piątek, 4 kwietnia 2014

rozdział 48 - Can do it

Postanowiłam dodać posta. Nie mam humoru, kiepsko ze mną. Na poprawę humoru dodałam rozdział, który jest długi. Tym sposobem, blog zostaje odwieszony.
Tosia.


*************



Sue siedziała przed dużym, szklanym biurkiem, w towarzystwie Kristen i swojej agentki. Dziewczyna była zestresowana. Jej twarz wydawała się bledsza, niż zazwyczaj, nerwowo przygryzała wargi. Było to bardzo ważne spotkanie, którego końcem miało być podpisanie umowy w sprawie pracy. Oczywiście w nie byle jakiej firmie, konkretniej w redakcji czasopisma o modzie. Renoma gazety była ogromna, znana na tyle kontynentów. Praca tam była szczytem marzeń, a ileż osób zabijało się o te miejsce. Tym bardziej Sue była zdenerwowana. Oczywiście jej agentka i Kristen zapewniły ją, że wszystko pójdzie po ich myśli.
- Przejrzałam dokładnie twoje CV. - Powiedziała kobieta za drugą stroną stołu - skończyłaś dobre studia, masz znajomości. Aktualnie pracujesz nad pijarem jakiegoś zespołu?
- Tak. - Sue pokiwała głową i przełknęła ślinę - aktualnie są w trasie.
- Rozumiem. Tak się składa, że nawet znam Jareda Leto. Kiedyś udzielał wywiadu dla naszego czasopisma.
- Słyszałam o tym.
- Nawet nie wiesz, ile miałaś szczęścia, że spotkałaś na swojej drodze Kristen i taką agentkę. Dziewczyno, widać, że masz potencjał i zaciętość do działania. Oczywiście jest to dużym plusem. Jednak nurtuje mnie inne pytanie... czy podołasz zadaniu, pracując w naszej redakcji?
- Wezmę wszystko na głowę, co będzie trzeba. Wiem, że dam radę i wszyscy będą zadowoleni. Postaram się najbardziej jak umiem.
- Wiesz, ale czasem same starania nie wystarczają. - Kobieta ściągnęła okulary i położyła na stole - widzę, że jesteś pewna siebie i swoich decyzji. Wiesz, czego chcesz. To dobrze. Mam pytanie? Jak sobie wyobrażasz pracę tutaj, a pomiędzy zespołem?
- Myślę, że jedno i drugie da się jakoś pogodzić?
- To było pytanie?
- Wszystko da się ustalić. - Sue poczuła dziwne kłucie w żołądku - ma pani na myśli to, że muszę wybierać, między tymi dwiema pracami?
- Nie twierdzę, że tak, ale bardzo prawdopodobne, że będziesz musiała rozważyć tą kwestię. Chodzi tu o to, ile zdołasz zrobić. Ja, podobnie jak ty teraz, miałam taką sytuację. Dziecko, nawet nie wiesz jak trudno udźwignąć tyle rzeczy na raz. Zapewne Kristen ci wspomniała, ile pracy będziesz miała w naszej redakcji. A tu jeszcze zespół? Też chcę zadbać o dobro naszej firmy i nie mogę sobie pozwolić na to, żebyś dawała więcej z siebie na rzecz zespołu, a tu zawalała większość roboty. Rozumiesz, o co mi chodzi?
- Tak. Możemy podjąć się pewnej próby? Chcę zobaczyć jak będzie się pracowało tu i tu na raz. Jeżeli stwierdzę, że muszę jednak wybierać, odejdę od zespołu.
- Wiesz, teraz możesz tak mówić, lecz później wybór może cię przewyższyć.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
- To ja akurat wiem, ale nie jetem przekonana, czy mamy czas na próby?
- Proszę dać jej szansę. - Wtrąciła Kristen - wiem, że ona da sobie radę. To naprawdę odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Wystarczy w nią uwierzyć.
- Nie wiem, czemu, ale zawsze mam słabość do twoich przekonywań. - Kobieta uśmiechnęła się i pokręciła głową - no dobra. Zaraz poproszę moją sekretarkę o odpowiednie papiery do podpisania.
- Czyli co? Dostałam pracę? - Oczy Sue zaświeciły się - tak?
- Kochanie, sama odpowiedz sobie na to pytanie.
Dziewczyna poczuła dziwne mrowienie na całym ciele. Na jej polikach pojawiły się rumieńce, usta wygięły się w uśmiech. Była też w ciężkim szoku. Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Chciała, by ktoś ją uszczypnął. A może to sen? Jakaś dobra komedia? Nie, była to rzeczywistość, w każdym calu. Sue nie wiedziała, czy ma płakać, skakać ze szczęścia, czy przewracać się po podłodze. Teraz wiedziała, że musi dać z siebie wszystko i wziąć na klatę tyle, ile tylko zdoła. Sekretarka położyła przed jej nosem rysy papierów, które wyglądały na początku trochę przerażająco. Zaraz chwyciła za długopis i podpisała się w odpowiednim miejscu.
                         Dziewczyna, jej agentka i Kristen, siedziały w samochodzie. Były już w drodze powrotnej. Przez połowę czasu tylko dyskutowały o tym, jak to jest świetnie. Przed Sue otworzyły się drzwi do nowego, lepszego życia. Ten, kto mówi, że bez znajomości nie można wiele zdziałać, ma wiele racji. Dziewczyna cieszyła się, że poznała Kristen. Dzięki niej to wszystko. Gdyby nie ona, nadal jej życie, wyglądałoby tak samo.
- Może kolejny wernisaż? - Spytała agentka, zerkając w stronę artystki - sądzę, że to dobry pomysł. Przy okazji będzie można zaznaczyć, gdzie pracujesz. Nawet nie wiesz jaka to promocja. Niedługo będzie twój debiut na salonach.
- Nie przesadzajmy. - Odparła Kristen - póki co jeszcze tam nie pracuje. Za tydzień dopiero, więc spokojnie do tego podejdźmy. Co do następnego wernisażu, też jestem zdania, że to dobry pomysł.
- Zdecydowanie tak. - Sue w końcu się odezwała - jestem za. Rany boskie, teraz wszystkim muszę opowiedzieć, co dziś się stało!
- Będą zachwyceni!
Samochód zatrzymał się przed wysokim, czerwonym budynkiem. Dziewczyna nacisnęła na klamkę drzwi i już miała wysiadać, kiedy to usłyszała za swoimi plecami:
- I jak już zaczniesz normalnie zarabiać, będziesz musiała się przeprowadzić. Może uda nam się namówić odpowiednie osoby na za sponsorowanie ci nowego mieszkania? - Powiedziała agentka - aktualne miejsce twojego zamieszkania nie prezentuje się za najlepiej.
- Fakt,  nie jest to świetna lokalizacja. - Sue zmarszczyła czoło - ale mam jeszcze Anabel, wiecie przecież o tym.
- Nie martw się. Coś się wymyśli.
Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła, wysiadła i zatrzasnęła za sobą drzwi. Pobiegła w stronę domu, chcąc jak najszybciej podzielić się dobrymi informacjami ze swoją przyjaciółką. Jeszcze musiała zadzwonić do paru osób z tymi świetnymi nowinami. Wbiegła po schodach i będąc już na odpowiednim piętrze, otworzyła z hukiem drzwi. Rzuciła torbę gdzieś na podłogę i zaczęła wołać przyjaciółkę. Ta jednak się nie odzywała. Sue weszła do kuchni i tam ją zastała. Anabel siedziała na parapecie okna sącząc kawę. Spojrzała obojętnie na przyjaciółkę, po czym odwróciła wzrok.
- Dostałam pracę! - Zawołała Sue, nie zwracając uwagi na kiepski stan przyjaciółki - Jezu! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Teraz wszystko będzie inne. Normalnie jak w bajce. Już sobie wyobrażam jak siedzę w redakcji za biurkiem, poznaje nowych ludzi, jeżdżę po świecie i bawię się życiem! To spełnienie marzeń, to, to... istne szaleństwo! Zaraz wybiegnę na ulicę i zacznę krzyczeć ze szczęścia! Później nowe mieszkanie. Mam już dosyć tych drących się za okna dzieciaków, tej wrednej sąsiadki z dołu i dziwnie pachnącej klatki.
Sue już chciała mówić dalej, kiedy to jednak się powstrzymała. Widząc Anabel, która nadal się nie odzywa, bez kompletniej reakcji, zamilkła. Zrobiła parę kroków w jej stronę, patrząc na nią pytająco. W końcu usiadła obok, wyczekując, aż ona wydusi z siebie chociaż słowo.
- To fajnie. - W końcu powiedziała Anabel, wzruszając ramionami - świetnie, że wszystko ci idzie po myśli. Naprawdę się cieszę.
- Proszę... - Sue położyła swoją dłoń na dłoni przyjaciółki - możesz mi powiedzieć, co się z tobą dzieje?
- Mówiłam ci już tyle razy, ale jeżeli ty tego nie rozumiesz to co mam zrobić?
- Ostatnio poszło o to, że nie zabrałam cię ze sobą do telewizji. Dobra, masz rację. Mogłam zrobić inaczej, przepraszam cię za to. No, ale ile można się dąsać z takich powodów?
- Widzę, że nadal nic nie rozumiesz.
- To mi wytłumacz, Anabel...
Blondynka wstała i podeszła do stołu, odstawiając kubek. Przejechała dłońmi po twarzy i oparła się biodrem o blat. Nie wiedziała jak już ma mówić do Sue, skoro ona nie zauważała, nie rozumiała tak prostych rzeczy. Może była zbyt zaślepiona swoim powodzeniem, tyloma innymi sprawami?
- Nie wiesz, o co mi chodzi? - Spytała Anabel, spoglądając na artystkę - zastanów się i spójrz na siebie. Co się z tobą dzieje? Czy, aż tak ci odwala po tym przypływie sukcesów, że zapominasz o innych? Jak ja mam się czuć, a Gabriel? Myślisz, że dlaczego milczy? Dziś z nim rozmawiałam. Spotkałam go w sklepie i później poszliśmy na kawę. Nie jest to kwestia, że ma teraz dziewczynę i nie ma na ciebie czasu. To tobie go brakuje na nas, wszystkich innych, po za tobą samą i Izaakiem. Po za tym, czemu ten chłopak jest dla ciebie ważniejszy od twoich przyjaciół!?
- On też do nich należy. - Odparła cicho Sue - jesteś o niego zazdrosna, czy jak?
- Może trochę? Spędzasz z nim tyle czasu, tylko on! A Shannon? Nawet do niego nie piszesz, nie dzwonisz, absolutnie nic! Wszystko z jego inicjatywy! Ostatnio nawet do mnie się odezwał, by dowiedzieć się, co się z tobą dzieje? Do cholery!
- A on nagle taki święty? A pamiętasz, kiedy to on zachowywał się jak chuj?
- Ale może zmądrzał? Powinnaś dać mu szansę. A ty co? Uganiasz się za Izaakiem, jak pies za szynką! Wstyd mi za ciebie! Jutro lecisz do chłopaków i co? Nadal masz zamiar się tak zachowywać!?
- Możliwe to będzie ostatni raz, albo przedostatni, kiedy z nimi jestem w trasie.
- Co?
- Prawdopodobnie będę musiała zrezygnować z pracy z nimi. Podpisałam umowę na określony czas, a niedługo ona wygasa. Nie sądzę, żeby był z tego powodu jakiś problem.
- Jak możesz?
- A co byś ty zrobiła na moim miejscu? Praca w redakcji to jest klucz to lepszego życia! Myśl trzeźwo, logicznie! Chcesz całe życie mieszkać tutaj? Cały czas chcesz zapierdalać ciężko, by mieć cokolwiek?
- Ty nie masz tego problemu, ja tak. I co? Zostawisz mnie, to twoje życie, nie moje.
- Zabiorę cie ze sobą. Robię to dla nas, czy ty tego nie widzisz?
- Przede wszystkim dla siebie.
Sue zeszła z parapetu i pobiegła na przedpokój. Czuła jak jej oczy stają się mokre od łez. Nie wiedziała, co już ma robić. Czuła, że weszła w ślepy zaułek, z którego nie mogła się wydostać. Czegokolwiek, by nie zrobiła to i tak było coś nie tak. Nie rozumiała swojej przyjaciółki. Przecież chciała dobrze. Zdawała sobie sprawę z tego, że będzie musiała zostawić chłopaków, ale tak było lepiej. Przecież to nie koniec świata. Oczywiście zawsze będzie im wdzięczna za wyciągnięcie ręki w jej stronę, ale ile można? Musiała teraz myśleć przyszłościowo. Złapała za swoją torbę i mocno szarpnęła za drzwi. Nie mogła tutaj dłużej siedzieć.
- I co?! - Krzyknęła za nią Anabel, której twarz też była zalana łzami - znów idziesz do niego? A proszę bardzo. Uciekaj od problemów, zamiast je rozwiązywać! Na mnie już nie możesz liczyć!
Sue zbiegła po schodach i pobiegła na najbliższy przystanek. Autobus był lada chwila. Weszła do niego po niskich stopniach i zajęła pierwsze lepsze miejsce. Oparła głowę o szybę, jeszcze bardziej nasilając swój płacz. Przecież miało być dobrze? A teraz co? Zamiast tego, wszystko jest nie tak. Miała nadzieję, że chociaż u Izaaka znajdzie zrozumienie. Jutro miała samolot i chciała zobaczyć się z chłopakiem. Oby tylko był w domu. Z drugiej strony, miała pewne obawy. Bała się tego spotkania. Ostatnim razem na pożegnanie, pocałowała go. Nie wiedziała jak teraz ma się zachować. Jednak jedno było pewne, potrzebowała jego wsparcia, ciała, do którego mogła się przytulić i miłego, miękkiego głosu. Autobus zatrzymał się na kolejnym przystanku. Sue zorientowała się w ostatniej chwili i wyskoczyła na chodnik. Drzwi się zatrzasnęły, a autobus pojechał dalej. Dziewczyna ruszyła w stronę niewielkiego, białego domku, który było otoczony niebieską furtką. Weszła na teren, po czym nacisnęła na dzwonek. Nie musiała długo czekać. W progu pojawił się Izaak, nieco zaskoczony jej wizytą. Ona bez zastanowienia, przytuliła go z całej siły, mocząc łzami jego koszulkę. Ten zaraz ją objął i pocałował w czubek głowy. Weszli do środka.
- Już lepiej? - Spytał chłopka, gdy minęło parę dłuższych chwil, kiedy już siedzieli przy herbacie - widzę, że kiepsko z tobą.
- I się nie mylisz. - Sue przetarła opuszkami palców mokre policzki - nikt nie umie ze mną porozmawiać, prócz ciebie. Z Anabel wiesz jak jest, jeszcze Gabriel.
- Rozumiem cię. Nie martw się, tylko rób swoje. Rozejdzie się po kościach i wszystko wróci do normy. Nie oglądaj się na resztę, tylko korzystaj z chwili. Prędzej czy później przekonasz się, kto był przyjacielem, a kto nie. To normalne w życiu. To tylko taki etap.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem.
- Jutro mam samolot. Muszę w przeciągu tygodnia wrócić, bo zaczynam pracę w redakcji.
- Wiem, dziś mama do mnie dzwoniła. Wspominała mi o tym. Może to i dobrze, że nie będzie cię tu jakiś czas. Odpoczniesz od wszystkiego, wyluzujesz i podejdziesz z większym dystansem. Anabel ochłonie, Gabriel może też. Po powrocie zaczniesz nowy rozdział.
- Myślisz, że jak będę z chłopakami to mi się polepszy?
- Z czego mówiłaś to z nimi zawsze jest fajnie, tak więc... chyba, że się nie cieszysz?
- Mam mieszane uczucia.
- Czemu?
- Zobaczę się z Shannonem. - Sue zacisnęła usta - wiem, że on ma to samo zdanie, co Anabel. Nieuniknione, że będzie kolejna kłótnia.
- Będzie też tam reszta to jakoś będzie przecież.
- Nie rozumiesz? Między mną, a Shannonem znów się nie układa. Może to faktycznie moja wina? Ja nie wiem czego chcę, kim tak naprawdę jestem, do czego zmierzam?
- Nie wiesz, kim jesteś? - Izaak usiadł bliżej dziewczyny - jesteś cudowną osobą, która jest wartościowa, mądra, inteligentna i zabawna, ładna. Czasem zazdroszczę temu twojemu.
- Serio? - Sue blado się uśmiechnęła - miło.
- Mhm.
Zapadła cisza. Obydwoje spoglądali w swoje oczy. Sue za bardzo nie wiedziała, jak ma sie teraz zachować. Ostatnim razem zrobiła coś, czego tak naprawdę nie była pewna. Bała się, co teraz dalej będzie. Starczyło parę sekund, aby Izaak pocałował dziewczynę. Było to krótkie, gdyż ona odsunęła się od niego. Jednak kłębiło się w niej tyle sprzecznych emocji i nie zawahała się, żeby powtórzyć to samo, co stało się przed paroma chwilami. Ich usta ponownie się złączyły w czułym i delikatnym pocałunku. Sue nie myślała już trzeźwo. Nie rozróżniała kłamstwa od prawdy, komu może ufać, komu nie, tego co złe, a dobre. Poczuła jak chłopak obejmuje ją w pasie. Na to ona złapała dłońmi jego kark, lekko przechylając głowę w bok. Dawno już tego nie robiła, odkąd Shannon poleciał w trasę z zespołem. Brakowało jej tego cholernie. Tej bliskości, czyjegoś ciepła i zrozumienia. W tym przypadku Izaak był jedyną osobą, która mogła jej to zapewnić. Dziewczyna w końcu odważyła się na kolejne kroki. Wsunęła dłonie pod jego koszulkę, którą zaraz z niego zdjęła. Powoli opadła plecami na kanapę, ciągnąc chłopaka za sobą. Tonęła w jego pocałunkach, dotyku. Sunął dłońmi wzdłuż jej boków, po czym zsunął z niej cienką koszulkę. Nie trzeba było długo czekać na dalszy rozwój sytuacji. Zaraz obydwoje byli pozbawieni dolnych partii ubrań. Dziewczyna usiadła, wpijając swoje usta w jego usta. Objęła go nogami w pasie, dłońmi gubiła się po jego ciele. W końcu miała kogoś, z kim może się dzielić ciepłem, pocałunkami i całą resztą. Kolejny raz opadła na sofę, tym razem już mogąc poczuć chłopaka. Jednak nie zdawała sobie sprawy z późniejszych konsekwencji.

Sue weszła do mieszkania, zmykając za sobą cicho drzwi. Rozejrzała się po przedpokoju. Wszędzie było ciemno. Jednak dostrzegła świecącą się w salonie lampę. Powoli ruszyła w tamtą stronę. Położyła swoją torbę na fotelu i spojrzała na Anabel, która wbijała swój wzrok w telewizor. Sue nie wiedziała, co ma jej powiedzieć. Chciała ją przeprosić za dzisiejszą kłótnię, ale nie wiedziała jak ma to ująć w słowa.
- I jak? - Przyjaciółka odezwała się pierwsza - dziś zostałaś dłużej u Izaaka? Chociaż? Ostatnim razem zostałaś u niego na noc. Kto wie, co się tam działo? Czyżby przyszła ci chęć na romanse? Hoho, zapowiada się ciekawie.
- Możesz nie prawić mi złośliwości? - Sue spojrzała błagalnie na Anabel - sama prowokujesz do awantury. Nie widzisz tego?
- I co? - Dziewczyna uśmiechnęła się z ironią - no i co? Idź się lepiej pakować, bo niedługo masz samolot. Całe szczęście. Będę miała od ciebie spokój i twojego gwiazdorzenia.
- A proszę cię bardzo.
Sue weszła do swojego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Usiadła na łóżku i z kieszeni bluzy, wyciągnęła komórkę. Pośpiesznie zaczęła szukać numeru Gabriela. Kiedy już go znalazła, nacisnęła zieloną słuchawkę. Miała nadzieję, że odbierze. Chciała się jeszcze tego dnia z nim zobaczyć, porozmawiać. Nie miała zamiaru dodatkowo z nim mieć na pieńku. Jednak telefon milczał, głuchy sygnał nie ustawał. Ponowiła próbę parę razy, ale bezskutecznie. Była bliska kolejnych łez. Jednak w końcu zdecydowała się zadzwonić do Doriana. Może on mógł coś powiedzieć
- Cześć. - Chłopak odezwał się sucho - o co chodzi?
- Nie mogę się dodzwonić do Gabriela. - Odpowiedziała z niepokojem w głosie, Sue- wiesz coś na ten temat? On specjalnie nie odbiera?
- Ode mnie niczego się nie dowiesz.
- O co chodzi?
- Jeszcze głupio się pytasz? Zastanów się nad swoim zachowaniem. Pa.
Rozmowa się urwała. Sue zrobiła zdziwioną minę i spojrzała na ekran komórki. Faktycznie, rozłączył się. Dziewczyna miała tego serdecznie dosyć. Nikt nie chciał z nią rozmawiać, co najwyżej mógł się pokłócić.
- Jestem w ciemnej dupie, kurwa.
Mruknęła pod nosem Sue, zakrywając twarz dłońmi. Chciała po raz kolejny raz rozpłakać, lecz z trudem się powstrzymywała. Miała nadzieję, że to skończy się jak najszybciej. Póki co, musiała się pakować do wylotu. Czekała ją poważna rozmowa, ba! Żeby to tylko jedna.

W samolocie panowała cisza. Właściwie to większość pasażerów spała, albo była zajęta swoimi sprawami w milczeniu. Sue opierała się głową o ściankę. Nie wiedziała, co ma robić. Teraz była sama i mogła na spokojnie przemyśleć to, co działo się przez ostatni czas. Czy czegoś żałowała? Niekoniecznie, ale sumienie mimo wszystko nie dawało jej spokoju.
- Rany boskie, przespałam się z Izaakiem - szepnęła w myślach - co ja zrobiłam? Kurwa.
Jej oczy zrobiły się znacznie większe, zastygła w ruchu. Teraz tak naprawdę dotarło do niej to, co przed paroma godzinami miało miejsce. Nie wierzyła samej sobie w to, co zrobiła. Jak mogła w ogóle tak postąpić? Miała o tym powiedzieć Shannonowi? Bała się okrutnie, wiedziała, że nie był to za dobry pomysł. Mimo tego, tak prędzej czy później się dowie. Ma walnąć prosto z mostu? Żeby to było takie łatwe. Może jednak lepiej milczeć? Zaczęła rozumieć parę kwestii, których wcześniej nie mogła pojąć.
- Na co mi to wszystko? - Myślała ze łzami w oczach - czy nie mogę kurwa chociaż raz być szczęśliwa? Zawsze muszę coś spieprzyć? Czemu wszystko się wali? Kurwa, dlaczego? Czemu, kiedy coś zyskuję, muszę tracić coś innego? Izaak miał rację, życie jest nie fair. Zawsze coś zabierze w zastaw za coś następnego. Ja pierdole, ale jestem głupia.
Dziewczyna podkuliła kolana i podparła się o nie czołem. Czuła jak po jej twarzy spływają krokodyle łzy. Miała żal do samej siebie, o to, co się stało. Nie chciała żałować niczego, nie żałowała z jednej strony, bo spotkało ją wiele dobrych rzeczy. Jednak z drugiej, raniła innych, w tym samą siebie, ale nieświadomie. Była, aż taką hipokrytką? Może faktycznie inni mieli rację, a ona jak głupia się myliła i z nich śmiała? Uważała ich za idiotów, ale okazało się, że sama siebie może tak nazwać. Miała jeszcze teraz zrezygnować z zespołu? Jak miała im powiedzieć, że odchodzi? Na pewno zrozumieją stan rzeczy, ale dla niej samej było to ciosem. Powinna do tego podejść czysto logicznie, ale kiedy w grę wchodziła mieszanka uczuć, nie umiała inaczej.

Samolot wylądował. Sue stanęła na dużym, asfaltowym placu, po czym ruszyła do dużego budynku. Dalej to same rutynowe sprawy. Kiedy tylko dostała swoje bagaże, wyszła przed lotnisko i złapała taksówkę. W dłoni ściskała karteczkę z wcześniej zapisanym adresem hotelu. Wsiadła do samochodu. W drodze napisała wiadomość do Emmy:
- Ja już jestem w taksówce. Kierowca powiedział, że za jakieś dwadzieścia minut będę na miejscu. Podaj mi tylko konkretniejsze informacje, które mam podać w recepcji. 
Na odpowiedź czekała zaledwie parę chwil. Przez szybę spoglądała na pięknie oświetlony Londyn. Znów wróciła do tego kraju. Lubiła go. Nocami wyglądał najpiękniej. Te miasto trochę kojarzyło się jej z Los Angeles, z tym, że nieco w mniejszym formacie. Blado uśmiechnęła się do swoich myśli. Samochód zatrzymał się przed hotelem. Sue zapłaciła kierowcy za podróż i wraz ze swoimi bagażami, ruszyła do środka. Weszła obrotowymi drzwiami i szybszym krokiem ruszyła do recepcji. Tam już ją pokierowano, gdzie ma iść. Weszła do windy, która podniosła ją bodajże na dziesiąte piętro. Wyszła na długi korytarz i zaczęła się rozglądać. Idąc przed siebie, numery rosły. W końcu zatrzymała się przed jednymi z drzwi. Wzięła głęboki wdech. Bała się cholernie tego, co zaraz się stanie, ale musiała przez to przejść. Musiała teraz wypić to piwo, którego sama sobie naważyła. Zapukała energicznie. Stała tam może przez minutę, kiedy to jej oczom ukazał się Shannon. Widać było, że był nieco zmęczony po podróży do Londynu. Sue uśmiechnęła się delikatnie, chociaż to, co siedziało w jej głowie, było sprzeczne z jej mimiką. Bez słowa weszła do środka. Postawiła swoje bagaże i spojrzała ze smutkiem w oczach na perkusistę. Nie wiedziała, czy to dobry moment na wyjawienie prawdy. Dopiero, co przyleciała, jeszcze nie zdążyła poukładać sobie wszystkiego w głowie. W końcu jednak musiała się odważyć na ten krok. Nie dało się nie zauważyć, że Shannon też miał kiepski humor. W końcu się odezwał:
- Czemu nie odbierałaś? Nie dawałaś znaku życia? Dzwoniłem do Anabel...
- Wiem. - Sue mu przerwała - przepraszam. Przepraszam cię też za to, co zaraz powiem, ale...
- Ale już nic nie mów. Nie chcę się teraz z tobą kłócić, kiedy właśnie przyjechałaś. Muszę się przyznać, ale się za tobą cholernie stęskniłem.
Perkusista podszedł do dziewczyny i ucałował jej blade usta. Powtórzył to jeszcze raz, ale dłużej i czulej. W końcu ją przytulił tak, jakby już nie chciał jej nigdy wypuszczać z objęć.
- Ja też się stęskniłam. -Powiedziała przez łzy, Sue - kochanie.
- Wiesz co?
- Mhm? - Dziewczyna zaczęła się trząść - tak?
- Wspomniałem mamie, że kogoś mam, przed wyjazdem. Miałaś rację. Mogłem powiedzieć od razu, kiedy się spotkałyście, że jesteś moją dziewczyną. Nie mówiłem jej, że o ciebie chodzi, ale sądzę, że będzie mnie dręczyła, żeby się z tobą spotkać.
- To świetnie.
- Bardzo się ucieszyła, że w końcu mam kogoś na dłużej, nie tylko same kochanki.
Shannon zaśmiał się pod nosem i odsunął trochę od dziewczyny, by móc na nią spojrzeć. Sue poczuła jak blednie i robi się drętwa jak deska. I co teraz miała zrobić? Nie mogła mu powiedzieć, że go zdradziła. W tej sytuacji czuła się jak ostatnia szmata, jak mogła tak postąpić? On powiedział swojej matce, że jest w związku. Może miała ją niedługo spotkać. Była pomiędzy młotem a kowadłem. Jak teraz miała się czuć, kiedy Shannon jej dotykał, całował, mówił do niej tyle rzeczy, zaraz mieli się znaleźć obok siebie w łóżku, a ona co? Zaledwie paręnaście godzin wstecz zrobiła mu świństwo? To ją najbardziej przerażało.
                      Nad ranem, Sue siedziała w kuchni i popijała herbatę, paląc papierosa. Shannon mógł lada chwila się obudzić i przyjść. Dziewczyna nie wiedziała jak ma mu teraz patrzeć w oczy, sobie przed lustrem? Co teraz miała zrobić z Izaakiem? Widziała, że chłopak narobił sobie nadziei, a teraz musiała go tak zostawić? Bała się rozmowy z resztą grupy na temat jej nowej pracy, że będzie musiała ich prawdopodobnie zostawić. Co dalej z Anabel i Gabrielem? Nie wiedziała, co ma już myśleć. Dopiero teraz dojrzała do pewnych spraw i z perspektywy czasu dostrzegła swoje błędy. To jak postępowała i raniła innych, dopiero teraz do niej dotarło. Najbardziej obawiała się wyjawienia prawdy i przyznania się do własnych potknięć. Każdemu mogło się to zdarzyć, była tylko człowiekiem. Jednak przebaczenie samemu sobie było nad wyraz trudne.
- Cześć. - Nagle usłyszała za swoimi plecami głos Shannona - jak się spało?
- Zasadniczą rzeczą jest to, że wcale nie spaliśmy. - Sue uśmiechnęła się, biorąc na bok swoje przemyślenia - tuż to może ze dwie godzinki? Mocno cię wymęczyłam?
- A nie widać? - Perkusista zaśmiał się i pocałował dziewczynę w policzek - ale nie mogę narzekać. Chyba, że uważasz inaczej?
- A skąd! Tak właściwie to, co do twojej mamy...
- Tak?
- Mówisz, że się ucieszyła?
- Oczywiste. W końcu jej synek znalazł sobie dziewczynę, która nie jest wygłodzoną blondyną, z długimi nogami i nie śmieje się z byle czego.
- To widzę, że cudownej odmiany nadszedł czas.
- Oczywiście. - Shannon usiadł obok dziewczyny z świeżo zaparzoną kawą - cieszę się, że Jared wpadł na pomysł z tą ścianą.
- No widzisz.
Sue pocałowała go, kładąc delikatnie swoją dłoń na jego poliku. Chciała tym zagłuszyć swoje myśli, ale one nie dawały spokoju, ani na chwilkę. Dziewczyna żyła w poczuciu winy, ale słusznie. Narobiła głupot to teraz musiała się mierzyć z konsekwencjami. Była sama sobie winna i nie mogła mieć do nikogo o to pretensji.
- Jest jeszcze jedna rzecz. - Sue oderwała się od mężczyzny - w nocy wspominałam ci o tej pracy w redakcji?
- No tak. - Shannon niczego nie świadomy, uśmiechnął się od ucha do ucha - jaki prestiż no.
- Ale wiążą się z tym nieco mniej przyjemne sprawy.
- Jak to?
- Chciałabym, żebyśmy dziś całą grupą usiedli i porozmawiali. To bardzo ważne.
- No dobra. Zjemy śniadanie i przejdziemy się do Jareda. Skrzykniemy całą resztę tych oszołomów i porozmawiamy. Mówisz, że to ważne?
- Nawet bardzo.
- Mam się bać?
- Tak.
Wszyscy zasiedli w salonie apartamentu Jareda. Oczywiście wpierw każdy zaczął witać się z Sue, jak i gratulować jej tak dobrej posady. Dziewczyna nie kryła, że się bardzo cieszy z tego powodu, lecz fakt, że zaraz musi im przedstawić parę rzeczy, było tą przykrą kwestią. Usiadła w fotelu, spoglądając na wszystkich w pomieszczeniu. Nie wiedziała od czego ma zacząć. Domyślała się, że zrozumieją, ale miała taką cichą i nawiną nadzieję, że obejdzie się bez odejść.
- Więc tak.. - Zaczęła niepewnie - jak wiecie dostałam teraz pracę w tej redakcji. Nie muszę chyba wspominać jaka to jest renoma. Trudno jest zrezygnować z takiego stanowiska, skoro sami zdajecie sobie sprawę ze stanu rzeczy. Jednak teraz będę musiała pracować jeszcze więcej i czasami będę mogła nie dawać rady. Jeżeli nie zdołam tego udźwignąć, będę musiała zrezygnować z was, albo z redakcji. Wiem, że jeżeli popełnię jakiś błąd, zadziałam na niekorzyść z którejś ze stron. Przykro mi o tym mówić, ale wtedy będę musiała odejść od was.
Zapadła cisza. Każdy spokojnie wysłuchał Sue. Nie było to dla niej łatwe, ale cieszyła się, że ma już za sobą to, co miała do powiedzenia. Miała tylko nadzieję, że ją zrozumieją.
- Zdawaliśmy sobie z tego sprawę. - Powiedziała Emma - rozmawialiśmy już wczoraj na ten temat. Wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja i sądzę, że każdy z nas to w pełni rozumie. Zapewne, gdybym ja była na twoim miejscu, postąpiłabym tak samo jak ty. Jesteś tylko człowiekiem i nie można się obciążać tylko ma obowiązkami. Nikt nie będzie miał ci za złe, jeżeli podejmiesz taką decyzję.
- Oczywiście postaram się dać z siebie wszystko, bym nie musiała rezygnować z pracy z wami.
- Czas pokaże. I tak niedługo umowa wygasa, więc do tego czasu masz możliwość podjęcia jakiejś decyzji. Teraz musisz myśleć o sobie. To twoja chwila i jeżeli podejmiesz teraz złe kroki, później może nie być odwrotu.
- Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. - Wtrącił Jared - więc się nie martw. Nie będziemy na tobie wieszać psów za to, że od nas odejdziesz. Wszystko ma swój termin ważności. Grunt, żebyś ty sobie poukładała w życiu i osiągnęła wszelkie cele do jakich dążysz.
- Dziękuję. Myślałam, że zaraz dojdzie do jakiejś kłótni.
- Nie widzę nawet takiej potrzeby. To byłoby bez sensu. Co prawda, szkoda nam będzie, jeżeli uznasz, że musisz odejść, ale damy radę. Zawsze możesz wrócić. Dobrze wiesz, że drzwi do nas masz zawsze otwarte.
- Dziękuję.

Minęło parę dni. Sue cieszyła się chwilą, jaką to może spędzić z zespołem, a w szczególności z Shannonem. Nadal mu nie wspominała o Izaaku. To był zły moment. Tak naprawdę nigdy nie było takiego czasu, aby powiedzieć o wszystkim. Dziewczyna siedziała w apartamencie Jareda. Tej nocy miała wracać do Stanów, a chciała jeszcze trochę pocieszyć się towarzystwem frontmana. Popijała piwo siedząc w salonie. Patrzyła na muzyka, delikatnie się uśmiechając. Do głowy przyszło jej to, co wcale tak niedawno temu, miało miejsce. Kiedy to ona z nim dobrze się bawiła kosztem Shannona. Kolejny raz, kiedy była nie fair, wobec perkusisty. Teraz obwiniała się o tyle spraw, ale i słusznie. Sama sobie zasłużyła.
- Ciekawe, kiedy teraz cię zobaczymy? - Powiedział Jared - kto by pomyślał? Nasza Sue?
- No widzisz, pozory lubią mylić. - Dziewczyna uśmiechnęła się - szkoda mi wracać do Stanów. Zostałabym z wami i w ogóle.
- Ale praca. A jak tam się układa z Anabel? Ptaszki mi ćwierkały, że coś ostatnio kiepsko z waszymi relacjami. Jak jest teraz?
- Szczerze? Bez większych zmian. Z Gabrielem też mi się nie układa.
- To porozmawiaj z nimi.
- Chciałam ostatnim razem spróbować, ale nic z tego.
- To próbuj do skutku.
- Jared? - Sue była bliska tego, by zaraz wypłakać mu się w ramię - czy coś ze mną jest nie tak?
- Co masz na myśli?
- Oj, sam wiesz co ostatnio się ze mną dzieje. Nie każ mi mówić.
- Sądzę, że to minie. To tylko przejściowe. Niedługo wszystko wróci do normy. Miałem kiedyś podobną sytuację.
- I co zrobiłeś?
- Szczerze rozmawiałem. Uwierz mi, nie warto zaprzepaszczać przyjaźni i dobrych relacji. Później okaże się, że jesteś zupełnie sama.

Minęło parę dni od powrotu Sue do LA. Stała na balkonie w samej koszulce, paląc papierosa. Przypominała sobie jak to żegnała się z Shannonem na lotnisku. Był to cudowny moment, który dawał jej siłę. Tęskniła za nim. Spojrzała przez ramię na pokój, który był za balkonem. Na łóżku leżał Izaak. Czemu to znów zrobiła? Może z litości, bezsilności, albo złości? Kto wie? Nie zmienia to faktu, że po raz kolejny popełniła ten sam błąd. W sumie, tym razem to był wybór. Nie musiała tego robić, gdyż była świadoma tego, co zrobiła wcześniej.Teraz czuła się okropnie. Izaak napomniał jej w nocy, że mu na niej zależy, że nie odpuści teraz. A ona co? Dała się ponieść, znów. Wiedziała, że źle robi. Teraz pluła sobie w twarz za to, co zrobiła. Znów płakała, ale na własne życzenie. Z rezygnowaniem usiadła na drewnianym krześle, ukrywając twarz za dłońmi. Było jej wstyd. Co ona narobiła? Z Anabel nadal nie było nici porozumienia, zwłaszcza kiedy przyleciał do niej Babu. Z Gabrielem nadal milczała. Robiła błędne koła.
- Cześć. - Powiedział Izaak, który właśnie wyszedł na balkon - od dawna nie śpisz?
Sue podniosła wzrok, ukazując chłopakowi twarz. Z brody ściekały jej krople łez. Jej oczy były lekko zaczerwienione. Co teraz miała zrobić? Tak bardzo nienawidziła samej siebie.
- Czemu płaczesz?
Spytał Izaak, ale nie usłyszał odpowiedzi. Ukucnął obok Sue, łapiąc ją za dłonie i bacznie się przyglądając. Nie wiedział, co ma robić. Póki co nie czuł w tym swojej winy. Dziewczyna zerwała się na nogi, plącząc się po balkonie. W końcu spojrzała na niego.
- Muszę już iść. - Powiedziała cicho - przepraszam.
Weszła do pokoju i zaczęła w pośpiechu zbierać swoje rzeczy. Szybko założyła spodnie, spięła włosy, złapała za torbę. Spojrzała przez ramię na Izaaka, który był kompletnie dezorientowany. Najpierw spędza z nim noc, nie protestuje, po czym wybucha płaczem i wychodzi. Dziewczyna jak najszybciej wybiegła z jego domu. Chciała już być u siebie. Jenak na myśl o kolejnej kłótni z Anabel, robiło się jej niedobrze. W końcu się zatrzymała i usiadła na niskim murku.
- Zachowałam się jak dziwka. - Myślała - inaczej tego nazwać się nie da.


Było już ciemno, Los Angeles zastało noc. Sue nie tak dawno wróciła z redakcji. Padała z nóg. Jednak musiała jeszcze trochę popracować. Leżała w łóżku z laptopem, co chwila coś pisząc. W końcu z rezygnowaniem zdjęła okulary, klapkę zamknęła. Przewróciła się na plecy. Chciała wyć, krzyczeć. Nie miała ochoty na nic, zupełnie. Teraz już kompletnie nie miała z kim rozmawiać. Izaak dzwonił do niej parę razy dziennie, gdyż ona nie odbierała i unikała go jak mogła. Zachowała się okropnie. Sama dopuściła do tego. Zwyczajnie go wykiwała. Narobiła mu nadziei, chłopakowi zaczęło zależeć jeszcze mocniej i tu nagle pozostawiła go samemu sobie. Miała nadzieję, że nic o tym nie wspominał Kristen. Poszłoby to dalej. Kolejna osoba, byłaby przeciwko niej. Sama sobie zgotowała taki los. Pozostawiła Shannona z myślą, że wszystko jest w porządku, że nów się układa. Okłamała go i to perfidnie. Raniła wszystkich na około. Tak, jakby był to nałóg, z którego nie można wyjść. Błędne koło. Sue usiadła i bezsilnie rozejrzała się po pokoju. Oczy bolały ją od ekranu laptopa, mięśnie dawały o sobie znać. Głowa pulsowała jeszcze bardziej, jakby zaraz miała wybuchnąć. Dziewczyna była wściekła. Wstała z łóżka i chwiejnym krokiem podeszła do biurka. Podparła się o nie i schyliła głowę. Teraz już naprawdę nie wiedziała co ma robić. Ostatecznie wyszła z pokoju i przechodząc przez salon, otworzyła jedne z drzwi. Była to sypialnia Anabel. Ta siedziała również przed laptopem. Słysząc kroki swojej przyjaciółki, uniosła wzrok. Zmarszczyła czoło, nie za bardzo wiedząc co ma zrobić. Sue bez żadnych zbędnych słów, podeszła do niej i przytuliła najmocniej jak umiała.
 - Przepraszam. - Powiedziała przez łzy - tak bardzo cię przepraszam. Nie umiałam się przyznać do błędu. Niedawno zrozumiałam wszystko. Nie chcę się z tobą kłócić. Jesteś dla mnie jak siostra, nie potrafię tak dłużej. Proszę...
Anabel bez wahania objęła niebieskowłosą, samej płacząc. Cieszyła się, że w końcu jej przyjaciółka zobaczyła to, na co ona ją tak długo nakierowywała. Miała nadzieję, tak samo jak ona, że to ostatni raz, kiedy doszło do takiej sytuacji. Ucałowała Sue w czoło, gładząc dłońmi jej twarz.
- Wszystko będzie dobrze. - Szepnęła blondynka - obiecuję.
- Muszę ci się do czegoś przyznać. - Powiedziała drżącym głosem artystka - zrobiłam coś, czego się wstydzę.
- Mów.
- Pewnie domyślasz się, że z Izaakiem nie byłam tylko na przyjacielskich relacjach? Przespałam się z nim niedawno. Później poleciałam do Londynu. W samolocie przemyślałam wszystko i chciałam powiedzieć Shannonowi o tym. Ale stchórzyłam. Wiesz co zrobił? Powiedział swojej matce, że kogoś ma. Ona pewnie będzie chciała się ze mną zobaczyć, sam mi o tym wspomniał. A teraz? Teraz, kiedy wróciłam znów to się stało. Kiedy nie było mnie na noc, wcale nie zostałam w pracy. Byłam u niego. Narobiłam mu nadziei, skrzywdziłam. Teraz do mnie dzwoni, a ja nie odbieram. Zachowałam się podle. A jeśli Kristen się o wszystkim dowie? Jeżeli to pójdzie dalej, jeśli...
- Uspokój się. - Anabel powiedziała stanowczo - nie może tak być. Musisz coś z tym zrobić. I tak prędzej, czy później on się o tym dowie, tak samo jak Kristen.
- I co ja mam powiedzieć? Co mam do kurwy nędzy zrobić?
- Z pewnością zachować trzeźwe myślenie. Przez cały czas obserwowałam to, co się dzieje. Ile razy z Gabrielem rozmawiałam na twój temat? Jemu też ciebie brakuje. Musisz powiedzieć prawdę, innego wyjścia nie ma. Sądzisz, że lepiej będzie, kiedy wszystko wyjdzie na jaw samoistnie, niż jeżeli ty się nie przyznasz? Pora mówić o swoich błędach. Ja też go popełniłam, bo nie zareagowałam na to wszystko.
- Nie możesz mieć do siebie żadnego żalu. - Powiedziała Sue, wyprostowując się - to tylko i wyłącznie moja wina.
- Teraz musisz się wziąć w garść i zmierzyć się z przeciwnościami. Innej opcji nie ma, mała.
- Wiem, co zrobię. Nie będzie to dla mnie łatwe, ale... polecę do chłopaków i...
- Zuch dziewczyna. Jeżeli on naprawdę cię kocha, a ty jego...
- I rozstanę się z nim. Nic mu nie powiem. Nie chcę go dodatkowo obciążać.
- Co? - Anabel zrobiła wielkie oczy - i co mu powiesz? Nie sądzisz, że to będzie lepsze, niż przyznanie się do zdrady? On przecież powiedział o tym...
- Na to samo wyjdzie. - Sue powoli się podniosła - tak będzie lepiej. Poproszę o jeden dzień wolnego na jutro. Polecę do chłopaków i ... nie mam wyboru. Nawet, jeżeli mu powiem to i tak nieuniknione, że nie będziemy razem. Narobiłam głupot to teraz cierpię za nie.
- Ale ty go przecież kochasz?
- Przecież, że tak. No, ale jak mogłam się tak zachować kochając?
- Źle robisz.
- Idę zastawić bilet na najbliższe dwie godziny. Odwieziesz mnie na lotnisko?

Samolot był prawie pusty. Loty w nocy były okropne. Sue westchnęła ciężko. Bała się rozmowy,a raczej kłótni, która za parę godzin miała nastąpić. Czuła się okropnie z tym co zrobiła i z tym, co zamierza zrobić. Jednak nie widziała innego wyjścia. Nie oglądała się na to, co powiedzą inni. Już wystarczająco namąciła. Najchętniej by teraz zapaliła, ale nawet nie miała jak. Stres pożerał ją od środka. Teraz, albo nigdy.
           Sue stała w recepcji, prosząc o wysłuchanie. Z początku nie zgadzali się, aby ona weszła na górę, ale po wykonaniu telefonu do Shannona, przepuścili ją. Z każdym krokiem, z każdym ruchem jeszcze bardziej się bała. Jednak było to nieuniknione. Jak miała mu teraz spojrzeć w oczy po tym wszystkim? Znów mu skłamać. Winda się zatrzymała. Dziewczyna ruszyła korytarzem przed siebie. Już z pewnej odległości, spostrzegła Shannona stojącego w progu swojego apartamentu. Widać było, że był dosyć mocno zaskoczony jej wizytą. Szybszym krokiem podeszła do niego i bez zastanowienia, wprowadziła do środka. Zamknęła za sobą drzwi. Zanim perkusista zdołał cokolwiek powiedzieć, ona wpiła się w jego usta, zamykając oczy. Wtuliła się w jego ramię. Wiedziała, że to już jest ostatni raz, kiedy może to zrobić. Zaraz na to przyszła jej jedna myśl. Skoro mogła z nim być tak tylko teraz, złapała go za koszulkę i na oślep prowadząc do pierwszego lepszego pomieszczenia. Miała farta, bo trafiła na sypialnię. Po raz kolejny objęła go, całując w zachłanny sposób. Jeżeli miała na to ostatnią szansę to chciała ją wykorzystać w stu procentach. Shannnon w końcu ustał z próbami rozmowy. Kiedy to już byli na łóżku, dziewczyna usiadła na jego kolanach, całując na oślep jego ciało. Czuła na karku jego ciepły oddech, który przyprawiał ją o dreszcze. Perkusista opadł powoli na plecy. Sue wiedziała, że tak łatwo nie będzie go zostawić. Po raz pierwszy, kiedy kogoś kochała, musiała sobie odpuścić.
                  Obydwoje leżeli w łóżku. Za oknami panowała ciemność, którą gdzie nigdzie przebijały światła latarni. Dziewczyna gładziła opuszkami palców policzek Shannona. Spał. Tak patrząc na niego, jak miała teraz to zrobić? Tak zwyczajnie zostawić? Chciała tu z nim zostać do rana, całować, móc kochać. Jednak musiała się pogodzić z innym losem. Powoli usiadła. Odnalazła w ciemności swoje rzeczy i szybko się ubrała. Ostatni raz spojrzała na perkusistę. Podeszła do niego. Okryła go bardziej kołdrą i pocałowała. Czuła, że zraz się rozklei, nie da rady. Jednak musiała. Do rana miał być nieświadomy jej decyzji. Sue wyszła z sypialni, uchylając za sobą drzwi. Weszła do kuchni, zapalając światło. Znalazła na stole jego notes. Wyrwała z niego kartkę i złapała za leżący obok długopis. Usiadła na krześle, zastanawiając się, co ma napisać. Podczas lotu przemyślała wszystko, ale nagle zapomniała. Zapomniała tego, co ma zrobić. Z każdą sekundą, minutą było coraz trudniej.

Shannon.
Na wstępie chcę Cię bardzo przeprosić za to, co dalej przeczytasz. Nie mogłam postąpić inaczej. Jest to jedyna racjonalna opcja. Nie myśl, że to dla mnie nic nie znaczy, że to nie boli, ale tak będzie najlepiej. Musimy się rozstać. Uciekam nad ranem, Ty budzisz się sam. Kiedy znajdziesz ten list, zapewne będziesz jeszcze bardziej dezorientowany, niż wtedy, kiedy przyleciałam do Ciebie. Popełniłam parę błędów. Pewnie kiedyś się o nich dowiesz, albo nawet całkiem niedługo. Takie rozstanie będzie najmniej bolesne. Nie mam teraz odwagi spojrzeć Ci w oczy i wprost powiedzieć o wszystkim. Sądzę, że nawet byś mi tego nie przebaczył. Przykro mi, że tak to wszystko się potoczyło. Nie dzwoń, nie przyjeżdżaj do mnie, bo to i tak nic nie zmieni. Jedynie, co sprawi jeszcze większy ból. Kiedy się dowiesz o wszystkim, zapewne uznasz mnie za kłamczuchę, ostatnią, podłą... i nie każ mi tu kończyć. Sądzę, że sam będziesz wiedział jak to ubrać w słowa.
Jestem tchórzem, wiem. 

Kocham Cię,
Twoja Sue.

Dziewczyna odłożyła długopis, a list zostawiła na stole. Przetarła oczy, do których napływały kolejne łzy i wyszła. Zamknęła za sobą cicho drzwi i szybkim krokiem ruszyła do windy. Musiała się spieszyć. Niedługo miała samolot powrotny. Musiała jeszcze zamówić taksówkę. Czuła się okropnie z tym co zrobiła, nienawidziła siebie całym sercem, ale, ale... brakowało już jej słów.


Dni miały jak szalone. Minął tydzień. Oczywistą rzeczą było, że Shannon wydzwaniał do Sue, bo jak inaczej. Za to Izaak w końcu zamilkł. Jednak była to cisza przed burzą. Dziewczyna siedziała w redakcji. Usiłowała jakoś wrócić do życia. Miała nadzieję, że praca wystarczająco dużo czasu jej zajmie, by móc nie myśleć o rozstaniu. Ale kogo ona oszukiwała? Przez cały czas myślała tylko o tym. Anabel starała się jakoś ją pocieszyć, ale zdawała sobie sprawę, że wszelkie próby niczego nie zmienią. Sue westchnęła ciężko i zagarnęła do tyłu swoje niebieskie włosy. Była dopiero 16.20, a już miała dosyć. Co z tego, że miała fajną pracę, skoro po za nią były inne rzeczy? Jeszce tylko półtorej godziny, a mogła wracać do domu. Nie musiała tłuc się autobusem, bo dostała służbowy samochód. Zarabiała lepiej, może i mogła sobie pozwolić na więcej? Tyle dobrych rzeczy i jeszcze więcej, ale co z tego? Była ciekawa, kiedy wszystko się wyda.
Nadeszła w końcu ta upragniona godzina. Mogła wyjść już do domu. Co prawda miała jeszcze trochę do roboty na później, ale grunt, że już była wolna. Z przylepionym do twarzy uśmiechem, szła przez redakcję, aż do parteru. Za szklanymi, obrotowymi drzwiami, jej twarz przybrała zupełnie inny wyraz. Otworzyła tylne drzwi samochodu i wszystko, co miała w rękach rzuciła na siedzenia. Już miała przechodzić do przodku, kiedy to coś przykuło jej uwagę. Spostrzegła nieopodal stojącego Izaaka. Serce podskoczyło jej do gardła, ręce zaczęły się trząść, twarz znacznie pobladła. Wiedziała, że kiedyś do tego dojdzie. Dziewczyna wyprostowała się i puściła klamkę drzwi. Chłopak się zawahał, ale w końcu zaczął iść w jej stronę. Z każdym jego krokiem, serce artystki, pulsowało coraz szybciej. Teraz już cała się trzęsła.
- Cześć. - Powiedział niepewnie Izaak, kiedy stanął z nią twarzą w twarz - przepraszam, że tutaj się spotykamy, ale sama nie dałaś mi wyboru.
- Tak wiem. - Powiedziała Sue. Chciała stamtąd uciec, ale trzeba było się w końcu z tym zmierzyć i spojrzeć prawdzie w oczy - ale możemy się przejść. Nie chcę robić tutaj scenki.
- To nie będzie potrzebne. To zajmie mi tylko chwilkę. Dziwię się jako mogłaś tak postąpić?
- Sam jakoś wcześniej nie miałeś do tego większych oporów? Doskonale wiedziałeś, że z kimś jestem, a sam...
- Nie zwalaj tego na mnie. Gdybyś miała chociaż trochę odwagi w sobie i mogła się przyznać do błędu. Sama mnie nakręciłaś. Wysyłałaś mi sprzeczne sygnały, a teraz co? Umywasz ręce? Poszłaś ze mną raz do łóżka, ok. Później po raz drugi, jakby nigdy nic? Ale czy tak trudno porozmawiać jak dorosły z dorosłym? Widzę, że jesteś mało dojrzała.
- Mów ciszej.
- Ciszej!? - Izaak nie krył swojego żalu, i słusznie - wiesz co? Będę mówił specjalnie jeszcze głośniej, by każdy się dowiedział jaka naprawdę jesteś! Matka miała rację, nie warto. Głupi byłem, że jej nie posłuchałem. Doskonale wiedziała, że to wszystko źle się skończy, a ja naiwny brnąłem w to? A wiesz czemu? Skoro sama wiesz, co to znaczy kochać, ponoć, to powinnaś wiedzieć, jak ja się teraz czuje. Bez twojego pozwolenia tak naprawdę bym nic nie zrobił.
- Ale, ale... - Sue zamarzła bez ruchu, nie wiedząc co ma robić - Izaak...
- I co? Tak, zakochałem się i wstyd mi za to. Źle zrobiłem, była to fatalna pomyłka. Sama jesteś sobie winna. Ciekawe, co powie Shannon, kiedy się o tym dowie? Nie sądzę, żeby się za tobą wstawił.
- Już z nim nie jestem.
- Ooo, to mnie zaskoczyłaś? I jaką miał minę, kiedy mu o wszystkim opowiedziałaś?
- Nic mu nie wspominałam. Sądzę, że jednak już wie. Takie rzeczy szybko się rozchodzą.
- Fakt, moja matka też nie jest zachwycona.
- Co? - Sue przeraziła się - powiedziałeś jej?
- Tak i nie mam o to wyrzutów sumienia. Spokojnie, nie martw się. Znając ją tylko zrobi ci wykład. Sama powiedziała, że to też moja głupota i ma rację. De facto nie ma do nikogo żalu, a twojej aktualnej pozycji nic nie zagraża. Zauważyłem, że ostatnio tylko ta kwestia cię interesuje, więc pozostańmy tylko na tym. Gdybym chciał ci po tym zniszczyć życie, zrobiłbym to. No, ale nie jestem dzieciakiem tak jak ty i potrafię rozwiązać takie sprawy jak dorosły człowiek. Jak widać ty nie. Tyle tylko mam do powiedzenia. Życzę ci szerokiej drogi w twoim nowym, idealnym życiu bez problemów. Jednak życzę ci, żeby ktoś kiedyś tak ciebie zranił, jak ty innych.
Sue była w ciężkim szoku, ale nie było się czemu dziwić. Izaak wyminął ją, ostatni raz patrząc na nią. W jego oczach widać było żal, złość, ale i też smutek, żal. Poszedł w swoja stronę, nawet się nie oglądając. To nawet i lepiej, bo mogło się obyć bez jeszcze większej przykrości. Sue natychmiast wsiadła do samochodu i przekręciła kluczyk w stacyjce. Najadła się wstydu przed wszystkimi. Miała nadzieję, że to już koniec. Przez ostatni czas tyle się działo, co przewyższało ją w każdym calu. Ile można? Jednak nie, to była tylko zapowiedź przed następnym. Został jeszcze Shannon, który zapewne wiedział już o wszystkim. Skąd? To, że Izaak do niego nie dzwonił, było bardzo mało prawdopodobne. Miała za swoje. Cała zestresowana patrzyła na drogę. Nie mogła prowadzić w takim stanie. Zjechała na bok. Oparła się czołem o kierownicę. Musiała się uspokoić, lecz jakim cudem po takiej wymianie zdań.

Sue w końcu dotarła do domu. Zdjęła ze zmęczonych stup szpilki i rzuciła gdzieś w kąt. Torbę zostawiła na podłodze. Już o nic nie dbała. Chwiejnie weszła do kuchni i wyciągnęła z lodówki coś mocniejszego. Musiała się napić. Postawiła butelkę wódki na stole i zajrzała do szafki, szukając jakiejś szklanki. Zraz którąś z nich zapełniła przeźroczystym trunkiem i za jednym zamachem wypiła. Jednak to nie starczało. Poszły jeszcze ze dwie kolejki. Opadła na krzesło i oparła się łokciami o stół. Czuła, że jest na skraju wytrzymania. Wtem usłyszała czyjeś kroki. Uniosła niechętnie wzrok i spostrzegła chłopka. Nie było to Babu, Izaak, czy Shannon, lecz Gabriel. Dziewczyna pomachała głową, chcąc się wybudzić z tego snu, jednak na nic. Nadal widziała swojego brata.
- Po co ci to? - Spytał, biorąc w dłoń butelkę - czy to cokolwiek ci da? Piciem problemów nie rozwiążesz.
- Muszę. Chociaż niech to mi zostanie. - Odparła Sue, spoglądając na brata z żalem - czemu przyszedłeś?
- Bo już nie mogę słuchać tego, co się z tobą dzieje. Dziewczyno! Opamiętaj się! Narobiłaś błędów, dobra. Stało się. Nie da się ich rozwiązać? Być może. Ale zawsze można spróbować je naprawić.
- Taaaak. - Sue parsknęła z ironią - tobie łatwo mówić. Spotkałam przed redakcją Izaaka. Sądzę, że Shannon już wie o wszystkim. Po za tym, dał mi solidny opieprz. Miał rację. Nie mogę się z nim nie zgodzić, chociażby nawet co do jednego słowa.
- Może i tak? Pytanie, co zrobisz dalej?
- Nie wiem? W tym cały problem.
Gabriel już nic więcej nie mówiąc, podszedł do siostry i usiadł obok. Jeszcze parę chwil trwał w milczeniu, w końcu ją przytulił. Nie mógł już dłużej czekać, aż ona się zrujnuje. Nakłamała, nakręciła, ale nie chodzi tu o to, by się na siebie obrażać. Odwagą jest to, by móc umieć przebaczać. Tego Gabriel się właśnie podjął. Teraz wiedział, że musi jej pomóc, tak samo jak Anabel. Sue w końcu musiała wyjść na prostą i normalnie żyć. Wiadomo, że początki będą trudne, ale za jakiś czas jeszcze się będzie się z tego śmiała. Jednak żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, że właśnie do LA leci samolot, którego pasażerem jest nikt inny jak Shannon.

Do drzwi rozległ się dzwonek. Anabel zbystrzała się na jego dźwięk i odłożyła gazetę. Spojrzała w stronę przedpokoju, przygryzając wargi i ściągając brwi. Postanowiła jednak otworzyć.
- Kogo niesie o tej porze? - Spytała sama siebie pod nosem - jak ja tu uwielbiam.
Niczego nieświadoma otworzyła drzwi. Gdy tylko spojrzała na gościa, od razu wmurowało ją w podłogę. Nie mogła też się dziwić jego wizycie. Kwestią czasu było to, kiedy się zjawi. Wpuściła go do mieszkania, lecz zastrzegając go z góry:
- Sue śpi.
- Trudno. To się obudzi. - Odrzekł Shannon, który nie zważał na słowa Anabel - muszę z nią porozmawiać. Prawdopodobnie po raz ostatni będę miał na to szansę. Później możliwe, że się już nie zobaczymy.
- Shanny! - Anabel zastąpiła mu drogę - daj jej dziś pokój. Przyjdź jutro. Ona...
- Nie interesuje mnie to!
Anabel była szybsza od mężczyzny i podbiegła do sypialni dziewczyny. Stanęła przed drzwiami, nie chcąc wpuścić perkusisty do środka. On nie chciał się z nią szarpać, kłócić, więc stanął na przeciwko niej.
- Posłuchaj mnie teraz i nie przerywaj. - Powiedziała blondynka, głęboko oddychając - nie dziś. Przyjdź jutro. Dziś daj temu spokój, bo to bez sensu. Zanim poszła spać, trochę wypiła i ta rozmowa do niczego nie doprowadzi. Ty jesteś pod wpływem emocji...
- Pod wpływem emocji jestem od tygodnia, kiedy to mnie zostawiła samego w hotelu. - Mówił Shannon - musi mi coś wytłumaczyć.
- Co ci napisała w liście?
- Wiesz o tym?
- Sądziłeś, że mi nic nie powie? Niestety nie udało mi się z niej wydusić, ani słowa, które zawarła na tym liściku. Moim zdaniem powinna była ci prosto w twarz powiedzieć, o wszystkim, a nie w taki sposób, jak to zrobiła. Nie popieram jej zachowania, ale wiem, że jej nie jest łatwo. Wie, że zrobiła źle, ma poczucie winy. Izaak pewnie do ciebie dzwonił...
- Co? - Shannon wyglądał na zdziwionego - jaki? A ten. Nikt do mnie nie dzwonił.
- O cholera... - Mruknęła Anabel, żałując wcześniej wypowiedzianych słów - nie wiesz o niczym?
- Nie i chcę się właśnie dowiedzieć.
- Może lepiej usiądźmy?
- Nie chce siadać, tylko z nią porozmawiać!
- Ona śpi. Nawet gdyby to nie jest na tyle przytomna, by z tobą normalnie gadać. Pojmiesz to w końcu! To jest bez sensu!
- Może i masz rację, ale wolałbym to usłyszeć od niej.
- To przyjdź jutro.
- Nie mam tyle czasu.
- Jeżeli ci na niej zależy...
- Anabel!
- Siadaj!
Shannon w końcu zrezygnował. Poddał się nakazowi blondynki i opadł na fotel. Spojrzał na nią wyczekująco. Nie wiedział, czego ma się spodziewać. Sue zostawiła go tak nagle, bez konkretnego wytłumaczenia. Nie odbierała, nie kontaktowała się z nim. Nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć.
- Cholera... To trudna sprawa. - Anabel zaczęła sie kręcić po pokoju - nawet nie wiem, od czego zacząć? Wolałabym, żeby to ona ci powiedziała, ale...
- Mów! Zacznij od początku.
- Więc, jak ci to powiedzieć? Sue trochę się poplątało w życiu, kiedy ciebie nie było. Tyle się działo, a teraz nie wiem jak mam ci o wszystkim powiedzieć? Miała natłok wszystkiego, "nowe życie" zasłoniło jej oczy. Ze mną, ani z Gabrielem się nie dogadywała. Jedyne co to u Izaaka znajdowała dla siebie miejsce. Kiedy ciebie nie było tyle czasu, znów zaczęło się pieprzyć jak poprzednim razem. Z tym, że teraz jeszcze bardziej. Sue potrzebowała bliskości, zrozumienia, kogoś blisko niej. Do pewnego czasu byłeś to ty, ale od momentu, nawet nie wiem kiedy to się stało, kiedy zaczęliście się od siebie oddalać...
- Do czego zmierzasz?
- Powiem ci prosto z mostu. Ona i Izaak przespali się ze sobą. Sue myślała, że nie robi nic złego, ale tyle emocji. Zrozum ją.
- Co? Ale...
- I to nie wszystko. - Anabel zastanawiała się, czy może dodać jeszcze to, ale w końcu się zdecydowała - i po powrocie od was ostatnim razem, znów to się stało. Chłopak się w niej zakochał, ona tęskniła za tobą, tyle nowych rzeczy i...
- Co? Nie wierzę! - Shannon poderwał się natychmiast i uderzył pięścią w ścianę - niech tylko dopadnę tego...
- Shanny! To do niczego nie prowadzi! Oni już zerwali kontakt i...
- I co z tego?
Anabel pochyliła głowę, podpierając ja rękoma. Wiedziała, że to było słuszne. Nie miała innej opcji. Chciała, by to Sue powiedziała mu o całym zajściu, ale pytanie, czy by się tego podjęła.
- Czemu ona mi o tym nie powiedziała?
Shannon postanowił ruszyć do sypialni dziewczyny, ale Anabel powstrzymała go. Złapała mężczyznę za nadgarstek, kręcąc głową. Perkusista był wściekły i wcale nie miał zamiaru ukrywać.Trudno mu było w tej sytuacji się opanować. Najchętniej obiłby twarz temu delikwentowi. Z Sue zapewne by się ostro pokłócił, a sam do siebie miałby wyrzuty, że pozwolił na to, by wszystko poszło w tym kierunku.
- Co zrobiłem nie tak? - Wyszeptał - przecież miała wszystko. Pogodziliśmy się. Nic nie mówiła. Myślałem, że wszystko jest w porządku, a tu...
- Shanny, lepiej będzie jak już pójdziesz. - Odpowiedziała mu Anabel, po czym wstała - tylko teraz się sam nakręcasz. Idź odreagować, ale nie rób głupot.
- Co? Łatwo ci mówić. Osobiście tego gnoja...
- Shannon!
Ten nic więcej nie mówiąc, wyszedł z mieszkania. Nie obyło się bez tradycyjnego trzaśnięcia drzwiami, które miało przypieczętować jego wściekłość. Anabel stanęła po środku salonu z bezradnym wyrazem twarzy. Dobrze, że Sue już spała. Dziewczyna nie chciała żadnych awantur, tym bardziej o tej porze. Obróciła się i spojrzała w stronę drzwi sypialni swojej przyjaciółki. W tym momencie stwierdziła, że lepiej będzie, jak się nie dowie o jego wizycie.

Shannon jeździł samochodem po pustych ulicach. Musiał coś zrobić ze sobą, bo w innym przypadku stałoby się coś złego. Całe szczęście, że nie znał adresu Izaaka. Gdyby jednak było inaczej, polałaby się krew. Zadawał sobie pytanie, gdzie popełnił błąd, czego nie zauważył? Nie miał zielonego pojęcia. W końcu zaparkował przy chodniku. Spojrzał przez szybę na dużą posiadłość swojego brata. Teraz było mu go trzeba najbardziej. Musiał z kimś pogadać, by nie doszło do czegoś złego. Wysiadł z samochodu i nacisnął na klawisz domofonu. Niedługo czekając, wszedł na teren i omijając dom, wszedł przez taras do środka. Zastał tam Jareda, który już wiedział, że jest źle, a nawet bardzo źle.

Noc ciągnęła się w nieskończoność, jednak w końcu nastał poranek. Sue obudziła się z okropnym bólem głowy. Za dużo tej wódki. Grunt, że chociaż pozwolili jej wypić całą butelkę. Co prawda, nie było to pomocne, jedynie co pobudziło troski. Mimo wszystko, musiała się napić. Powoli usiadła, łapiąc się za głowę i mamrocząc coś pod nosem.
- Cześć. - Powiedziała Anabel, która siedziała na brzegu łóżka - widziałam jak się wybudzasz to przyniosłam ci herbaty i tabletki. Ciesz się, że dziś piątek. Gdyby tak był środek tygodnia...
- Dzięki. - Odparła Sue i złapała za kubek - długo spałam?
- No, powiedzmy. Jest nieco po 12.30.
- No to ładnie. Powiem ci, że jak wypiłam to mi się lepiej spało.
- Przynajmniej jakiś jeden plus.
- Jestem ciekawa, czy Shannon wie?
- Znów zaczynasz? - Anabel w ostatniej chwili ugryzła się w język - to już zamknięty rozdział.
- Może i tak, ale ja go nadal kocham. Co byś ty zrobiła, będąc w takiej sytuacji jak ja? Nie pytałabyś się o Roberta?
- Masz rację, ale postaraj się o tym nie myśleć, tylko weź proszka.
- Tęsknię za nim. - Sue popiła tabletkę - ale nawet jeżeli będę chciała do niego wrócić to nie sądzę, żeby przyjął mnie z otwartymi ramionami.
- Pewnie...
Anabel spuściła wzrok. Chciała jej powiedzieć o nocnej wizycie Shannona, ale wiedziała, że tak będzie lepiej. W prawdzie nic nie było tutaj dobrym wyborem. Co się miało stać to się stało. Blondynka uśmiechnęła się i wstała. Miała nadzieję, że po jej i perkusisty rozmowie, ten nie narobił żadnych problemów. Tego by jeszcze tylko brakowało. Korzystając z chwili, kiedy Sue była jeszcze ledwo żywa, postanowiła zadzwonić Jareda. On zapewne już miał pogląd na sprawę.


Sue przez resztę dni starała sie przywyknąć do nowego stanu rzeczy. Jej czas głównie zajmowała praca, czy spotkania z bratem. Nawet złapała fajny kontakt z Cornelią. Życie stało się pewnego rodzaju rutyną. Dziewczyna starała się jak najmniej myśleć o ostatnich zdarzeniach, lecz z różnym skutkiem. Jednak powoli przywykała do myśli, że to, co było już nie wróci. Umowa na pracę z zespołem wygasła.

2 komentarze:

  1. O kurwa! To jedyne co na początek jestem z siebie wydusić po przeczytaniu.
    Po pierwsze mam ochotę Cie przytulić! :) Po drugie polecam piosenkę linkin park- the messenger.
    Mam przeczucie, ze ten rozdział w jakimś stopniu jest bardzo osobisty.
    Cieszę sie, ze rozdział pojawia się tak szybko i że jest taki długi
    Wiele rzeczy sie wyjaśniło. Ale musze przyznać, że odczuwam też pewną złość na Sue. Zjebała. Tego nie da się ukryć. Ale jest też pieprzoną szczęściarą, bo jest otoczona wspaniałymi ludźmi. Dobrze, że zrozumiała swoje błędy ale czas się ogarnąć i zacząć wszystko naprawiać. A przede wszystkim nie brnąć w to gówno dalej.
    Boże.. wywołałaś we mnie tyle emocji tym rozdziałem, że aż trudno to opisać. Mimo, że nie jest szczęśliwy i jakieś błędy się pojawiły, mimo że momentami miałam ochotę strzelić Sue w pysk...to mam to w dupie. Bo ten rozdział jest najlepszy. Ale to prawdopodobnie dlatego, że czuje że jest napisany prosto z serca.
    Ps. Głowa do góry. Nie wiem czym jest spowodwany Twój brak humoru i wiem, że to zabrzmi banalnie ale przyjdą jescze lepsze dni, Tylko Ty sama musisz tego chcieć i włączyć pozytywne myślenie. Wszystko w Twoich rękach.
    #bighug!!!! ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie cieszę, że rozdział się spodobał.
      Faktycznie, był napisany z serducha, jak i inne, które stworzyłam z wyprzedzeniem. Ostatnio miałam sporo czasu na przemyślenia, które również dotyczyły tego bloga, jak i tego, którego właśnie zrobiłam. Teraz notki będą wyglądały w taki sposób. Tym razem chciałam dać taki długi i mocny rozdział, bo już dawno nie było nowego wpisu.
      - Oczywiście dziękuję za te miłe słowa. <3

      Usuń