piątek, 18 kwietnia 2014

rozdział 50 - Drunk in love

Yo yo :D
Jak już jakiś czas temu wspominałam, notki będą ukazywać dwa razy w tygodniu. Tak więc to jest pierwsza, ze tak powiem ^^ Mam nadzieję, że będzie się podobać.
Zachęcam również do zajrzenia na mojego nowego bloga (drugi rozdział) - Heal my sick soul
+ dla niedoinformowanych -  https://www.facebook.com/groups/1449211375315183/
Zapraszam :)

Tosia.


************



Sue trzasnęła za sobą drzwiami tak mocno jak tylko mogła. Bez żadnych wahań,
szybkim i zdecydoawnym krokiem ruszyła do kuchni. Kopertówkę odrzuciła ze złością 
na stół. Nie zastanawiając się nad niczym, otowrzyła zamrażalnik. Zaraz to stała, ściskając
w dłoni wódkę. Odkręciła butelkę, odchyliła głowę trzymając w ustach dzióbek szyjki.
Z każdym łykiem jej kolana bardziej się uginały. Było to tak, jakby piła gorycz swoich i cudzych błędów. Mocno zacisnęła powieki. Czuła jakby ktoś właśnie krajał jej mózg. Natłok wszystkich myśli, które przepychały się w jej głowie był tak duży. W końcu przestała. Z hukiem postawiła
szkło na stół i podparła się dłonią o jego kant. Poczuła jak po jej ciele zaczyna
przechodzić fala gorąca, jej głowa polsuje, a gardło piekielnie piecze. Z trudem wzięła
oddech i w kompletnej dezorientacji zaczęła szukać czegoś do picia. W końcu złapała
za kubek z niedopitą herbatą. Wypiła wszystko, do samego dna. Pokręciła głową i z zacisniętymi zębami, cisnęła naczyniem do zlewu. Ono z łoskotem zostało roztłuczone. Sue miała ochote krzyczeć, płakać, niszczyć to, co wpadnie tylko w jej ręce. Nosiło nią tyle emocji, niestety złych. Po jej policzach spływały łzy, usta spierchniałe, twarz blada, oczy wypełnione pustką. Zaczęła chodzić w jedną i drugą stronę, plącząc się o własne nogi. Chciała wydać z siebie chociaż jedno słowo, wrzask, pisk, cokolwiek, ale jednak nie miała na to sił. Jej serce biło znacznie szybciej i mocnjiej, jakby chciało zaraz wyskoczyć. Sue stanęła i wyciągnęła ręce przed siebie dotykając ściany. Jej ciało stawało się coraz cięższe, nie mogła się utrzymać. Upadła na kolana. Opuściła głowę, dłońmi sunęła po podłodze. Czuła pod opuszkami palców teksturę płytek. Stały one się jeszcze bardziej śliskie, kiedy łzy dziewczyny rozpryskiwały się na nich. 
- Jak on mógł? - Szeptała z rozżaleniem - jeżeli chciał mnie upokorzyć to udało mu się. 
Sue przygryzła wargi, powieki zacisnęła jeszcze mocniej. Jej ciało zaczęło drżeć. Zaczęła sunąć przed siebie, ciągając  kolanami po podłodze. Jej każdy ruch był powolny, niepewny. Tak to bywa, kiedy czas mija, ale wszelkie złe wspomnienia zostają w umyśle, niczym zaszyte wszywką. Co powiedzieć? Właściwie nie trzeba niczego dodawać. Wszystko jest takie proste, ale to nasza psychika to komplikuje. Problemem nie jest sam w sobie problem, lecz podejście do niego. Sue doczołgała się do ściany i oparła się o nią plecami. Patrzyła przed siebie z wymalowaną na twarzy troską i tęsknotą, a za czym ona miała być? Wspomnieniem tych dobrych chwil, które nie wrócą, a pielęgnowanie ich sprawiało jeszcze większy ból. Najlepszym sposobem, byłoby wymazanie pamięci, ale nikt nie miał takiej zdolności. Dziewczyna podkuliła kolana i podparła się o nie czołem. Z jej oczu sączyły się ciurkiem łzy. Prędzej czy później każdego dopada samotność. Jeżeli kiedyś popełniło się błąd, wzięło coś za darmo, los w najmniej oczekiwanym momencie upomni się o zapłatę. Tak było i tym razem.
- Kurwa, co ja mam zrobić? - Mówiła pod nosem - on mnie nienawidzi. Teraz mnie upokarza, miesza z błotem. Sama sobie jestem winna i płaczę za własną głupotę. Ale jak można tak kimś wzgardzić?

Shannon wszedł do sypialni i podszedł do półki nocnej. Zapalił lampkę i z bezsilnością opadł na łóżko. W jego głowie był mętlik. Powoli zaczął żałować tego, co się stało. Jak mógł być tak durny, by zjawić się tam i to jeszcze z Crystal? Wstydził się sam przed sobą. Wiedział doskonale, co zrobiła Sue, ale czy on musiał się zachować jak ostatni  idiota? Pod wpływem emocji ludzie robią wiele głupstw, ale gdy rozum zaczyna trzeźwieć sprawy przybierają zupełnie inne kształty i zarysy. Perkusista położył się na plecach i wbił wzrok w sufit. Tak naprawdę sam siebie oszukiwał. Co chciał udowodnić? Że nie ma uczuć, że to była tylko zabawa, tak naprawdę nic go nie obchodzą tamte wspólne chwile. Chciał zagłuszyć wszelkie wspomnienia imprezami, nowym "związkiem" i czystą złośliwością. Szczerze mówiąc sam siebie prowadził do autodestrukcji. Kogo chciał ukarać? Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy, ale to on sam padł swoją ofiarą. Nakarmił demony, które zwalcza. 
- Co ja narobiłem? - Mówił w swoich myślach - jestem skończonym fiutem. Na co mi to było? Oszukuję wszystkich na około, a przede wszystkim samego siebie. Sue miała rację, też jestem winny. Jak mogłem pozwolić na to wszystko? Czemu dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że naprawdę ją kocham? Tak zaślepiony...
Przysiadł. Ukrył twarz za dłońmi i westchnął. Nie miał pojęcia, co ma teraz robić. Mimo wszystko, zależało mu na niej cholernie. Gdyby mógł, pojechałby teraz do niej i mocno przytulił. Co w takim razie stawało mu na drodze? Czasem warto schować dumę w kieszeń, bo szansa może uciec sprzed nosa. Co by jej teraz powiedział? Pewnie by się plątał w słowach, gadał kompletnie nie do rzeczy, wahał się. Ale po co słowa? Wystarczy to, żeby być razem, całować, tulić do siebie i w myślach obiecywać, że wszystko będzie dobrze. Jednak, żeby zdobyć się na to trzeba odwagi. On jej nie miał.

Nastał kolejny dzień w Mieście Aniołów. Sue leżała u siebie w łóżku. O niczym nie myślała, w jej głowie była kompletna pustka. Jej twarz nie miała żadnego wyrazu. W progu sypialni stała Anabel patrząc na przyjaciółkę z niepokojem i zmartwieniem. Miała naiwną nadzieję, że artystka powie jej co zaszło ostatniej nocy. Niebieskowłosa spojrzała w stronę blondynki i powoli usiadła. Jej głowa była bliska wybuchu. Bolała okropnie. Złapała się za nią i syknęła pod nosem. 
- Babu właśnie robi ci herbaty. - Powiedziała Anabel - weźmiesz tabletkę i wszystko przejdzie.
- Gdyby to było lekarstwo na wszystko, co złe. - Odparła Sue zsuwając z siebie kołdrę - niestety nikt jeszcze nie wymyślił takiego cudu.
- Co się dzieje? 
- Nic.
- Sue! Wiem, że jest rano, źle się czujesz, ale widzę, że coś jest nie tak! Znów piłaś. Nie wykręcaj się żadnymi kłamstwami, bo i tak się na nie nie nabiorę.
- Sądzę, że ty miałaś mi coś do powiedzenia...
- Nie zmieniaj tematu. Rozmawiamy teraz o tobie. Co tym razem?
- Nie ważne.
- Proszę, Sue. Daj sobie pomóc.
- Czuję się doskonale. - Artystka wzruszyła ramionami i powoli wstała z łóżka - nie potrzebuję niczyjej pomocy. Radzę sobie świetnie.
- Właśnie widzę... - Anabel przewróciła oczami, po czym znów swój wzrok skierowała na przyjaciółkę - Shannon? Mówiłam ci, żebyś o tym starała się chociaż nie myśleć. Zajmij się pracą, czymś innym, niż tym, co było. Jeżeli myślisz, że to coś zmieni to... a z resztą! Patrz jak było ostatnio dobrze, a tu...
- Shannon był na wystawie. A wiesz kogo jeszcze zabrał? Oczywiście Crystal, co za ironia, co nie? A wiesz czego jakiś czas temu się dowiedziałam? Oni są razem. 
- Co?
Anabel wytrzeszczyła oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Chwilę się chwiała, po czym podeszła do łóżka i usiadła na jego brzegu. Wbiła wzrok w przyjaciółkę, nie mogąc uwierzyć w jej słowa. To, co przed chwilą usłyszała, było sprawą większego kalibru.
- Co lepsze... - mówiła Sue - sądzę, że to była zemsta. Chciał, by mnie zabolało, żebym poczuła to na własnej skórze. Miało to poruszyć moje sumienie i poczucie winy. Dobre sobie.
- Ale, ale - Anabel z trudem mówiła - jak on tam wszedł?
- Jak to jak? Z Jaredem. Mógł zabrać, kogo chciał. A, dodam jeszcze, że przyprowadził swoją matkę. W sumie, o to nie mam żalu, ale... On doskonale wiedział jaka jest sytuacja, a mimo tego zrobił coś takiego. Jeden i drugi są siebie warci. Cóż, w końcu to bracia.
- Ja pierdolę... 
- To samo pomyślałam, gdy tylko zobaczyłam Shannona z tą wygłodzoną wywłoką. A ona co? Trzeba było ją doprowadzić do odpowiedniego poziomu. 
- Pokłóciłaś się z nim, prawda?
- A jak myślisz? - Sue sięgnęła po papierosy - sądziłaś, że mi odpuści?
- Tak po prostu przy ludziach?
- Nie, wyszliśmy za galerię. Tam się dosyć mocno pościnaliśmy.
- Co powiedział?
- Anabel...
Blondynka spuściła wzrok i założyła ręce. Zdawała sobie sprawę z tego, że Sue nie jest łatwo. Ta cała sytuacja jeszcze bardziej wszystko pokomplikowała. Dziewczyna żałowała, że Shannon dowiedział się o wszystkim właśnie od niej, ale dało się znaleźć plusy, o ile można było to tak nazwać. Znów spojrzała na niebieskowłosą i pokręciła głową. Nie wiedziała jak ma jej pomóc, nigdy nie była w takiej sytuacji. Co miała jej powiedzieć? "Ułoży się", "nie martw się", "wyluzuj"? Słowa na wiatr, bezwartościowe jak przeterminowany kupon w supermarkecie. 
- A ty... - Sue znów zaczęła mówić - miałaś mi o czymś powiedzieć, prawda?
- Tak, wiem. - Anabel skinęła głową - ale nie wiem jak mam to powiedzieć.
- Najlepiej wprost.
- Gdyby to było takie łatwe.
- Słucham?
Anabel wzięła głęboki wdech i już miała mówić, kiedy to do pokoju wpadł Robert. Przyjaciółki popatrzyły na niego. Chłopak na widok całej sytuacji zrozumiał, że właśnie rozmawiają o czymś ważnym. Już chciał robić odwrót, ale zatrzymała go Sue. Podeszła do niego i ucałowała w policzek. Zerknęła znacząco na Anabel, by dać jej znać, że rozmowa zostaje przełożona na później. 

Przyjaciółki siedziały w pokoju dziennym na kanapie. W tle słychać było telewizor, w powietrzu unosił się zapach papierosów, wymieszany z odświeżaczem powietrza. Robret na chwilę poszedł do sklepu pod pretekstem braku mleka. Była to chwila, która idealnie nadawała się na niedokończoną, poranną rozmowę. Sue spoglądała na przyjaciółkę z niecierpliwością.
- Teraz jesteśmy same. - Zaczęła Anabel - możemy spokojnie porozmawiać. Nie chcę, by Babu o czymkolwiek wiedział. Póki co dowiesz się o tym jako pierwsza.
- Dobrze, przecież mu nie powiem. - Odpowiedziała Sue - jestem też w chujowej sytuacji, więc przyjmę teraz wszystko co mi powiesz. Co się stało u lekarza?
- Nie wiem jak mam to ująć, powiedzieć, ale... kurwa...
- Spokojnie.
- Słuchaj, ja, ja... jestem w ciąży.
Sue na to ostatnie słowo zamarła. Spojrzała na blondynkę ze zdziwionym wyrazem twarzy. Była w szoku. Przez parę kolejnych chwil, analizowała słowa przyjaciółki. Jej ciało zdrętwiało. Ciąża? Jak to, przecież... Niebieskowłosa pokręciła głową i zamknęła oczy.
- Czyli obydwie jesteśmy w kiepskiej sytuacji. - Dodała Anabel - teraz nie wiem, co robić.
- Czekaj, czekaj... - Sue uniosła dłoń ku górze - ty mówisz serio?
- Nie, na niby. Ja naprawdę do cholery nie wiem, co mam robić!
- Nie wierzę, nie wierzę... Jak to możliwe?
- Muszę ci tłumaczyć, skąd się biorą dzieci? - Odparła z ironią Anabel - boję się o tym powiedzieć Robertowi. Nie wiem jak na to zareaguje, co się dalej z nami stanie, co...
- Czy ty, ty... myślałaś nad tą drugą opcją?
- Co masz na myśli?
- Nad usunięciem, Anabel.
- Przeszło mi to przez myśl, ale nie wiem, czy umiałabym to sobie wybaczyć.
- To musisz o tym powiedzieć Robertowi. 
- Wiem, ale jak mam to zrobić? Co powie, zrobi, a jak mnie zostawi z tym samą? Zdążyłam zauważyć, o co w tym wszystkim chodzi. Nie jestem naiwna.
- Ale nikt tak nie twierdzi. - Sue złapała dłoń przyjaciółki - pytanie jest inne, czy ty mu ufasz?
- Tak.
- Jeżeli tak faktycznie jest to nie możesz się niczego obawiać.
- Ale zawsze mogę je stracić...
- Życie jest jednym wielkim ryzykiem. Nigdy nie wiemy, co nas spotka, jakie konsekwencje nas czekają za nasze błędy. Sęk leży w pytaniu, czy tego chcesz?
- Czego?
- Mówisz, że nie wybaczyłabyś sobie usunięcia ciąży. Tak więc, odpowiedź jest prosta, chcesz urodzić te dziecko. W tym momencie jest istotne to, co powie Babu, ale cokolwiek by się nie stało... bądź fair wobec siebie.
- A jeżeli...
- Nie ma co gdybyać. - Sue stanowczo pokręciła głową - kochanie, czy jesteś pewna tej decyzji?
- Nie wiem, nie wiem... 
Z oczu Anabel popłynęły łzy. Dziewczyna ewidentnie była w marnej sytuacji, a każda zła decyzja mogła ją wiele kosztować. Sue bez wahania przytuliła przyjaciółkę. Też nie była z kamienia. Jej twarz również stała się mokra. Teraz wiedziała, że musi wesprzeć dziewczynę i dać jej kopa, by zaczęła walczyć. Milczenie nie było dobrym rozwiązaniem, teraz sama to zrozumiała. Nie chciała, by też Anabel miała wyrzuty sumienia, żale. 
- Powiedz mu jeszcze dziś. - Szepnęła Sue - wieczorem. Mogę nawet wyjść z domu, jeżeli będziecie chcieli zostać sami. Nie odkładaj tego na później, bo będzie jeszcze trudniej. Sama mi to nie raz mówiłaś, a teraz dopiero zaczęłam doceniać te słowa. 
- Tak myślisz? - Anabel oderwała się od przyjaciółki - chciałabym byś była przy tym razem ze mną.
- Myślę, że jednak będzie lepiej, jeżeli będzie tylko wasza dwójka. Takie sprawy musicie rozwiązywać razem, beze mnie. To wasze życie. To co teraz postanowicie będzie poglądem na to, co dalej. Pamiętaj, że zawsze będę cię wspierała, dopingowała twojemu szczęściu. Jestem twoją przyjaciółką i nie pozwolę, żebyś była w takim stanie. Jesteś dla mnie jak siostra i sądzę, że doskonale o tym wiesz.
- A ty?
- Co ze mną? Teraz cała reszta mnie nie obchodzi, tylko ty. 
- Sue, ale przecież...
- Chcę to zostawić za sobą i nigdy do tego nie wracać. Muszę się z tym pogodzić. Tak, kocham go, ale nic już z tym nie da się zrobić. Nasze drogi się rozeszły. Najwidoczniej tak miało być. To, że pojawił się na wystawie nic nie zmienia. Mam nadzieję, że to był ostatni raz, kiedy była taka sytuacja. Jeżeli chcemy być dorośli to zachowujmy się tak. Sądzę, że tak naprawdę mi i jemu było trzeba sporej lekcji od życia. Trzeba uczyć się na błędach, teraz to wiem.


Dzień mijał za dniem. Ostatnie wydarzenia dawały sporo do myślenia. Nadszedł czas decyzji i wzięcia się w garść. Tak dłużej nie mogło być. Nie warto oglądać się za siebie, trzeba żyć dalej, mimo wszelkich przeciwności. Życie nigdy nie było fair, nie jest i nie będzie. Trzeba się z tym pogodzić, mimo bólu. Anabel zdecydowała się na rozmowę z Robertem. Bała się okropnie, ale musiała to przezwyciężyć. Nie było wyjścia. Ciąża to poważna sprawa, której nie da się od tak przeskoczyć. Przeszłości nie da się wymazać. Trzeba było usiąść i po prostu porozmawiać. Mogło wydawać się to banalne, ale najbardziej szczere i dobre. Jak się okazało, strach ma wielkie oczy. Oczywiste było, że Babu nie krył swojego zaskoczenia, nagłej zmiany, ale było to do przełknięcia. Jednak po wszystkim nie obyło się bez uścisku i pocałunku, pełnym czułości, który miał przypieczętować nowy początek.
- Sue! - Zawołała z sypialni Anabel - widziałaś może moją dużą walizkę? Nie mogę jej znaleźć u siebie.
- A patrzyłaś pod łóżkiem? - Odpowiedziała artystka z pokoju dziennego - przecież...
- Właśnie jej tam nie ma.
- To nie igła w stogu siana. Jest duża to i widoczna.
- No tak, ale u mnie jej nie ma. Przeszukałam cały pokój,
- To sprawdź na przedpokoju w szafie.
- Tak sądzisz?
- Może? Nie wiem, gdzie ją wsadziłaś.
Anabel wyszła ze swojego pokoju i przechodząc przez salon, wyszła na przedpokój. Słychać było jak wszystko tam przewraca, szpera, szuka. Zaraz to trzasnęła drzwiami szafy. Sue spojrzała w stronę progu, lekko unosząc brew.
- Znalazłam! - Zawołała blondynka - miałaś rację.
- No widzisz. - Odparła artystka i spojrzała ku górze - lepiej wiem, gdzie co trzymasz, niż ty sama.
- Jak dobrze, że cię mam. - Anabel weszła do salonu, ciągnąc za sobą walizkę - ciągle o wszystkim zapominam.
- Żadna mi nowość. Teraz mnie zastąpi Robert.
- Nie, ty jesteś nie do zastąpienia.
Anabel puściła walizkę i usiadła na kanapie obok swojej przyjaciółki. Uśmiechnęła się szeroko i dotknęła dłonią jej policzka. Sue było szkoda, że teraz będzie sama w mieszkaniu, wszystko stanie się inne, będzie pusto. To było do przewidzenia. Przecież to wszystko musiało jakoś funkcjonować. Artystka na wiadomość, że Anabel wyprowadza się do Roberta była dla niej radosna, ale zarazem przykra. Teraz miała zostać sama? Jej najlepsza przyjaciółka miała ją opuścić i to całkiem niedługo? Było jej przykro, ale musiała się z tym pogodzić. Chciała, by Anabel była szczęśliwa, a od momentu wyjawienia prawdy swojemu chłopakowi, promieniała.
- Może ci w czymś pomóc? - Spytała Sue - w twoim stanie ruchy są ograniczone.
- Pytasz o to setny raz! - Odpowiedziała z uśmiechem Anabel, podnosząc się z kanapy - póki co nie. Jeżeli będę potrzebowała pomocy to wiem, że mam się do ciebie zgłosić.
- Na pewno?
- Tak. 


Vicki kręciła się po sypialni. Zachodziła w głowę, co zrobiła ze swoją komórką. Była pewna, że zostawiła ją na szafce, ale dziwnym przypadkiem zniknęła. Kobieta stanęła po środku pokoju. Zmarszczyła czoło w zastanowieniu, gdzie może być jej zguba.
- Czego szukasz o tej porze? - Spytał Tomo, który był już w łóżku zakopany kołdrą - idź spać i zgaś te światło!
- Nie widziałeś gdzieś mojej komórki? - Odparła niewzruszona Vicki - byłam przekonana, że zostawiłam ją...
- A nie leży w saloniku na stole?
- Faktycznie! Masz rację.
- Kładź się spać! Wiesz która jest godzina?
- Wiem.
- A możesz zgasić to cholerne światło?
- Zaraz.
- Vicki! - Tomo wygrzebał się spod kołdry - nie rób se ze mnie jaj!
- A kto ci tak powiedział? - Żona Chorwata parsknęła śmiechem - poczekaj chwilkę, tylko jeszcze założę sweter, bo chłodno mi się zrobiło.
- Super, teraz będziesz szukać jeszcze jakiejś szmaty? Kładź się do łóżka to będzie ci ciepło.
- Śpij, widzimy się rano.
Vicki wyłączyła górne światło i wyszła z pokoju przymykając za soba drzwi. Doszło do jej uszu jakieś niezrozumiałe narzekania męża, ale postanowiła nie zwracać na to uwagi. Miała tylko nadzieję, że szybko zaśnie. Weszła do pokoju dziennego i natychmiast spostrzegła swoją komórkę. Złapała za nią i zasiadła na sofie. Włączyła cicho telewizor, by nie budzić żadnych podejrzeń. Teraz miała chwilę, by załatwić pewną sprawę.
- Halo? - Odezawła się dziewczyna po drugiej stronie - halo?
- Cześć Sue. - Odparła rześko Vicki - pewnie cię obudziłam? Która jest godzina w LA?
- 5.20.
- Przepraszam, ale nie miałam jak inaczej się z tobą skontaktować, a chciałabym porozmawiać.
- No dobra, wybaczam. - Po głosie Sue dało się rozpoznać zmęczenie - i tak bym musiała za godzinę wstać. Nic nie szkodzi, skoro i tak już nie śpię.
- Co u ciebie słychać?
- Czy ja wiem? Praca, praca i jeszcze raz praca. Musiałam się czymś zająć, by nie zdurnieć. Jakoś wszystko powoli się toczy, na nic nie mogę narzekać. A co u was tam ciekawego się dzieje?
- Ciągle w trasie, sama wiesz jak jest. Teraz Tomo poszedł spać to mam od niego chwilkę spokoju i mogę rozmawiać. Po za tym, przy nim nie chciałam.
- Rozumiem.
- A co u Anabel i Babu? Słyszałam już o radosnych nowinach.
- Dziś jest trzecia noc, kiedy jestem sama w mieszkaniu. Trochę szkoda, że nasza blondyneczka poszła w świat, ale to normalne. Oczywiście jeszcze całkowicie się nie wyprowadziła, sporo jej rzeczy zostało, ale sądzę, że to tylko kwestia czasu. Z czego wiem, wszystko się im układa. Ponoć Robert nawet się cieszy na wieść, że będzie tatą, ale też wiadomo... to zupełna nowość, jeszcze nic nie jest pewne. Jak na aktualną chwilę myślę, że są szczęśliwi. Anabel z pewnością. Zapewne się domyślasz, że nie było jej łatwo na początku.
- Tak, wiem. - Vicki lekko przygryzła usta - Sue, posłuchaj...
- Mhm?
- Tak właściwie to dzwonię do ciebie w pewnej sprawie. Wiem, że to było jakiś czas temu, nie chce rozdrapywać tego, co się stało, ale chciałabym z tobą o tym porozmawiać.
- Chyba nawet wiem do czego zmierzasz...
- No właśnie. Sue, słyszałam co nieco. Z chłopakami praktycznie przebywam cały czas, więc coś wiem.
- Vicki, poczekaj! - Głos Sue stał się stanowczy - wybacz, ale nie wiem, czy chcę o tym jeszcze słuchać. Stało się, bywa i tak. Nie da się cofnąć, niestety. No, ale czy Shannon jeszcze mnie obchodzi? Ma teraz tą plastikową dziunię to niech się cieszy. To co się z nim dzieje mnie już kompletnie nie obcho...
- Wiem, że go nadal kochasz.
- Nie będę kłamać, że nie, ale muszę się pogodzić z pewnymi kwestiami. Sądzę, że to naturalne.
- Tak, oczywiście, ale... Sue, ja wiem, że on żałuje tego, co się ostatnio stało. Wie, że źle zrobił i zachował się okropnie. Widziałam w jakim on jest stanie. Jeżeli sądzisz, że po nim to spływa jak po kaczce to się mylisz. Da się rozpoznać ludzkie uczucia po zachowaniu.
- Nawet gdyby to ja żadnych przeprosin nie usłyszałam i sądzę, że do tego nawet nie dojdzie. Jeżeli faktycznie ma żal o to całe zajście na wystawie to mi o tym powie.
- Albo i nie. - Vicki położyła nogi na stoliku - człowiek za zwyczaj w takich sytuacjach ujmuje się dumą. Znam Shannona i wiem, że w jego przypadku to całkowicie normalne. Nie chcę go tutaj bronić, ani też nikogo wybielać, obstawiać za kimś, ale...
- Ale co?
- Nie myśl, że on też nic nie czuje. Czuje więcej, niż ci się wydaje.
- A Jared?
- Co Jared?
- On doskonale wiedział co się dzieje, a zabrał ze sobą...
- Sue, to pod namową ich matki.
- I co z tego? Są dorośli, sami podejmują decyzję. To żadna wymówka.
- Bo nie jest. Constance zależało na tym, by poszli z nimi Shannon i Crystal. Im było kiepsko odmówić.
- I co?
- Nie patrz na to w taki sposób...
- A niby jak? - Sue poczuła jak zaczyna naradzać się w niej złość - upokorzył mnie, zadrwił, pokazał jak jestem nisko. Miał z tego czystą satysfakcję i, i...
- Na początku tak myślał, ale teraz patrzy na to inaczej. Może coś do niego dotarło? Nie wiem, ale sądzę, że mu nadal na tobie zależy. Nie chcę się wtrącać w wasze sprawy, relacje i to wszystko, ale nawet ślepy to widzi.
- Vicki - Sue pokręciła głową - to już było i nie wróci. Fakt, sama dałam pretekst do rozstania, ale on też miał potknięcia. Oby dowje. Wyszło jak wyszło. Najwidoczniej tak musiało być, nic już z tym nie da się zrobić. Myślę, że będzie lepiej, jeżeli ja i on pozostaniemy bez kontaktu. Każde z nas niech teraz zajmie się swoim życiem.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem. Nie ma innej opcji, Vicki zrozum. Nie sądzę, żeby było trzeba dalej ciągnąć ten temat.
- No dobrze. - Kobieta z zrezygnowaniem westchnęła - ale przemyśl jeszcze to wszystko, proszę. Zawsze można na nowo spróbować. Jeżeli nie to chociaż pozostać w pozornie dobrych relacjach. Nikt nie chce się kłócić.
- On najwidoczniej tak. - Odparła ze złośliwością dziewczyna - no dobra, nie ważne. Sądzę, że to już zamknięty temat. Jeżeli chcesz jeszcze coś dodać do tego to tylko ten jeden raz.
- A co mogę powiedzieć? Po prostu to jeszcze raz przemyśl, tylko tyle.
Vicki zakończyła połączenie i odrzuciła komórkę gdzieś na bok. Oparła się łokciem o kolano i zamknęła oczy. Było jej żal tej dwójki, ale też nic na siłę. Może zbyt usilnie chciała ich pogodzić, wpłynąć na tą całą sytuację. Mimo wszystko, chciała, by było miedzy nimi jak dawniej. Uchyliła powieki i wbiła wzrok w kant stolika.
- Z kim rozmawiałaś?
Kobieta słysząc głos swojego męża, podskoczyła. Natychmiast podniosła głowę i spojrzała w jego stronę. Jakby nigdy nic uśmiechnęła się pod nosem. Jednak jego wyraz twarzy był poważny, gdzieś i ciekawość się znalazła. Podszedł do sofy i usiadł na jej oparciu, bacznie obserwując żonę.
- To jakieś zeznanie? - Vicki uniosła brwi - daj mi spokój. Muszę się jeszcze ciebie pytać, czy mogę zadzwonić? A może trzeba do pana wysłać odpowiednią petycję?
- Nie wydurniaj się! - Tomo przewrócił oczami - a gdybym to ja po nocy wydzwaniał do kogoś, podczas, kiedy to ty byś spała? Nie wydawałoby ci się to podejrzane?
- Ale ty kochanie nie spałeś...
- Vicki!
- No co? Dobra, przyznam się... rozmawiałam z kochankiem, zadowolony?
- Pitu pitu. - Chorwat w końcu się ruszył i podszedł do okna - pytam poważnie.
- Tomo, daj spokój. Zazdrosny jesteś? Nie ufasz mi?
- Nie wiem co się dzieje, po prostu.
- Oj, przestań! Czy ty zawsze musisz wszystko tak wyolbrzymiać?
Vicki zaśmiała się z ironią i poderwała się z sofy. Spojrzała w stronę męża i tylko machnęła ręką. Pełna poirytowania, ruszyła do sypialni. Przeszła ją obawa, że może słyszał jej rozmowę, ale miała nadzieję, że jednak nie.

Sue przewróciła się na plecy i rozłożyła ręce po obu stronach łóżka. Nastał kolejny dzień. Za oknem jeszcze było ciemno, tylko miejscami promienie słońca, przedzierały się przez mgłę. Dziewczyna w końcu usiadła i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się po sypialni. Panował zupełny chaos. Sue w końcu postanowiła się wziąć w garść. Droga do drzwi była prawie nie do przejścia. Każdy krok groził utrata życia. Dziewczyna stanęła przed lustrem, wiszącym nad umywalką. Wyglądała jak zmora. Przetarła dłonią twarz. Pod oczami pokazały się cienie, worki, które na pierwszy rzut były nie do zakrycia. Zapowiadał się bardzo ciekawy poranek.
              Sue wbiegła do redakcji. Była spóźniona, mimo tego że wcześniej wstała, obudzona telefonem od Vicki. Bieganie na szpilkach nie było prostą rzeczą, lecz w tym wypadku musiała podjąć ryzyko złamania nogi. Gdy tylko znalazła się na odpowiednim piętrze, jak najszybciej się dało, ruszyła do swojego biura. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Wszystkie swoje rzeczy rzuciła na biurko, po czym opadła na skórzany i wygodny fotel. Odchyliła głowę w tył. Znów w karku czuła ból. Czyżby kolejny raz krzywo spała. Już miała otwierać swojego laptopa, kiedy to do pokoju weszła sekretarka.
- Tak? - Sue uniosła wzrok i spojrzała na dziewczynę - o co chodzi?
- Jesteś proszona do redaktor naczelnej. - Odpowiedziała drobna brunetka - ponoć pilne.
- Dobra, dzięki.
Niebiesko włosa zaczęła nerwowo się rozglądać po pomieszczaniu. Zaraz zdjęła z siebie rozciągniętą bluzę i odrzuciła ją na oparcie fotela. Parę razy okręciła się wokół własnej osi i biegiem ruszyła do drzwi. Szybkim i zdecydowanym krokiem, szła długim korytarzem. Nie miała pojęcia, o co może chodzić. Nie wykluczała też, tego najgorszego scenariusza. Póki co, starała się udawać wyluzowaną, chociaż w prawdzie fakty były zupełnie inne.
- O, nie sądziłam, że tak szybko przyjdziesz. - Powiedziała redaktor, spoglądając na dziewczynę znad swoich okularów - siadaj.
Sue skinęła głową i bez żadnych słów usiadła przed szklanym biurkiem. Miała nadzieję, że nie chodzi o jej spóźnienie, czy inne przewinienie.
- Więc tak - mówiła kobieta - wezwałam cię do siebie, ponieważ jest dla ciebie zlecenie. W piątek lecisz do Paryża. Jest pokaz mody, na którym muszą koniecznie pokazać się przedstawiciele naszej redakcji. Tak więc i ty też się wybierzesz. Będzie tam dużo znanych i ważnych osobowości, mam nadzieję, że sobie poradzisz. Będziemy siedziały w pierwszym rzędzie, jak zwykle. Twoje stanowisko wymaga trochę więcej.
- Ale w ten piątek? - Spytała Sue - w tym tygodniu?
- To chyba logiczne? Dziecko, mnie się pytań nie zadaje. Powinnaś już o tym wiedzieć. Nie ma czasu na naukę.
- Dobrze.
- Możesz już iść. Poproszę asystentkę, by później przyniosła ci do biura wszelkie informacje. Po za tym, będzie trzeba coś odpowiedniego ci znaleźć na tą okazję.
Sue wstała z fotela i ruszyła do drzwi. Mogła odetchnąć z ulgą. Wszystko poszło w dobrym kierunku. To co było złe, odeszło gdzieś. Zamknęła za sobą drzwi i szeroko się uśmiechnęła. Miała jechać do Paryża? Spotkać ludzi wielkiej sławy w świecie mody, siedzieć w pierwszym rzędzie, rozmawiać i debatować z innymi. Tuż to szaleństwo, ale któremu można dać się porwać. Sue czuła jak nosi ją radość. Ona tam? Kto by przypuszczał. Teraz musiała się spiąć i nie dać plamy. Redaktor miała rację, jej stanowisko wymagało nieco więcej. Dziewczyna szarpnęła za drzwi do swojego biura i natychmiast chwyciła za swoją torebkę. Musiała później spotkać się na lunchu z Gabrielem. Chciała podzielić się z nim swoim szczęściem. Nowe wyzwania, nowi ludzie, inny świat, lepszy... to było tym, czego potrzebowała.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz