wtorek, 3 grudnia 2013

rozdział 8 - Działaj bez działania

Co do tej notki to trochę musiałam nakombinować, co dalej ma się dziać. W sumie to nawet taki krótki plan zdarzeń zrobiłam. Rozplanowałam trochę dalsze losy Sue, ale i tak znając życie, pozmieniam to po sto razy.
No, tak więc...miłego czytania :3
Tak btw. zupełnie z bani, chcę pofarbować swoją "miotłę" na niebiesko, albo zaszaleć innym kolorem. No i jeszcze piercing. Takie postanowienia na nowy rok :)
A po za tym, jak już dobiję do tysiaka przeglądu bloga, postanowiłam założyć na fb stronkę. Ale nie wiem czy o jest dobry pomysł?
Puzzel <3

******

Ten wieczór w Londynie należał do Marsów. Jak zwykle dali z siebie wszystko. Cały występ był świetny. 
Koncert był już ostatni, a w  nocy wylot. Było sporo pracy, organizacja dopięta na ostatni guzik.

Sue siedziała w apartamencie pakując swoje rzeczy. Prawie cały dzień, ślęczała nad laptopem. Nie pojechała z grupą. Miała za dużo do roboty. Jeszcze nie widziała się z Shannonem. Miała nadzieję, że ją przeprosi za pijacki wybryk z ostatniej nocy. Kiedy to sobie właśnie powiedziała stanowczo "nie, on mi się wcale nie podoba, nie ma opcji", wtedy to znów utwierdziła się w zdaniu, że sama siebie oszukuje. Mimo to, starała się o tym nie myśleć. 
Zapięła walizkę. Odetchnęła i ruszyła do salonu. Opadła na sofę. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. 
- Powinni już być - pomyślała.

Wrócili do hotelu. Mieli jeszcze się dopakować do reszty, ale na szczęście była to ostatnia rzecz, jaką trzeba było zrobić przed podróżą. Każdy ruszył do swoich apartamentów, by wyszykować się przed wylotem.
Niedługo później każdy zebrał się w sobie. Za nim wszyscy się obejrzeli, nadeszła odpowiednia pora.
Cała grupa spotkała się pod hotelem, gdzie już czekał bus. Sue przytaszczyła ze sobą walizkę i dosyć sporą torbę. Kierowca spakował jej bagaż. Zaraz zaczęli jej opowiadać, o koncercie. 
- Za ile jedziemy, czy już? - spytała dziewczyna.
- Za jakieś dziesięć minut - odpowiedziała jej Emma - trzeba jeszcze załatwić sprawy w recepcji hotelu.
Sue korzystając z okazji, odeszła nieco na bok, by zapalić. Zaciągnęła się, a z ust wypuściła dym. Wlepiła wzrok w chodnik. Było nieco chłodno, lekko wiało. Niebo było prawie, że czarne.
- Cześć 
Nagle usłyszała głos. Podniosła wzrok, przed nią stał Shannon. Wcześniej nie widziała się z nim. Nawet nie miała ochoty. Jednak chciała, by chociaż przeprosił, wyjaśnił swoje zachowanie. 
- Hej - odparła beznamiętnie, Sue
- Korzystając z okazji, że nikt nas nie słucha - zaczął mówić Shann - chcę się wytłumaczyć. Byłem pijany.
- Wiem, nie dało się nie zauważyć. Grunt, że chociaż pamiętasz, co robiłeś.
- Głupio mi i to strasznie. Wybacz, nie chciałem. Pod wpływem umiem robić głupie rzeczy.
- Przekonałam się się już o tym zeszłej nocy. 
- Przepraszam. Nie panowałem za bardzo nad sobą.
- Ok. W sumie wychodzę teraz na hipokrytkę, bo sama nie lepiej się zachowałam na tej plaży.
- Co?
Wtedy Sue wygadała się. Sama siebie wkopała. Spojrzała na perkusistę z lekkim zdenerwowaniem. Czasem jednak się przydaje pomyśleć dwa razy, niż coś powiedzieć bez zastanowienia. Shannon za bardzo nie wiedział, o co chodzi. Jednak w końcu zaświeciła się żaróweczka.
- To byłaś ty? - spytał z niedowierzaniem
- Tak, ja - odparła malarka przygryzając wargi - w sumie jesteśmy kwita.
- A ja się właśnie zastanawiałem nad tym, kto to był.
- No to już wiesz.
Ich rozmowę przerwał Jared. Podszedł do nich z szerokim uśmiechem. Obydwoje się speszyli. Była to nieco niezręczna sytuacja. Młodszy Leto popatrzył na nich pytająco, ale nie słysząc, ani słowa, sam zaczął:
- Coście tak zamilkli?
- Mniejsza - Sue udała nieprzejętą - nic takiego.
- No ok... - Jared posłał jej flirciarskie spojrzenie - szkoda, że nie było cie na koncercie. Mogłaś jechać z nami. Nic by się nie stało.
- Oj tam trudno..
- Może byś też przyłączyła sie wtedy do piszących dziewcząt?
- Taaaak, na pewno. 
Dziewczyna ruszyła do busa, nic więcej nie mówiąc. Ostatecznie bracia poszli za nią. Wszyscy wsiedli. Zaczęła się podróż do lotniska. Na ulicach było pusto, ani jednej żywej duszy. Było gdzieś około 3 w nocy? W samolocie, obyło sie bez problemów. Każdy od razu usnął po męczącym dniu.

Był to las, wszędzie ciemno. Z jej oczy leciały ciurkiem łzy, które skapywały z jej brody. Stała w miejscu chwiejąc się na boki. Nagle do jej uszu dotarł krzyk. Głos nieznajomy, ale za razem gdzieś już go słyszała. Znów cisza. Sue zrobiła parę kroków przed siebie. Znów ktoś krzyknął, tym razem jej imię. Ta natychmiast zaczęła biec w głąb lasu, w stronę dobiegającego jej głosu. Brak było jej tchu, ale się nie zatrzymywała. Nagle znikły bujne drzewa i krzewy. Sue znalazła się w jakimś pokoju. Zobaczyła stojące do niej tyłem, dwie postacie. Była to kobieta i mężczyzna. Po paru chwilach, obydwoje się odwrócili. Ich twarze wydawały się znajome.
- Cześć córko - powiedzieli razem - po co tu przyszłaś?
- Wołaliście mnie - odparła dziewczyna - wołaliście mnie...
- Skąd. Bo po co ty tutaj nam? Jesteś nam niepotrzebna...
- Ale mamo, tato...
- Nie nazywaj nas tak. Już nie jesteś naszą córką. Jesteś nam nie potrzebna. Bo po co komu takie dziecko jak ty? Tylko problem. Jesteś do niczego.
- Wcale nie! - krzyknęła Sue, jeszcze bardziej płacząc - nie mówcie tak!
- Ale taka prawda- teraz mówiła tylko kobieta - nie wiem po co cie urodziłam.
To były ostatnie słowa. Obydwoje odwrócili się do niej tyłem i zaczęli iść przed siebie. Dziewczyna padła na kolana, zalana swoimi łzami. Zaczęła krzyczeć. Było w niej tyle emocji. 
- Dlaczego? - szeptała pod nosem - dlaczego mnie nie chcecie? Czemu, ja sie kurwa pytam, czemu!?
Ukryła twarz w dłoniach. Obraz zaczął się zacierać, ciemno.

Sue otworzyła oczy cała przerażona, trzęsła się. Zaczęła się rozglądać. Była nadal w samolocie. Wszyscy spali. Pokój zniknął, ci ludzie też, domniemani rodzice. Dziewczyna skuliła się na fotelu, objęła rękoma nogi, a z jej oczu poleciały łzy. 
- To tylko zły sen - mówiła cicho - uspokój się, koszmar. Spokojnie.
- Sue, wszystko gra? 
Dziewczyna usłyszała głos Shannona. Siedział na fotelu obok. Patrzył na nią z niepokojem. Wyglądał na zmartwionego. Pogłaskał ją po ramieniu. Sue cała w emocjach, bez zastanowienia, wtuliła się w perkusistę. Ściskała go dosyć mocno, jakby nie chciała już nigdy nie wypuszczać z objęcia. Ten był zaskoczony obrotem sytuacji, ale w końcu też ją przytulił.
- Zły sen? - spytał
- Tak - odparła cichutko - bardzo zły.
Chciała się wyciszyć. Po paru minutach w końcu oderwała się od niego. Zagarnęła za uszy swoje niebieskie włosy. Patrzyła na Shannona, swoimi zaszklonymi oczami. Po chwili milczenia zaczęła mówić:
- Mogę z tobą szczerze porozmawiać? Muszę komuś się wygadać.
- Jasne, mów. Spokojnie, nie jestem kablem.
- Nigdy o tym nie mówiłam, nawet Anabel. Znaczy, miała jakoś pogląd na to, ale nigdy się w ten temat nie zagłębiała. To może... kiedy byłam dzieckiem, może miałam jakieś 5 lat, rodzice zostawili mnie z babcią. Wyjechali do Europy pod pretekstem wyjazdu we dwoje.Mówili, że niedługo wrócą. Mijały miesiące, a ja wysiadywałam w oknie, wypatrując ich. Jednak nie miało to sensu. Mijał rok za rokiem, a ich dalej nie było. W końcu straciłam nadzieję, że kiedykolwiek wrócą. Pewnego dnia przyszedł list do babci, właśnie od nich. Pisali, że zostają w Europie i chcą zacząć nowe życie, że spodziewają się dziecka. Powiedzieli, że minęło za dużo czasu, by teraz prowadzić rozmowy. Napisali, że nie chcą mnie już więcej widzieć. Tak więc, wychowywała mnie babcia. Zawdzięczam jej wszystko. 
Sue rozpłakała się znów. Shannon natychmiast wziął ją w objęcia. Lekko cmoknął ją w głowę i zaczął gładzić po plecach. 
- Dzięki babci jestem, kim jestem. Gdyby nie ona już, by mnie tu nie było. Kiedyś zeszłam na bardzo złą drogę. Ona naprowadziła mnie na tą dobrą. Piłam, jarałam, obracałam się w złym towarzystwie. Robiłam wiele okropnych rzeczy, o których mi wstyd nawet mówić. A teraz? Teraz już jej nie ma. I nie będzie. 
- Kiedyś próbowałaś odnaleźć rodziców? - spytał Shann
- Pewnie, że tak. Chciałam ich znaleźć i stanąć z nimi twarzą w twarz. Chciałam im wykrzyczeć, wszystko, co czułam przez ten czas. 
- To oni ci się śnili?
- Tak... i mówili wiele okropnych rzeczy. "Po co ja im"? 
- Ale to tylko sen. Uspokój się, Sue. Wycisz. 
Dziewczyna odsunęła się na niego, o parę centymetrów i skinęła głową. Wyszeptała krótkie "dziękuję", na co mężczyzna uśmiechnął się lekko. W pewnym momencie, ich usta się spotkały.
Jej słodkie usta, jego były szorstkie.
Ich pocałunek był delikatny, a zarazem zachłanny.
Nie chcieli się od siebie odrywać.
On objął jej twarz, ona jego.
W końcu przestali.
Sue znów wtuliła się w niego, on nie miał nic przeciwko. Żadne z nich nie czuło się winne, tego co przed paroma chwilami się stało. Tak, jakby to było całkowicie normalne, naturalne. Obydwoje usnęli. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz