poniedziałek, 23 grudnia 2013

rozdział 18 - Anything could happen

Dzień dobry :)
Dzisiaj wchodzę na bloga i co widzę? 3111 wejść! Słodki Jezu, ale fajnie :3  Chcę Wam oczywiście za to podziękować, jest to dla mnie świetna niespodzianka i bardzo się cieszę. Chcę Wam podziękować, że czytacie mojego bloga, niejednokrotnie do mnie (prywatnie, bądź na tt lub fb), piszecie, że mój blog jest świetny, genialny, że wciąga i ta cała reszta. Jest mi bardzo miło czytać takie wiadomości i jest do dla mnie bardzo budujące :)
Po za tym, chcę Wam życzyć wszystkiego dobrego na Święta. Osobiście za nimi nie za bardzo przepadam, ale wiem, że dla niektórych Gwiazdka, jest ważna i czekają na nią cały rok. Dużo prezentów, zdrowia no i ogólnie tam Marsowych :)

Dziękuję,
Tosia <3


********

Sue siedziała na łóżku. Patrzyła przed siebie. Było rano, dokładna godzina nie była taka istotna. Anabel już wstała, jej łóżko było już zaścielone. Dziewczyna rzuciła się na plecy, wlepiając wzrok w biały sufit. Rozmyślała nad tym, co do tej pory się stało. Mimo wszystko, bawiła się świetnie. Gdy tylko przypominała sobie urywki z wczorajszej sytuacji w apartamencie Jareda, uśmiechała się pod nosem. Nie sądziła, że da się ponieść na tyle w stosunku do muzyka. Była to forma świetnej zabawy. Jednak nie chciała nic z tego więcej wyciągać. Twierdząc, że jest młoda, może jeszcze korzystać z życia.
Wtem można było usłyszeć dzwonek telefonu, który spoczywał na półce nocnej. Sue lekko się podniosła i sięgnęła po komórkę. Numer był nieznany. Jednak odebrała. W słuchawce usłyszała miękki głos mężczyzny, skądś go znała:
- Cześć, Sue.
-No hej, ale mogę wiedzieć z kim rozmawiam? - odpowiedziała - bo wyświetlił mi się tylko numer.
- Dorian z tej strony. Gabriel się pytał, czy mogę wziąć twój.
- A tak, tak... pamiętam! Co słychać?
- W sumie nic istotnego, ciekawego. Może masz ochotę dziś się zobaczyć?
- Niech pomyślę - Sue zmarszczyła brwi - jako tako nie mam specjalnie dużo pracy. Możemy. Tylko byś musiał po mnie przyjść. Sam też coś wymyślić, ja nie znam dobrze Warszawy.
- Nie ma problemu, za godzinę? Zdążysz?
- Powinnam. Daj znać jak już będziesz.
Rozmowa się zakończyła. Sue nie miała wiele czasu. Zerwała się z łóżka i poleciała korytarzem do łazienki. Później była już w kuchni. Kiedy szukała czegoś, co by można by na szybko zjeść, doszedł ją głos, dobiegający z salonu:
- Wstałaś już? - była to Anabel - myślałam, że nie masz zamiaru w ogóle podnosić się.
- Wychodzę - odparła Sue - mam mało czasu.
- A gdzie? - Anabel weszła do kuchni i oparła się o blat - i gdzie?
- A co ty taka ciekawska? Z Dorianem, nie znasz.... kumpel Gabriela.
- No, nie znam, fakt. Skąd go znasz?
- Ostatnio poznałam go przez Gabriela. Całkiem ok człowiek.
- No, tylko mi tam uważaj.
- Nie martw się o mnie.
- No nie wiem.
Sue poszła się ubrać. Zapinając spodnie, spojrzała na zegarek, było już nieco późno. Gdy tylko była kompletnie przebrana, pobiegła do łazienki, by się umalować. Gdy właśnie kończyła nakładanie różu na policzki, usłyszała sygnał telefonu. Dorian dał znać, że już jest na miejscu. Dziewczyna wyszła z łazienki, założyła kurtkę, złapała za torebkę i była już na korytarzu. Weszła do winy i nacisnęła na guzik. Zaraz była na parterze. Tam przy recepcji czekał już na nią Dorian.
- Cześć - powiedział chłopak - a już myślałem, że się nie wyrobisz w godzinę.
- Jak widać się da - zaśmiała się Sue - co prawda byłam jeszcze w łóżku, kiedy do mnie zadzwoniłeś, ale jak sie chce to i można się streścić.
- No widzisz.
- A gdzie właściwie idziemy?
- Zobaczysz, bardzo fajne miejsce. Z czego dowiedziałem się nieco o tobie, miejsce powinno ci się spodobać. Mam przynajmniej taką nadzieję.
- W takim razie, prowadź.
- Podjedziemy taksówką, bo na piechotę za daleko. Po za tym, za zimno.
Sue pokiwała głową i ruszyli przed hotel, gdzie już czekał na nich srebrny samochód. Wsiedli i ruszyli. Korków jako tako nie było. Może dlatego, że jechali mniejszymi uliczkami, by ich ominąć. Sue oparła się o szybę samochodu, kątem oka spoglądając na miasto. Czasem zerkała na chłopaka. W sumie nie długo go znała, ale czuła, że można się z nim dobrze bawić i dogadać.

Shannon stał przy oknie. Odszedł od niego, zostawiając za sobą zasłonę, którą przed chwilą uchylał. Pokręcił głową i westchnął. Opadł na sofę. Nic nie mógł zrobić. Z jednej strony nie zależało mu na Sue, ale z drugiej jednak tak. Niby przygodna dziewczyna, która z resztą pracuje dla zespołu. Ale też fantastyczna dziewczyna, która na swój sposób jest wyjątkowa. Shannon upił nieco kawy z białego kubka. Przetarł twarz dłonią i lekko oblizał wargi z piany cappuccino. Bał się nieco o nią. Wiedział, że Jared nie ma zamiaru odpuszczać. W końcu taka okazja. Mimo, że rozmawiał z nim, kłócił się wiele razy, ten i tak robił swoje. Wszelkie chwyty były jak walka z wiatrakami. Shann spuścił głowę i jeszcze raz westchnął.

Taksówka zatrzymała się przed jakąś kamienicą. Byli po drugiej stronie Wisły. Sue i Dorian wysiedli i za jego wskazówkami obeszli nieco budynek. Chłopak otworzył duże, metalowe i czerwone drzwi, weszli do środka. Dziewczyna zaczęła się rozglądać. Nie za bardzo wiedziała o co chodzi. Jednak kiedy weszła dalej, minęła coś jakby ciemnozieloną kurtynę, zobaczyła gdzie jest. Było dosyć sporo ludzi, słychać było bujen rozmowy, niekoniecznie zrozumiałe dla niej, bo w większości po polsku. Znalazła się na wystawie młodych projektantów. Wszędzie były ich projekty, od mebli, ubrań, gadżetów po obrazy  i oświetlenia.
- Rany, świetne miejsce! - powiedziała zachwycona Sue - coś dla mnie, miałeś racje!
- Wiedziałem, że ci się spodoba. Gabriel co nieco mi powiedział - Dorian się uśmiechnął - trochę tego tu jest. Sądzę, że dwie godziny tu posiedzimy.
Tak więc ruszyli na zwiedzanie i oglądanie.Co chwila, było coś, co zachwycało Sue. Widziała zbiorowisko rewelacyjnych pomysłów, świetnych artystów, jej środowisko, czuła się jak ryba w wodzie. Dorian poszedł po coś do picia. Ona zatrzymała się przed jednym z obrazów. Był zachwycający. Były w nim ukazane wszystkie ciepłe kolory, kształty, przesłanie.
-  Podoba się? - nagle usłyszała obok siebie głos.
- Tak, jest świetny - odpowiedziała i spojrzała na kobietę obok - naprawdę.
- Zam cię - powiedziała brunetka - Sue?
- Skąd pani zna moje imię?
- Jesteś już dosyć znana w Stanach. Twoja jedna wystawa, a tyle dobrych recenzji. Jestem pod wrażeniem. Sama byłam tam i przyznam, sama klasa.
- Jeju, dziękuję - Sue szeroko się uśmiechnęła - bardzo mi miło. A pani stamtąd? Znaczy, z LA?
- Tak, tak. Aczkolwiek przyjechałam tutaj do znajomych, często tutaj robią różne wernisaże. Z resztą, do twoich rodziców też. Co u nich? Nie widziałam się z nimi bardzo długo.
Sue zatkało. Patrzyła na kobietę, kompletnie skołowana. Ona znała jej rodziców? Oni mieszkali w Polsce? Jak to możliwe, przecież...
- Coś nie tak powiedziałam? - spytała kobieta - przepraszam.
- Nic nie szkodzi - Sue oprzytomniała - zostawili mnie w LA z babcią, gdy byłam jeszcze mała. Od tamtej pory nie miałam z nimi kontaktu, zupełnie.
- Nie wiedziałam - brunetka była nieco zmieszana - Kristen Olsen, miło mi - po czym uścisnęły dłonie - twoi rodzice mieszkali w Polsce od dawna. Ale przecież, twoja mama była polką?
- Co? Niemożliwe, nie wiedziałam przecież nawet o tym? W sumie babci nie znałam, ale...
- Tak, Sue. To prawda. Pamiętam jeszcze ciebie jako taką malutką dziewczynkę. Przylatywałaś tutaj z rodziną. Możesz nie pamiętać.
Ktoś nagle zawołał kobietę. Ta musiała iść. Podziękowała za rozmowę i powiedziała, że jeszcze będą miały okazję na rozmowę. Podała Sue swoją wizytówkę. Dziewczyna ściskała ją w dłoni, do jej oczu zaczęły napływać łzy, ale powstrzymywała się dzielnie od wybuchu.
- Oo, widzę, że poznałaś Kristen Olsen - powiedział Dorian, który właśnie przyszedł z dwiema butelkami piwa - dobra znajoma rodziców Gabriela. Ale z czego wiem, długo się nie widział z nią.
Sue wzięła od Doriana butelkę i wzięła parę porządnych łyków piwa. Musiała się czegoś napić. Jednak kiedy dotarły do niej słowa chłopaka, zakrztusiła się. Zaczęła wszystko analizować. Straciła kontakt z rzeczywistością. Nie wiedziała, co się dzieje na około. Nie rozumiała już nic, miała kompletną pustkę w głowie. Słyszała tylko głuche pytania Doriana, ale w dalszym ciągu z jej strony nie było reakcji. W końcu:
- Se, co się dzieje?
- Nic, już... zamyśliłam się. Jak to zna rodziców Gabriela?
- No tak, mówił mi o niej. To niezła szycha wśród tego środowiska. Widzę, że masz od niej wizytówkę. Ona może zafundować ci szeroką karierę. Wiele osób marzy, by być teraz na twoim miejscu.
- W to nie wątpię - Sue dobry humor gdzieś umknął - a Gabriel coś więcej mówił?
- W sumie to niewiele. Jego rodzice mieli swoją galerię i współpracowali z tą Olsen. Z czego też wiem, poznali się bardzo dawno temu. Ponoć gdzieś tam na jakiejś wystawie. Nie wiem dokładnie. A czemu  tak dopytujesz?
- Tak z czystej ciekawości.
- No dobrze.

Taksówka zatrzymała się przed hotelem. Jednak zasiedziali się dłużej na wystawie, zaczynało się ściemniać. Sue podziękowała Dorianowi za rewelacyjne spędzenia wspólnego czasu. Co prawda do czasu, ale nie przyznawała się do tego. Zatrzasnęła drzwi samochodu i ruszyła do środka. Weszła do windy i zaraz była na piętrze. Wbiegła do apartamentu, rzuciła torebkę gdzieś na podłogę i pobiegła do łazienki. Drzwi zamknęła na zamek i oparła się o ścianę. Osunęła się po niej w dół. Cała się trzęsła. Nie była w stanie nic mówić. Z jej oczu popłynęły ciurkiem, łzy. Ukryła twarz w dłoniach.
- Sue! - nagle usłyszała głos Anabel dochodzący za drzwi - co się stało?
Nic, cisza. Malarka nie miała ochoty na rozmowy. Chciała pobyć sama. Mimo, że jej przyjaciółka zaczęła walić do drzwi z niepokoju, nic dalej się nie działo. Zero reakcji. W pewnym momencie Sue podniosła się, opierając dłonie o ścianę i podeszła do drzwi. Otarła łzy i wyszła z łazienki. Obok stała Anabel, która czekała na jakiekolwiek wyjaśnienie, słowo, cokolwiek. Jednak się nie doczekała. Tylko usłyszała krótkie "daj mi spokój, nie pytaj". W sumie nie wiedziała, gdzie ma się podziać. Rozejrzała się po salonie, szukając swojej komórki. Znalazła, była w torbie. Chciała wykręcić pewien numer, ale zrezygnowała. Odrzuciła komórkę na sofę i ruszyła do drzwi. Przeszła parę metrów korytarza i zatrzymała się przed jednym z apartamentów. Zaczęła pukać. W progu stanął Shannon. Spojrzał na dziewczynę pytająco. Jednak widząc jak znów po jej polikach spływają łzy, bez słowa wpuścił ją do środka. Sue weszła do salonu i usiadła na sofie. Spoglądała na perkusistę, tak jakby szukała u niego pomocy i wsparcia. Ten zaraz usiadł obok niej, pytając:
- Co się dzieje? Czemu płaczesz? Ten dupek, z którym dziś wyszłaś coś zrobił?
- Nie... nie - Sue pokręciła głową, jeszcze bardziej zalewając się łzami - to nie tak. Kurwa, wszystko idzie źle! Ja już mam dosyć, tak bardzo.
Nic nie mówiąc więcej, wtuliła się w ramiona Shannona, mocząc mu łzami jego koszulkę. Jemu to jednak nie robiło różnicy. Przytulił dziewczynę i lekko musnął ustami jej czoło. Wiedział, że stało się coś złego. Tylko nie chciała powiedzieć co. Oderwał się od niej i ruszył do kuchni, by zaparzyć herbaty.
Sue na parę chwil została sama. Czuła się tak źle, jak nigdy dotąd, odkąd  rodzice ją zostawili, gdy była dzieckiem. Sięgnęła po chusteczki, które stały w pudełku na stoliku. Przetarła twarz, przez rozmazany makijaż, wyglądała w tym momencie jak panda. Zagarnęła kosmyki włosów za uszy. Nie wiedziała, co ma już myśleć.
- Proszę - Shannon wrócił i podał jej kubek - wypij, dobrze ci zrobi.
Ona pokiwała głową i upiła łyk herbaty. Spojrzała na mężczyznę, powoli się uspokajając. Spuściła wzrok i wbiła go w podłogę. Przy Shannonie czuła się bezpieczna, był dla niej jak najlepszy przyjaciel, chociaż znała się z nim krótko. Przy nim była spokojniejsza, wyciszała się i było lżej.
- Teraz powiedz mi, co się dzieje - zaczął mówić - jak opowiesz to może ulży ci.
- Byłam teraz na wystawie. Spotkałam tam jedną kobietę - zaczęła mówić, Sue - okazało się, że znała moich rodziców. Wiem już, że wyjechali do Polski. Dowiedziałam się, że mieli swoją galerię, matka była polką, przyjeżdżałam tutaj, jako mała dziewczynka. Dowiedziałam się jeszcze czegoś...
- Czego?
- Gabriel... on chyba jest moim bratem? Rodzice pisali przed laty, że będą mieli dziecko. I, i... dlaczego to wszystko musi być takie popieprzone!?
Znów Sue pociekły łzy. Shannon zaraz rzucił się na pomoc damie w potrzebie. Objął ją, przytulając do siebie i oparł lekko swój podbródek o jej głowę. Ona wtuliła się w niego, jak małe dziecko, szukające schronienia. Nie wiedziała, co ma robić, co ma o tym wszystkim myśleć. Bała się. Bała się tego, czego jeszcze nie wiedziała. Wiadome było, że jeszcze przekona się o wielu rzeczach, o których nie miała zielonego pojęcia. Było jej źle. Tak bardzo źle.
- Cicho, spokojnie - szeptał Shannon - uspokój się, wycisz. Tak będzie lepiej.
- Dziękuję  - odpowiedziała Sue.
- Nie masz za co mi dziękować. Oczywiste jest, ze cię tak samej nie zostawię. A Anabel?
- Nie rozmawiałam z nią jeszcze. Później jej wyjaśnię. Mogę tutaj jeszcze posiedzieć?
- Przecież, że tak. Nie wiem nawet czemu pytasz? Możesz siedzieć tu całą noc, tyle ile potrzebujesz. Nie wyganiam cię przecież.
- Dziekuję.
Shann lekko odsunął się od niej, by móc ucałować jej policzek. Posłał jej lekki uśmiech, który został odwzajemniony. Sue czuła, że ma w nim wsparcie i, że może na niego liczyć. Było to cudowne uczucie.

5 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie! :) Przeczytałam całe teraz, na jednym tchu :)
    Ja od niedawna piszę swoje, dużo by dla mnie znaczyło, jakbyś weszła i skomentowała. :)
    MARShugs! :) Marsowych Świąt! :)

    P.S.: Ja jestem Team Shannon. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się niezmiernie cieszę :)
      Z chęcią zajrzę do Ciebie na bloga.
      Wzajemnie <3 MARShugs :3

      Usuń
  2. Siemankoo :D czytam od niedawna, ale się wciągnęłam i chciałabym się dowiedzieć kiedy nowy :_: <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, jak miło :) nowy rozdział prawdopodobnie będzie jutro (26.12.2013r.), bądź jeszcze dziś, ale nie obiecuję. <3

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń