskała to, czego tak bardzo chciała.

- Nie, nie. - Sue pokręciła głową i wskazała ręką na tamten kąt - fotel będzie stał tam!
Dziewczyna śledziła nadal wzrokiem pracujących mężczyzn. Kiedy tylko wykonali jej prośbę, zajęli się kolejnym pudłem, bodajże z półkami. Niebiesko włosa, plącząc się o własne nogi, obróciła się i zrobiła parę kroków przed siebie. Stanęła przed sporej długości ścianą, na której miały stanąć regały z książkami. Założyła ręce na biodrach i lekko przechyliła głowę. Nawet po ustawieniu mebli było trochę miejsca.
- A tam coś namaluje.
Powiedziała do siebie w myślach, po czym ruszyła do małych schodków, prowadzących do jadalni. Tam większość rzeczy była już na swoim miejscu, jednak było trochę do zrobienia. Sięgnęła po butelkę z wodą, stojącą na prawie, ze czarnym, drewnianym stole. Wzięła parę łyków i zaraz ją zakręciła. Za nim zdążyła coś zawołać do robotników, kiedy to coś przyszło jej na myśl, poczuła jak leci do tyłu. Wokół jej pasa, spoczywały męskie ręce, które ściskały ją na tyle mocno, o ile mogła złapać wdech.
- Shannon!
Zawołała, po czym ten ją puścił. Odwróciła się w jego stronę i skarciła pstryczkiem w nos. Ponownie na jej twarzy zagościł jakże szeroki i promienny uśmiech. Odstawiła butelkę, by móc do niego się przytulić. Objęła go przez szyję, patrząc w niego jak w obraz.
- A nie mówiłem? - Szepnął Shannon, po czym ucałował jej czoło - dom jest idealny dla ciebie.
- Byłby jeszcze fajniejszy, gdybyś był w nim i ty. - Odpowiedziała mu, niczym skamlający i przybity pies - ale już o tym rozmawialiśmy.
- No właśnie.
- Coś czuję, że będzie tutaj mi się mieszkać dobrze. Szkoda mi tamtego mieszkania, już nigdy tam nie prześpię żadnej nocy.
- Zaczynasz nowy etap, rozstania i kompromisy są bezwzględne.
- Ja wiem, wiem...
- Za ile oni kończą? - Shannon obejrzał się przez ramię na rozkładających meble mężczyzn.
- Niedługo. Pewnie zejdzie się jakoś do trzech godzin, a co?
- Wiesz, trzeba wypróbować te twoje nowe łóżko w sypialni.
- Kanapa też jest całkiem wygodna... i miękka...
Shannon zaśmiał się i pocałował ją w usta, przy czym ona objęła go jeszcze mocniej. W końcu wskoczyła na niego, nogami oplątując jego biodra. Tak się cieszyła. Nigdy nie sądziła, że może być jeszcze lepiej. Czuła się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. A może tak faktycznie było?

Sue leżała w łóżku, okryta kołdrą na tyle, by zasłonić swoje nagie ciało. Przyglądała się każdemu krokowi Shannona, który szukał swojej koszulki. Był to nieco zabawny widok. Perkusista ewidentnie gubił się w swoich poszukiwaniach.
- Tam, ślepoto!
Powiedziała Sue, wskazując palcem na szafkę, obok wyjścia. Mężczyzna natychmiast zareagował na jej ubranie i zaraz narzucił na siebie ubranie. Dziewczyna powoli usiadła, przykładając rękę do kołdry, która się zsuwała z jej górnych partii ciała. Uśmiechnęła się do swoich myśli i kiedy mężczyzna na chwilę wyszedł, ona zaczęła szukać ubrań. Założyła na siebie pośpiesznie to co niedawno z siebie zrzuciła.
- Odnoszę takie wrażenie, że ty się wstydzisz.
Powiedział wchodząc do sypialni, kiedy już ona miała na sobie luźną koszulkę. Na jego słowa lekko się zarumieniła, oszukańczo mówiąc "nie", jednak to mijało się z prawdą.
- Jakbym w życiu cię nagiej nie widział.
Zaraz dodał i złapał ją w pasie. Ucałował koniec jej nosa i parsknął śmiechem. Ona jeszcze bardziej się zarumieniła, czego już chyba kryć nie chciała. Pocałowała delikatnie jego warki, odepchnęła go od siebie i ruszyła do łazienki.

Kolejne dni przynosiły same plusy, jednak można było wspomnieć o paru niepowodzeniach. Sue cieszyła się, że redaktor naczelna docenia jej pracę, dziewczyna liczyła, że niedługo dostanie premię.
Siedziała w salonie, paląc papierosa i przeglądając jedno z czasopism ze stolika. W końcu je zamknęła i odrzuciła gdzieś na bok. Do jej głowy wróciły wspomnienia, tak miłe, niektóre mniej, jednak uczące. Cieszyła się, że w końcu wszystko jest tak jak powinno. Shannon ostatecznie rozstał się z Crystal, co było sporym triumfem niebieskowłoej. Nie dopytywała perkusisty jak to się dokładnie stało. Zauważyła jego lekkie przygnębienie. Z początku obawiała się tego, że jednak żałował tego rozstania, jednak po niedługiej rozmowie z nim zrozumiała jego stan. Przez moment było jej szkoda Crystal, jednak to była mała namiastka jej empatii.
- Dobrze jej tak!
Pomyślała z złośliwym uśmieszkiem na twarzy, jak to kobieta. Końcem końców udało się jej namówić Shannona na wspólną galę. On, mimo swoich poprzednich myśli, był zadowolony z wieczoru. Poznał nowych ludzi, tak samo jak ona, dobrze się bawili. Całokształtowo, wręcz super.
Agentce i Kristen, udało się namówić Sue na otworzenie własnej galerii. Ona też miała na zamiarze, uwzględniać pracę innych talentów, cóż... zainteresowani dosyć często tam przychodzili. Cały plan rodził się w ogromnych bólach, tak samo jak kupno domu, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Też namawiał ją na to również Shannon, czy Anabel, Jared, Gabriel i cała reszta... co do młodego tatuażysty; otworzył swoje studio w współpracy z Dorianem. Z czego było wiadomo Sue, interes nieźle szedł. Czasami żartowała z bratem, że będzie przychodzić do niego cała populacja z Los Angeles co za zwyczaj kończyło się wypadem na piwo.
Wszystko co było złe, poszło w zapomnienie. Jakby to wcale nie miało miejsca. Może i dobrze, bo po co zaprzątać sobie tym teraźniejszość? Co nie zabije to wzmocni i jakże nauczy nas na przyszłość.
A co do Anabel to... chyba więcej dodać nie trzeba.

- Chodź do cioci!
Powiedziała Sue, biorąc na ręce z wózka małego maluszka. Był nad wyraz rozkoszny. Dziewczyna uśmiechnęła się jakże szczerze i ucałowała go w główkę. Przeszła się z nim przez jadalnię, wprost do kuchni, gdzie Anabel grzała w garnku jedzenie dla małej.
- A dopiero, co byłaś w ciąży. - Powiedziała Sue, zajmując wolne krzesło barowe przy blacie.
- Co nie? - Blondynka na jej słowa odwróciła się w jej stronę - Katy rośnie jak na drożdżach. Boję się nieco momentu, kiedy zacznie ząbkować. Te nieprzespane noce.
- Wiesz, jak do tej pory śpi spokojnie. Sama mówiłaś. Ale wiesz, jeszcze trochę czasu, zanim to się stanie, więc nie panikuj za w czasu.
- Może...
- A co u Roberta? Dawno się z nim nie widziałam
- Póki co zajmuje się jakiś projektem, jaki zaproponował mu kumpel. Teraz rzadziej bywa w domu, ale jak może to część pracy zabiera do domu. Dziś wróci też później.
- Rozumiem. - Sue pokiwała głową, spoglądając na Katy - a ten temat, wiesz, który...
- Branie ślubu, tylko z wyjątku na dziecko, uznaliśmy za głupie. Jak kiedyś przyjdzie taki moment, w tedy tak, jednak teraz zupełnie o tym nie myślimy. Nie wiem jak Babu, ale nic mi na ten temat nie wiadomo. Dobrze, że jego matka nie jest taka okropna.
- Co nie? Mogłabym tu przytoczyć parę kawałów o teściowej.
- Dokładnie. - Anabel parsknęła śmiechem i wzięła córkę na ręce - a jak ci się tu mieszka?
- Całkiem nieźle, nie powiem. Sądzę, że dom był dobrym rozwiązaniem.
- A ty głupia się broniłaś przed tym.
- No tak, ale znasz moją sentymentalność. - Sue wstała, opierając się o stół -  mam dla ciebie po za tym niusa.
- O, jakiego?
- Bo ja ci nie mówiłam wcześniej, ale matka Shannona chce mnie poznać.
- Wiesz, dziwiłabym się, gdyby nie chciała. To chyba normalne?
- Nawet już jest na to data.
- To kiedy?
- Dziś wieczorem.
- Co? - Anabel prawie upuściła łyżkę, którą nakładała jedzenie dla małej do miski - czemu głupia pipo nic mi nie powiedziałaś!?
- Nie chciałam zapeszać.
- Wstyd się! No, ale dobra. Gdzie idziecie?
- Ja i Shannon mamy u niej być na 18.30. Trochę się boję.
- Zły strach nie taki zły.
- Daj spokój. Jedyne to co wiem to tyle, w co się ubieram.
- Na pewno cię polubi.
- A jak nie?
- Ciebie każdy lubi, nie martw się.

Samochód stał przed pewnych rozmiarów posiadłością. Sue nerwowo ściskała w dłoniach kant swojej sukienki, zagryzała usta, jej oczy latały na prawo i lewo.
- Czym się tak denerwujesz, co? - Spytał Shannon, wyjmując kluczyki ze stacyjki.
- Wiesz, to niecodzienna sytuacja. - Odparła mu drżącym głosem, Sue - ty zawsze mówisz, że wszystko będzie dobrze. Zazdroszczę ci bycia takim optymistą.
- I tak samo teraz twierdzę. - Shannon otworzył drzwi - spokojnie. Wyluzuj.
- Taaa, łatwo ci mówić.
- Nie gadaj tyle, tylko chodź. Nie zje cię!
Nawet nie stali pod drzwiami. Shannon od razu otworzył, prowadząc za sobą za rękę, Sue. Ona niepewnie weszła do środka, rozglądając się na prawo i lewo. Nagle rozległo się:
- Wreszcie jesteście!
Sue zobaczyła na końcu korytarza Constance. Ta uśmiechała się nad wyraz serdecznie i machała im ręką. Zaraz jednak podbiegła do nich, chcąc jak najszybciej się przywitać z dziewczyną.
- Dzień dobry - wyjąkała Sue.
- Shannon sporo o tobie mówił. - Odpowiedziała Constance, zaraz po tym jak pocałowała ją w policzek - czemu mi się wcześniej nie przyznałaś, że to ty?
- Nieco się bałam.
- Nic nie szkodzi! Chodźcie do pokoju, wszystko już naszykowałam.
- Było wcześniej powiedzieć Shannonowi, pomogłabym.
- Nie było w czym, daj spokój!
Sue uśmiechnęła się i spojrzała na Shannona, który skinął głową. Cała trójka ruszyła za Constance. Dziewczyna czuła jak jej serce zaraz podejdzie jej do gardła, albo wyskoczy. Przypominała sobie słowa perkusisty, by chociaż odrobinę się uspokoić. Starała się jak mogła.
Wszyscy zasiedli do ładnie nakrytego stołu. Sue, aż było głupio, często tak miała. Chciała, by wszystko poszło jak najlepiej.
- Coś Shannon długo musiał cię namawiać na tą kolację. - Powiedziała Constance, siadając po drugiej stronie stołu - ale w końcu się zjawiłaś.
- Tak kiedyś to by się stało. - Odpowiedziała Sue, kiedy tylko upiła nieco wina z kieliszka - ale, co też nie znaczy, że nie chciałam pani poznać.
- Ja myślę!
- Broń Boże!
- Mam nadzieję, że Shannon nie naopowiadał o mnie żadnych głupot? - Kobieta karcąco spojrzała na swojego syna.
- Nie. W sumie, spytać mogę o to samo?
- Możecie skończyć? - Wtrącił znienacka perkusista - jemy czy nie?
Obydwie się zaśmiały, na co on poczuł się dosyć upokorzony. Czekał tylko, aż matka wyjedzie z opowieściami z jego dzieciństwa. Miał nadzieję, ze chociaż tego mu oszczędzi. Jednak nadzieja ponoć umiera ostatnia, więc tego się trzymał.


- I co? - Spytał Gabriel, który właśnie wylegiwał się na kanapie w salonie - było, aż tak strasznie?
- Nie, w sumie to całkiem wesoło. - Odparła Sue, odstawiając na regał kolejną książkę - było nieźle. Chyba mnie polubiła? Wiesz, co jeszcze? Mam do niej wpaść niedługo na kawę, albo ona do mnie.
- Ooo, widzisz!
- Strasznie fajna kobieta. Co prawda Shannon czasem narzekał na nią, ale nic o tym nie wspominałam. Czasami zastanawiam się, czemu on tak na nią gada? Przecież to cudowna babka.
- Matki tak mają, muszą denerwować swoje dzieci.
- Najlepsze było, kiedy pokazywała zdjęcia z jego i Jareda dzieciństwa.
- Stały rytuał.
Rodzeństwo wybuchło śmiechem. Sue sprawdziła, czy pudło było już puste. Faktycznie, odstawiła je na bok. Podniosła się z podłogi i zajęła miejsce koło Gabriela. Położyła nogi na stoliku i sięgnęła po kubek z herbatą. Trochę wystygła.
- A jak tylko skończysz z resztą tych pudeł, czyli ile dokładnie... - Gabriel spojrzał na zegarek, upięty na jego nadgarstku - dokładnie za siedemdziesiąt dwie godziny i trzy minuty.
- Oh, jakiś ty dokładny. - Zaśmiała się Sue - tydzień bez Los Angeles, chyba się da?
- A jak latałaś w trasę z chłopakami to co?
- No niby tak...
- Zobaczysz, w Polsce jest świetnie!
- Byłam tylko raz i...
- Teraz będziesz bywać częściej!
- Niedługo ruszają w trasę... - zmieniła temat - teraz będzie to trwało nieco dłużej.
- Ale wrócą. Po za tym, będą co jakiś czas bywać w Stanach, nie przesadzaj.
- Nie przesadzam!
- Jaka ty drażliwa. - Gabriel pokręcił głową - daj spokój! Jak będziesz miała wolne to będziesz latać sobie do swojego zwierzaka, a teraz nie zawracaj sobie tym głowy. Po za tym jak teraz będziesz w Polsce to będą mieli tam koncert. Spotkacie się jeszcze pierdylion razy, kobieto! Też ty daj spokój Shannonowi.
- Aż tak męcząca jestem?
- Zdarza ci się.
Na te słowa, Sue złapała za obok leżącą poduszkę i cisnęła nią w twarz brata. Jego mina była dosyć adekwatna, jednak spodziewał się, że prędzej, czy później, niebieskowłosa sięgnie po taką broń. W sumie to nie mogła się już doczekać wylotu, bilety zostały już kupione w zeszłym tygodniu. Dziewczyna odłożyła poduszkę na bok i odstawiła kubek na stolik. Wstała i przeszła się bez słowa do kuchni, po drodze, wyciągając z kieszeni spodni komórkę.
- Halo?
Usłyszała po drugiej stronie głos Shannona.
- O której będziesz? - Spytała i oparła się o blat - jutro w południe wylatujecie.
- Wpadnę do ciebie około 19.00, co ty na to?
- Dobrze.
- Teraz nie mogę rozmawiać.
- Dobrze, misiek.
Dziewczyna rozłączyła się i z powrotem schowała komórkę. Przeszła się po kuchni do okna. Za swoimi plecami usłyszała kroki Gabriela. Ten zatrzymał się przy zmywarce i chował do niej brudny kubek. Sue odwróciła się przez ramię, patrząc na brata. Posłała mu lekki spojrzenie, po czym spuściła wzrok.
- Co jest? - Spytał Gabriel, podchodząc do niej.
- Tak się zastanawiam nad jedną rzeczą.
- Jaką?
- W sumie to jestem już dosyć długo z Shannonem i tak myślę...
- Tylko mu tego nie sugeruj. - Gabriel wspiął się na blat i usiadł na nim wygodnie - przyjdzie czas na wszystko.
- Anabel też mogłaby...
- Mówiła ci, z resztą mi też, że śluby i inne badziewia jej nie w głowie. Tym bardziej tobie nie powinny. Z resztą, od kiedy tak cię naszło?
- Jakoś od dwóch dni sobie o tym myślę.
- A źle ci teraz?
- No nie...
- To już nie wymyślaj!

Znów czuła jego dotyk na swoim ciele, zapach jego perfum, usta i całą resztę. Posłała mu zalotne spojrzenie i usiadła na nim. Dłonią dotykała jego klatki piersiowej, później przeniosła ją na jego policzek.
- I tak niedługo się zobaczymy. - Powiedział, usiadł i czule ją pocałował - to parę dni.
- Wiem o tym. - Odparła nieco smutniejszym głosem - powrót do normy?
- Trasa nie będzie trwała wiecznie. To minie bardzo szybko.
- Taaa, na pewno.
- Zawsze któreś z nas może się wysilić i przyjechać do drugiego, tak?
- Niby tak, ale wiesz...
- Trochę rozłąki nam się przyda.
- Czemu?
- Ostatnio strasznie mnie denerwujesz...
Sue miała ochotę po tych słowach, spoliczkować mężczyznę, jednak po tym jak ją ponownie pocałował, lekka złość zeszła z niej.
- Przecież żartuję, głupku. - Mruknął, przytykając swoje usta do jej ust.
Dziewczyna uśmiechnęła się i mocno go przytuliła. Zamknęła oczy i głęboko westchnęła, ciesząc się tą chwilą. Było jej szkoda, że teraz będą się rzadziej widywali, jednak rozłąka ponoć wzmacnia uczucia. Może coś w tym jest. Ucałowała go w szyję, podniosła głowę, by móc spojrzeć w jego oczy.
- Będę tęsknić wiesz? - Powiedziała szeptem, dłonią muskając jego ramię.
- Wiem.
- A ty?
- Głupie pytania zadajesz.
- Ale zadaję... ty też?
- Tak.
- No, i tak ma być!
Obydwoje cicho zaśmiali się, po czym ich usta znów się spotkały.
Z każdym dniem, uczucie między nimi narastało. Cóż więcej dodać, w takim razie... szczęśliwi czasu nie liczą. Teraz wszystko stawało się coraz, lepsze i lepsze, dążąc do perfekcji, której nie można osiągnąć. Jednak zmierzało to w jak najlepszym kierunku. I dobrze. Po co naprawiać to, co dobrze działa. Ważne, by cieszyć się każdą chwilą. Teraz tak właśnie żyła Sue i nie zapowiadało się na to, by coś lub ktoś miał to zepsuć.

I wszyscy żyli długo i szczęśliwie,
Amen! :D


3 komentarze:

  1. Ah, Happy end <3 szkoda, że to koniec ale moze faktycznie lepiej, zeby cos dobrego dobrze zakończyć, niz ciagnąć na sile. W każdym bądź razie mam nadzieje, że będziesz dalej działać w tym kierunku, powodzenia :)
    C.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde! Miałam już napisany komentarz.. ale zniknął ;/ Zacznę więc jeszcze raz, może uda mi się napisać to co wcześniej...
    Chyba już dobrze wiesz, jak bardzo lubię Twoje opowiadanie, dlatego z jednej strony szkoda, że już je kończysz, ale z drugiej strony nie ma sensu robić czegoś na siłę. Cieszę się bardzo, że wszystko skończyło się happy endem! Tylko liczyłam jeszcze na związek Jareda z Emmą :P
    I chcę, żeby ta wypowiedź była szczera, więc musze napisać, że mimo iż ten rozdział jest dobry, to czuję, że jest napisany troszkę na odpierdol, żeby tylko doprowadzić do jakiegoś końca.. bo wszystko się jakoś troszkę za szybko dzieje w tym rozdziale. Ale w sumie to rozumiem. I gratuluję! Bo sama nie napisałabym nic lepszego. A Ty masz talent do pisania, przynajmniej jeżeli chodzi o pomysł! Bo wkradają się pewne błędy, np. powtórzenia czy literówki. Ale nie są one bardzo rażące!
    Jeszcze raz gratuluję i życzę powodzenia w dalszym pisaniu ;) a ja powoli zabieram się do czytania drugiego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale musze Ci nieco przyznać racji z tym "na odpierdol". Co prawda, starałam się przez blisko cztery godziny coś napisać takiego porządnego. To nie jest kwestia akurat mojego "by napisać", jednak sądzę, że raczej chyba już nie miałam jako tako pomysłu. Co do tego bloga, mój mózg dostał stagnacji i chyba tak pozostanie :P Jednakże masz, jak mówiłam, wiele racji. Uznałam, że wpis i tak powinien się pojawić, myślę, że taki zły nie jest :) co prawda to prawda, ta cała reszta.
      Tak czy siak, nic nie pojawi się tu w przyszłości, przynajmniej tej bliższej. Może kiedyś, za jakiś czas. I pozostaje mi tylko zaprosić Cię na drugiego bloga ^^

      Usuń