niedziela, 22 grudnia 2013

rozdział 17 - Dark Paradise


Cześć, cześć, cześć.
Napisałam w końcu! :) Wypytywali mnie, kiedy kolejny wpis i tak cały czas. Macie i dajcie już mi spokój (ale oczywiście, że nie).

https://www.facebook.com/photo.php?v=622256417834155

- Tomo i Shannon mnie rozwalili na części pierwsze. Jak wpadło mi to w łapy to gwałciłam tylko replay. Epickie. Chciałabym to zobaczyć *.* Taki banan na mordzie, że hoho. Matula to się w czoło popukała na mój widok. Hahahaha ^^

małe PS:
1.Dzięki Justyna za te grzane piwo :3 Musimy się znów wybrać, ale tym razem coś innego się pomyśli. Nie ma to jak spotkać Echelona.
2. Dla zniecierpliwionych i nieco zasmuconych, "danego rozwoju sytuacji" (ten kto wie, ten wie o co chodzi), będzie niedługo. To tylko kwestia czasu. Muszę Was potrzymać trochę w niepewności.
3. Mam ostatnio przypływ weny, tak więc prawdopodobnie notki będą pokazywały się częściej. Do 7 stycznia wolne, tak więc pełen chill.

MARShugs :3

Tosia <3

***********


Nastał kolejny dzień. Słońce oblało swoim blaskiem czarno-białe miasto. Bilbordy, dachy budynków, samochody stojące na parkingach, nabrały kolorów. Warszawa zaczynała żyć. Niebo było coraz jaśniejsze, prawie, że czyste, parę chmur jednak zawisło na nim.
Sue otworzyła powoli oczy. Jednak zaraz je zamknęła, ale nie na długo. Przejechała dłonią po twarzy, rozmazując resztki swojego makijażu. Powoli się wyprostowała i ziewnęła. Zamrugała parę razy i rozejrzała się dookoła siebie. Jednak, chwila... coś tu nie pasowało. Wtem spostrzegła Shannona. Leżał obok niej. Jedną ręką, lekko obejmował ją w pasie. Dziewczyna nie wiedziała za bardzo, co ma zrobić. Nie chciała go ruszyć, by go nie zbudzić. Przypomniała sobie, jak to w nocy przyszła do Shannona, obydwoje nie mieli snu. Siedzieli, oglądali film, w końcu usnęli. Perkusista zaczął się nieco kręcić. Coś tam mamrotał pod nosem. Uchylił powieki, ale zaraz znów opadły w dół.
- Cholera - pomyślała Sue - co teraz mam zrobić? Nie chce go budzić.
Shannon wyglądał podczas snu, jak małe, niewinne i urocze dziecko. Było szkoda go zabierać z krainy snów. Po za tym, obyłoby się bez, być może, niezręcznej sytuacji. Ostatecznie dziewczyna zdjęła z siebie jego rękę w delikatny sposób, by ten się nie zbudził. Wstała z sofy i sięgnęła po swój telefon, który spoczywał na stoliku. Cichym krokiem ruszyła do wyjścia. Była już na korytarzu. Ostrożnie zamknęła za sobą drzwi i odeszła od nich o parę kroków do tyłu. Odwróciła się i już miała zmierzać do swojego apartamentu, kiedy to zatrzymała się. Ujrzała Jareda, który właśnie wychodził od siebie. Nie widział jej. Sue stała jak wryta. Zaraz padłyby pytania, dziwna rozmowa, chciała temu uniknąć. Dlatego też stała cicho i bez ruchu, modląc się w myślach, by tylko Jared nie odwrócił się w jej stronę. Jednak nie miała szczęścia. Mężczyzna zauważył ją. Przez ułamek sekundy wpatrywał się w nią, po czym podszedł.
- Sue? - spytał - co tu robisz? Czy ty...ej, co ty robiłaś u Shannona?
- Wpadłam do niego w nocy. Oglądaliśmy film - Sue była zmieszana, nie wiedziała, co ma mówić - no i usnęłam. Teraz właśnie się obudziłam.
- Czyżby? Coś mi się nie wydaje...
- Jared, nic nas nie łączy, po za czysto przyjacielskimi relacjami...
- Nie sądzę, Sue. Mam swój rozum, umiem go używać. Przychodzisz do niego w nocy, kiedy wszyscy śpią i wychodzisz nad ranem? Nie jestem dzieckiem i wiem nieco o życiu.
- Jared, mówię poważnie. Mi nie uwierzysz?
- Hmmm...
Frontman zrobił o dwa kroki do przodu, za dużo. Spojrzał dziewczynie w oczy z kamiennym wyrazem twarzy. Jednak w końcu pojawił się lekki uśmieszek. Oblizał lekko spierzchnięte usta i uniósł brwi. Dłonią, delikatnie, złapał za jej podbródek, mówiąc:
- Powiedzmy, że ci wierzę. Ale też nie mam pewności.
- No widzisz - Sue przygryzła wargę - ja nie kłamię.
- Niech ci będzie. A teraz idź już do siebie, za nim ktoś cię tu spotka i coś pomyśli.
Jared puścił jej podbródek i opuszkami palców przeszedł po jej policzku, powoli do szyi. Sue poczuła dreszcze. Stała jak wryta. Kompletnie straciła kontakt z rzeczywistością. Liczyły się teraz dla niej, jego błękit oczu, idealnie zarysowane usta i subtelność, z jaką dotykał ją. Mężczyzna przybliżył się do niej dosłownie parę centymetrów. Przestrzeń między nimi, była prawie niewidoczna.
- Idź już, mała - wyszeptał - idź już.
Wtem się odsunął i ruszył w swoją stronę. Sue stała bez ruchu. Poczuła jak na jej polikach pojawiają się lekki rumieńce. W końcu ocknęła się.
Weszła do apartamentu. Anabel najwidoczniej jeszcze spała, bo było cicho. Tak, faktycznie jeszcze była w śnie. Sue będąc w sypialni, rozejrzała się. Na zegarku było nieco po 7. W sumie oczy lekko się jej kleiły. Położyła się do łóżka i przykryła kołdrą. Musiała jeszcze trochę odespać.

- Sue, wstawaj!
Dziewczyna usłyszała damski głos. Otworzyła oczy i niezbyt chętnie usiadła po turecku. Na skrawku jej łóżka siedziała Anabel. Wpatrywała się w nią, mówiąc:
- Jest po 11 kochana. Trochę za długo spałaś. Jared pojechał gdzieś z Shannonem. Coś wspominali o zakupach. Nie wiem? Reszta zajmuje sie sobą. Z resztą, wstawaj no!
- Już dobrze, dobrze, mamo - odpowiedziała Sue - już nie jesteś na mnie zła?
- Powiedzmy... rozmawiałam z Babu.
- No i co? Nadal mi nie wierzysz? - odparła malarka, kiedy to już podniosła się z łóżka - ciekawe jaką miał minę, gdy zaczęłaś z nim dyskusję?
- Porozmawiamy później. Teraz się ogarnij, zjedz coś i idziemy na Stare Miasto. Jak coś jestem u Jamiego. Daj mi znać jak już będziesz gotowa do wyjścia. A, i ubierz się ciepło! Dziś jest dosyć zimno.
Anabel wyszła z sypialni. Sue została sama. Chwyciła za legginsy, bluzkę i ruszyła do łazienki.
Stojąc przed lustrem była przerażona, swoim aktualnym stanem. Wyglądała gorzej, niż gorzej. No, ale od czego jest kosmetyczka? Makijaż działa cuda.
Później kuchnia. Zjadła to, co dało się zjeść z lodówki. Popiła herbatą. Siedziała przy stole. Przypomniała sobie sytuację z rana. Kiedy to wyszła od Shannona i złapał ją Jared. Mimo, że nie chciała się wtedy z nim widzieć, nie żałowała. Cudowne było to uczucie, kiedy to gładził ją po twarzy, stykał się z nią ustami. Wpatrywał się w jej oczy, ona w jego. Była ta bliskość.
Dostała smsa. Wzdrygnęła się i sięgnęła po komórkę.

- Cześć, co słychać? - To napisał Gabriel - Dorian pytał właściwie.

- No hej, jak to Dorian? - Sue zmarszczyła brwi, ale ostatecznie się uśmiechnęła.

- Mogę mu podać twój numer? Bo prosił, a ostatnio jakoś wyszło tak, no jak wyszło.

- Nie ma problemu.

- Dzięki.

Sue uśmiechnęła się do siebie samej pod nosem. Po co Dorianowi był jej numer? Ba, odpowiedź oczywista. No, ale co, raz się żyje. Po za tym, szkoda, że się nie wymienili wcześniej. W końcu równy gość, sympatyczny i dobry kumpel Gabriela. Nie było w tym nic sprzecznego i złego.

Sue i Anabel ruszyły na Stare Miasto. W sumie droga nie była jakoś długa, tak więc postanowiły się przejść. Co prawda, śnieg trochę dawał czadu, ale 15 minut to nie tak dużo. Przez ten czas za specjalnie nie rozmawiały. Po za tym wiał wiatr, co też przeszkadzało. Knajpka była lepsza na dyskusje wszelkiego rodzaju. Tak też zrobiły... odwiedziły jedną. Usiadły przy jednym z wolnych stolików. W powietrzu unosił się zapach dobrego i aromatycznego jedzenia.
- To jak? - powiedziała pierwsza Sue, sącząc kawę - jak rozmowa z Robertem? Potwierdził moje słowa, czy nadal będziesz się na mnie dąsała?
- Powiem tak... - Anabel była nieco zakłopotana - chcę cię przeprosić. Z resztą, strasznie się wygłupiłam. Zrobiłam jakąś głupią akcję zazdrości. Co lepsze, trochę głupio zrobiłam...bo lekko się pokłóciłam z nim.
- Wybaczam... ale, czemu?
- Bo powiedziałam mu to samo, co tobie - Anabel wyglądała na zmartwioną - ale nie chcę go robić dłużej w chuja. Sumienie mnie dopadło. Wolałam mu powiedzieć, niż się nim bawić.
- Dobrze zrobiłaś. Lepsze to, niż później miałyby być nieporozumienia.
- Ale przez to się z nim pokłóciłam. A ja nie chcę z nim mieć złych relacji.
Sue pokręciła głową. Mimo wszystko, nie było jej szkoda Anabel. Ona wiedziała doskonale co robi, że skutki mogły być różne. Była już dużą dziewczynką, musiała brać odpowiedzialność, za swoje zachowanie.
- A jak tam i ciebie? Ostatnio nie mamy kontaktu - spytała zaraz Anabel - nic nie wiem.
- Czy ja wiem? - Sue nie była zdecydowana swojej odpowiedzi - jako tako. O Shannonie wiesz, pozostajemy w relacjach przyjacielskich. Nie chcę, nie potrzebuję dziwnych sytuacji.
- No i dobrze. A co on na to? Mocno był zdziwiony?
- Czy ja wiem? Przyjął to w odpowiedni sposób. Jednak widziałam, że był nieco zawiedziony moją decyzją. Ale trudno.
- Grunt, że jakoś to poszło. Jak to nie chciałaś boskiego Leto?
- Weź, daj spokój - Sue parsknęła śmiechem - Letosiów mam już  dosyć.
- Liczba mnoga? O czymś nie wiem?
- Nie, wszystko wiesz.
Było jednak to wielkim kłamstwem.

Przyjaciółki postanowiły wracać. Droga powrotna była już lepsza, niż w drugą stronę. Aż tak nie wiało, opady śniegu też powoli ustawały. Kiedy to dziewczyny prawie były na miejscu, Sue zobaczyła znajomą twarz. Przed hotelem stał Shannon. Palił papierosa. Na to wychodziło, że bracia wrócili już z miasta. Ona i Anabel podeszły do mężczyzny. Przyjaciółka malarki zostawiła tą dwójkę samą. Domyśliła się, że zapewne podczas ich rozmowy robiłaby tylko złe wrażenie.
- Jak tam? - spytała Sue - ponoć na zakupach byliście?
- No tak, tak - Shannon kończył palić - pewnie Anabel mówiła?
- Nie mylisz się. Tak właściwie, czemu tutaj stoisz? Jest zimno, zapalić możesz w środku?
- Tak niedawno wróciliśmy. Akurat zacząłem papierosa.
- Ok, rozumiem... - Sue uśmiechnęła się lekko.
- Czemu tak rano uciekłaś?
- Co? - dziewczyna szybko przeanalizowała pytanie - wiesz, było chyba po 7, wróciłam do siebie. Też nie chciałam cię budzić, albo przeszkadzać.
- Nic by się nie stało. Chodźmy już, bo się przeziębimy.
Sue skinęła lekko głową i obydwoje ruszyli do drzwi. W końcu byli już na górze. Dziewczyna zatrzymała się przed swoim apartamentem. Spojrzała przez ramię w stronę oddalającego się od niej Shannona. Ten zrobił to samo. Posłał jej lekki uśmiech i nie widząc tego, co ma przed sobą, wpadł na stojak z mopem sprzątaczki. Sue wybuchła śmiechem i pokręciła głową. Można było zobaczyć jak Shann rumieni się ze wstydu. Był to rzadki widok, tak więc trzeba było korzystać z okazji. Sue zniknęła za drzwiami.

Zaczęło się już ściemniać, nadszedł w końcu wieczór. Warszawa znów nabrała czarnych i granatowych barw. Na niebie zwisły gwiazdy, pojawił się Księżyc, zrobiło się znacznie zimniej.
Sue siedziała w salonie z kubkiem gorącej kawy. Przed nią na stoliku leżał laptop, na którym pracowała. Anabel poszła się wykąpać, w sumie niedługo przydałby się sen. Sue spięła włosy w kucyka i zagarnęła krótsze pasma włosów do tyłu. Zmęczenie nieco dawało już znać. Zaraz spojrzała na swoją komórkę, która zaczęła brzęczeć na szklanym stole. Dostała wiadomość od Jareda.

- Przyjdź do mnie. Mam sprawę.

Zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, o co chodzi, ale stwierdziła, że i tak musi iść. Zamknęła laptopa i wstała z sofy. Nawet nie mówiła Anabel, że wychodzi. I tak sądziła, że za długo to nie zajmie. Niech siedzi tam w łazience w spokoju. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i idąc długim korytarzem zatrzymała się przed apartamentem Jareda. Weszła nawet bez pukania. Mężczyzna już wcześniej otworzył. Zastała go w kuchni.
- Co się dzieje? - spytała.
- W sumie nic konkretnego - Jared lekko wzruszył ramionami - chcę porozmawiać.
- O czym?
- O Shannonie. Co nieco wiem o paru sprawach.
- Do czego zmierzasz? - Sue założyła ręce- sporo mówił?
- W sumie to nie... ale was nic nie łączy?
- Nie, nic po za przyjaźnią.
- Wierzysz w przyjaźń damsko- męską? - Jared powoli zbliżył się do dziewczyny - bo ja niekoniecznie.
- Sporadycznie owszem - Sue uśmiechnęła się lekko - martwisz się?
- Teraz już nie.
Jared podszedł do dziewczyny, ale powoli, nie nachalnie. Dziewczyna doskonale wiedziała, o co mu chodzi. Sama mówiła, że nie da się zauroczyć, zbałamucić żadnemu Leto, ale to było kłamstwem. Podświadomość mówiła jej zupełnie coś innego.
- Co masz na myśli? - spytała...
- Nic szczególnego - Jared uśmiechnął się lekko, delikatnie muskając jej dłoń, swoją - nic.
Z sekundy na sekundę byli coraz bliżej siebie. Ich usta się stykały, ale żadne z nich nie podjęło się pocałunku. Frontman położył dłoń na jej tali, delikatnie sunąc nią w dół i w górę. Zaraz to ustami muskał jej policzek, szyję, ramię. Ona poczuła znów te same ciarki, co jeszcze rano. Czuła zapach jego perfum, jego oddech i każde dotknięcie, coraz to intensywnej. W końcu ich usta się złączyły. Jared powoli przyparł ją do blatu, w końcu ona usiadła na nim. Nogami oplotła jego biodra, dłońmi krążyła po jego plecach. Jednak zraz delikatnie wsunęła je pod jego koszulkę. Przestała mieć jakiekolwiek opory. Nie panowała nad sobą. Jared przerwał pocałunek, by móc spojrzeć na Sue. Uśmiechnął się flirciarsko, po czym przygryzł lekko jej wargę. Nagle poczuła wibracje swojego telefonu w kieszeni. Przez chwilę zastygła, po czym sięgnęła po komórkę. Anabel właśnie dzwoniła. Jednak nie odebrała. Znała już pytanie, jakie by miało paść. Odsunęła na odpowiednią odległość Jareda, po czym zeszła z blatu. Spojrzała na niego kręcąc głową. Blado się uśmiechnęła, po czym ruszyła do drzwi.
Poszła spać dosyć późno. Siedziała w łóżku, rozmyślając nad tym wszystkim, co się tego dnia stało. Wolała to zachować dla siebie. Nie miała najmniejszego zamiaru wspominać o tym komukolwiek. Tak było lepiej.


2 komentarze:

  1. Kochana, bardzo dziekuję za to małe podziękowanie w notce :))
    Było bardzo miło, grzane winko było super pyszne :D
    Z rodziną zawsze miło spędza się czas <3

    xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to jest, gdy spotkasz Echelona <3

    OdpowiedzUsuń