sobota, 30 listopada 2013

rozdział 6 - On a mountain he sits, it's not of gold but of shit.

Sue siedziała w Starbucksie z laptopem na stoliku. Właśnie kończyła ostatni projekt plakatu. Za półgodziny miała się zjawić w studiu. Mieli wybrać najlepszy pomysł. Dziewczyna delikatnie oparła się o miękkie oparcie, przyglądając się ekranowi laptopa. Upiła łyk kawy. Skończyła.
                  Weszła do studia i rozejrzała się. Wszyscy już na nią czekali. Dziewczyna uśmiechnęła się. Zaraz to z etui wyciągnęła laptopa i usiadła przy stoliku. Zaraz to otworzyła odpowiedni folder.
- Myślę, że to jest najlepsze - powiedział Jared, wskazując palcem na zdjęcie - sądzę, że to jest to.
Reszta przytaknęła mu, a Sue pokiwała głową. Była zadowolona, że jednak jej praca się opłaciła. Udało się jej zrobić coś dobrego. Satysfakcja była ogromna. Sam fakt, że każdy będzie widział jej plakat, jeszcze bardziej ją ekscytowało. Było to świetne uczucie.
- Kiedy jedziecie w trasę? - spytała Sue
- No, trzeba zająć się drukiem plakatów i ruszamy - odpowiedziała Emma - muszę jeszcze tylko wykonać kilka telefonów i z głowy.
- Więc pakuj się - dodał Jared i popatrzył na malarkę - w niedzielę lecimy do Europy.
- Ale... - Sue zrobiła oczy jak piec złotych - ja też?
- Ale to oczywiste. Nie czytasz kochanie dokładnie umów...
Wszyscy zaśmiali się cicho. Wtedy do Sue dotarło parę faktów. W końcu zobowiązała się do paru rzeczy. Po za tym... odpowiadała za ich reklamę na bieżąco. Musiała jechać z nimi. Tak to wszystko stało się nagle. Ledwo skończyła studia, dorabiała po parę groszy na obrazach, czasem na zdjęciach i wpisach do lokalnej gazety. Ale teraz? Był wernisaż, galeria, teraz praca z tak znanym zespołem. Nie wierzyła, ile to szczęścia ją spotkało. Tylko jedna rzecz...
- Ale Anabel nie poradzi sobie sama ... - powiedziała - wiem, że nie powinno was to obchodzić, bo to nasz problem, ale ona jest moja przyjaciółką.
Wszyscy popatrzyli na siebie pytająco. W sumie nie wiedzieli, co mają jej odpowiedzieć. Sue wiedziała, że oni nie biorą za to odpowiedzialności, że to nie jest ich problem. Jednak nie trudno było im się domyślić, że przyjaciółki podjęły wspólne decyzje.
- Rozumiem... - powiedziała Emma i pokiwała głową - ale...
- Nie martw się  - przerwał jej Jared - weźmiemy ją ze sobą.
Każdy patrzył na niego otępiałym wzrokiem.
- Jest ponoć fotografem? - dopytywał - a po za tym pisze...?
- No tak.. - odpowiedziała Sue niepewnie.
- Można dla ciebie zrobić wyjątek. Anabel może się zająć robieniem zdjęć, też się przydadzą. Po za tym, nie sądzę, że jeżeli jest to twoja przyjaciółka...
- Dziękuję! - zawołała Sue i rzuciła się na szyję Jaredowi  - dziękuję.
Muzyk się uśmiechnął lekko i musnął jej policzek ustami.

Sue i Anabel jechały taksówką. Powoli dojeżdżały do lotniska. Pierwszy raz miały lecieć prywatnym samolotem. Obydwie się stresowały. Wszystko działo się tak szybko. Za nim się spostrzegły, samochód się zatrzymał. Wysiadły i wraz z bagażami ruszyły na wielki, betonowy plac. Tam już na nie czekała cała reszta grupy. Podeszły do nich.
- No, punktualnie - uśmiechnął się Tomo - wsiadamy.
Wszyscy weszli schodkami do samolotu. Sue i Anabel zaczęły się rozglądać za miejscem, gdzie to sobie usiąść. W końcu zajęły jakieś fotele. Jared kręcił się w tą i tamtą stronę. Dziewczyny były kompletnie dezorientowane. Zaraz koło nich zjawił się Shannon.
- Nie ma co się stresować - uśmiechnął się perkusista - zaraz odlatujemy.
- Ławo ci mówić - odpowiedziała Anabel.
- Naprawdę... nie ma co się bać.
Samolot zaczął startować. Sue zamknęła oczy i zacisnęła lekko usta. Dłoń ścisnęła... dłoń ścisnęła... dłoń ścisnęła...  Kiedy już byli w powietrzu otworzyła oczy. Rozluźniła się i wtedy zdała sobie sprawę, że przed paroma chwilami trzymała za rękę Shannona. Zrobiło się jej nieco głupio. Mężczyzna siedzący obok niej, tylko cicho się zaśmiał. Dziewczyna automatycznie zabrała rękę.
- Przepraszam - powiedziała cicho i spojrzała w stronę okna, udając, że nic się nie stało.
- Nic nie szkodzi. Ludzie różnie reagują - odpowiedział - nie przepraszaj.
Obydwoje spojrzeli na siebie, posyłając sobie niewinne uśmiechy. Sue poczuła jak jej twarz oblewa się rumieńcem, co rozbawiło perkusistę. Anabel patrzyła na nich rozbawiona. Pokręciła głową i wróciła do dzióbania w swoim telefonie.
- Jak tam? - malarkę dobiegł głos Vicki.
- Już dobrze, lekko się denerwowałam na początku...
- Poczułem.. - powiedział ciszej Shannon - masz mocny uścisk.
Wszyscy popatrzyli na nich z wyrazem twarzy "wtf?", ale ostatecznie wszyscy się zaczęli śmiać. Natomiast samej Sue było mniej do śmiechu. Speszyła się kompletnie.
- Na miejscu czeka już na nas Jamie - powiedział Tomo.
- Jamie? - spytała Anabel i wraz z Sue popatrzyły na Chorwata.
- Drugi gitarzysta, poznacie go dziś. Nie da się go nie polubić.
- To dobrze.
                    Nim ktoś zdążył się obejrzeć wylądowali. Na lotnisku przywitał ich Jamie. Później została już tylko droga do hotelu. Jadąc busem, Sue wyglądała przez szybę. Mogła podziwiać piękny Londyn. Miała okazję już tutaj być parę razy, ale z każdym kolejnym, miasto podobało się jej jeszcze bardziej. Powoli się już ściemniało. Wszędzie migotały kolorowe światełka. Niebo było lekko fioletowo-niebiesko-różowe. Było piękne. W końcu zatrzymali się. Cała grupa weszła do hotelu. Tam w recepcji dostali klucze do apartamentów.
- Rany! Jeszcze nie byłam w tak ekskluzywnym miejscu!
Powiedziała zachwycona Anabel, rozglądając się, kiedy to już minęły próg swojego apartamentu. Ona i Sue zaczęły się rozglądać. Znalazły swój pokój. Jedna i druga, rzuciły się na swoje ogromne łóżka. Były bardzo miękkie, sprężyste. Pościel pachnęła pięknie. Idealna ilość poduszek. Czuły, jakby znalazły się w raju. Żadna już nie chciała stamtąd wychodzić. Jednak za godzinę miały małą kolację na dole, w barze hotelu. Na tą myśl zerwały się ze swoich łóżek, by móc się wyszykować. W końcu wypadało dobrze się prezentować w takim miejscu, jak te.
Sue i Anabel znalazły się na dosyć dużej sali. Malarka zaczęła szukać wzrokiem reszty. W końcu zobaczyła machającą w ich stronę Vicki. Te zaraz do nich dotarły. Zajęły miejsca.
- Zawsze, kiedy jesteśmy w Londynie, zatrzymujemy się tutaj - powiedział Jared, przeglądając menu - ale pewnie już zdążyłyście zauważyć, dlaczego.
- Fakt, jest tu świetnie - przytaknęła mu Sue.
Sięgnęła po menu. Widząc ceny dań, zatkało ją, ale nie dała po sobie poznać. Zaraz to podszedł kelner, złożono zamówienia. Jakiś czas później na stole pojawiła się kolacja. Sue jedząc na deser ciastko z bitą śmietaną, utytłała sobie nią pół twarzy. Widok był dosyć zabawny.
- Wybrudziłaś się - zaśmiał się Shannon siedzący obok - o tu...
I wskazał palcem. Jednak nie obwijał w bawełnę. Sięgnął po chusteczkę i wytarł twarz dziewczyny. Ta posłała mu rozbrajające spojrzenie i grzecznie podziękowała. Shann, mógł poczuć na sobie zawistny wzrok Jareda, który w odróżnieniu do innych, sytuację obserwował z lekkim zdenerwowaniem. Sue też to zauważyła. Lekko się zdziwiła jego zachowaniem, ale odpuściła sobie ten temat.
Wszyscy ruszyli na górę.

Bracia Leto szli razem przez długi korytarz. Żaden się do niegonie odzywał. W końcu Jared nie wytrzymał:
- Nie przypuszczałem, że pójdzie ci tak szybko...
- O co ci chodzi? - Shannon się zdziwił - co to był za wzrok tam w barze?
- Jeszcze głupio się pytasz!?
- No, pytam się, bo nie rozumiem, o co się rozchodzi?
- Nie rób z siebie idioty.
Shannon zatrzymał się, patrząc z wyrzutem na brata. Czekał, aż mu wytłumaczy całą sytuację. Miał tego serdecznie dosyć. Nienawidził, gdy Jared robił mu wyrzuty. Z resztą, wszyscy go mieli dosyć.
- Myślisz, że nie widać nic? - odparł Dziad - o się mylisz.
- Co masz na myśli?
- To, że zarywasz do Sue.
- Ja? - Shannon zaśmiał się ironicznie - dobre sobie. Taka zasadnicza rzecz, wcale nie mam do niej zamiarów. Ale z czego zauważyłem, ty jednak inaczej do tego podchodzisz. Każdy mi przyzna rację.
- Co ty bredzisz?
- Jared! Za dobrze cię znam.
Obydwoje ruszyli bez słowa do swoich apartamentów.

Sue i Anabel siedziały u siebie. Było już dosyć późno. Malarka, czekała, aż jej przyjaciółka wyjdzie z łazienki. Sama też chciała się wykąpać. Dla zajęcia czasu, chciała "pobawić" się telefonem. Sięgnęła po swoja torebkę, ale jej tam nie było. Zaczęła jej szukać.
- Cholera - powiedziała pod nosem - zostawiłam ją na dole w barze.
Bez słowa wyszła z apartamentu.
Chwila moment windą i była już na sali. Podbiegła do stolika, ale tam nic. Komórki nie było. Zaczęła się rozglądać. Podeszła do baru, ale tam nikogo nie było. Wtem poczuła na sobie czyjś wzrok. Odwróciła się i ujrzała Shannona siedzącego przy jednym ze stolików. Zapominając o telefonie, podeszła do niego.
- Ty jeszcze nie śpisz? - spytał zdziwiony perkusista.
- Zgubiłam komórkę - dziewczyna wzruszyła ramionami - myślałam, że ją tu zostawiłam.
- To ta?
Mężczyzna podał jej telefon z niebieską klapką. Malarka pokiwała głową. Jej zguba odnaleziona. Podziękowała i już miała wracać do siebie, ale Shann ją zatrzymał...
- Poczekaj, też idę na górę.
Ruszyli do windy razem. Drzwi się otworzyły i weszli do środka. Dziewczyna spojrzała na Shannona z zaciekawieniem. Po paru sekundach spytała:
- Jesteś czymś zdenerwowany? Wiem, że to nie moja sprawa, ale...
- Tak - odpowiedział - Jared mnie zdenerwował. Takie nam nasze przepychanki.
- Rozumiem - obydwoje wyszli z widny - ale już spokojniej?
- Powiedzmy. Mój brat to kompletny dureń.
- Oh, jak wy siebie kochacie - prychnęła śmiechem Sue - i to bardzo.
- Daj spokój. Nienawidzę, gdy mi coś zarzuca, wmawia.
- Nikt tego nie lubi.
Obydwoje przystanęli na chwilę. Sue za bardzo nie wiedziała, o co chodzi. Shannon patrzył na nią w milczeniu. Jakby się nad czymś zastanawiał. Teraz dziewczyna się zorientowała, że stoją przed jej apartamentem.
- Dobranoc - odparła cicho i uśmiechnęła się.
- Dobranoc - odpowiedział.
Już miała otwierać drzwi, kiedy jednak coś ją tknęło. Czuła, że czegoś nie zrobiła. Nie wiedziała, czy powinna, ale..:
- Poczekaj! - zawołała za nim i podeszła do niego - jeszcze jeden ważny szczegół.
- Słucham?
- Tak na dobry sen...
Dziewczyna ucałowała perkusistę w policzek. Ten był nieco zdezorientowany, ale się uśmiechnął. Ich spojrzenia się zetknęły na parę dłuższych chwil.
- A żeby noc była jeszcze lepsza...
W tym momencie Sue, złożyła delikatny pocałunek na drugim policzku Shannona. Dziewczyna odwróciła i weszła do apartamentu. Sama nie wiedziała, czemu to zrobiła. Po prostu... dziwny impuls. Zamknęła za sobą drzwi, a na korytarz wyszła Anabel. Za nim zdążyła zadać pytanie...
- Zapomniałam komórki z baru - wyprzedziła ją Sue - idę się wykąpać.
I zniknęła z oczu przyjaciółce.

2 komentarze:

  1. Świetne! Przez Ciebie znowu zacznę czytać jakiegoś bloga - konkretnie Twojego ;)
    Brakuje lekkiej korekty - czasem są literówki, powtórzenia, itp. ale jest ich stosunkowo mało, dlatego w niczym to nie przeszkadza :) Fajnie piszesz - lekko, bo nieprofesjonalnie, ale też znowu na jakimś poziomie, a nie to co zazwyczaj się znajduje w Internetach ;D
    Bardzo podobają mi się charaktery, które stworzyłaś Marsom - mniej więcej tak sama sobie ich wyobrażam.
    Dzięki wielkie, za te rozdziały, czekam na następne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) Wiem, czasem są powtórzenia i trzeba inaczej kombinować. Tak samo, jak jakieś inne błędy, ale kiedy mam to poprawiać to dostaje oczopląsu. To dobrze, że się podoba. A nowa notka już nie długo, nawet mam zamysł.

    OdpowiedzUsuń