sobota, 7 grudnia 2013

rozdział 9 - Days are slipping away, shadows stay, boy

Hej :)
Notkę napisałam nieco później, niż sądziłam. Złożyło się tak, że jednak z tą weną średnio było, z czasem na notkę też. Pisałam ją jakieś trzy dni, ale ostatecznie (właściwie wszystko) zmieniłam. Tak więc, cóż? Zapraszam :3
Tosiak <3

*******

Dolecieli. Sue jeszcze nigdy nie była w Paryżu. Był on dla niej wielką zagadką. Była bardzo podekscytowana i ciekawa miasta. 
Było nieco po 11. Każdy był w miarę wypoczęty i jako tako do funkcjonowania. Sue i Anabel były w swoim apartamencie. Siedziały przy stole jedząc śniadanie. Posmakowały im francuskie rogaliki, bułeczki i konfitury. Niebo w ustach.
- Mmmm... jak już dawno nie jadłam takich rzeczy - powiedziała z pełną buzią, Anabel - ostatni raz w Paryżu byłam... właśnie? Kiedy?
- Ja tu jestem po raz pierwszy - Sue uśmiechnęła się, spoglądając na przyjaciółkę - dziś mam zamiar trochę pozwiedzać. Biorę aparat i lecę.
- Sama? Czy Jared coś planował, a ja nic nie wiem?
- Nie, to nie jego pomysł. Idę z Shannonem, sami.
Anabel uśmiechnęła się pod nosem, spoglądając w stronę Sue. Zabawnie uniosła brwi. 
- O coś mnie posądzasz? - zaśmiała się malarka 
- Właśnie nie wiem? Z moich obserwacji... kochanie, ty nie odrywasz od niego wzroku.
- No, prawda, że trzy razy się całowaliśmy. Ostatni dziś w samolocie, ale...
Anabel zapluła się sokiem, który właśnie piła. Spojrzała na Sue, robiąc wielkie oczy i rozdziawiając buzię. Sama nie wierzyła swoim uszom. Miała wyrzut do niej, że wcześniej jej o tym nie poinformowała. Przez parę chwil milczenia, kiedy to nabierała oddechu, kiwała się lekko. W końcu zaczęła mówić:
- Jak to? Ale... serio? Nabijasz się ze mnie?
- Nie, jestem całkowicie poważna - Sue powiedziała, smarując bułeczkę dżemem - całowałam się z nim. 
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
- Jako tako nie było okazji. Tylko proszę, nie obrażaj się na mnie. 
- No dobrze, dobrze... ale jak do tego doszło?
- Dłuższa historia. Kiedyś ci wszystko opowiem.
- Tssaa - powiedziała Anabel i pokręciła głową - rozumiem, że to dziś jest randka?
- Ja bym tak tego nie nazwała. To, że się całowaliśmy, niczego nie oznacza.
- No nie... ale zależy w jakich okolicznościach.
Sue spojrzała na przyjaciółkę wymownie, nie chcąc już drążyć tematu. Urwała go, wstając i ruszając do łazienki. Stwierdziła, że to najlepsze rozwiązanie z sytuacji. 
Stała przed lustrem. Właśnie skończyła malowanie kreski na oku. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Wyglądała dobrze. Przebiegło jej przez myśl, że może Anabel miała rację? Może faktycznie, Sue, lubiła go bardziej? Ale czy dzisiejsze zwiedzanie miasta, można było nazwać randką? Co prawda całowała się z nim, ale zawsze powodem był alkohol.
- Ale ostatni raz nie - powiedziała pod nosem, Sue. Lekko przygryzła dolne wargi i zmarszczyła brwi. Zdecydowanie, chciała z nim porozmawiać. Wolała wiedzieć, o co w tym wszystkim tak na prawdę chodzi.

Shannon siedział w swoim apartamencie. Wpadł do niego Jared.
- No to jak bracie? - zaczął Dziad - co robimy? Idziemy gdzieś?
- Mam już plany na najbliższe dwie godziny - odparł starszy Leto - odpada. 
- A co jest ode mnie ważniejszego?
- Idę na zwiedzanie miasta z Sue. Nie była wcześniej w Paryżu. Ja akurat go znam, tak więc będę jej przewodnikiem. Nie sądzę, żebyś miał coś przeciwko. 
Jared zerknął na brata mniej przyjemnym wzrokiem. Nic nie mówił. Chwilkę pokręcił się w jedną i drugą stronę. Spojrzał przez okno, po czym znów swój wzrok skierował na Shanna, który zaczął:
- O co ci chodzi? 
- Mi? Chyba tobie... ładna, młoda, przebojowa, no... same zalety.
- Zazdrościsz? Ojej... Boski Jared Leto nie ma tego, czego chce. Poczekaj, podać ci chusteczkę, za nim wybuchniesz płaczem?
- Przestań się wydurniać! Ani mi się waż mieć do niej czegoś więcej.
- A to o to ci chodzi! - Shannon wstał z fotela - jesteś zły, bo ona cie nie chce? Jest odporna na twoje wszelkie zagrywki? Jaka szkoda... 
W tym momencie Jared miał chęć  rzucenia się na brata z łapami, ale ostatecznie się powstrzymał. Odwrócił się plecami do niego i ruszył do drzwi. Jednak, gdy naciskał już na klamkę, zerknął przez ramię, mówiąc:
- Jeszcze zobaczymy...
- Ależ ty głupi - syknął Shannon, kręcąc głową nad głupotą młodszego brata.

Sue i Shann spotkali się pod hotelem. Postanowili ruszyć w centrum miasta. Dziewczyna co chwilkę cykała to kolejne zdjęcia. Było tyle nieznanego, tyle ciekawych miejsc i ludzi. Zupełnie inny świat. Była zachwycona.
- Jak tam się czujesz? - zaczął Shannon - trzymasz się jakoś?
- Taak, jest już ok - Sue skinęła głową - zeszło ze mnie to wszystko.
- To dobrze. Gdyby było inaczej to zacząłbym się martwić.
Dziewczyna zatrzymała się i wbiła wzrok w ziemię. Chciała zacząć temat tej sytuacji w samolocie, ale nie wiedziała jak. Nie była pewna, czy potrafi. A jeśli się miała wydurnić? Nie, nie... kompletnie ta opcja odpadała. Ale chciała też wiedzieć na czym stoi. Tak domyślała się, że to było jednorazowe. No, a nawet gdyby... to bez żadnego zobowiązania.
- Co jest? - spytał Shann, spoglądając na nią.
- Nic, nic - Sue uniosła wzrok i uśmiechnęła się - chociaż...
- Słucham?
- Nie ważne, nie ważne. Nawet nie dopytuj.
- Jak wolisz...
Sue powstrzymała się. Czuła się nieco niezręcznie z tym. Wolała na razie przemilczeć. Stwierdziła, że wstrzyma się, do kiedy sam Shannon nie rozpocznie tematu. Tak to nie było kompletnie sytuacji.
Nagle poczuła jak perkusista lekko pociągnął ją za nadgarstek. Dziewczyna była dezorientowana, ale ostatecznie poszła za nim. Weszli do niewielkiej cukierni. Już w drzwiach było czuć ten słodki, apetyczny zapach, na co, aż ciekła ślinka.
- Tutaj są najlepsze babeczki na świecie.
Powiedział Shannnon, po czym obydwoje podeszli do kasy. Sue przykleiła się do szyby, za którą spoczywały słodkości. Spojrzała zaraz na mężczyznę, który trzymał już w dłoniach niewielkie pudełko z wstążką. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i wyszli z cukierni.
- Mmmm ! - wymamrotała Sue jedząc babeczkę - niebo w ustach!
- Wiem, dlatego tam poszliśmy - uśmiechnął się Shann - widzisz, miałem rację.
- Oj tak, oj tak!
- Wybrudziłaś się.. masz bitą śmietanę, o tu!
I wskazał palcem na kącik jej ust. Jednak nie czekając dłużej, sam się tym zajął. Zbliżył się do niej i w dosyć delikatny sposób pocałował. Bitej śmietany już nie było. Sue lekko się zdziwiła. Spojrzała na perkusistę pytająco, po czym zaśmiała się:
- Nie umiem jeść... przykro mi.
- Nie jest źle. Mogło być gorzej.
- Nie no dzięki - Sue spojrzała na niego z udawanym wyrzutem - chyba trzeba już wracać, nie sądzisz?
- Tak, wypada już. Zaraz będą tam na nas krzyczeć. Lepiej się już zbierać.
Obydwoje wstali z ławki i ruszyli w stronę hotelu.

Gdy tylko weszli do apartamentu Jareda, od razu zaczął robić im wyrzuty. W końcu przygotowania do koncertu, a tutaj nie ma perkusisty. Jednak Shannon doskonale wiedział, o co mu chodzi. Reszta niekoniecznie, ale można było zauważyć, że to nieco dziwne zachowanie.
- Oj Jared, skończ - powiedziała poirytowana Emma, uciszając muzyka - co cię dziś ugryzło!?
- Mnie? Mnie nic, tylko inni zapominają o swojej pracy - powiedział zły Dziad - szkoda słów.
- Uspokój się! - w końcu i zdenerwowanie udzieliło się Shannowi - zachowujesz się jak małe, samolubne dziecko. Chociaż, ty nadal nim jesteś. Zamknij się, bo powiem na głos, coś czego nie chcesz.
I w tym momencie nastała cisza. Każdy patrzył na perkusistę pytająco. Ten tylko machnął ręką i cały w nerwach wyszedł.

W końcu nadszedł wieczór, koncert. I tym razem Sue została w swoim apartamencie. Wolała się zając swoją pracą, niż nieznośnym gadaniem Jareda. Fakt, faktem, tego dnia był nie do zniesienia. Upierdliwy, złośliwy i ciągle z pretensjami. Sue zdziwiło jego zachowanie, bo wcześniej nie miała okazji widzieć go w takim stanie. Miała tylko nadzieję, że nie odbije się to na jakości koncertu. Chociaż? To dobry aktor, wszystko możliwe.
Też zastanawiało ją zachowanie Shannona. Czy on przypadkiem z nią nie pogrywał? Nie dało się nie zauważyć, że był on dla niej punktem westchnień. Jeżeli mogli to inni zauważyć to dlaczego też, nie on sam? Przez jakiś czas mówiła sobie, że jednak nie, przecież, by nie mógł. Ale też go tak dobrze nie znała. Obawiała się. Męczyło ją to.

Grupa wróciła z koncertu. Sue chcąc skorzystać z okazji, poszła do Jareda. Chciała go spytać o zdanie w związku z jej pomysłem. Już nie chciała zawracać głowy Emmie. Stanęła przed drzwiami jego apartamentu. Nie była pewna czy dobrze robi. Nie wiedziała, czy bomba nadal tyka? Jak tak, prawdopodobnie mogła wybuchnąć. Tak więc trzeba było ją rozbroić.
Gdy zapukała, w drzwiach stanął Jared i wpuścił ją do środka. Dziewczyna zaczęła mu wyjaśniać, po co przyszła. Obydwoje usiedli na sofie, a na stoliku położono laptopa.
- Nie no... podoba mi się - uśmiechną się Dziad - jest dobre.
- To się cieszę - odpowiedziała Sue - świetnie.
Już wstała, zabrała swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia. Jednak została zatrzymana. Jared stanął przed nią. Za bardzo nie wiedziała, o co chodzi. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, poczuła na swoich ustach, usta mężczyzny. Ten, objął ją w pasie, ona bez reakcji. Trwało to parę chwil, po czym, Sue odsunęła się od niego o kilka kroków. Patrzyła na niego zszokowana. Nie docierało do niej to, co przed chwilą się stało. Wtem spojrzała za Jareda, stał za nim Shannon. Poczuła się strasznie głupio. Widząc jej reakcję, młodszy Leto spojrzał przez ramię. Zobaczywszy brata, stanął jak wyryty. Sytuacja trwała parę sekund, po czym Shann pokręcił głową, uśmiechając się ironicznie.
- No proszę...
Powiedział cicho i odwrócił się na pięcie, wyszedł. Sue spojrzała z wyrzutem na Jareda. Bez słowa ruszyła do drzwi. Wybiegła na korytarz, rozglądając się za Shannonem, ale ten już dawno poszedł. Zrezygnowana ruszyła do siebie.
- Co się stało? Wyglądasz na zdenerwowaną?
Spytała ją Anabel, kiedy weszła do salonu.
- Nic do mnie nawet nie mów!
Krzyknęła zła Sue i zniknęła jej z oczu.


1 komentarz:

  1. Coś się kroi niedobrego!
    Mam nadzieję, że Sue wyjdzie cało z tej sytuacji :)

    Świetne!

    OdpowiedzUsuń