wtorek, 18 lutego 2014

rozdział 38 - Things we lost in the fire

Cześć.
Co mogę powiedzieć? Właściwie to już mam ferie, ale sądzę, że wpisy będą pojawiały się z tą samą częstotliwością, co zwykle. Mam sporo rzeczy na głowie, a po za tym też nie codziennie siedzę na bloggerze. W każdym bądź razie, zapraszam do czytania. Do miłego :3

Tosia.

********************

Dni mijały tak szybko, że zanim mrugnęło się okiem, już był wieczór. Podróże z kraju do kraju, z miasta do miasta, praca, koncerty. Była to świetna przygoda, lecz mogła męczyć. Kolejne pakowanie, kolejne załatwianie miliona spraw. Jednak znalazła się chwilka, by odetchnąć. Sue ucieszyła się na wiadomość powrotu do LA. Przez długi czas nie widziała się z Anabel. Po za tym miała się spotkać z Kristen. Brakowało jej też swojego mieszkania, chodzenia całe dnie w piżamie, tamtejszych sklepów i knajpek.

Drzwi mieszkania otworzyły się. Sue przeszła przez próg, ciągnąc za sobą walizkę, na której spoczywała torba. Zostawiając bagaże w korytarzu, weszła dalej. Zawołała swoją przyjaciółkę, ale bez odzewu. Najwidoczniej gdzieś wyszła. Sue zaczęła się rozglądać. W mieszkaniu panował chaos. Wszędzie leżały puste pudełka po jedzeniu na telefon. Gdzie nie spojrzeć jakieś ubranie, rozrzucone czasopisma, książki, brudne naczynia. Sue westchnęła ciężko i ruszyła do swojego pokoju. Tam wszystko było na swoim miejscu. Usiadła na łóżku i wyjęła z kieszeni komórkę. Wybrała numer swojej przyjaciółki, ale było słychać tylko sygnał. Rozłączyła się dopiero, gdy przemówiła sekretarka.
- W takim razie posprzątam. - Pomyślała dziewczyna - nieźle sobie imprezowała. Już ja jej poimprezuję jak tylko wróci.
Wstała i poszła do salonu. Balkon otworzyła na szerokość, a po drodze do kuchni kolejne okna. Zapowiadało sie wielkie sprzątanie.
               
Niebo przybierało coraz to ciemniejszych barw, zabłysły na nim gwiazdy, a w centrum księżyc. Los Angeles znów zatętniło życiem tak jak każdej nocy. Zza okna dochodził szum ulicy. W mieszkaniu panowała cisza. Wszędzie było ciemno, jedynie w salonie świeciła się lampa, na komodzie paliło się parę świeczek. Sue siedziała na sofie opatulona miękkim kocem, czytając książkę. Na stole stał kubek z herbatą, w powietrzu unosił się słodki zapach podgrzewaczy. Dziewczyna przekręciła stronę. Chciała zaleźć chwilę na książkę, odrobinę ciszy i spokoju. Dawno już tego nie robiła. Jej telefon milczał od paru godzin. Nikt nie dzwonił, nie pisał. Tak jakby cały świat o niej zapomniał. Książka została zamknięta. Sue położyła ją obok siebie. Pochłonęła ją w całości. Teraz dopiero się zorientowała ile to sekund, minut, godzin przesiedziała. Ile czasu nikt się nie zainteresował, co się z nią dzieje, ile to herbat wypiła, ile stron przeczytała. Podkuliła kolana i oparła się o nie brodą. Kątem oka zerknęła na ścianę, na której wisiał duży zegar ze wskazówkami. Dochodziła 21.30. Było późno, a nadal Anabel nie było. Sue pomyślała, żeby może zadzwonić, ale i tak pewnie, by nie odebrała. Teraz miała przy sobie Roberta, pewnie z nim gdzieś wyszła. Też nie chciała przeszkadzać. Zastanawiała ją cisza ze strony Shannnona, ale tłumaczyła to jego zmęczeniem. Tyle koncertów, też jest człowiekiem. Nie sięgnęła po telefon. Powoli osuwała się w bok, do momentu, kiedy nie opadła głową na poduszkę. Nakryła się jeszcze bardziej kocem i przymknęła powieki. Patrzyła w stronę balkonowych drzwi, za których migotały kolorowe światełka latarni na ulicy. Dziewczyna ziewnęła i przekręciła się na plecy. Upijając się dłuższą chwilą ciszy, usnęła. Nawet nie zauważyła, kiedy jej oczy zamknęły się na tak długi czas.
                              Słońce wygnało księżyc i zawisło na niebie. Twarz Sue oblały jasne promienie, który przedarły się przez okna. Dziewczyna zmarszczyła czoło, czując ciepło. Otworzyła oczy. Nadal leżała na sofie, okryta kocem. Powoli się uniosła i usiadła. Rozejrzała się. Był już dzień. Lampa była zgaszona, świeczki już nie błyszczały. Niebieskowłosa wstała i chwiejnym krokiem podeszła do jednych z drzwi, były uchylone. Spostrzegła śpiącą w łóżku Anabel. Sue nie chcąc jej budzić, zrobiła parę kroków w tył i udała się do łazienki. Myjąc twarz, marzyła o kawie z mlekiem i grzankach. Chociaż? Nie, jednak stwierdziła, że głód jej nie doskwiera. Co najwyżej tytoniowy.
                                Malarka rozsiadła się na balkonie z kubkiem zapełnionym kawą, papierosem w dłoni, w blasku słońca. Wyciągnęła nogi i położyła je na krześle przed sobą. Nawet nie wiedziała, która godzina. Z pewnością nie było tak późno, raczej wcześnie. W nocy dziwnie szybko usnęła. Zazwyczaj miała z tym problem. Z każdym zaciągnięciem się, papierosa było go  coraz mniej. Kawy w kubku ubywało z każdym kolejnym łykiem. Na stoliku obok spoczywała komórka, która w dalszym ciągu się nie upominała.
- Cześć - Sue nagle usłyszała za swoimi plecami - co tak wcześnie?
- A która jest? - Odpowiedziała Sue, patrząc na swoją przyjaciółkę.
- Dochodzi 9. Nic nie mówiłaś, że przylecisz? Zrobiłaś mi niezłą niespodziankę. Weszłam do domu i wszędzie był porządek. Chciałam usiąść na sofie, a tam patrzę, leży niebieski ufoludek.
- Zrobiliśmy małą przerwę w trasie.

Sue siedziała w kuchni wraz z Anabel, zajadając się grzankami z dżemem. Wypadało w końcu zjeść śniadanie. Obok stał zielony kubek do połowy zapełniony herbatą. Malarka próbowała się dodzwonić się do Shannona, ale nie odbierał. Bez przesady, było już po 11. O tej porze już nie spał, tak jak zwykle. Dziewczyna odłożyła na stół komórkę, marszcząc czoło i się zastanawiając.
- Nic nadal? - Spytała Anabel, kiedy to przełknęła kolejny kawałek grzanki.
- No - Sue skinęła głową - dzwoniłam już któryś raz z rzędu.
- Może śpi?
- Nie sądzę. Zawsze o tej porze już jest na nogach. Nie wiem sama....
- Później spróbuj. Nawet gdyby to sądzę, że oddzwoni.
- Mam nadzieję.
Sue wzięła łyk herbaty. Już miała sięgać po następną grzankę, kiedy jej telefon zaczął się kręcić od wibracji. Złapała za niego i pośpiesznie odebrała.
- Wreszcie - dziewczyna zaczęła - obudziłam cię? Normalnie o tej porze...
- Spokojnie - przerwał jej Shannon - już od dobrych dwóch godzin jestem na nogach. Telefon miałem rozładowany, kompletnie o nim zapomniałem. Przepraszam.
- A jakim cudem, skoro był sygnał? Tak, by się włączyła od razu sekretarka, czy coś.
- To nie wiem, czemu?
- Spotkamy się dziś? Może wieczorem gdzieś pójdziemy, albo ja wpadnę do ciebie, ty do mnie, czy coś? No, bo...
- Nie, dziś nie mogę. Mam trochę spraw na głowie. Przepraszam.
- No dobrze. No, a ewentualnie jutro mógłbyś do mnie wpaść? Czy, aż tak masz napięty grafik, co?
- Chyba też odpada, jeszcze nie wiem. Dobra, ja kończę, bo właśnie jestem lekko zajęty. Zdzwonimy się jeszcze. Cześć.
Zanim Sue zdążyła się pożegnać, rozmowa została zakończona. Przygryzła dolną wargę i odłożyła komórkę znów na stół. Wstała z krzesła i podeszła do okna. Oparła się o parapet, patrząc przed siebie. Szkoda jej było, że dziś się nie zobaczą, ale skoro miał coś do zrobienia to zawsze pozostawał następny dzień. W sumie to pewnie kolejny, tak to wyglądało.
- Co powiedział? - Spytała Anabel - coś się stało?
- Nie, nie - Sue  pokręciła głową - dziś nie może się spotkać. Jutro pewnie też. W sumie to przez ostatni czas, ciągle byliśmy razem. Po za tym, wrócił z trasy, pewnie ma sporo spraw na głowie, kiedy wrócił do LA.
- No, ale żeby chociaż się wieczorem na chwilę zobaczyć?
- Jeszcze się z nim zgadam. To, że raz na jakiś czas się nie zobaczymy to jeszcze nie koniec świata. Bez przesady.
- Trochę szkoda. No, ale wyjdzie nam na korzyść. Wieczorkiem obejrzymy sobie jakiś dobry film, objemy się i poopowiadamy sobie wszystko.
- Był taki z lekka oschły, kiedy mówił. Jak sądzisz? Pewnie nie ma humoru?
- Nie myśl już o tym.
- Może uda dziś mi sie umówić z Kristen? Miałam jej dać znać, kiedy już wrócę do Stanów. Właśnie, dobry pomysł. Zadzwonię do niej.
Sue ponownie zabrała ze stołu komórkę i wyszła z kuchni, wykręcając numer artystki. Miała nadzieję, że uda się jej coś załatwić.

W knajpce było dosyć luźno. Sue podeszła do baru składając zamówienie, po czym zajęła jeden z wolnych stolików. Oparła się o niego łokciami i westchnęła. Co jakiś czas zerkała w stronę okna, mając nadzieję, że Kristen zaraz się zjawi. W końcu. Dziewczyna ujrzała drobną blondynkę, która szła w jej stronę. Usiadła na wolnym krześle i posłała szczery uśmiech.
- W końcu się widzimy - zaczęła Sue - myślałam, że nie uda się nam spotkać. No, ale w końcu wyszło.
- Też się cieszę - odparła Kristen - co powiesz, żeby za jakiś miesiąc zrobić wystawę?
- To widzę, że od razu przechodzisz do konkretów... no dobrze. Z tym, że nie wiem jak to będzie wyglądało, bo pracowanie z zespołem nie jest takie łatwe. Wiesz, ciągłe latanie tu i tam, praca i...
- To umów się, że jak będzie już po wszystkim to wrócisz do nich. Kochanie, to dla ciebie spora szansa na dalszą karierę. A nóż widelec, ktoś cię zauważy? Po za tym, masz moje poparcie, z czego wiem, innych osób też. Ja nie widzę przeszkód. Oczywiście rozumiem, że masz jeszcze inną pracę to ewentualnie przełożymy to...
- Nie - Sue powiedziała stanowczo - namówię Jareda. Zgodzi się. Po za tym, też nie jestem im tam potrzebna 24h. Mamy coś takiego jak telefony, internet. Mogę zająć się tym wszystkim będąc w Stanach. Najwyżej dolecę do nich po wystawie.
- To świetnie. Zaraz zajmiemy się jakimś zarysem tego wszystkiego. Ale wiesz, jak już podejmiemy jakąś decyzję to nie ma odwrotu?
- Tak, rozumiem. Nie będzie problemu. Z Jaredem da się dogadać. Sądzę, że zrozumie.
- A tak po za tematem... jak ci się w życiu układa?
- Czy ja wiem? - Sue wzruszyła ramionami - jakoś to wszystko idzie do przodu. Z pewnością jest już lepiej. Mam fajną pracę, teraz czeka mnie wystawa, mam przyjaciół, brata, fajnego faceta...
- No dobrze. Tylko jedna kwestia... tematyka. Wiesz, dobrze by było, żebyś stworzyła coś nowoczesnego, oryginalnego, innowacyjnego... Po za tym, jesteś plastykiem, technikiem. Niekoniecznie jedynie obrazy...
- Wiem, nawet mam już zamysł.

Sue otworzyła furtkę i weszła na teren posiadłości. Znaną już jej drogą, ruszyła za dom, a tam przez taras do środka. Ujrzała siedzącego na kanapie Jareda z laptopem. Widząc dziewczynę, rzucił wszystko. Doskoczył do niej i uściskiem przywitał się.
- Cześć - zaczęła Sue - jak tam wypoczynek?
- Ja tam wypoczywam cały rok - zaśmiał się muzyk - chcesz czegoś do picia?
- Wody, soku, czegoś zimnego. Strasznie mnie suszy.
- Za dużo papierosów. Chodź do kuchni.
Sue skinęła głową i ruszyła za Jaredem. Oparła się plecami o białą ścianę, przyglądając się bacznie każdemu ruchowi Leto. Po chwili podał jej szklankę, zapełnioną sokiem jabłkowym i zajął miejsce przy stole.
- Tak więc - mówił - co cię sprowadza do mnie? Czy to może się za mną stęskniłaś?
- To swoja drogą - Sue zaraz zajęła jedno z wolnych krzeseł - mam małą prośbę. Zaraz ci wszystko wytłumaczę.
- Słucham.
- Za miesiąc mam wystawę i cholernie mi na niej zależy. Wiem, że niedługo koniec przerwy i wracacie do trasy, ale... chciałabym na razie zostać w LA. Muszę się wszystkim zająć, ale obiecuję, że wezmę na klatę, każde Twoje zlecenie.
- No nie wiem? W sumie, mogłabyś zostać i zająć się na miejscu wszystkim, ale... bym musiał porozmawiać z Emmą. Ona jest bardziej w temacie.
- A jaka szansa, na ile procent to wypali?
- Sądzę, że jest to do zrealizowania, ale wolę się upewnić.
- No dobrze, bo już Kristen powiedziałam, że się zgadzam.
Jared spojrzał na Sue, spod łba, kręcąc głową. Jednak zaraz na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Nachylił się do dziewczyny, mówiąc:
- Niech stracę. Sam kiedyś byłem podobny do ciebie. A taka wystawa to jednak coś.
Sue wyszczerzyła swoje białe zęby i nie zważając na to, że ma przed sobą stół, rzuciła się na szyję muzykowi. Co prawda, poprzewracała parę rzeczy, ale była to drugorzędna sprawa.
- A masz już chociaż pomysł? To coś konkretnego? - Spytał Jared, uwalniając się z jej uścisku.
- Tak - Sue była cała rozpromieniona - ale na razie to tajemnica.
- Daj znać, trzeba tam być!
- Zaraz zadzwonię do Shannona. Z pewnością się ucieszy.
Sue niewiele myśląc już, wyciągnęła z torby komórkę i jak najszybciej wpisała numer swojego ukochanego. Jednak nie odbierał. Ponowiła swoją próbę, ale nadal była cisza. W końcu zrzucił ją. Zacisnęła usta, wpatrując się w ekran telefonu. Przez ramię spojrzała na Jareda.
- Nie odbiera? - Spytał.
- Właśnie nie - odpowiedziała i rzuciła telefon na stół - wczoraj było podobnie. W końcu łaskawie odebrał, ale stwierdził, że nie ma czasu na rozmowę, ani, żeby się zobaczyć. Jutro pewnie też.
- Też do niego dzwoniłem i mówił, że nie ma czasu. Ale czemu to nie mam zielonego pojęcia?
- No, ale tobie, by powiedział, prawda?
- Z reguły tak jest. Może ma gorszy humor? Czasem tak ma. Trzeba dać mu czas wolnego i zaraz wróci do żywych, spokojnie.
- Mam nadzieję.


1 komentarz:

  1. Oj :c coś mi się wydaje, że Shannon coś kombinuje xd Może szykuje jakąś niespodziankę dla niej? Chyba, że... mam nadzieję, że jej nie zdradza -,-
    Rozdział świetny ;) chociaż często powtarzało się imię dziewczyny xd
    Pozdrawiam ;*
    ostatnitaniec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń