niedziela, 29 grudnia 2013

rozdział 21 - Radioactive

Bardzo się ucieszyłam, bo dowiedziałam się, że czytelników bloga wciąż przybywa. Nawet dowiedziałam się, że czytają go moi znajomi, chociaż do Echelonu, ani słuchaczy Marsów nie należą. Dostaję wiadomości na moje prywatne tt, jak i fb z pytaniami o nową notkę, czy piszą wiele miłych słów o blogu. Wow, jestem zdziwiona, bo nie sądziłam, że tak to się wszystko potoczy.
Też teraz mam parę małych zaległości w życiu, jak i w społeczeństwie Echelonu i innych blogerów. Powiedziałam kilku osobom, że zajrzę na ich blogi, ocenię, skomentuje i porozmawiam. Natomiast kwestia jest taka, że tych blogów się trochę nazbierało, a też niektóre mają już sporo rozdziałów. Tak więc jest mi nieco trudno za tym nadążyć. Zaczęłam już czytać parę, ale nadal mam spore braki. Będę to robiła częściowo, ale postaram się jak najszybciej. Powiedziałam A to i powiem B.

Dziękuję Wam,
Tosia <3

********

Sue już doleciała. Była zmęczona podróżą. W dodatku ta cała akcja z Anabel dodatkowo targała nią na wszystkie strony. Taksówka zatrzymała się przed wysokim, z czerwonych cegieł, budynkiem. Dziewczyna zapłaciła za podróż, zabrała swoje bagaże i jak najszybciej się dało, wdrapała się po schodach. W pośpiechu zaczęła szukać w torbie kluczy. Otworzyła drzwi i wparowała do mieszkania, wołając:
- Anabel! Anabel!
Jednak nikt nie odpowiedział. Malarka wciągnęła do mieszkania swoje bagaże i ruszyła dalej. Wołała nadal swoja przyjaciółkę. Obiegła całe mieszkanie, każdy kąt, ale nie znalazła jej. Złapała się za głowę, myślała, że zaraz się rozpłacze. Nikt przecież nie powiedział, że Anabel musiała wrócić do domu. Jeszcze raz weszła do jej sypialni, rozglądając się na około. Teraz dopiero zwróciła uwagę na torby i walizki, które stały w kącie pokoju.  Należały do Anabel.
- Musiała tu być - pomyślała Sue - tylko gdzie poszła?
Dziewczyna usiadła na łóżku, zastanawiając się co ma dalej robić. Mogła na nią czekać, w końcu musiała wrócić. Niby mogła przebiec pół LA, a nawet i całe, ale co by to dało? Anabel jeszcze bardziej byłaby zła. Też nie chciała jej zostawiać samej. Ludzie pod przypływem emocji robią różne rzeczy. Ostatecznie wstała z łóżka i zaczęła kręcić się po pokoju. Z oczu płynęły łzy, cała się w nich topiła. Nie chciała bezczynnie czekać na nią. Ruszyła do drzwi, wyszła z mieszkania. Postanowiła jej poszukać. Miała złe obawy, nigdy by sobie nie darowała, gdyby coś się stało złego. Jednak nie miała zielonego pojęcia, gdzie ma jej szukać. Niby mogła obdzwonić znajomych, ale mała szansa była, żeby przebywała u kogoś z nich.
Postanowiła przejść się po różnych klubach, barach, knajpach. Biegała od lokalu do lokalu, lecz nikt jej nie wiedział, ona sama też. Takich miejsc było to multum, to było jak szukanie igły w stogu siana. Sue przysiadła na jednej z ławek. Ukryła twarz w dłoniach, znów zaczęła płakać. Kompletnie nie wiedziała, co się dzieje z Anabel. Dręczył ją żal, poczucie sumienia, wszelkie co mogło być. Wszystko tak nagle zaczęło się pieprzyć, psuć jak domek z kart. W końcu przetarła twarz rękawem bluzki i wstała z ławki. Nie chciała odpuścić. Ale gdzie miała iść? Nie miała zielonego pojęcia, gdzie może być Anabel.
- Wiem - szepnęła do siebie Sue - plaża...
Natychmiast ruszyła w stronę morza. Mogła o tym wcześniej pomyśleć. Przyjaciółka też lubiła tam przychodzić, kiedy miała coś do przemyślenia. Sue biegła chodnikiem, raz kawałkiem ulicy. Już nic ją nie obchodziło. Ludzie oglądali się za nią, jak za jakąś kompletną wariatką. Biegła co sił w nogach, by tylko ją znaleźć. Wbiegła na drewniany podest, który prowadził na plażę. Nagle poczuła pod nogami miękki grunt, był to piasek. Stanęła po środku plaży, rozglądając się za przyjaciółką. Było prawie, że pusto, tylko paru samotnych spacerowiczów. Po tej stronie plaży było z reguły niewiele osób. Pobiegła na prawo, krzyczała imię Anabel, ale nadal nic. Wszędzie pusto. Zaraz to zaczęła biec na drugą stronę, wzdłuż morza. Nadal czysto. Jeszcze tak parę razy. W końcu zatrzymała się i przysiadła na samotnym kamieniu, zalewając się łzami. Nie wiedziała kompletnie, co ma robić. Miała wracać do domu? Za dobrze znała Anabel, ona po takich kłótniach nie wracała. Czasami nawet nie było jej po dwa dni, ale mimo to, dawała znak życia. Tym razem była to inna sytuacja. W końcu Sue podniosła się i ruszyła w stronę wody, brzegu, przy którym wyrastały kamienie jak z ziemi. Stanęła obok i spojrzała w stronę nieba. Zaraz to jednak spuściła wzrok. Coś przykuło jej uwagę. Zobaczyła rękę. Reszta ciała była ukryta za dużym kamieniem. Dziewczyna zmarszczyła brwi i podeszła bliżej. W tym momencie złapała się za twarz, jej źrenice zrobiły się ogromne, stała jak zamrożona. Jednak po paru chwilach przykucnęła. Wzięła w ramiona ciało.
- Anabel, Anabel? - zaczęła wołać - karetkę, karetkę!
Jednak nikt nie był w stanie jej usłyszeć. Pośpiesznie wyciągnęła telefon. Jej dłonie całe się trzęsły, była tak zestresowana. Rozmawiając z jedną z pielęgniarek, by prosić o karetkę, ledwo dało się ją zrozumieć. W końcu, mieli zaraz przyjechać.
- Anabel, coś ty narobiła? - wyszeptała Sue, jej oczy znów były mokre od łez - to wszystko moja wina.

Jared kręcił się po swoim apartamencie. Razem z nim siedziała cała reszta grupy. Mężczyzna był zestresowany, zły i zmieszany. W dłoni ściskał komórkę. Sue nadal nie odbierała.
- Może nie słyszy telefonu? - spytał naiwnie Jamie - może nie może odebrać?
- Daj spokój - powiedział zestresowany Jared - nie jest to do niej nawet podobne. Coś się stało, mam złe przeczucia. Cholera, mogłem jej tam samej nie puszczać!
- I tak się nie dowiemy. Nie odbiera. A próbowałeś pogadać z Anabel?
- Ta tym bardziej milczy. Myślisz, że nie próbowałem? Nawet na stacjonarny dzwoniłem, nagrywałem się na pocztę. Dalej nic. A jak coś się stało złego?
- Dzwoniliśmy na lotnisko, samolot doleciał. Więc nie wiem czemu?
- Mam dosyć, lecę do LA - nagle wtrącił Shannon, który poderwał się z fotela - tak nie może być.
- Uspokójcie się ! - zaraz mówiła Emma - przecież ona ma teraz inne zajęcia, niż odbieranie telefonów. Zapomnieliście, że poleciała tam w konkretnym celu? Pewnie teraz ugania się za Anabel, albo z nią rozmawia, kłóci się, cokolwiek.
- A jak nie? - Shannon spojrzał na nią smutnym wzrokiem - a jeśli jednak....
- Zostajesz tutaj, każdy tu z nas zostaje. Sue w końcu się odezwie. Jak do jutra będzie nadal cisza, któreś z nas wróci do Stanów, by to wszystko wyjaśnić.
- Masz rację. Tak zrobimy.
Shannon znów usiadł na fotelu, ale w dalszym ciągu był zdenerwowany, w sumie jak każdy. Babu siedział na sofie z kamienną twarzą. Patrzył się tylko w jeden punkt, widać, że też go to wszystko poruszyło. Jednak też obawiał się o Anabel. Mimo wszystko, dziewczyna nie była mu obojętna.

W LA nastał kolejny dzień. Jednak mimo tego, że słonce świeciło dosyć mocno, dla Sue był to początek koszmaru. Wszystko było czarno- białe i bure. Siedziała przy łóżku, na którym leżała Anabel. Była nieprzytomna. Trzymała ją za dłoń, zaciskając usta. Bała się, że to wszystko pójdzie nie tak jak trzeba. Z resztą, sporo już się stało złego. Śpiączka jej przyjaciółki mogła trwać bardzo długo. Teraz dla Sue to ona była najważniejsza. Żadna praca, żaden Jared, żadna Emma, Shannon, rodzice, czy Gabriel. Tylko Anabel i tylko ona. Do sali wszedł lekarz. Sue usłyszała jego głos za swoimi plecami:
- Prosimy panią o wyjście. Musimy zrobić małe badanie. Po za tym, widzenia też nie mogą trwać wieczność. Bardzo przepraszamy. Niech pani pójdzie do domu, coś zje, odpocznie.
- A kiedy będę mogła znów tu przyjść? - odparła Sue i wstała ze stołka - nie zostawię jej tu samej. Ona po za mną nie ma nikogo, tak jak ja.
- Sądzę, że za jakieś trzy godziny? Trudno mi powiedzieć. Jeszcze musimy ją zbadać, bo wyniki wyszły niejasno. Wychodzi na razie na to, że zmieszała różne leki, prawdopodobnie zażywała używek. Po za tym, nadmiar alkoholu i z czego widzę, również emocji.
- Rozumiem - Sue pokiwała głową - a kiedy się wybudzi?
- Nikt tego nie wie. Może w każdej chwili, ale też za tydzień, dwa, miesiąc?  Tego nie jesteśmy w stanie określić. Przykro mi.
Sue nachyliła się nad przyjaciółką i lekko musnęła ustami jej czoło. Bała się i to bardzo. Nigdy tak się nie martwiła o kogoś, jak o nią. Jeszcze przez parę chwil, patrzyła na swoją przyjaciółkę, po czym wyszła na korytarz. Była wycieńczona tym wszystkim. Czuła, że jest głodna, spragniona i śpiąca, ale żadna z tych opcji nie mogła wchodzić w grę. W  końcu zeszła na parter szpitala, by móc pójść do bufetu. Wiedziała, że bedzie trudno jej cokolwiek zjeść. Jednak spróbowała. Usiadła przy wolnym stoliku z ciepłą herbatą i kanapką. Nie wyglądała ona może specjalnie apetycznie, ale menu bufetu nie było zbyt rozmaite. Kiedy to upiła łyk z białego, plastikowego kubeczka, poczuła wibracje telefonu. Sięgnęła po niego, odebrała. Wtem usłyszała tak dobrze jej znany głos Shannona:
- Wreszcie! Ile można dzwonić? My tutaj odchodzimy od zmysłów!
- Ale co.. ? - Sue zminimalizowała rozmowę i zobaczyła listę nieodebranych połączeń - no, 156 nietrafnych prób. Fakt, dużo.
- Czemu nie dałaś znaku życia? Doleciałaś, jesteś cała?
- Ja tak. Ale jestem w szpitalu - Sue pokręciła głową nad swoja głupotą - znaczy...
- Gdzie jesteś!? Co się tam do kurwy nędzy dzieje?
- Anabel miała mały wypadek. Leży w śpiączce. Lekarze powiedzieli, że to nadmiar używek i leków. Kiepsko to wszystko wygląda. Nie martwcie się tam o mnie, wszystko mam pod kontrolą.
- Chryste - Shannon na chwilkę zamilkł - jadę do LA.
- Shann, pogięło cię!? Zostań tam gdzie jesteś, nie zawracaj sobie głowy. Macie inne sprawy, sporo pracy, koncertów. Ja na razie zrobiłam sobie wolne, ale wierzę, że dacie sobie radę.
- Ja nie dyskutuję. Pieprzę to. Lecę pierwszym samolotem, który będzie. I nie ma opcji, że nie. Nie zostawię tam cię samej.
- Ale Shannon - Sue pokręciła głową - reszta cię tam potrzebuje. Powiedz, by się nie martwili i nie ruszaj się stamtąd. Wszystko będzie dobrze.
- Właśnie sprawdzam loty. Akurat mam jeden do Stanów, ale dopiero rano. Przylecę, choćbym nie wiem co. Nie przegadasz mnie. Dobra, jak będę w LA to dam ci znać. Teraz idę na rozmowę z resztą. Trzymaj się tam i nie rób głupstw.
Rozmowa się urwała. Sue oparła łokcie o stół i przetarła twarz dłońmi. Już pożałowała tego, że wyjawiła całą prawdę. Nie chciała zawracać innym głowy swoimi problemami, obarczać nimi. Jednak wiedziała, że perkusista nie odpuści. Co lepsze, obawiała się, że on przywlecze za sobą Jareda i nie daj Boże całą resztę. Teraz było jeszcze gorzej.

4 komentarze:

  1. Ale emocje! Działaj Shannon! :) Oby z Anabel było wszystko w porządku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię trzymać to napięcie u czytelników :) Teraz to będzie coraz bardziej ciekawie.

      Usuń
  2. Co z Anabel?! Oh i Shannon przyleci to takie urocze<3<3 boże nie wytrzymam do następnego rozdziału*-*

    OdpowiedzUsuń