piątek, 20 grudnia 2013

rozdział 16 - Time for a change

No imacie :)
Nie jestem tak super hiper zadowolona z tej notki, sądzę, że miałam lepsze. Ale też nie powinnam krytykować swojej własnej pracy... (no zależy). Na 17 będę pracowała lepiej.
Tosiak <3



*******





- Emma, wstawaj! - mówiła Sue, budząc kobietę - musimy lecieć. Ty jeszcze musisz się naszykować.
- Coo? - wybełkotała asystentka - rany boskie! Czemu mnie nie obudziłaś wcześniej!?
- Przynajmniej odpoczęłaś... wstawaj teraz i leć. Czasu starczy. Już wszyscy nie śpią.
Emma zerwała się z sofy. Zagarnęła kosmyki włosów za uszy i ruszyła do drzwi. Kiedy je otworzyła, jakby spod ziemi wyrósł Jared. Zatrzymał ją lekko łapiąc za ramiona. Wszedł do apartamentu.
- Lot odwołany - zaczął mówić - pogoda jest do dupy. Z czego się dowiedziałem to mamy przekichane tak przez około tygodnia. Marne są szanse na poprawę pogody.
- No to już nie musisz się pakować - powiedziała Sue do Emmy - dobrze, że teraz o tym się dowiadujemy, a nie już na miejscu. Trzeba w recepcji przedłużyć pobyt.
- Już to zrobiłem. Spokojnie.
Jared spojrzał na Emmę z rozżaleniem i smutkiem w oczach. Chciał z nią porozmawiać, ale ta chyba wolała pominąć ten szczegół. Odwróciła się do niego tyłem i podeszła do sofy, mówiąc:
- Mogę jeszcze u was posiedzieć?
- Jasne - odparła Anabel - nie ma problemu.
Jared stał jeszcze chwilę w miejscu, po czym ruszył dalej w apartament. Założył ręce i podszedł do Emmy. Spojrzał na nią tak, jakby błagał o rozmowę. Ta jednak nawet na niego nie zwróciła uwagi. Sue i Anabel przyglądały się tej dwójce z wyczekiwaniem na rozwój sytuacji, aż w końcu Emma odezwała się:
- Jared, nie mam ochoty na dyskusje.
- Ale.. - Jared pokręcił głową... - ale przecież...
- No co? Nie i koniec!
- To chociaż możesz mi powiedzieć, czemu jesteś na mnie zła? I nie wmawiaj mi, że chodzi tu o pracę. Bo wiem doskonale, że to nie jest środek twojego zachowania. Co się dzieje? Widzę też, że coś się stało, ale nie chcesz nic mi powiedzieć. Do cholery, Emma, znam cię dobrze, ty mnie też. Dowiem się w końcu!?
- Jak tak mnie dobrze znasz to mógłbyś się sam domyślić...
- No, ale właśnie nie mogę, nie umiem. Nigdy wcześniej sie tak nie zachowywałaś w stosunku do mnie.
- A może powinnam?
- Nie rozumiem - Jared przysiadł na sofie - wytłumacz mi, proszę.
- Czy ty naprawdę nic nie widzisz? Nic nie dostrzegasz?
- Naprawdę...
- Nic ci nie mam zamiaru mówić. Wyjdź proszę i dajmy już temu spokój. Jak kiedyś sie zastanowisz nad tym to moze zrozumiesz. Teraz to bez sensu.
Jared wstał i podszedł do Emmy. Lekko złapał ją za ramiona i spojrzał w jej oczy. Nie wiedział co ma robić, by się z nią dogadać.
- Zależy mi na tobie - powiedział - i to bardzo, proszę.
- Jared - Emma pokręciła głową - błagam cię. Daj już mi spokój.
Mężczyzna wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać z bezradności. Delikatnie musnął ustami jej czoło, zdjął ręce z jej ramion i ze spuszczonym wzrokiem wyszedł. Nawet nie trzaskał drzwiami. Wyglądał jak zbity pies, nie było z nim dobrze. Był cały zmieszany uczuciami, nie wiedział w czym rzecz. To jeszcze bardziej go denerwowało i sprawiało, że martwi się ogromnie. Emma była dla niego taka ważna.

Oczywiście wszyscy dowiedzieli się o wymianie zdań Jareda i Emmy. Dodatkowo odwołane loty do Rosji przez parę dni. Wszyscy byli źli, poirytowani, rozżaleni, mieszanka uczuć. I jeszcze ten mróz, który właśnie nawiedził Polskę.
Sue siedziała na parapecie okna w salonie. Patrzyła na ulicę. Śnieg był wszędzie. Autobusy i samochody taplały się w błocie, białe płatki spadały z nieba raz po raz jak szalone. Wiatr łomotał po oknach, po wszelkich zadaszeniach. Dziewczyna wstała i powolnym ruchem ruszyła w stronę kuchni. Tam zastała Anabel, która siedziała przy stole. Obydwie spojrzały na siebie, jednak obydwie milczały. Dla Sue, zarzuty przyjaciółki były bezpodstawne i wręcz głupie. Jednak wiedziała, że nawet jak jej będzie mówiła prawdę, uzna ją za kiepskie kłamstwo. Sue zalała sobie herbatę, dłonie ogrzewała o ciepły kubek. W sumie nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Na dwór na spacer? Nieco za zimno na przechadzki, nie była przyzwyczajona do takiego mrozu. W LA zimy nie było. Ma zawracać znów głowę swoją osobą, Tomowi i Vicki? Ostatecznie jednak podjęła się ryzyka wyjścia na dwór. Miała w zamiarze znaleźć jakąś przytulną knajpkę. Ale miła iść sama? Ta opcja odpadała. Kogo miała zabrać ze sobą? Wszyscy byli nie do życia. Zaraz jednak wyjęła komórkę z kieszeni swoich dresów.

Sue była już na miejscu. Weszła do knajpki. Było tam przytulnie, sympatycznie, kolorowo i atmosfera była całkiem przyjazna. No, i zdecydowanie było cieplej, niż na dworze. Rozejrzała się po lokalu.
- Chyba go jeszcze nie ma - pomyślała - w takim razie usiądę i poczekam na niego.
Dziewczyna zajęła wolny stolik gdzieś w rogu. Fotele były nad wyraz miękkie, puszyste i ciepłe. Na zimę jak znalazł! Siedziała i patrzyła w stronę drzwi. Nadal nic. W końcu.
- Cześć! - powiedział Gabriel z szerokim uśmiechem - no to teraz masz trochę czasu na zwiedzanie Warszawy. Nieźle was wrolowali z tym samolotem.
- No tak, Jared był zły - powiedziała Sue, przytulając się do chłopaka na powitanie - dobrze cie widzieć.
- Nie wspomniałem ci... ale chyba nie będziesz krzyczeć?
- O co chodzi?
W tym momencie przed dziewczyną ukazał się chłopak. Dosyć wysoki, całkiem przystojny. Zdjął z głowy smerfiastą czapkę i wyciągnął dłoń na powitanie, mówiąc:
- Cześć, jestem Dorian.
- Hej, Sue, miło poznać. Też polak?
- W połowie, matka jest francuską. Ale i tak mieszkam za oceanem. Przyjechałem tu na jakiś czas do ojca.
- Ooo, poszerzam swoje znajomości.
W trójkę usiedli. Zamówili po kawie i ciastku. Sue zerkała na Doriana. Wyglądał na całkiem w porządku człowieka. Z czego zauważyła, on i Gabriel się przyjaźnili. Dziewczyna była ciekawa nowego chłopaka.
- A czym się zajmujesz? - spytała - wyglądasz na dosyć oryginalną osobę.
- Ja? Praca wolnego strzelca. Skończyłem niby szkołę aktorską, ale jakoś wybitny nie jestem. Grywam sztuki w teatrze, a po za tym gitara. No i po za tym montażysta.
- No, to widzę, że rozeznanie jakieś masz - zaśmiała się Sue i wzięła łyk kawy - ciekawie. A często występujesz? Można ciebie gdzieś zobaczyć w LA?
- Oczywiście. Ale na razie mam małą przerwę na czas pobytu w Polsce.
- A długo tu zostajesz?
- Z jakieś półtora tygodnia?
- No, ale opowiadaj co u ciebie? Jak tam Jared terrorysta? - Gabriel zaśmiał się - zamieniamy się w słuch.
- A daj spokój! - Sue machnęła ręką - wszyscy się z nim kłócą, z resztą... każdy z każdym. Wszyscy mamy podłe nastroje i humory, szkoda gadać.
- Rozumiem, że grubsza sprawa?
- Można tak powiedzieć. Chociaż, kłócimy się z byle powodów.
- A tak w ogóle to dziś rozmawiałem z Jaredem. Pytał mnie kiedy mogę mu zrobić nowy tatuaż, bo chciałby nowy. Może i ty się załapiesz?
- Ja? No nie wiem... znaczy, mam ze dwa, ale czy chce kolejne?
- Chcesz, chcesz.... tak po znajomości, nie przyjmuję pieniędzy.
- Weź się nie wygłupiaj.
- Mówię poważnie.
Sue skosztowała swojej babeczki z dużą ilością bitej śmietany. Była nad wyraz smaczna. Nigdy takiej wcześniej nie miała okazji jeść. Chociaż... podobne robiła jej babcia, kiedy ona była jeszcze małą dziewczynką.
- Dobre te ciacho... - powiedziała.
- Mówisz o mnie? - zaśmiał się Dorian - dzięki.
- Twoje niedoczekanie. Kiedyś jadłam podobne. Babcia robiła.
- Tak? Ale wiesz, że takie są tylko w Polsce?
- Serio... babcia miała szerokie horyzonty kulinarne.
Kiedy Sue brała kolejnego gryza babeczki, poczuła wibracje telefonu. Przewróciła oczami i sięgnęła do kieszeni spodni. Na ekranie pokazało się zdjęcie Shannona. Przez chwilę wahała się, ale jak miało być to coś ważnego? Odebrała.
- Cześć, gdzie jesteś? - usłyszała w słuchawce głos muzyka - wracaj niedługo, nie szwędaj się po obcym mieście.
- Jestem nieco zajęta, jestem z Gabrielem i jego kumplem w knajpce - odparła obojętnie - co się dzieje?
- Nic, nic. Po prostu nic nikomu nie mówiłaś, lepiej wiedzieć, co robisz, na wypadek czegoś złego.\
- Spokojnie, żyję.
- No dobrze...
Sygnał telefoniczny się urwał. Sue znów schowała telefon do kieszeni i spojrzała na Gabriela i Doriana. Uśmiechnęła się lekko, ale bardziej do swoich myśli, niż do nich.
- Martwi się o mnie - pomyślała - jakie to miłe uczucie. Nikt inny nie zadzwonił. Jakie to urocze.
- Już Jared cię męczy? - zaśmiał się Dorian, spoglądając na dziewczynę - na spokój liczyć nie możesz?
- Nie, spokojnie. Dzwonił jego brat, by upewnić się, że żyję. Wcale się nie dziwię, nigdy nic nie wiadomo. A w sumie nie mówiłam nic nikomu.
- To dobrze z jego strony, dobrze o nim świadczy.
- No widzisz.
Sue spojrzała gdzieś w bok. Zawiesiła się. W głowie miała pustkę. Przez pare dłuższych chwil nie było z nią większego kontaktu, ale ocknęła się, gdy Gabriel machnął ręką przed jej twarzą. Spojrzała na niego nieco dezorientowana.
- Zamyśliłam się - powiedziała - przepraszam.
- Coś widzę, że jakoś niespecjalnie masz dziś dobry humor? - odparł Gabriel- coś się stało?
- Szkoda gadać, za dużo rzeczy się dzieje.
-  Rozumiem, nie wypytuję w takim razie.
Gabriel, wraz z Dorianem, odprowadzili Sue pod hotel. Przynajmniej miała gwarancję, że się nie zgubi. Pożegnała się z dwójką przyjaciół uściskiem i weszła do budynku. Później windą i zaraz apartament.
Rzuciła torbę na sofę i rozejrzała się po salonie. Nie widząc nigdzie Anabel, przeszła się po wszystkich pomieszczeniach, ale dalej nie mogła jej znaleźć. Stwierdziła, że nie ma to sensu. Rzuciła się na łóżko w sypialni i wtuliła twarz w poduszkę. Była zmęczona. Powieki powoli opadły, nawet nie zauważyła kiedy to usnęła.

Sue otworzyła oczy. Przekręciła się na drugi bok, widząc przed sobą łóżko Anabel, spała. Było ciemno. Usiadła powoli na łóżku i zerknęła na ekran telefonu. Był środek nocy. Usnęła jak wróciła do hotelu. Wstała i zarzuciła na siebie koc. Ruszyła do kuchni najciszej jak się dało, by nie obudzić przypadkiem Anabel.
Nalała do szklanki wody i upiła trochę, a zaraz już była w salonie. Usiadła na fotelu i spojrzała w stronę okna. Za szybą migotały neony, multum światełek, które wesoło mrugały. Przetarła zaspane oczy i spuściła wzrok. Wtem poczuła wibracje telefonu. Sięgnęła po niego do kieszeni, by móc odczytać wiadomość.

- Śpisz? - wiadomość była od Shannona

- Nie - Sua zaczęła odpisywać - a Ty czemu nie?

- Nie mogę zasnąć. Przyjdziesz?

Sue zawahała się. Nie była pewna, czy to dobry pomysł. Westchnęła pod nosem i zaczęła dalej pisać.

- A coś się stało?

- Nic, tak po prostu.

- No dobrze.

Sue pokręciła głową. W sumie nie wiedziała, czego może się spodziewać. Zrzuciła z siebie koc i ruszyła do drzwi. Zamknęła je cicho za sobą i ruszyła korytarzem w stronę apartamentu Shanna. Nawet nie pukała, weszła od razu. Powoli ruszyła do salonu, gdzie siedział muzyk. Był obwinięty kocem, a w dłoni trzymał telefon. Jednak słysząc kroki Sue, odwrócił się przez ramię i blado uśmiechnął.
- Przyszłaś  - powiedział, kiedy ta usiadła obok niego - myślałem, że jednak zrezygnujesz.
- I tak bym nie zasnęła - Sue wzruszyła ramionami - coś się dzieje?
- Nie, w sumie... Z Jardem ostatnio się kłócę, ale nie ważne. Nie chciałem siedzieć sam.
- Rozumiem - dziewczyna spojrzała w telewizor - co oglądasz?
- A nawet nie wiem, nic nie ma ciekawego. Latam tak sobie po kanałach.
- Słuchaj Shannnon... ja chcę z tobą ustalić jedną rzecz. Żeby nie było nieporozumień, nie chcę by pewne granice zostały przekroczone. Naprawdę cię lubię...
- Wiem, dałaś mi to już do zrozumienia.
- Chciałabym jednak pozostać w przyjaźni, ale nic więcej.
- Może nawet i to lepiej?
Sue blado się uśmiechnęła. Mimo, że Shann powiedział, co powiedział, wiedziała, że skłamał. Ale nie mogła nic robić wbrew sobie. Postanowiła coś i nie miała zamiaru siebie samej oszukiwać. Spojrzała w telewizor, po czym spytała:
- Masz drugi koc?
Shannon skinął głową i podał jej jeden, który akurat leżał obok. Dziewczyna opatuliła się nim z każdej strony. Zerknęła ukradkiem na perkusistę, lecz nie chcąc by załapali kontakt, odwróciła wzrok.
Dużo nie rozmawiali. Bardziej chodziło o sam fakt, by nie być samemu. Sue powoli osuwała się po oparciu sofy, coraz to bardziej w bok. W końcu delikatnie głową, oparła się o ramię Shannona. Nie zwracała już na to większej uwagi. Oczy same się już zamykały, w końcu całkowicie.









2 komentarze: