środa, 26 lutego 2014

rozdział 40 - Don't wanna dance

Dzień dobry :)
Dziś środa, a co za tym idzie? Bliżej do 3 marca, a co za tym idzie? Bliżej do końca ferii -,-
No, ale przynajmniej pożytek z tego taki, że 6 marca, a później tylko impreza. Tak więc...
Co do notki to mam nadzieję, że się będzie podobała. W najbliższym czasie mam zamiar trochę urozmaicić niektóre wątki, wprowadzić nowe.
Mam nadzieję, że udało mi się wychwycić wszystkie błędy, ale gdyby to upomnijcie mnie w komentarzu. Naprawię.

Do miłego,
Tosia <3

******************


Sue już chciała przekręcać klucz w zamku, ale ku jej zaskoczeniu, drzwi były otwarte. Popchnęła je i weszła do mieszkania. Zatrzasnęła je za sobą cicho i ruszyła małym korytarzem do salonu. Tam jej oczom ukazała się dziwna sytuacja. Dziewczyna patrzyła raz na Anabel, a raz to na Shannona. Położyła torbę na podłogę i chwiejnym krokiem podeszła do kanapy. Oparła się dłońmi o oparcie, wyczekując na to, co zaraz miała usłyszeć.
- Gdzie ty byłaś? - Spytała Anabel, patrząc pretensjonalnie na przyjaciółkę - ja tu odchodziłam od zmysłów! Zadzwoniłam do Shannona, by cie poszukać.
- A pamiętasz swój występ? - Sue zachwiała się - Wylądowałaś w szpitalu i co? Nie możesz mi teraz prawić morałów, skoro sama robisz tak samo. I kto tu jest hipokrytą?
- Nie wypominaj mi, tego co było. Nie masz prawa!
- Jak to? Na dodatek nie odzyskiwałaś przytomności. A widzisz, ja jestem cała i zdrowa.
- I pijana - wtrącił Shannon, który bacznie obserwował przyjaciółki - trzeba ją położyć. Teraz chyba nie jest w stanie na normalną rozmowę.
Anabel spojrzała z żalem na Sue i nic nie mówiąc, obróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Nie miała już nawet ochoty na rozmowę. Teraz zostawiła ją z perkusistą, on miał się nią zająć. Wiedział, co ma robić.
- Sue - zaczął  Shannon - gdzie ty byłaś? Martwiliśmy się. Przeczesywałem okolicę, szukałem cię. Anabel zadzwoniła do mnie i powiedziała, że za długo cię nie ma, a wcześniej byłaś w złym stanie. Nie miej o to do niej żalu, to twoja przyjaciółka.
- A ty to co? - Sue prychnęła udanym śmiechem - co sobie myślisz? Nagle zacząłeś się mną interesować? Cudowna przemiana?
- Myślisz, że ja nic nie czuję? Przecież jest już późno, ty wyszłaś sama. Nigdy nic nie wiadomo. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało.
- Nie sama - Sue przewróciła swoimi dużymi oczyma - z nowym kolegą. Odprowadził mnie nawet, bym trafiła do domu.
- Z pijanymi się nie dyskutuje. Marsz do łóżka! Co ja gadam, ty pewnie sama nawet nie trafisz.
Shannon podszedł do dziewczyny i wziął na ręce. Z początku wyrywała się, ale w końcu odpuściła i rozluźniła mięśnie. Mężczyzna nogą otworzył drzwi jej pokoju i położył na łóżku, okrywając kołdrą. Sam usiadł gdzieś na brzegu, patrząc na niebieskowłosą. Nie podobało mu się to wszystko. Jednak wiedział, że to po części z jego powodu. Chciał jej powiedzieć o wszystkim, zdecydowanie, by mu ulżyło. Nie musiałby jej oszukiwać, ale bał się, że ją straci. Tego bał się najbardziej. Te parę słów za dużo, myśli, a mogła stać się na nowo tak obca mu. Patrzył jak dziewczyna powoli się uspokaja i przymyka powieki. W pewnym momencie, dosięgnęła jego ręki, delikatnie ciągnąc go w swoją stronę. Shannon ułożył głowę obok jej głowy i wpatrywał się w jej twarz. Mętlik w jego głowie był coraz większy.

Sue kręciła się po kuchni, szykując śniadanie i parząc świeżą kawę. Dręczyło ją poczucie winy. Przypominając sobie to, co mówiła po powrocie do domu, miała spore wyrzuty sumienia. Mimo, że nie była trzeźwa, i tak żal do samej siebie pozostawał. Chciała przeprosić Anabel za swój występ. Doskonale wiedziała, że jej przyjaciółkę to zabolało. Miała tylko nadzieję, że uda się jej z nią normalnie porozmawiać.
Za swoimi plecami usłyszała kroki. Spojrzała przez ramię i uśmiechnęła się blado do Shannona. On jednak nie odwzajemnił tego niczym. Usiadł przy stole i przetarł twarz dłonią. Sue w milczeniu nalała kawy i stanęła przy mężczyźnie. Podała mu jeden z kubków, po czym sama usiadła po drugiej stronie stołu. Wzrok wlepiła w podłogę. Było jej głupio przed nim i Anabel, przed samą sobą. Uniosła wzrok i spojrzała w jego stronę.
- Przepraszam - powiedziała cicho - wczoraj przesadziłam.
- Może i nie? - Shannon oparł się łokciami o drewniany stół - w sumie to miałaś trochę racji, co do mnie.
- Co masz na myśli?
- Już wiesz, o co mi chodzi. Przez ostatni czas trochę się to wszystko popieprzyło. Muszę się przyznać, że ci skłamałem.
- Jak to? - Sue wpatrywała się w perkusistę - okłamałeś, mówisz? W takim razie, co jest prawdą?
- Faktycznie miałem małe zaległości w paru sprawach po powrocie do LA, ale to było drugorzędne.
- Czyli?
- Chciałem trochę pobyć sam ze swoimi myślami. Ostatnio coraz więcej mam ich w głowie. Chciałem je na spokojnie przeanalizować, każdą z osobna. Wybacz mi, że wcześniej ci o tym nie powiedziałem, ale...
- Ale co? - Sue pokręciła głową i spojrzała gdzieś w bok - nie mogłeś mi tego powiedzieć, bo co? Gdybym o tym wiedziała to nie byłoby tej całej sytuacji. Zrozumiałabym. Nawet nie wiesz jak się w tedy czułam. Myślisz, że mnie to nie  bolało, nie boli?
- Wiem, ja wszystko wiem... proszę, rozmawiajmy normalnie. Nie chcę się z tobą kłócić.
- Ale sam do tego prowadzisz. A chociaż mi powiesz, o czym tak rozmyślałeś przez ten czas?
- O wszystkim. Na razie nie chcę ci nic mówić.
- O ile w ogóle. Dobra, zostawmy to. I tak się nie dogadamy. Kawa dobra?
- Tak.
Shannon uśmiechnął się do dziewczyny, a ona zareagowała tym samym. Do kuchni weszła zaspana Anabel, szurając nogami. Spojrzała na swoją przyjaciółkę i perkusistę, po czym podeszła do ekspresu do kawy. Sue wiedziała, że czeka ją rozmowa.

Shannon siedział u siebie w domu. Wszędzie panowała cisza i spokój. W powietrzu unosił się zapach lepszego alkoholu i papierosów. Usłyszeć można było, rozchodzący się po domu, dźwięk dzwonka do furtki. Shannon wstał z sofy i ruszył do domofonu. Bez zawahania się, otworzył i zaraz to nacisnął na klamkę. Stanął w progu i patrzył na Tomo, który szedł w jego stronę.
- Dzień dobry kochanie - zaśmiał się gitarzysta - gotowy na naszą randkę?
- Oh, misiaczku. Pewnie, że tak - Shannon w zabawny sposób uniósł brwi - z tobą zawsze.
Tomo wszedł do domu i ruszył do salonu. Rozejrzał się na około, po czym opadł na skórzany fotel. Spojrzał na swojego przyjaciela, który najwidoczniej, czymś się zamartwiał.
- Co się dzieje? - Spytał Chorwat - co ci znów wpadło do łba?
- Mam ostatnio pewien dylemat - Shannon nalał sobie do szklanki whiskey - jest kiepsko.
- Właśnie widzę. No, ale jestem po to tutaj, aby ci ulżyło. Gadaj, raz raz.
- Kiedy wróciłem do LA, zacząłem sobie przypominać wszystko. Wiesz, zebrało mi się na sentymenty. Kiedy tak sobie czasem myślę, że właśnie straciłem dawny tryb życia, nie żałuję. Jednak bywa i tak, że tęskno mi za tyloma rzeczami.
- To takie straszne? To jest całkowicie normalne. Ale wiesz, tak trudno mi sobie przypomnieć, żebyś w ogóle zmieniał swój styl życia.
- Odkąd jestem z Sue to już inna bajka.
- To o co ci chodzi?
- Sęk w tym, że nie wiem, ile czasu tak wytrzymam. Znasz mnie dobrze to i wiesz jak trudno mi zrezygnować z tylu urozmaiceń.
- Czekaj, czekaj - Tomo pokręcił głową i wbił wzrok w kumpla - chcesz się z nią rozstać?
- Tego nie powiedziałem, właśnie si o to obawiam. Ona nie jest tą pierwszą lepszą, nie jest mi obojętna, nawet czuję coś do niej, ale...
- Ale co?
- Boję się, że ją zranię. Przecież widzę jak się przy mnie zachowuje, da się wyczuć to co w niej siedzi. Sądzę, że dla niej to coś więcej. Niestety ja nie wiem, czy mogę tak powiedzieć.
- Wiedziałem, że w końcu tak się stanie - Tomo westchnął - to było do przewidzenia. No, ale co z tym zrobisz? Żeby tego uniknąć, musiałbyś się z nią rozstać, ale nie chcesz. No, ale skoro będziesz z nią dalej, a stanie się coś to na to samo wyjdzie. Tak źle i tak niedobrze. Z tego wniosek, że musisz się pilnować, stary. A widać, że narobiłeś jej już niezłej nadziei.
- Ona mi ufa. Nie mogę jej teraz zranić. Jednak z dnia na dzień jest coraz więcej tego, co było wcześniej.
- Shannon, Shannon - Tomo parsknął śmiechem - ty masz same problemy.

Emma siedziała na blacie w kuchni i przeglądała książkę kucharską. Ściągnęła brwi, na co na jej czole pojawiły się powyginane zmarszczki.
- To co gotujemy? - Spytał Jared, który właśnie wszedł do kuchni - znalazłaś coś?
- A ja wiem? - Emma wzruszyła ramieniem - myślałam o tym.
Podała książkę muzykowi na odpowiednio otwartej stronie. Mężczyzna szybko przeleciał wzrokiem po przepisie i uniósł wzrok, ku Emmie. Uśmiechnął się do niej i pokiwał głową. Zaraz to na blacie znalazły się wszelkie potrzebne składniki i naczynia. Emma oparła dłoń na biodrze i przechyliła głowę w bok, mówiąc:
- Chyba coś pominęliśmy? Już wiem!
Kobieta stanęła na palcach i sięgnęła do szafki nad kuchenką. Wyjęła niewielkie pudełko, z którego zdjęła wieczko. Zaczęła szukać po nazwach odpowiednich przypraw, a w końcu:
- Mam! - Uśmiechnęła się szeroko, machając Jaredowi przed nosem, opakowaniem ziół prowansalskich - bez tego nie będzie tego samego smaku.
Obydwoje co jakiś czas, mieli rytuał wspólnego gotowania. To ich na swój sposób łączyło. A ile to tematów się przy tym przerabiało. Każdy został obgadany. Zapewniało im to ogromną frajdę i przy okazji fundowało masę sprzątania. A na końcu ta satysfakcja udanego dania, w które włożono tyle pozytywnych rzeczy, jak i miłości.
Emma obserwowała jak Jared miesza masę w szklanej misce. Każdy ruch trzepaczką był hipnotyzujący. Blondynka posłała muzykowi delikatny uśmiech, po czym zabrała się sama za pracę. Sięgnęła po mąkę i zaczęła wsypywać ją do małego, srebrnego garnka.
- Boże, co to będzie? - Zaśmiał się Jared - ja nie wiem, co z tego wyjdzie. Ostatnim razem wszystko się przypaliło, już nie mówiąc o bałaganie w kuchni.
- Oj tam - Emma machnęła ręką - zawsze mogło być gorzej. Ciesz się, że przynajmniej na zdrowiu nie ucierpiałeś.
- No dobra, dobra. Ale jak sobie przypominam jak wtedy byłaś cała utytłana tą masą to myślałem, że padnę. Do tej pory nie wiem jak to zrobiłaś, że dosłownie byłaś cała w tym cieście.
Jared zaczął się śmiać pod nosem. Emma zmrużyła oczy, patrząc w jego stronę. W garść wzięła trochę mąki i sypnęła nią w mężczyznę. Ten dosyć zaskoczony, zrobił ogromne oczy. Jednak po chwili odstawił miskę na balat i podszedł do Emmy, mówiąc:
- Tak moja droga się bawić nie będziemy. Nic z tego.
Sięgnął dłonią do garnka i sypnął mąką, wprost na głowę blondynki. Nie pozostała mu dłużna. Obsypała jego twarz, białym proszkiem. W aktualnej sytuacji wyglądał mniej więcej jak bałwan. To była pierwsza myśl Emmy. Zaśmiała się głośno, odchylając głowę w tył.
-  Nienawidzę cię!
Zawołał muzyk i ruszył w stronę Emmy. Ta chcąc od niego się oddalić na bezpieczną odległość, zaczęła cofać. Jednak okazało się to fatalnym rozwiązaniem. Przyległa plecami do ściany, na ucieczkę było już za późno. Jared stał od niej zaledwie parę milimetrów dalej. Prawie, że stykali się czołami. Mężczyzna uniósł lekko brew i przygryzł dolne wargi. Z jego oczu można było wyczytać ogromną radochę i chęć zemsty.
- Mam się bać? - Spytała Emma - no bo tak w sumie to...
- Tak - odparł - co powiesz na łaskotki? A nie, ty nie masz łaskotek, cholera. Zapomniałem o tym.
- Ale ty masz.
Jared poczuł jak kobieta łapie go za boki. Nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Zaczął iść do tyłu, ale Emma nie przestawała go łaskotać.
- I co teraz? - Spytała - podsunąłeś mi doskonały pomysł, wiesz?
- Przestań już - Jared osunął się po szafce na podłogę - proszę.
- Pod pewnym warunkiem...
- Dobra, dobra, zrobię wszystko! Tylko przestań już!
- Wszystko? - Emma uniosła brwi i cwaniacko uśmiechnęła się pod nosem - nie no, nie będę taką wredną małpą jak ty.
Kobieta dała mu spokój, po czym usiadła na podłodze obok swojego przyjaciela. Westchnęła pod nosem i spojrzała na niego. Ten ledwo zipał. Po paru chwilach również na nią zerknął. Pokręcił głową ze zmarszczonym czołem. Emma oparła się łokciem o jego kolano, po czym powiedziała:
- Jestem dla ciebie taka łaskawa, widzisz?
- Nad wyraz - Jared zaśmiał się cicho - nazwałaś mnie wredną małpą.
- Co prawda nawet czymś więcej bym mogła, ale ... Tym razem będzie chyba tyle samo sprzątania, co ostatnio?
- To twoja wina...
Obydwoje patrzyli się na siebie bez urywania kontaktu. Byli na tyle blisko siebie, że Emma poczuła na swojej twarzy oddech muzyka. W tym momencie poczuła dziwne mrowienie w żołądku. To nie było jednak z powodu głodu. Już się nie pilnowała. Nie miała oporu, by przybliżyć się jeszcze bardziej do Jareda, by poczuć smak jego ust. On jednak nie stawiał oporu. Objął dłońmi twarz blondynki, na co ona jeszcze bardziej do niego przywarła. Trwało to parę dłuższych chwil, do kiedy Emma sama się nie oderwała. Odsunęła się od niego. Do jej głowy dotarło to, co właśnie zrobiła. Natychmiast poderwała się z podłogi i pobiegła na korytarz. Złapała za swoją torebkę i bez żadnych słów... drzwi zostały zamknięte.



2 komentarze:

  1. Och! Teraz tylko z niecierpliwością czekam co dalej z Shannonem i Sue! Bo zapowiada się dosyć ciekawie. Mam nadzieję, że nadal będą razem, że wszystko między nimi się ułoży!
    A ta scena z Emmą i Jaredem.. niby taka zwykła, już przereklamowana, ale Tobie się udała. Miło się czytało! mam nadzieję, że przez ten pocałunek Jared coś zrozumie i coś sie z tego narodzi...jakieś piękne uczucie!
    Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. nienawidze, jak miedzy Sue a Shannonem jest niedobrze. Lubie ich, jak sa tacy slodcy, kochani, wiec mam nadzieje, ze Shannon jakos sie ogarnie i nie rzuci jej.. rozmowa z Tomo byla serio dziwna. Niby boi sie, ze ja zrani, ale z drugiej strony wygladalo to tak, jakby mu na niej nie zalezalo. A przeciez o nia walczyl..
    Jared i Emma... Oby przez ten pocalunek nic sie miedzy nimi nie zepsulo. A wrecz przeciwnie, niech Jared w koncu zrozumie, jaka ona jest piekna kobieta i ze cos do niej czuje. Oby tak bylo. :D
    Pozdrawiam i czekam na nastepny rozdzial. :)

    OdpowiedzUsuń