piątek, 11 kwietnia 2014

rozdział 49 - I see fire

Cześć.
Starałam się, by ten rozdział, również był dłuższy. Mam nadzieję, że zaspokoję nim Wasze oczekiwania. Ten post, jak i poprzedni, był pisany z serducha i pod wpływem emocji. W takich momentach wychodzą mi najlepsze teksty. Napisałam już trochę naprzód i piszę nadal na zapas. Zawsze jednak pada na ostateczne poprawki, żeby lepiej się czytało. Zawsze się coś wyłapie, często też coś dopisuje. Bywa i tak, że łącze rozdziały, kiedy stwierdzam, że jest za krótki, albo potrzeba jakiegoś dopełnienia. Tak więc, cóż więcej dodać? Chyba nic, po za tym, że życzę Wam miłej lektury.
- A tak nawiasem mówiąc... rozdziały będą ukazywały się dwa razy w tygodniu. Nie określam się tutaj do konkretnych dni, bo różnie to wychodzi. Jest to spowodowane różnymi czynnikami, m.in.: że chcę każdy wpis dopracować i ewentualnie przemyśleć. Sądzę, że to nawet i lepiej, niż zapełniać bloga, tak naprawdę mało sensownymi wpisami.
Dobra, dałam już wystarczająco długie wypracowanie na wstępie, więc dłużej nie trzymam Was i zapraszam do czytania i oceny rozdziału. Tak jak zawsze, wasza opinia mile widziana w komentarzach.

Pozdrawiam,
Puzzel.


"Nie chciałem cię skrzywdzić, o nie.
To ty tak ostatnio czytasz źle. "


******


Tak to jest, kiedy dzieją się rzeczy do, których sami się przyczyniamy, lecz nie umiemy ich zdrowo przetłumaczyć. Z każdym dniem żalu i smutku było mniej, ale to była tylko przykrywka, by nie martwić innych. Telefony milczały, praca pochłaniała większość czasu, a dawne chwile i znajomości odeszły w niepamięć. Sue dawała z siebie maksimum w pracy, dzięki czemu chociaż przez chwilę nie myślała o tych złych rzeczach. Winiła siebie za wszelkie sytuacje, ale co się stało, odstać się nie mogło. To całkowicie naturalne. Z biegiem czasu podchodziło się do tego z większym dystansem, łapało się chociaż w jakiejś mierze spokój ducha, który tak niedawno był jeszcze marny.Nadszedł kwiecień, minął miesiąc od ostatnich wydarzeń. Ponoć czas leczy rany. Jest to prawda. Jednak blizny się nie goją, tak samo jak pustka w sercu. Nic nie niszczy życia bardziej, niż nędza, też bardzo mądre słowa, które ktoś kiedyś wypowiedział. Ale co zrobić z takim fantem, jak ból po rozstaniu? Może faktycznie było trzeba się trzymać tych zdań, które wymieniono wcześniej?
              Tego dnia w Los Angeles było dosyć ponuro. Z ciemnych chmur na niebie, sączył się deszcz, a wiatr porywał wszystko, co się tylko dało. Na ulicach było mniej ludzi. Wszyscy pouciekali tam gdzie jest ciepło i sucho. Sue siedziała w jednej z knajpek pracując na laptopie. Co jakiś czas upijała z filiżanki kawy, albo obserwowała, co się dzieje na około niej. Zerknęła w stronę okna. Pokręciła głową, widząc szalejącą pogodę. Kolejny pochmurny dzień w Mieście Aniołów. Kiedy po raz kolejny wróciła do ekranu, żarówka nad jej głową się zapaliła. Uniosła wzrok, spoglądając na stolik obok. Teraz było pytanie: uciekać, krzyczeć, płakać, czy się poddać i nie zwracać uwagi? Może czekać na rozwój sytuacji? Tak naprawdę żadna z tych opcji nie była dobra. Kobieta siedząca przy stoliku, poczuła na sobie wzrok dziewczyny i spojrzała na nią. Lekko ściągnęła brwi w zastanowieniu. Czyżby ją skądś znała? Widziała ją wcześniej? Serce Sue zaczęło łomotać jak szalone, jakby zaraz miało wyrwać się z jej piersi. Niebieskowłosa odwróciła wzrok, udając, że nic się nie dzieje. Jednak był to błąd. Tym ruchem zaciekawiła kobietę. Sue przeklęła pod nosem. Zaraz to kątem oka, spostrzegła jak kobieta podchodzi do jej stolika. No i stało się. Dziewczyna spojrzała na nią, blado się uśmiechając. W tej sytuacji miała związane ręce, a pola manewru nie było.
- Dzień dobry. - Powiedziała Constance, bacznie przyglądając się artystce - przepraszam, że przeszkadzam, ale my się chyba znamy?
- Tak? - Sue udała zdziwioną - faktycznie! Mama Shannona i Jareda? No tak, poznałyśmy się.
- No właśnie. Mogę się dosiąść? Chyba, że jesteś bardzo zajęta...
- Nie, spokojnie. - Sue zamknęła laptopa, kiedy kobieta usiadła - proszę.
- Nie sądziłam, że cię tu spotkam? Pracujesz?
- Tak, dostałam posadę w dobrej redakcji i...
- Słyszałam. Jared ostatnio coś mi wspominał o tobie. Ponoć zakończyłaś z nimi współpracę?
- Tak. Zbyt dużo obowiązków. Trudno było pogodzić obydwie prace.
-  Szkoda, że odeszłaś. - Constance uśmiechnęła się -  Wiele zdziałałaś. No, ale sądzę, że nawet gdyby to zawsze możesz wrócić.
- Powiedzmy. - Sue oblizała wargi - trzeba żyć dalej. W sumie dawno się z nikim z nich nie widziałam. Teraz się wszystko pozmieniało. Wie pani może co u Shannona?
- Urwał się wam kontakt? To niedobrze. - Kobieta pokręciła głową - pytasz, co u niego? Z czego wiem to nie za najlepiej. Nie mówi mi o wszystkim. To już nie te czasy, kiedy miał pięć lat i przybiegał do mnie z płaczem, bo Jared zabrał mu piłkę. Rozstał się z dziewczyną. Nic nie wiesz?
- Nie, to akurat wiem. Pamiętam, że...
- Widziałam jak mu zależało mu na tej dziewczynie. Niestety nigdy jej nie poznałam. Trochę szkoda. Shanny nie chciał mi powiedzieć, o co konkretnie chodziło, co się stało.  Hmm, a może ty znałaś tą dziewczynę?
- Ja? - Sue poczuła jak przez jej ciało przechodzą dreszcze - wiem tyle samo, co pani.
- W każdym bądź razie - Constance zagarnęła do tyłu swoje długie włosy - teraz chyba chce sobie na nowo poukładać życie. Jakiś czas temu związał się z pewną dziewczyną. Modelka. Ostatnio spotkałam ich u Jareda. Szczerze mówiąc nie przypadła mi do gustu, ale to jego wybór. Jego życie. Nie mogę w to ingerować. W końcu to on ma być szczęśliwy.
- A jest?
- Czy ja wiem? Sądzę, że to nie jest to samo, co z tamtą dziewczyną. Myślę, że chciał tym sposobem pozbyć się wspomnień, ale dobrze obydwie wiemy jak z nim jest. Sądzi, że jeżeli wróci do poprzedniego trybu życia to uda mu się zagłuszyć uczucia. Jak widać nic się nie nauczył. Nadal z niego duży dzieciak. Szkoda mi go. Zapowiadało się tak dobrze.
- Przykro mi. - Sue przygryzła wargę, nie wiedząc, co ma mówić - a tak z ciekawości... jak nazywa się jego nowa dziewczyna?
- Czekaj, czekaj... niech sobie przypomnę. - Constance uniosła wzrok - coś na C? Christina, Cecylia, Ceee.. już wiem! Crystal! Znasz ją?
- Tak, kiedyś miałam okazję, niestety.
- Też za nią nie przepadasz?
- Żeby pani wiedziała.
- Sądzę, że nie tylko my. W Emmie i Vicki też nie budzi sympatii. Czasem się zastanawiam, co Shanny w niej widzi?  No, ale nic nie mogę poradzić. Też nie mogę jej porównać z jego poprzednią, bo nie miałam okazji jej poznać. Chcę tylko, żeby nie robił głupstw.
- Może kiedyś do siebie wrócą? - Sue odparła z nadzieją w głosie - z biegiem czasu niektóre rzeczy da się przebaczyć.
- Tego nie wiem? Może tak, może nie? Trudno powiedzieć. Żadna z nas tak naprawdę nie wie, co Shannon ma w głowie.
- Mhm. Pożyjemy zobaczymy.
- Też racja. Póki co ja lecę. Jeszcze dziś przychodzą do mnie znajomi, wybaczysz?
- Miło się rozmawiało.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się jeszcze spotkamy. Wydajesz się być fajną dziewczyną.
Kobieta wstała od stolika. Uśmiechnęła się po raz ostatni do Sue i znikła za drzwiami kawiarni. Było to spotkanie, które dało dosyć mocno do myślenia.

Anabel krzątała się po kuchni, gotując sos do makaronu. Co jakiś czas zerkała w stronę Babu, który siedział przy stole. Uśmiechnęła się do niego zalotnie i podeszła do kuchenki. Wszystko było prawie gotowe. Wystarczyło tylko jeszcze doprawić i już. Wyjęła z szafki talerze i postawiła na stole. Całkiem "niechcący", złapała za dłoń chłopaka i kołysząc biodrami wróciła do poprzedniego zajęcia.
- A Sue nie będzie? - Spytał Babu -  pracuje?
- Tak. Poszła gdzieś na miasto z laptopem i tyle mi wiadomo. - Blondynka wzruszyła ramionami - pewnie coś dla niej zostanie, kiedy wróci.
- Wierzysz w to? Dosyć długo nie jadłem...
- No to dobrze. Tylko zrób sobie miejsce na deser.
- A będzie?
- A jak myślisz? - Anabel podeszła do chłopaka i spoczęła na jego kolanach - nie pożałujesz.
- To mnie podnieciłaś moje myśli.
- Hoho - zaśmiała się dziewczyna - to chyba dobrze? Tak na marginesie... ostatnio wymieniłam materac, bo tamten był już po przejściach. I nawiązując tutaj do deseru, co sądzisz, żeby po obiedzie sprawdzić jak bardzo jest wytrzymały?
Babu uśmiechnął się i przygryzł usta. Anabel pstryknęła go w nos i znów się podniosła. Wyłączyła gaz i otworzyła szufladę, by wyjąć sztućce. Jednak w pewnym momencie zamarła bez ruchu. Wzięła parę głębszych oddechów, po czym zakryła usta dłonią. Zaraz to wybiegła z kuchni, lecąc do łazienki. Babu oczywiście ruszył za nią.
- Wyjdź! - Powiedziała Anabel, wisząc nad muszlą - nie chcę, byś widział mnie w takim stanie.
- W dupie to mam. - Odparł chłopak nie zwracając uwagi na rozkaz dziewczyny - potrzymam ci chociaż włosy.
- Tak, to bardzo romantyczne.
Rozległ się kolejny plusk. Dźwięki były nad wyraz kojące dla uszu. Anabel, gdy tylko skończyła, po omacku sięgnęła po papier i przetarła usta. Siedząc, oparła się o ścianę. Czuła jak kręci się jej w głowie, a ten nagły stan nie mija.
- Może coś zjadłaś? - Spytał Babu, patrząc troskliwie na swoją dziewczynę - może trzeba jechać do lekarza?
- A ty tu jeszcze jesteś? -Odpowiedziała - przecież prosiłam...
- Jakbym nie widział kogoś kto rzyga.
- Ale mnie nie.
- No, kochanie. Już za późno.
- Chyba nici z wspólnego obiadu. Przepraszam.
Drzwi mieszkania się otworzyły. Do środka weszła Sue. Zdjęła buty, wszystkie swoje rzeczy zostawiła na półce. Przez całą drogę do domu, myślała o spotkaniu z matką Leto. Nie wierzyła w to, czego się dowiedziała. Shannon był z Crystal? To było nie do przyjęcia. Mimo wszystko, ponoć kochał Sue, a zaraz znalazł pocieszenie u innej? Jak on mógł, jak on... wtem usłyszała głosy, dochodzące z łazienki. Otworzyła uchylone drzwi i spostrzegła siedzących na podłodze Anabel i Babu. Spojrzała na nich ze zdziwieniem i weszła do środka, pytając:
- Co się dzieje? Ktoś źle się czuje?
- Anabel. - Odpowiedział jej Robert, spoglądając na dziewczynę - poszła kolorowa tęcza.
- Rob! - Odparła oburzona blondynka - wiesz co?
- No co?
- W takim razie zaparzę jakiś ziółek i znajdę jakieś tabletki. - Rzekła Sue - albo nie! Weźmiesz tabletkę i napijesz się coli. Ona umorzy twój stan i poczujesz się lepiej. Dobry pomysł.
Dziewczyna pokiwała głową, przyznając sobie samej rację. Zaraz to pobiegła do kuchni i zaczęła szukać po szafkach odpowiedniej butelki i lekarstwa. Jeszcze brakowało tego, żeby Anabel złapała jakiegoś wirusa. A jak miała ją zarazić? Przecież Sue nie mogła sobie pozwolić na chorobowe, zwłaszcza w tym momencie. Teraz w redakcji był natłok pracy, tyle się działo. Jeszcze planowała kolejny wernisaż. Musiała się jeszcze dziś spotkać z agentką.
- Cholera! - Zawołała - przecież dziś ona przychodzi. Która godzina?
Dziewczyna zerknęła na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła 15.10. Za niecałe półgodziny miała się zjawić jej agentka, a ona była w proszku. To było niedopuszczalne. Złapała się za głowę i zaraz odkręciła butelkę coli. Wraz z nią i lekarstwem popędziła do łazienki. Tam zostawiła wszystko Anabel i pobiegła do pokoju. Zaraz to z rzuciła z siebie sukienkę i zdjęła rajstopy. Z krzesła zagarnęła pierwsze lepsze rzeczy. Zaciągnęła na nogi dresy i założyła luźną podkoszulkę. Zaczęła się rozglądać po sypialni, szukając teczki, w której miała potrzebne arkusze kartek. W końcu znalazła ją pod stosem segregatorów. Odkąd podjęła się pracy w redakcji, jej podłoga błagała o sprzątanie. Jednak dziewczyna porwana wirem pracy, nie miała na to czasu. Zaraz to była w salonie i jako tako uprzątała stolik. Położyła na nim niebieską teczkę. Co chwila zmieniała miejsce swojego położenia. W kuchni nastawiła wodę na herbatę z zaniepokojeniem patrząc na zegar. Agentka miała lada chwila się zjawić. Faktycznie, po mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Sue zaraz poszła otworzyć, do środka weszła kobieta.
- Uff, zapomniałam kompletnie, że dziś się widzimy. - Powiedziała dziewczyna, zamykając za nią drzwi - teraz dopiero sobie przypomniałam.
- Musisz sobie założyć kalendarz. - Odparła - dziwię się, że jeszcze tego nie zrobiłaś. A gdzie Anabel? Po za tym, co tak ładnie pachnie?
- Wyszło dosyć niefartownie, bo nasza blondyneczka umiera w toalecie w towarzystwie Roberta. Sądzę, że szybko nie zabiorą się za obiad. Ale my przejdziemy do pokoju dziennego.
- No dobrze.
Obydwie znalazły się w salonie. Zasiadły na sofie z papierami. Nie było tego dużo. Póki co był już przewidziany termin i plan na wystawę. Na razie wszystko zapowiadało się dobrze. Sue podpisywała kolejne kartki, które na szczęście były tylko zwykłymi formalnościami. Szczerze powiedziawszy, miała tego dosyć.  Co chwila tonęła w papierkowych robotach. Na szczęście było to tylko przez pewien czas. Dziewczyna wstała i zaczęła się rozglądać za papierosami. Znalazła je na regale. Zaraz wyjęła jednego z paczki i zapaliła. Do jej uszu doszły kolejne jęki i narzekanie Anabel, które dobiegały z łazienki. Sue westchnęła pod nosem i zaraz znów zasiadła na sofie.
- Tak więc.. - mówiła agentka - te mniej przyjemne sprawy mamy już za sobą. Od ciebie pojadę do Kristen poustalać jeszcze parę kwestii. Mam nadzieję, że dasz radę?
- Tak, tak. Spokojnie. - Niebieskowłosa się uśmiechnęła - bez obaw.
- Wiesz, ostatnio w twoim życiu było spore poruszenie, tak więc...
- Nie chcę już o tym mówić.
- Dobrze, nie pora na to, by mącić ci jeszcze w głowie. Wystarczająco dużo się działo przez ostatnie dwa miesiące. Teraz otworzymy kwiecień z przytupem. Na wystawie będzie sporo gości, których powinnaś znać. Zostawię ci teczkę, w której są ci najważniejsi. Przestudiuj ja trochę. Później będziesz udawać, że każdego znasz. Będę przy tobie, albo Kristen to nie dasz plamy. Zawsze ci możemy napomnieć.
- A to jest tylko na zaproszenia?
- Tak, ale  właściwie zaprosiłyśmy każdego, właściwie to ja. Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe, jeżeli też pojawi się Jared Leto? Bądź, co bądź pracowałaś z nim długo, więc też dobrze, żeby się pojawił. Wyłącz wszelkie uczucia i zgryzoty i podejdź do tego z dystansem. Pora byś oddzielała pracę od spraw osobistych.
- W pełni to rozumiem. Niech będzie. Przecież to z jego bratem się rozstałam, a nie z nim. Wiem, że Shannon już mu powiedział dużo i zapewne określił sobie zdanie o mnie. Mimo wszystko, tak jak mówisz, podejdźmy do tego czysto zawodowo.
- Zuch dziewczyna! Jestem z ciebie dumna. - Kobieta wstała - i pamiętaj. Nie przekładaj na szalę pracy pobudek osobistych i uczuć. To bardzo miesza w życiu. Znam to z samej siebie i każda osoba po fachu powie ci to samo.
- Masz rację. - Sue blado się uśmiechnęła i zaraz dodała: - A wiesz może, co u Kristen? W sensie... chodzi mi tą sprawę z Izaakiem.
- Nie martw się na zapas. To zamknięta sprawa i nie sądzę, żeby była potrzeba wygrzebywania tego typu rzeczy. Przecież sama doskonale wiesz, jakie zdanie na ten temat ma Kristen.
- W sumie.
- No właśnie. Teraz zajmij się pracą nad wystawą. To najważniejsze. Musisz dobrze wypaść. Będzie tam dużo sławnych osobowości. Nie zawiedź nas, a zwłaszcza samej siebie. Rozczarowanie potrafi bardzo boleć, ale sądzę, że ty sama o tym doskonale wiesz. Za dwa tygodnie twój dzień.
Agentka wyszła. Sue zamknęła za nią drzwi, po czym osunęła się po nich do podłogi. Usiadła po turecku i przejechała dłonią po twarzy, na której został rozmazany tusz do rzęs. Jej agentka miała w stu procentach rację, której nie dało się niczym podważyć. Teraz musiała się zmobilizować do działania i zapomnieć o troskach, chociaż było to nie lada wyzwaniem.

Następny dzień, tak jak kolejny, przynosiły nowe zdania i więcej pracy. Sue wiedziała, że to jej czas i musi z tego korzystać. Teraz już prawie wcale nie myślała o Shannonie i o tym wszystkim, co się stało. W tym biegu nawet zapomniała wspomnieć Anabel o ostatniej rozmowie z matką muzyków. Wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie, co potrafiło sprawiać o zawrót głowy. Była w tym jedna pozytywna rzecz... mniej zmartwień, zdrowszy umysł.
- Za tydzień wystawa. - Powiedziała Sue jedząc tosta - mam nadzieję, że do tego czasu się wykurujesz.
- Też mam taką nadzieję. - Odparła Anabel, która ledwo chodziła po kuchni - teraz cholernie źle się czuję. Chcę tam być z tobą, ale sama widzisz. Nigdy wcześniej zatrucie żołądkowe tyle się mnie nie trzymało.
- Może jednak lekarz jest dobrym pomysłem?
- Daj spokój!
- A ty jak zwykle swoje. Jesteś strasznie uparta. Człowiek jakkolwiek by się starał to i tak nie umie do ciebie dotrzeć.
- To mamy jakąś wspólną cechę.
Sue uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową. Jednak widząc pogarszający się stan przyjaciółki, nie mogła sobie pozwolić na całkowite oddanie się pracy. Martwiła się o nią i nalegała, by zgłosiła się do przychodni, ale ta nie słuchała. Jak grochem o ścianę. Jednak kiedy Anabel poszła kolejny raz do łazienki, Sue tupnęła nogą. Tak nie mogło być.

Niebieskowłosa siedziała przed gabinetem, czekając na przyjaciółkę. Dosyć długo jej nie było. Tuż to minęło prawie półgodziny. Dziewczyna w końcu wstała z krzesła i bez większego sensu zaczęła chodzić w tą i z powrotem. W pewnym momencie przystanęła i oparła się placami o ścianę. Prócz niej na korytarzu nie było nikogo. Panowała cisza. Pachniało tam środkami czystości. Sue założyła ręce z niecierpliwością spoglądając w stronę gabinetu. Martwiła się o swoją przyjaciółkę. Chciała, żeby razem z nią była na wystawie. Artystce bardzo na tym zależało. Chciała, by Anabel była wtedy przy niej. W końcu była dla niej jak rodzina. Bez niej to nie to samo. W końcu drzwi się otworzyły. Sue spojrzała na Anabel, czekając, aż coś powie, jednak ta nie wydusiła z siebie, ani słowa. Usiadła na krzesełku. Była cała blada, a w trzęsących się dłoniach, ściskała białą kopertę. Sue usiadła obok, spoglądając na nią z niepokojem.
- Co lekarz powiedział? - Spytała - widzę, że coś jest nie tak.
- Nic takiego. - Do oczu blondynki napłynęły łzy - nic takiego.
- Co jest? Zaczynam się poważnie martwić? Nie rób sobie żartów!
- Sue, za tydzień masz wernisaż. Nie zawracaj sobie mną głowy. Powiem ci po wszystkim. Teraz masz inne sprawy na głowie.
- Przestań gadać głupoty! - Dziewczyna była stanowcza - jesteś dla mnie ważniejsza, niż jakaś tam wystawa. Pal licho z nią.
- Dowiesz się w swoim czasie. Nie chcę ci teraz robić mętliku w głowie. Ten wernisaż jest bardzo ważny, zależy ci na nim, wiem to. Nie sądzę, żeby to był dobry czas na tą rozmowę.
- Ale...
- Sue. Wiem, co mówię. Obiecuję, że porozmawiamy o wszystkim po wystawie. To naprawdę nie jest za najlepszy moment. Też jest mi przykro, bo raczej nie pójdę z tobą. Lekarz powiedział, że teraz powinnam siedzieć w domu.
- To nigdzie nie idę.
- Sue! Daj temu spokój. Nic mi nie będzie. Zostanę z Robertem. Ty pójdziesz tam i będziesz się dobrze bawić.
- Niby jak? Będę się jeszcze bardziej martwić. Nie, nie... nie ma takiej opcji!
- Proszę, daj temu już spokój. Wiem, co mówię.
- Chyba sobie żartujesz?
- Mówię niewyraźnie? Koniec tematu.


Nim ktokolwiek się obejrzał, minął tydzień. Koniec przygotowań do wystawy. Opłaciły się wyrzeczenia, łzy i cały trud, serce, które włożono w całe wydarzenie. Jednak ten wernisaż różnił się od poprzednich. Był bardziej dostojny i elegancki. Tym razem na znacznie wyższym poziomie. Goście znani i z wpływami. Zapowiadało się bajecznie. Sue było ogromnie szkoda, że nie będzie z nią Anabel i Babu. Jednak całą sytuację poratował Gabriel, który wraz z Cornelią, miał się pojawić na wydarzeniu. Mieli też zabrać Doriana. Sue cała chodziła, była ogromnie podekscytowana tym wszystkim. Trzy dni wcześniej wpadła w wir przymierzania i wybierania sukienek. Musiała się postarać. Jednak od czego była redakcja? Zafundowali jej cudowną kreację, która była szyta na miarę. Ten wieczór miał być najlepszym z najlepszych. Teraz zaczynał się nowy czas.

Sue ucałowała w policzek swoją przyjaciółkę i nakazała Robertowi opiekę nad przyjaciółką. Martwiła się o nią okropnie. Nadal milczała w sprawie wizyty u lekarza. Dziewczyna dopytywała się chłopaka o jakieś informacje, lecz ten wiedział tyle samo, co ona.
Taksówka zatrzymała się przed domem. Sue ruszyła pewnym krokiem w jej stronę, lecz uważając na dół sukienki. Ściskając w dłoni małą kopertówkę, wsiadła do samochodu. W jej głowie roiło się od natłoku myśli, mieszanych uczuć. Teraz stała się kimś innym. Mądrzejszym o swoje błędy i doświadczenia. Zamknęła poprzedni rozdział, lecz w głębi duszy chciała do niego wrócić. Gdyby mogła odwrócić czas, gdyby czarne było białe, gdyby woda była sucha... gdyby to najczęstsze było słowo. Ile to już razy powtarzała? Teraz to zostało za nią.
Goście już się zbierali. Sala była prawie zapełniona. Przez drzwi, co chwilę ktoś przechodził. W końcu nadszedł czas przemowy. Sue cała rozpromieniona wyszła na podest. Stanęła przed mikrofonem, rozglądając się. W tłumie dostrzegła swoich przyjaciół, którzy tak samo jak ona byli szczęśliwi. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić. Rozległy się brawa i uśmiechy na twarzach zebranych gości. Na koniec ukłoniła się i zeszła po stopniach na salę. Oczywiście wokół niej zaczęły zbierać się małe grupki, które koniecznie chciały z nią porozmawiać. W końcu na swojej drodze spotkała brata, wraz z jego dziewczyną. Rzuciła się Gabrielowi na szyję, a ten objął ją mocno. Rozpierała go duma. W końcu miał tak zdolną siostrę, czemu się dziwić? Cieszył się, że dziewczyna wróciła do siebie i zaczęła wszystko na nowo. Nie krył swojego wzruszenia. Zaraz podszedł Dorian, który nagle wyrósł spod ziemi. On, jak i Cornelia, również pogratulowali artystce. Czyżby wszelkie złe chwile odeszły w niepamięć? Na to się zapowiadało.
Artystka uśmiechała się szeroko do wszystkich na około, popijała wino i szampana, prowadziła rozmowy. Chociaż na chwilę nie chciała myśleć o problemach. Była to znakomita okazja. Stała w jednej z grupek, w towarzystwie swojej agentki i przyjaciół. Tego wieczora Kristen nie była zbyt rozmowna. Może źle się poczuła? Zniknęła tak nagle, albo lawirowała wśród tłumu? Jak na tą chwilę Sue nie chciała o tym myśleć. Wtem poczuła na swoim ramieniu czyjś dotyk. Odwróciła się i... jej oczom ukazał się nikt inny, jak sam Jared Leto. Uśmiechnął się do niej blado. Dziewczyna wiedziała, że przyjdzie, ale nie sądziła, że jednak go jeszcze spotka. Tak na dobrą sprawę unikała go jak ognia. Nie miała ochoty na nieprzyjemne rozmowy, a nie daj Boże kłótnie. Obawiała się na najgorszego. W końcu był bratem jej byłego faceta, z którym rozstała się w mało przyjemnych okolicznościach.
- Cześć. - Mężczyzna powiedział pierwszy - miło cię widzieć.
- Ciebie też. - Odparła Sue, chociaż wcale nie była tego taka pewna - a jednak się zjawiłeś?
- No tak. Przyszedłem, bo dostałem zaproszenie. W sumie się nawet zdziwiłem, bo po ostatnich wydarzeniach...
- Byłeś przez długi czas moim pracodawcą, a po za tym jesteś dosyć znaną osobą. Moja agentka zaprosiła prawie każdego to i ciebie też nie pominęła. Proszę, też nie rozmawiajmy o...
- Fakt, to nie jest odpowiedni moment.
- No właśnie. - Sue dopiła wino i pusty kieliszek odstawiła na tacę kelnera - dziś jest bardziej wystawnie, niż poprzednio.
- Właśnie widzę. Kariera się rozkręca?
- Powoli. Trudno nawet to tak nazwać, ale wszystko idzie dobrze.
- To fajnie.
- Przyszedłeś sam?
- W sumie to nie do końca. Zabrałem ze sobą mamę, ona uwielbia takie miejsca. Też chcę dodać, że prócz...
- Przepraszam na chwilkę.
Sue pokręciła głową i parę razy zamrugała oczami. Chciała uniknąć dalszej wymiany zdań z muzykiem. Wyminęła go i ruszyła przed siebie. Przyprowadził ze sobą matkę, co było już wystarczającym ciosem poniżej pasa. Zdawała sobie sprawę, że osoby towarzyszące były jak najbardziej przewidziane, ale tym razem to było ponad wszystko. Nie mogła mieć o to żalu do Constance, ale sam fakt, że Jared o wszystkim wiedział... Dziewczyna przystanęła przy barze i zaraz poprosiła o mocnego drinka. Musiała się napić, by chociaż trochę zejść z tonu. Jej dłonie powoli zaczynały się trząść. Na raz wypiła wszystko ze szklanki, lecz poprosiła o jeszcze jednego, ostatniego. Musiała trzymać równowagę. Nie mogła sobie teraz pozwolić na potknięcie. Pijąc kolejnego drinka na hejnał, puste szkło odstawiła na blat. Zamknęła oczy na parę chwil, wzięła parę głębszych oddechów, by się uspokoić. Miała nadzieję, że nie spotka Constance. Lubiła ją, ale bała się, że rozmowa zejdzie na temat Shannona i ta cała sytuacja byłaby mocno nerowowa... Kiedy już "ochłonęła", postanowiła odejść od baru, by nie budzić niepotrzebnych podejrzeń. Zrobiła parę kroków przed siebie i zaraz przystanęła, by poprawić swoją suknię . Kiedy już miała iść dalej, nagle skamieniała. Z wyprostowanymi plecami i rękoma ułożonymi wzdłuż swoich boków, patrzyła przed siebie z niedowierzaniem. Parę razy mrugnęła oczami z nadzieją, że to tylko zły sen, przewidzenie, ale niestety nie. Tłum jakby się rozstąpił na boki. Paręnaście metrów dalej dostrzegła wysoką blondynkę, wystrojoną w pomarańczową sukienkę, która odkrywała jej długie nogi. Jej blond pasma włosów, delikatnie opadały na jej kości policzkowe. Fakt, wyglądała bardzo ładnie. Wzrokiem mogła kraść serca mężczyzn. Lekko się uśmiechała pod nosem. W końcu spostrzegła Sue. Uniosła głowę znacznie wyżej, jakby chciała pokazać swoją dominację nad artystką. Ta jednak nie miała zamiaru dać się tak łatwo. Niby to obojętnie na nią zerkając, ruszyła w jej stronę. Do twarzy przylepiła złośliwy uśmieszek, który miał świadczyć o tym, że blondynka ma o sobie za wysokie mniemanie.
- Hmm, Crystal? - Pomyślała - ciekawe, kogo jeszcze tutaj spotkam.
Jednak jej pewność siebie nagle znikła. Widok modelki nie robił na niej, aż takiego wrażenia, za to jego i owszem. Nie wierzyła własnym oczom. Sądziła, że Crystal przyszła wraz z Jaredem i jego matką, ale czego mogła się spodziewać. Shannon również zastygł w ruchu, trzymając w dłoni kieliszek. Blondynka patrzyła raz na jedno, raz na drugie. Teraz poczuła się znacznie pewniej i nie kryła swojej "wyższości". Za to Shannon? Sam siebie oszukiwał, że jeżeli przyjdzie na wystawę i to jeszcze z nową dziewczyną, zrobi na złość Sue. Tak naprawdę to sam sobie dał karę. Spoglądał na dziewczynę z żalem, troską i złością. Jednak nie mógł nie przyznać, że wyglądała pięknie, znacznie piękniej od Crystal. Jego wzrok utkwił w jej oczach. Poczuł jak tęsknota gniecie go od środka. Najchętniej podbiegłby teraz do niej i pocałował jak dawniej, ale to byłoby wręcz śmieszne.
- Nie sądziłam, że będziesz miał na tyle dumy, żeby tu przyjść. - Powiedziała Sue, kiedy w końcu zdecydowała się podejść do pary - zwłaszcza z nową wybranką.
- Mama nalegała, byśmy razem się zabrali. - Odparł perkusista z udawaną obojętnością - po za tym, Jared miał prawo do zabrania osób towarzyszących.
- Jednak jest pewna cienka granica, między swobodą, za zachowaniem dobrego smaku. Akurat w tym przypadku ta linia została przekroczona.
- Oh, nagle taki wyszukany język? Faktycznie, odrobiny kultury może cię nauczono. A jak już mowa o dobrym smaku... wydaje mi się, że sama nie wiesz do którego momentu, na co można sobie pozwolić.
- Masz teraz zamiar mi wytykać błędy? Cóż, nie trafiłeś w moment, mój drogi. Tak się składa, że jest tu tyle osób, z którymi bym chętnie porozmawiała, a z tobą tylko marnuje czas.
- Masz rację. - Shannon zdjął rękę z talii Crystal - ja traciłem go przez parę miesięcy.
- Jeżeli masz zamiar się tu wykłócać to chyba podziękuję.
Sue spojrzała na Crystal z pogardą i złośliwie się uśmiechnęła. Wiedziała, że modelka zdaje sobie sprawę z tego, że perkusista nadal żywi do niej uczucia. Artystka nic więcej nie mówiąc odwróciła się od nich i zaczęła iść przed siebie. Rozegrała to idealnie, ale oczywiście patrząc na to z perspektywy sytuacji. Już miała podejść do kolejnej osoby, kiedy poczuła jak ktoś łapie ją za nadgarstek. Natychmiast się odwróciła. Znów widziała Shannona.
- Chcę porozmawiać. - Powiedział - bez świadków, wyjdziemy przed galerię.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. - Dziewczyna uwolniła się z jego uścisku - nie dziś, nie teraz. Wystarczy, że tu przyszedłeś i...
- Sue!
Artystka nie chcąc robić scenki przy gościach, w końcu przystała na prośbę perkusisty. Nie był to najlepszy moment na takie rozmowy, ale wiedziała, że on nie odpuści. Zaprowadziła mężczyznę na zaplecze, po czym obydwoje wyszli za galerię. Tam nie było nikogo, prócz nich. Nie było potrzeba dodatkowych uszu. Dziewczyna przysiadła na drewnianym krześle, patrząc zawistnie na Shannona. W końcu wydusiła z siebie, nie kryjąc swoich emocji:
- Nie sądziłam, że tu przyjdziesz. Chcesz mnie upokorzyć, wywołać we mnie poczucie winy, zadrwić, czy może zepsuć mi wieczór? A proszę bardzo! Śmiało, wal! Ponadto przyszedłeś tutaj z tą blond wywłoką!
- Nie mów tak o niej! - Shannon uniósł ton - nawet nie masz prawa jej tak nazywać. Nie znasz jej. Ona w przeciwieństwie do ciebie nie jest...
- No co? No powiedz! - Sue natychmiast poderwała się z krzesła - no śmiało, czekam! Przyszedłeś tu, by mnie teraz zbluzgać? Dawaj, śmiało. Prędzej czy później i tak by do tego doszło. Brak ci języka w gębie? Dobra, mam sama wymieniać? Jestem ostatnią zdzirą, szmatą, puściłam się, oszukałam cię, zawiodłam twoje zaufanie i jeszcze nazwałam Crystal wywłoką? No tak, przecież to bardziej pasuje do mnie! Fakt, to co zrobiłam było podłe, złe, zachowałam się... sam z resztą wiesz! Ale co sądziłeś? Tak, jestem tchórzem, który nie umie się prosto w oczy przyznać do swoich błędów! Żałuję, cholernie żałuję tego co się stało. To musiało we mnie dojrzeć, musiałam zrozumieć. Jest mi źle, przykro. Wyłam, płakałam nocami. Anabel w końcu przyznała się, że z tobą rozmawiała. Chciałam to sama zrobić, ale... po co tu przyszedłeś? Mało ci? Sam byłeś taki fair wobec mnie?
- Sorry, ale ja nie właziłem do łóżka z kim popadnie! - Shannon zaśmiał się ironicznie - a miałem na to mnóstwo okazji. Zauważ, że facetowi jest trudniej. Za to ty nie miałaś żadnych oporów.
- Co? Dobra, jestem dziwką... - Sue również zaczęła mówić głośniej - niech wszyscy się o tym dowiedzą! Już wystarczająco się nałykałam wstydu za samą siebie i, i... wiem jakie błędy popełniłam. Nawet słowo przepraszam, nic w tej sytuacji się nie zmieni. A tak na marginesie... Jak sam możesz sobie to robić? O ile w ogóle ciebie to rusza. Ponoć kochając mnie, wiążesz się nagle z Crystal? To akt złośliwości, czy twój kolejny kaprys? Zapomniałam, to modelka. Jak mógłbyś przepuścić taką okazję? Ciekawa jestem jakie to głodne kawałki jej zaserwowałeś?
- A co miał w sobie ten złamas, do którego cały czas latałaś, co?!
- Bo przy mnie był. I jako jedyny mnie rozumiał. Potrzebowałam wsparcia, przyjaciela, tego wszystkiego, czego mi brakowało. Znalazłam to u niego. Ten natłok emocji i ...
- Nie pieprz mi tu o takich głuupotach, bo zrobiłaś to po raz drugi, kiedy wróciłaś do LA! I nie zasłaniaj się...
- Wiesz? Nie mam pojęcia, czemu to znów zrobiłam. Z żalu, tęsknoty, litości? Kurwa, stało się. Tak, to był mój wybór, pierwsze było błędem. Nawet nie wiesz jak sama siebie później obwiniałam. Wiem, że słusznie. Do tej pory pluje sobie w twarz, bo cie nie przestałam kochać. I co z tego? Straciłam to, co miałam, na własne życzenie. Teraz ci się przyznaję do błędu! Teraz, prosto w oczy. Jeżeli sądzisz, że to tylko ja pozwoliłam na to wszystko, też poszukaj w sobie winy. Bo to, co teraz... z resztą. Kochałam cię, kocham nadal, ale widocznie tak miało być.
Sue machnęła ręką. Nawet nie zauważyła, kiedy jej twarz stała się mokra od łez o smaku gorczycy. Miała dosyć. Nie chcąc już dłużej patrzeć na Shannona szarpnęła za mosiężne drzwi, lecz nie zdążyła już usłyszeć, jego cichego głosu, który tylko mówi...
- Sue, ja też cię kocham i  żałuję.

3 komentarze:

  1. O mój Boże xd Rozdział MEGA!!!!
    Nie spodziewałam się, że Shannon jednak coś do niej czuje. No i tak akcja z Crystal... Myślę, że to po prostu dla zmyły. Tak na pocieszenie. Nie wiem czemu, ale podejrzewam, że Anabel jest w ciąży. Czytając o jej objawach tak jakoś naszła mnie ta myśl, chociaż to, że nie powiedziała o tym Sue jakoś mnie martwi i może doprowadzić do czegoś gorszego. Nie wiem co...
    Shannon pomimo tego, że ją nadal kocha zachował się okropnie. Chodzi mi głównie o to jak bronił tej modelki. Pomimo, że ją kocha, wciąż traktuje ją jak śmmiecia, przede wszystkim przy ludziach.
    A tak wgl, to kiedy bd kolejny rozdział? :D
    Pozdrawiam :*
    Seo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdział niedługo, najpierw muszę go napisać :) Ale sądzę, że w niedalekiej przyszłości. W tym tygodniu raczej nie, ale sądzę, że od tego co teraz będzie, regularnie po dwa wpisy będą :) Prawdopodobnie wtorek

      Usuń
  2. Nie dawno trafiłam na tego bloga i bardzo mi się podoba :D twój styl, postacie... Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń