sobota, 22 lutego 2014

rozdział 39 - When The Sun Goes Down

Sue siedziała przy stole. Miała całe ręce utytłane w glinie; końcówki jej niebieskich włosów, były w farbie akrylowej. Koszula, która była świeżo z prania, już nie przypominała jej samej. Dziewczyna zacisnęła zęby i mściwie urwała jedną z kończyn swojej glinianej postaci. Kawałkiem ziemnej masy, cisnęła o podłogę. Podniosła się ze stołka i przytupnęła nogą o podłogę, w końcu zaczęła skakać, ogarnięta gniewem. Nie zwracając uwagi na to czy się pobrudzi jeszcze bardziej, rozpięła koszulę i odrzuciła ją na fotel. W samej bieliźnie wyszła na balkon i złapała za papierosy, które leżały na stoliku. Szczerze mówiąc miała w dupie, czy ktoś ją widzi czy nie. Wsadziła do ust odpalonego papierosa i raz po raz się nim zaciągała. Zaraz jednak weszła do mieszkania, podeszła do wieży i podgłośniła muzykę. Do jej uszu dotarły mocne brzmienia perkusji, gitar i głos krzyczącego wokalisty. Zaczęła się kręcić po pokoju, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Ostatecznie walnęła w wysoką lampę, a ta z łoskotem uderzyła o podłogę. Jej kolejną ofiarą był fotel, który bez problemu się przewrócił. Dziewczyna podeszła do stołu, na której była gliniana postać. Bez zastanowienia, zaczęła okładać ją pięściami. Nie obchodziło jej to, że zniszczyła swoją pracę. Kopnęła nogą w stół i zaczęła się rozglądać. Każda rzecz, która jej tylko wpadła w ręce, ulegała destrukcji.
- Sue! - Nagle usłyszała krzyk Anabel - Co do kurwy nędzy...
Sue odwróciła się w jej stronę. Za nią stał Robert, który był kompletnie zdezorientowany. Artystka jednak miała to głęboko w poważaniu i w dalszym ciągu kontynuowała swoją demolkę.
- SUE!- Znów krzyknęła Anabel i złapała swoją przyjaciółkę za ręce - co ty robisz?
- Robię małe przemeblowanie - Sue wzruszyła ramionami - nie widać?
- W ogóle, ubierz się! Co to ma ...
- Też się cieszę, że cię widzę.
- Kurwa mać...
- Cześć Robert. - Powiedziała Sue, mijając chłopaka - weź ogarnij swoją dziewczynę, bo coś dziś chyba nie ma humoru. Nerwowa jakaś.

Sue siedziała w wannie, opatulona pianą. Kąpiel była dla niej idealną chwilą relaksu w tej sytuacji. W jej głowie kłębiło się od złych myśli. Natłok gniewu tak rozpierał ją od środka, jakby zaraz miała wybuchnąć. Chlup, kolejny raz. Po twarzy, ciurkiem ściekała woda, a kończąc się na brodzie, skapywała do wanny. Sue miała ochotę krzyczeć ze złości, tupać, demolować, rozszarpać - najchętniej konkretną osobę.
- Co on sobie wyobraża? - Mówiła pod nosem dziewczyna - myśli, że co? Że będzie mnie tak cały czas spławiał? Głupi zła...
Wtedy usłyszała pukanie do drzwi. Kiedy podniosła wzrok, do łazienki weszła Anabel. Złapała za stołek i postawiła go koło wanny, po czym na nim usiadła. Z litością patrzyła na Sue, kręcąc głową. Mruknęła coś pod nosem, nadal nie spuszczając wzroku ze swojej przyjaciółki.
- Babu już poszedł? - Zaczęła pierwsza Sue - w sumie nie ważne. Istotne jest teraz, że ten głupi pajac mnie zlewa. Nie wiem jaki ma w tym cel? Co, już mu się znudziłam?
- Dzwoniłaś do niego? - Odparła Anabel - Znów? Po co?
- Sama nie wiem? Niby odebrał, ale i tak dalej upierał się przy swoim. Jak to leciało? A, już wiem! "Sue, nie mam dziś czasu. Bardzo mi przykro, ale to nie jest ode mnie zależne. Jak znajdę tylko chwilkę, to od razu będziesz o tym wiedziała". No to ja na to: "w takim razie, co jest takie pilne? Ważniejsze ode mnie?". On: " Wiesz, wróciłam do LA. Muszę to i tamto pozałatwiać".
- Czyli podsumowując - Anabel wyprostowała się - nadal nie wiesz, czemu tak jest?
- To chyba logiczne? No, ale kurwa mać... ile można? Minął już prawie tydzień, no dobra, w sumie to już. Zaraz trasa, a on doskonale wie, że ja zostaję w Stanach. Logiką rzeczy, nie będziemy się widzieli jakiś czas. Dla mnie oczywiste jest, że teraz wypadałoby widzieć się ze mną jak najczęściej. Nie rozumiem...
- Daj se spokój. On przechodzi "drugą młodość". A tak mówiąc po naszemu, kryzys wieku średniego. Nie oczekuj od niego zbyt wiele.
- Ale czy ja tak dużo chcę, wymagam? - Sue wzruszyła ramionami - idiota.
- Teraz musisz pracować nad wystawą, zebrać wszystkie materiały, wiesz... ogarnąć to. Odpuść sobie to całe zamieszanie z Shannonem i zajmij się najważniejszymi kwestiami.
- Ale to...
- Sue - Anabel wstała - są rzeczy ważne i ważniejsze. Jak Shannon odzyska poprawny tok myślenia, jeżeli w ogóle, to znów będzie ok. A teraz wyluzuj, uspokój się. Po kąpieli napij się ziółek i do przodu.
- Wiem! - Sue nagle olśniło - Czemu tego wcześniej nie zrobiłam?
- O czym ty mówisz? - Odpowiedziała Anabel, która już chciała naciskać na klamkę - co za kolejne rewelacje?
- Pojadę dziś do niego. Wyjdę z wanny, jakoś doprowadzę się do porządku. Ja już sobie z nim pogadam. To w sumie jedyna opcja.
- Skoro ma jakieś rzeczy "do załatwienia" to jaka szansa, że jest w domu?
- Nie wiem...? Ale można spróbować. Po za tym, nigdy u niego jeszcze nie byłam. A tak się składa, że adres mam to idealnie.
- Rób se co chcesz, ale mnie w to nie mieszaj.
- Pożyczysz mi samochód?

Czarne auto, zatrzymało się przed bramą sporej posiadłości. Sue wyłączyła silnik, jednym ruchem ręki. Wyjęła kluczyki i oparła się o fotel. Westchnęła pod nosem, myśląc:
- Uwielbiam jak oni się tłumaczą. Zobaczymy, jaką wersję wydarzeń, będzie próbował mi wcisnąć. Nie mogę się doczekać.
Nie minęła nawet minuta, a Sue zatrzasnęła drzwi samochodu. Furtka akurat nie wymagała domofonu, weszła na teren bez większych problemów. Kierując się chodniczkiem, zatrzymała się przed drzwiami, po czym nacisnęła na dzwonek. Nie musiała długo czekać. W progu stanął Shannon, który był mocno zaskoczony jej wizytą. Sue bez słowa, ominęła go i weszła do domu. Ruszyła dalej, kierując się przed siebie. Poczuła jednak, jak Shannon łapie ją za nadgarstek i ciągnie ją w swoją stronę, mówiąc:
- To nie jest najlepszy moment...
- Wiesz - Sue odwróciła się w jego stronę, mierząc go wzrokiem - a kiedy będzie ta odpowiednia chwila, by zamienić chociaż parę słów?
- Z pewnością nie dziś... później ci wszystko wytłumaczę. Proszę, nawet mogę dziś do ciebie przyjechać, ale...
Nie dokończył. Zamilkł i spojrzał się w dal. Sue zmarszczyła czoło, po czym odwróciła się przez ramię, by móc dostrzec to, na co patrzył Shannon. W tym przypadku, raczej na kogo. Dziewczyna splotła swoje dłonie i spojrzała pytająco na perkusistę.
- Dzień dobry. - Powiedziała kobieta - Shannon nic mi nie wspominał o tym, że ktoś jeszcze przyjdzie.
- Nie, spokojnie - mężczyzna zaczął dukać - ona przyszła tylko na chwilkę, prawda?
- Ale przecież... - Sue była kompletnie dezorientowana.
- To moja koleżanka, ale już idzie. Zapomniała ode mnie komórki, już znika.
- Shannon - mówiła kobieta - za gorsz kultury. Sądzę, że ona sama umie mówić. Z resztą, widać, że jej przerwałeś, tak więc...
- Dzień dobry, tak właściwie to... - Sue spojrzała na perkusistę, intonując następne słowa - jestem KOLEŻANKĄ.
- A koleżanka ma może imię? - Kobieta uśmiechnęła się - Shannon, może przedstawisz mi...
- To jest Sue - odpowiedział z nutką poirytowania w głosie, perkusista - pracuje z naszym zespołem.
- Miło mi, jestem matką Shannona. Constance - kobieta uścisnęła dłoń artystki - jeszcze nie miałam okazji cię poznać. A czym się zajmujesz?
- Mamo, nie za dużo tych pytań? Sue z pewnością było miło, ale ponoć się spieszy, tak więc...
Była to chwila, a Shannon już wyprowadził dziewczynę na  zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Ta stanęła jakby zakorzeniła się w ziemi, nie wiedząc co ma powiedzieć. Patrzyła na muzyka z chęcią mordu. Chciała mu zrobić awanturę, ale powstrzymywała ją myśl, że jego matka jest w domu. Jednak nie mogła się powstrzymać, by chociaż...
- Super. Jestem KOLEŻANKĄ? Może faktycznie się przeliczyłam.
- Sue, to nie tak! - Tłumaczył się Shannon - ona nic nie wie o tobie. Wpadłaś tak nagle, nawet nie uprzedzając, co miałem zrobić?
- Zachować się jak dorosły! Co ty sobie myślisz, co? W ogóle, w ogóle...
- Ale też postaw się w mojej sytuacji, Sue...
Dziewczyna jednak nie chciała już go słuchać. Podbiegła do furtki, mocno nią szarpnęła i jak najprędzej wsiadła do samochodu. Silnik został włączony, koła poszły w ruch.

- Shannon? - Matka usiadła na fotelu, patrząc na pytająco na swojego syna - co się dzieje?
- Nic - odpowiedział perkusista - zupełnie nic.
- Ale przecież widziałam. O co chodziło z tą dziewczyną? Po za tym, nie rozumiem, jak mogłeś się tak zachować? Nie tak cię wychowywałam.
- Mamo, przestań. Sue na prawdę się spieszyła, wpadła tylko na chwilę.
- Mnie nie oszukasz, znam cię lepiej, niż ty sam.
- Nie wypytuj już mnie. To jakieś przesłuchanie?
- Zdziwiło mnie twoje zachowanie - Constance westchnęła - no, ale dobrze. A długo z wami pracuje?
- Koniec tematu.

Sue wparowała do mieszkania, Nadal była pod wpływem emocji, a z każdą chwilą, było coraz gorzej. Z lodówki wyciągnęła piwo. Zaczęła szukać po szufladach otwieracza. Odkapslowała butelkę.
- Tak szybko? - Do kuchni weszła Anabel - tak jak sądziłam. Nie było go, prawda?
- A właśnie nie. - Sue wzięła parę kolejnych łyków piwa - co lepsze, wyprosił mnie!
- Jak to? Czemu?
- Wiesz co? Poznałam jego matkę, akurat była u niego. Ale wiesz, co jest w tym wszystkim zabawne? Przedstawił mnie, jako swoją koleżankę. Dodał, że się bardzo spieszę i...
- No to ładnie - Anabel sama również sięgnęła po piwo - co zamierzasz?
- Jak to co!? - Sue spojrzała na przyjaciółkę - po pierwsze: dyskusja, może awantura, a po drugie to jeszcze nie wiem? Ale coś wymyślę. Jeszcze się tłumaczył, że to tak nagle wyszło, że...
- Ale w sumie, jakbyś się zachowała na jego miejscu?
- Z pewnością inaczej, niż on.
- To nowa sytuacja. Może jeszcze nie czas na takie...
- No co? - Sue dopiła piwo i odstawiła z hukiem butelkę - bronisz go jeszcze?
- Sue...
Jednak artystka machnęła ręką i wyszła z kuchni. Wyjęła z torby komórkę. Musiała odreagować. Miała nadzieję, że chociaż Gabriel ją zrozumie.
- Nie - mówił brat - dziś nie mogę. Mam robotę, ewentualnie jutro.
- A niech was - mówiła ze złością Sue - niech was wszystkich szlag jasny trafi!
Rozłączyła się i rzuciła komórkę na sofę, Rozejrzała się na około, po czym ruszyła do wyjściowych drzwi, łapiąc przy tym torbę. Anabel wybiegła na przedpokój, chcąc uspokoić, zatrzymać przyjaciółkę, ale było już za późno. Sue wyszła.

W barze było w miarę luźno. Sue siedziała przy jednym ze stolików i popijała raz po raz drinka. Wiedziała, że to jej nic nie pomoże, ale wydawało się jej, że to chyba jedyna opcja. Nie chciała płakać, żalić się w ramionach Anabel. Doskonale wiedziała, że nawet gdyby jej przyjaciółka pocieszałaby ją to i tak w głowie zupełnie coś innego. Sue nie mogła znieść tego, jak Shannon ją potraktował. Czuła się urażona w dumę. W końcu jak on tak mógł. Nie przyjmowała do wiadomości tego, że zachowuje się jak trzynastoletnia dziewczyna. Zapewne, gdyby ktoś jej to powiedział, poczułaby się jeszcze bardziej znieważona. Przed nosem stała kolejna szklanka, która po paru chwilach, stała się pusta.
- Można się dosiąść?
Sue usłyszała męski głos. Nawet nie spojrzała na delikwenta, tylko sucho dopowiedziała:
- Są też inne, wolne stoliki.
- Ja bym jednak nalegał.
- Wiesz, tak dla własnego bezpieczeństwa. Nie wywołuje się wilka z lasu. Wściekła kobieta to istne zagrożenie dla otoczenia.
- Ja jednak zaryzykuję.
- Uparty jesteś.
Sue w końcu spojrzała na chłopaka, który usiadł na przeciwko. Jego twarz, wydawała się znajoma. Tak, jakby już wcześniej go spotkała. Zmrużyła lekko oczy, zastanawiając się, skąd go może kojarzyć.
- O ile pamiętam - mówił dalej - Sue, prawda?
Dziewczyna wyprostowała się, Teraz miała pewność, że już kiedyś się spotkali. Jeszcze parę chwil, przypatrywała się brunetowi, po czym nagle ją olśniło.
- Co ty tu robisz? - Spytała zaskoczona - ale przecież...
- Tak, Rio jest rewelacyjne. Mógłbym tam nawet zamieszkać, ale wiesz... w domu najlepiej. Chociaż pamiętasz moje imię? Ja twoje tak.
- Czekaj - Sue spojrzała ku górze - cholera, no. Coś na I?
- Chociaż coś - chłopak prychnął śmiechem - Izaak.
- No tak, już teraz wiem.
- A tak właściwie. Siedzę tu już jakiś czas i zauważyłem cię. Ale z moich obserwacji wynika, że przyszłaś tu sama. Tym razem bez brata?
- A daj spokój - Sue machnęła ręką - nie ważne z resztą.
- Upijanie się w samotności?
- Niezupełnie - Sue uśmiechnęła się pod nosem - mam towarzysza.
- A co takiego cię złego spotkało, co? Sue.
- Powiedzmy, że dziś utwierdziłam się w fakcie, że faceci to...
- Nie kończ. Domyślam się, co chcesz powiedzieć...
- Oj, przepraszam. Ty też należysz do tego gatunku.
- To opowiesz mi?
- W sumie to, nie wiem czemu to robię, ale tak. Po za tym, przyda mi się komuś wygadać. Osobom przypadkowo spotkanym jest najlepiej.



4 komentarze:

  1. Biedna Sue... Co ten Shannon kombinuje?
    Mam przeczucie, że robi jej jakąś niespodziankę, ale pewiee się mylę :P
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawy mogą się pokomplikować, ale na razie nic więcej nie mówię :3

      Usuń
  2. Cześć! :D
    Fajne opowiadanie,dobrze,że na nie trafiłam :3
    Jakąś super ekspertką nie jestem,ale nie myślałaś,żeby zamiast Sue używać innego wyrazu np zamiast 'Sue odwróciła się w jej stronę' to 'Dziewczyna odwróciła sie...' albo zamiast 'Sue wzruszyła ramionami' to 'kobieta wzruszyła ramionami' chodzi mi o to,że często pojawia się jej imie przy czynnościach które wykonuje :)
    A mama Letosiów nazywa się Constance a nie Constantine c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że te powtórzenia są, ale też zależy od sytuacji i trzeba kombinować na prawo i lewo :P No, ale staram się na to uważać, żeby też lepiej i płynniej się czytało.
      Co do imienia ich mamy to fakt, pomyliłam się. Zaraz poprawię błąd. Często mi się myli pisownia tego imienia, tak więc.. :)
      pozdrawiam.

      Usuń