piątek, 3 stycznia 2014

rozdział 23 - I Am Your Echo

Cześć :)
W końcu zdecydowałam się na nową notkę. Akurat coś mnie w nocy naszło na pisanie, więc stwierdziłam, że trzeba to wykorzystać. Uzbroiłam się w fajki, ciepłą herbatkę w termosie i lecim. Po Sylwestrze jestem już "wypoczęta" i zadowolona. Było świetnie i w sumie teraz przed nami karnawał, tak więc... no, kto wie? :3

Tosia <3

*********

Sue obudziła się. Leżała na plecach jakiś czas, w końcu się podniosła. Dobiegł ją z kuchni brzdęk naczyń. Wstała z łóżka i ruszyła za dźwiękami. Stanęła w progu i ujrzała Shannona, który właśnie parzył herbatę. Spojrzał na dziewczynę i szeroko się uśmiechnął, mówiąc:
- Tak myślałem, że zaraz się obudzisz.
- No widzisz - Sue zaśmiała się i usiadła przy stole - jesteś jasnowidzem.
- No wiem. I też przewidziałem, że będzie trzeba rano zjeść śniadanie. Z racji tego, że nie ma co jeść, idę zaraz do sklepu. Coś chcesz konkretnego?
- Hmm - Sue uniosła brwi - coś dobrego. Zaufam ci.
- No dobrze, w takim razie... - Shann ruszył powoli do przedpokoju - zrobię ci super śniadanie. Tomo mnie nauczył paru chwytów kuchennych to zobaczymy, czy jego nauka nie poszła w las.
Sue pokręciła głową i uśmiechnęła się pod nosem. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Było nieco po 10. Chciała niedługo jechać do Anabel. Miała nadzieję, że niedługo się wybudzi. Wtem to usłyszała odgłos zamykanych drzwi, Shannon już wyszedł. Oparła się łokciami o stół. Nagle to rozległ się głos jej dzwonka telefonu. Zbystrzała się i wstała od stołu. Pobiegła do swojego pokoju i z  półki nocnej wzięła komórkę.
- Cześć Sue - dziewczyna usłyszała w słuchawce Jareda- dzwonię, by się dowiedzieć co się u ciebie dzieje? Pogodziłaś się już z Anabel? Jak się tam macie?
- Czy ja wiem? - Sue nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć- no nie zupełnie.
- Co masz na myśli? Nadal jesteście w kłótni?
- Można tak powiedzieć... - Sue zawahała się - powiem szczerze. Nie ma co kłamać. I tak byś się dowiedział. Anabel jest w śpiączce. Znalazłam ją nieprzytomną na plaży.
- Co? - Jared na chwilę zamilkł - co się tam dzieje?
- Anabel nadal jest w szpitalu. Lekarz powiedział, że to przez alkohol, jakieś używki, stres i wiele innych. Na razie tyle wiem. Robili jej jakieś badania, a dziś pewnie potwierdzą to co wcześniej zdiagnozowano.
- Jak sobie radzisz? Chryste, nie wierzę.
- Jakoś daje radę, muszę, robię to dla niej. Ale jest przy mnie Shannon i mnie wspiera. Bez niego byłoby mi bardzo trudno. Nie bądź na niego zły, że skłamał. Zrobił to dla mnie.
- Spokojnie, nie będę mu tego wypominał. Teraz mnie zdenerwowałaś. Ale dobrze, że jednak powiedziałaś. Mam nadzieję, że mój brat dba tam o ciebie? Zawsze możemy tam przyjechać i jakoś ci pomóc. Wiem, że nie jest ci łatwo. Ale wiedz, że nie jesteś z tym sama.
- Spokojnie - Sue ściszyła głos - Shannon mi pomaga i to nawet nie wiesz jak bardzo. Dba tu o mnie, troszczy się, nie martw się tam. Nie ma potrzeby, byście tu przyjeżdżali. Po za tym macie na głowie trasę, fanów, całą masę rzeczy.
- Ale są rzeczy ważne i ważniejsze, Sue. Na pewno?
- Na sto procent. I nie denerwujcie się tam. Wszystko jest pod kontrolą.
- Mam nadzieję...
- Dobra Jared - Sue usłyszała otwieranie drzwi wejściowych - Shannon właśnie wrócił ze sklepu. Niedługo jedziemy do Anabel. Jesteśmy w kontakcie. Na razie.
- No ok, pa. Trzymaj się tam, mała.
Rozmowa została zakończona. Sue ruszyła do kuchni. Shann postawił na blacie siatki z zakupami i zaczął wszystko wypakowywać. Dziewczyna podeszła do niego, by mu pomóc. Wiedziała, że musi mu sie przyznać do rozmowy z Jaredem, którą właśnie co skończyła. Spojrzała na perkusistę.
- No to co zrobisz do jedzenia? - spytała - jestem bardzo ciekawa Twoich zdolności kulinarnych.
- Zrobię grzanki jakich jeszcze nie jadłaś. Takie z prawdziwego zdarzenia - Shannon uśmiechnął się - i takie fajne naleśniki. Wszystko na słodko i popite sokiem. Co ty na to?
- Oj, żadna mi nowość... tak to i ja umiem.
- Ale ja ci mówię, będziesz zadowolona. Po za tym, w końcu to ja je robię. Ale skoro uważasz, że...
Nie dokończył, bo Sue ucałowała go w policzek i posłała mu szeroki uśmiech. Wypakowała z reklamówki resztę rzeczy i zasiadła do stołu. Bacznie obserwowała mężczyznę i dała mu do zrozumienia, że czeka na to niesamowite śniadanie. Ten od razu zabrał się za szykowanie.
- Mmmm - powiedziała Sue, zajadając się śnaidaniem - to jest pyszne!
- Wiem - odparł dumny z siebie, Shannon - a nie mówiłem?
- Miałeś rację, ubóstwiam cię! Takie śniadania to mogę jeść codziennie! Mogę cię wynająć jako kucharza? Powiem tyle, że Tomo ma konkurencję.
- Oj tak. Może czuć się zazdrosny już.
- Za ile jedziemy do Anabel?
- Dojedz to co masz na talerzu. Pozmywam tylko i możemy jechać.
- Ej, ej... Ty szykowałeś to wszystko, a ja posprzątam.
- Nie, nie. Ty pójdziesz się szykować, a ja zrobię całą resztę. O nic się nie martw.
- Nie no, kochany jesteś. Złapałam Boga za nogi normalnie!
- Idź się już ubierać.

Cała grupa siedziała w apartamencie Jareda. Właśnie dowiedzieli się prawdy, że Shannon skłamał. Babu wstał z fotela i zaczął się kręcić po całym pomieszczeniu. W końcu zaczął mówić:
- Jadę do LA! Nie usiedzę tutaj.
- Ale Sue prosiła, by nikt nie przyjeżdżał - odparł Jared, kręcąc głową - nie.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić. Po za tym, nie nie nie... to chodzi o Anabel. Lecę tam i mam gdzieś, kto co powiedział. Wracam i nie mam zamiaru się nikomu z tego tłumaczyć.
- Ale Robert! Zrozum pewną kwestię... I tak ona śpi. Co z tego, że tam będziesz?
- To, że leży, nie zmienia faktu, że mogę tam być. To nie jest kwestia, czy ona o tym wie, czy nie. Nie mogę tak bezczynnie tu siedzieć, jakby nigdy nic. Lecę najbliższym samolotem.
- Ja razem z tobą - wtrąciła Emma - chcę wrócić do domu. I to już nie jest zupełnie kwestia dziewczyn. Po prostu, mam dosyć, jestem zmęczona, a i tak koncertu na razie nie będzie.
Emma wstała z sofy i ruszyła do łazienki. Powlokła wzrokiem za sobą Jareda, by na osobności z nim porozmawiać. Gdy obydwoje już byli sami, kobieta zamknęła drzwi i zaczęła mówić:
- Jared, wyszło jak wyszło. Chcę pobyć sama i przemyśleć parę spraw. Tobie też się to przyda, ale ja ci w tym kompletnie nie pomogę. Wybacz, ale ja nie jestem na siłach. Znasz sytuację już, więc mnie nie proś, bym została.
- Rozumiem, Emma. Ale myślisz, że nie chcę z tobą o tym porozmawiać? Jedynie się skończyło na tym, że powiedziałaś mi, o co chodzi, a teraz co? Myślisz, że ja nie mam uczuć, że też się nie martwię, nie rozmyślam nad tym wszystkim? Chcę tylko porozmawiać.
- Najpierw dojdź do jakiś wniosków, później rozmowa i na spokojnie. Jared, po za tym... co miałbyś mi powiedzieć? Ja dobrze znam  twoja odpowiedź. Lecę z Babu najbliższym samolotem do LA. Jemu też daj spokój. Chłopak się zakochał i to normalne, że chce teraz być przy Anabel.
Emma otworzyła  drzwi i zniknęła z oczu Jaredowi.

Sue i Shannon weszli na odpowiednie piętro szpitala i ruszyli do sali, w której leżała Anabel. Już z początku korytarza było widać, idącego w ich stronę lekarza. W połowie spotkali się.
- Przepraszam - zaczął lekarz - mam dobrą nowinę.
- Jak to?- Sue spojrzała pytająco - co się dzieje?
- Pani przyjaciółka się wybudziła. W sumie to niedawno, bo dwie godziny temu. Jest u siebie. Właśnie od niej wracam. Na razie ma się dobrze, ale też proszę jej zbyt nie męczyć. Proszę być wyrozumiałym.
Sue skinęła głową i bez żadnego słowa więcej pobiegła do sali. Stanęła w progu i ujrzała Anabel. Siedziała na łóżku i patrzyła przed siebie. Była w okropnym stanie. Była cała blada i ogólnie bez życia. Zaraz za Sue stanął Shannon. W końcu obydwoje powoli weszli dalej. Anabel spostrzegła przyjaciółkę. Świdrowała ją wzrokiem. Żadna z nich nic nie mówiła. Sue podeszła bliżej, w końcu usiadła na krześle obok łóżka. Nie wiedziała, co teraz. Nadal przecież była pokłócona z nią. Była to mieszanka uczuć.
- Przepraszam... - szepnęła Sue - tak bardzo cię przepraszam. To moja wina, gdybym...
- Cicho - odparła Anabel - gdyby nie ty, dawno by mnie tu nie było. To ja przepraszam, że tak bezmyślnie postąpiłam. Ale nie myśl, że dalej nie mam do ciebie żalu o tą całą resztę. Ale...  ale ja po za tobą nikogo więcej nie mam.
- Wiem - do oczu Sue napłynęły łzy - wiem, ja wszytko wiem. Ale ja cię tak bardzo przepraszam. Gdybym tak nie postąpiła, nie siedziałabyś w szpitalu, nie zrobiłabyś tego, co zrobiłaś.
- Nie obwiniaj się. Też mam swój rozum, ale w tedy zachowałam się bezmyślnie.
- Nie chcę się z tobą kłócić, tylko proszę, żebyś już nie była na mnie zła.
Anabel pokręciła głową, po czym sama się rozpłakała. Wyciągnęła ręce w stronę Sue w geście zgody. Zaraz to obydwie się przytulały w milczeniu, płakały. Płakały z żalu, radości, złości, wszystkiego. Wżne w tym momencie było to, że są razem, że teraz już będzie lepiej.
Shannon obserwował sytuację z końca sali. Kamień spadł mu z serca. Cieszył się, że już ten najgorszy etap jest za nimi. Nagle poczuł w kieszeni wibracje swojego telefonu. Sięgnął po niego i wyszedł na korytarz. Odebrał . Właśnie dzwonił Jared.
- O co chodzi? -spytał perkusista
- Wiem, że skłamałeś. Rozmawiałem dziś z Sue, ale wszystko mi wytłumaczyła. Jest czysto. Spokojnie, nie przyjeżdżam do was. Jak tam?
- Wszystko dobrze. Niedawno przyjechaliśmy do szpitala. Anabel wybudziła się.
- I jak? Pogodziły się? Czy, co się tam dzieje?
- Wygląda na to, że są już w zgodzie. Jak wychodziłem z sali, tonęły w swoich objęciach i łzach. Sądzę, że już topór wojenny został zakopany.
- Mam nadzieję, że zadbasz tam o nie? Zwłaszcza o Sue, ona musiała sporo znieść. Pomagasz jej?  Mówiła, że tak, więc oby tak było.
- Tak, spokojnie. Wszystko jest ok. Nie denerwuj się. Nie dam jej krzywdy zrobić. Tym bardziej Anabel, bo to jej przyjaciółka. Wszystko jest dobrze.
- Ok, w takim razie kończę. Jutro się odezwę. A! Babu do was jedzie. Chce koniecznie się zobaczyć z Anabel. Nie mogłem go zatrzymać. Wygląda na to, że coś jest na rzeczy. Cześć bro!
- No na razie.
Shannon wrócił do sali. Podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu. Widząc rozpromienione przyjaciółki, sam też zaczął się uśmiechać. Sue podniosła się z krzesła i ruszyła do drzwi. Chciała się dowiedzieć, kiedy chcą wypisać Anabel. Zniknęła za progiem. Teraz w sali zostało tylko ich dwoje.
- Dziękuję - powiedziała Anabel - przyjechałeś tu dla niej.
- Nie miałem wyboru - Shannon pokręcił głową - miała zostać z tym sama?
- Zależy ci na niej, prawda? Takie rzeczy widać.
- Nie będę kłamać, że nie. Nie mylisz się, a wcale.
- Wiem, ale wydaje mi się, że... może to głupie, ale ja widzę nieco więcej.
- Co masz na myśli?
- Nie udawaj - Anabel rozłożyła ręce - nie jestem ślepa. Jeżeli byś powiedział, że nic do niej nie czujesz, uznałabym to za bardzo kiepskie kłamstwo.
- A miałem ją tak zostawić, patrzeć jak...
- Nie - Anabel mu przerwała - nie chodzi tylko o to. Widzę przecież jak na nią patrzysz, mówisz do niej, opiekujesz się nią, a o reszcie nie wspomnę. Myślę, że jest to nieco więcej, niż to co ma być z pozoru. Nie mam zamiaru mówić jej o tej rozmowie.
- Fakt, ale... kurwa.
- No co?
- Ja, ja... ja się chyba zakochałem. Nie wiem, nie umiem tego inaczej opisać.
- Bo tego inaczej nie można nazwać.
- Chyba masz rację. Tylko jest jedna rzecz... dla niej to nic. Dla niej jestem przyjacielem. Sądzę, że będzie lepiej, żeby nie wiedziała o tym, co czuję. Nie chcę z nią tracić tego kontaktu.
- Shanny, Shanny - Anabel się uśmiechnęła - ale jak wolisz.
Już perkusista miał mówić dalej, kiedy to wpadła Sue mówiąc już od progu:
- Jutro cię wypisują. Wolę żebyś była już w domu. W końcu/
- To super! - ucieszyła się Anabel .
- Tylko musisz się oszczędzać. Spokojnie, zadbamy o ciebie.

Kiedy Shannon i Sue byli na chwilę sam na sam...
- Obiecuję, że będę do końca - mówił perkusista - teraz będzie tylko lepiej. Będę tyle czasu z wami, ile tylko będzie trzeba.
- Nie musisz - odpowiedział Sue - daj spokój.
- Ale jestem twoim przyjacielem.
- Dziękuję - dziewczyna przytuliła go - dziękuję za wszystko. Bez ciebie było by tak źle.





10 komentarzy:

  1. Awww! Wzruszyłam się czytając rozmowę Anabel z Shannonem. :D Teraz już nie możesz nic z tym zrobić, bo jeśli Sue z nim nie będzie....... xD
    Super rozdział! MARShugs! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Twoje opowiadanie, wszystkie rozdziały przeczytałam chyba w 3 dni! Naprawdę bardzo mnie wciągnęło. Jakbym mogła, zrobiłabym to prawdopodobnie w jeden, ale cóż obowiązki...
    Mam cichą nadzieję, że Sue i Shannon będą razem, Jared z Emmą a Anabel z Babu.
    Ale mam też słowo krytyki- bez urazy.
    Jestem perfekcjonistką, więc drażni mnie kilka rzeczy, na co przymykam oko ze względu na samo przesłanie. A mianowicie chodzi mi o kilka szczegółów.. jeżeli ekipa została w Polsce dłużej ze względu na warunki pogodowe, to koncert w Rosji byłby raczej odwołany, bo nie jest łatwo przesunąć wszystkich innych, muszą pilnować terminów.. Czasem drażni mnie też gramatyka czy ortografia, ale to jestem w stanie również zrozumieć ;)
    I chyba ostatnie co rzuciło mi się tak bardzo w oczy, to wyjazd Shannon'a do LA za Sue.. to też mało realne, bo chłopaki nie olewają koncertów!
    Ale z drugiej strony to opowiadanie to tylko fan-fiction, więc rozumiem, że wszystko się może zdarzyć.
    Nie przestawaj pisać, czekam z niecierpliwością na następne rozdziały :)!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że blog Ci się podoba. Tym więcej zainteresowanych, tym większa motywacja dla mnie do pisania :)
    Pewne rzeczy jak odwoływanie, przekładanie koncertów itd. wiadomo co. Ale też wybrałam sobie temat, w którym ekipa jest w trasie, więc też powinnam brać więcej rzeczy pod uwagę. A notki z reguły piszę po nocy, później korekta, a i tak dalej wyłapuje byki. Więc też staram się to ogarniać.
    nowa notka być może jutro, ale nic nie obiecuję, bo mam trochę rzeczy do zrobienia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ogromnie ciekawa, co wydarzy się dalej! Inspirujesz! :) zapraszam do siebie, właśnie zaczynam :)
    http://sandra-lost-in-a-daydream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 nowa notka może dziś będzie, ale jeszcze nie wiem. Właściwie mam do dopisania troszku, ale niekoniecznie mi się chce i też z czasem średnio. Ale jak nie dziś to jutro :)
      A na Twojego bloga z pewnością zajrzę.
      #MARShugs

      Usuń
  5. Jak ja kocham Echelon <3 Sama czuję, że jesteśmy niesamowici :D Uwielbiam każdego z osobna, prawdziwa rodzina!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ECHELON 4ever <3 inni nam mogą tylko pozazdrościć :)

      Usuń
    2. Dokładnie, tak samo jak inni artyści mogą zazdrościć Marsom fanów. Oj, przepraszam. Oni nie mają fanów. Oni mają rodzinę <3

      Usuń
    3. No właśnie, a rodzina musi się trzymac razem <3 jest to coś cudownego, czego nie ma nikt. Te całe Belibers, czy jak to się tam pisze, albo te z 1D, to nic przy nas <3

      Usuń