czwartek, 21 listopada 2013

rozdział 3 - Lost in the city of angels

Mam nadzieję, że się spodoba :3

*****


Bach, bach, bach. I kolejny raz poduszką, bach. Sue, poczuła rytmiczne uderzenia, prosto w swoja twarz. Uchyliła swoje powieki. Widziała, że ktoś toi obok jej łóżka. Przetarła oczy, by spojrzeć jeszcze raz. Ujrzała Anabel, ściskającą poduszkę. Sue zmarszczyła czoło i ziewnęła, po czym przekręciła się na drugi bok.
- Wernisaż!
Powiedziała Anabel, szturchając przyjaciółkę.
- Co? O co ci chodzi. Daj mi spać - odparła niewzruszona - i nie krzycz tak, bo łeb mnie boli.
- Zaraz cie rozboli jeszcze bardziej, kiedy cie znów zacznę okładać poduszką!- była zdenerwowana - rusz dupsko! Miałaś dziś spotkać się w sprawie obrazów!
- Daj spokój, jest jeszcze rano.
- Taaa, bardzo rano. Dochodzi 12!
Sue zamknęła oczy, nie chcąc słuchać Anabel. Jednak zaraz coś ją oświeciło i znienacka usiadła.
- Wernisaż!
Zawołała. Zaraz jednak pożałowała tego, że usiadła. Głowa jeszcze bardziej ją rozbolała. Opadła na plecy, nic więcej nie mówiąc. Spojrzała w stronę "swojego budzika" ze zmieszaną miną.  W końcu postanowiła wygrać walkę z grawitacją, wstała. Było ciężko, ale dała radę. Pobiegła do łazienki, by się obmyć. Cała była rozmazana, zaspana i zkacowana. Przetarła twarz ręcznikiem.
                     Weszła do pokoju, gdzie na łóżku siedziała Anabel. Zmierzyła ją wzrokiem, dając jej do zrozumienia, że ma się wziąć w garść i wychodzić. Ta zaraz zaczęła biegać po pokoju w poszukiwaniu kosmetyczki. Kiedy to nakładała na rzęsy tusz, stojąc przed lustrem, za swoimi plecami usłyszała:
- A tak w ogóle... gdzie ty wczoraj w nocy byłaś? Obudziłam się, ale ciebie nigdzie nie znalazłam. Więc, znów położyłam się.
- Poszłam się przejść - odpowiedziała, wzruszając przy tym ramionami - musiałam się przewietrzyć.
Kiedy skończyła, to co miała do zrobienia i sięgnęła po spodnie, nagle sobie przypomniała jeden szczegół. Ten szczegół z plaży. Stanęła jak wryta. Spojrzała przed siebie, w ścianę, stała bez ruchu. Zawiesiła się.
- Co się stało?
Spytała Anabel, patrząc na przyjaciółkę. Ta tylko pokręciła głową. Zaczęła ubierać się dalej. Nic nie odpowiedziała. Zebrała do torby wszystko, co miało się jej jeszcze przydać i złapała za klucze. Wybiegła na przedpokój, włożyła buty i rzuciła się do drzwi.
- Powodzenia!
Krzyknęła za nią Anabel. Drzwi się zamknęły. Można było tylko usłyszeć przekręcanie klucza w zamku.

Shannnon poczuł wielki ból głowy, kiedy to wstał z łóżka. Ruszył do łazienki, po czym znalazł się w kuchni. Gdy szedł z kawą do stołu, przeszło go pytanie " co ja wczoraj robiłem". Postawił kubek i usiadł na krześle. Lekko uniósł brwi do góry, rozmyślając.
- Dobra, wypiłem, a później poszedłem się przejść - zaczął szeptać w swoich myślach - chyba poszedłem na plażę...? Tak, na plaże!
I tu pojawił się dalszy problem... "co ja robiłem dalej"? Kiedy tak siedział jakieś dobre parę minut, przypomniało mu się, że spotkał kogoś. Tylko sęk w tym... kogo? Dopił kawę, zaczął krzątać się po domu w zastanowieniu. Nadal nic, zupełna pustka. Jedynie wiedział, że to była kobieta.... że tą kobietę całował. Choćby myślał tak kolejne paręnaście minut spędzić nad tym pytaniem i tak, by nie wiedział.
- Zostawię sobie to na później. Może coś mi zaświta.. A jak nie, no trudno.

Sue wyszła z galerii. Już po wszystkim. W sobotę wieczór wernisaż. Zbiegła po schodkach na chodnik podskakując z radości. Wyglądało to trochę tak, jakby sama do siebie się cieszyła. Ludzi patrzyli na nią krzywo i z dziwieniem, ale jej to nie obchodziło. W końcu, w sobotę miał być jej wielki dzień. Z wymalowanym uśmiechem na twarzy, ruszyła dumnym krokiem w swoja stronę. O udo, obijała się jej wielka torba, w ręce papieros. Odgarnęła swoje niebieskie włosy do tyłu.
- Cudownie! - myślała - babcia była by z pewnością ze mnie dumna.
                       Weszła do mieszkania. Anabel natychmiast wybiegła na przedpokój. Tak samo jak Sue, była cała w emocjach. Patrzyła na nią z niecierpliwością, aż w końcu opowie jej wszystko ze szczegółami. Gdy tylko Sue zdjęła buty, obydwie poleciały do kuchni.
- W sobotę wieczorem wernisaż. Na 20. Tak się cieszę!
Zawołała dziewczyna, po czym zaczęła opowiadać, jak to wszystko wyglądało.
- Dobra, ja lecę na sesję - powiedziała Anabel - trochę wpadnie mi do portfela.
Ruszyła do drzwi. Jednak zatrzymała się prze wyjściem i oparła się o ścianę. Zaraz spytała:
- A ty przypadkiem nie chcesz mi czegoś jeszcze powiedzieć?
- Jak to? - odparła Sue ze zdziwieniem - nie rozumiem...
- Dziś, no jak wstałaś to sie zacięłaś. Coś sie stało? No, kiedy zaczęłyśmy gadać, że cie nie było w nocy.
- Aaaa - Sue wiedziała doskonale, o co chodzi, ale wolała udać głupa - oj tam. Kac.
Anabel niczego nieświadoma, parsknęła śmiechem i wyszła.

Sobota, nieco przed 20. Sue była cała zestresowana. Stała wraz z Anabel, były już w galerii. Młoda malarka wykręcała sobie palce, stąpała z nogi na nogę, trzęsła się, przygryzała wargi. Jeszcze nigdy nie miała takiego stresa. Usiadła na niebiesko-srebrnej sofie.
- Wszystko będzie ok - pocieszała ją Anabel - na pewno wszyscy będą zachwyceni.
- I tego się boję... a jeśli nie? - odpowiedziała przerażona Sue - jeżeli się nie spodoba?
- Przesadzasz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
- No dobra... za dziesięć minut otwarcie. Ludzie już stoją przed galerią.
                     I zaczęło się. Goście weszli tłumnie do galerii. Zaczęło się od przemowy Sue. Weszła na scenę. W dłoni kieliszek z winem. Spojrzała na wszystkich i podeszła do mikrofonu. Rozległy się brawa. Dziewczyna uśmiechnęła się blado. Była to dla niej dziwna sytuacja. Nigdy w takiej, albo podobnej się nie znalazła. W końcu musiała się odezwać:
- Dobry wieczór - zaczęła- miło mi was tutaj gościć. Nie sądziłam, że przyjdzie, aż tyle ludzi.
Na sali zaśmiali się, co też rozluźniło sytuacje. Sue wyszukała wzrokiem Anabel. Uśmiechała się do niej szeroko, wierzyła w przyjaciółkę. Trzymała za nią kciuki.
- Nigdy nie sądziłam, że będę miała swój własny wernisaż. Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że tak się stanie, stwierdziłabym, że to był żart, czysta ironia. A jednak. A jednak tutaj jestem, państwo też. Te obrazy, które tutaj zawisły są moimi najlepszymi, nad którymi pracowałam wiele czasu. Kosztowało mnie to sporo wyrzeczeń, pracy i poświęcenia. Mam nadzieję, że było warto. Życzę miłego wieczoru.
Znów oklaski. Sue uśmiechnęła się szeroko, pokazując szereg bialusieńkich zębów. Ludzie dobrze ją przyjęli. Zeszła ze sceny. Zaraz każdy chciał ją dopaść i zamienić, chociaż pare słów. W końcu odnalazła w tłumie Anabel. Ta zaraz dała jej soczystego buziaka w policzek.
- A nie mówiłam, że będzie świetnie. Dałaś radę - mówiła - jestem z ciebie dumna.
- No ja myślę - zaśmiała się malarka - miałaś rację.
                   Wernisaż się rozkręcił. Goście byli zachwyceni obrazami. Każdy był w świetnym nastroju. Sue z dumą chodziła po galerii. Rozglądała się na boki, by móc dostrzec reakcje innych na jej prace. Zatrzymała się przy jednym z nich. Przyglądała się mu, stwierdzając, że coś jest nie tak. Ale to chyba była u niej norma.
Nagle poczuła jak ktoś ją niechcący szturchnął. Spojrzała w bok. Przez chwilę nie zwróciła na tą osobę uwagi, ale gdy usłyszała znajomy,męski głos, znów popatrzyła.
- No, widzę, że wernisaż udany - powiedział Jared, uśmiechając się - Shannon też tak sądzi. O, o tobie właśnie mowa!
Wtem z tłumu wyszedł starszy Leto. Również zadowolony. W tym momencie, Sue, poczuła jak coś przewraca się jej w żołądku, że serce podejdzie do gardła, że wyjdzie z siebie i stanie obok.
- Co wy tu robicie?- wydukała patrząc na braci - więc?
- Oh, o tej galerii to się dowiedzieliśmy trzy dni temu. A, że akurat - zaczął Shann - że akurat nasza niedawno poznana koleżanka go robi to przyszliśmy.
Sue blado się uśmiechnęła. W sumie nie wiedziała jak się ma zachować. Stała tam nic nie mówiąc, cała speszona i zdezorientowana. Gdy Jared zobaczył nieopodal kolejny obraz, którego jeszcze nie widział, odszedł w jego stronę. Został Shann. Sue, nie wiedząc co robi zaczęła:
- Słuchaj... chcę cię przeprosić jeszcze raz.
- Ale za co? - Shannon nie ukrywał zdziwienia - przecież nic się nie stało.
- Jak to nic? Stało się stało i jeszcze raz chcę cię przeprosić.
- Przesada. To tylko bluzka, a tamto to tylko farba. Jedna szmata w tą, czy w tamtą. Wszytko ok.
Sue popatrzyła na niego jak na kompletnego idiotę. Czy on robił z niej kretynkę? Ale po jego reakcji, zachowaniu dało jej to do myślenia.
- Nic nie pamieta...
Wyszeptała pod nosem.
- Co? - spytał Shann - coś mówiłaś?
- Nie, nie... nic- udała Sue - nic.
Już bała się, że coś wypapla. Nie pamiętał, ale szczęście. Gdyby jednak było odwrotnie, czułaby się dosyć nieswojo z tym. Kamień z serca. Wtem podeszła do nich Anabel. Podała rękę perkusiście, by mogli się sobie przedstawić.
- Sue mówiła, że u twojego brata w domu robiła obraz na ścianie - zaczęła - jak efekty?
- Moim zdaniem megaaa, innych też - odpowiedział Shannon - rewelacja.
Sue przestała słuchać ich dalszej rozmowy. Oddaliła się do nich, szukając Jareda. Chciała uniknąć dodatkowego kontaktu z perkusistą. Złapała z tacy kelnera kolejny kieliszek wina. Znalazła w końcu muzyka. Spojrzał na nią.
- Jak tam sie czujesz? -spytał - już stres zszedł z ciebie?
- Tak - odpowiedziała i wzruszyła ramionami - zupełnie.
- Nie no, bo wyglądasz mi nieco na spiętą?
- Tak? Skąd?! Wydaje ci się.
- No dobra, wygrałaś.
Obydwoje zaśmiali się. Sue delikatnie poprawiła tren swojej czarnej sukienki i  włosy. Spojrzała ukradkiem za siebie. Anabel była przejęta rozmową z Shannonem. Grunt, że obeszło się bez dziwnych sytuacji. Przeprosiła na chwilę Jareda i ruszyła do łazienki. Anabel, widząc znikającą przyjaciółkę, ruszyła za nią.
            Sue stanęła przy umywalce. Patrzyła w lustro. Chciała się uspokoić. Chciała już przetrzeć twarz dłońmi, ale powstrzymała ją myśl, że ma makijaż. Anabel stała za nią. Spytała w końcu, bo by nie wytrzymała:
- Co się dzieje?
Sue spojrzała na jej odbicie w lustrze. Przez pare chwil milczała, ale w końcu:
- Nic, źle sie czuję - oj, oj Sue, kłamczucho - duszno mi.
- Chcesz to możemy wyjść.
- Nie, nie trzeba.
Wyszły z łazienki. Wernisaż dalej trwał, ale było już nieco mniej ludzi. Każdy powoli wychodził. Dziewczyna miała nadzieję, że bracia Leto zawinęli się, ale na jej nieszczęście, a może i szczęście, jej nadzieja się nie sprawdziła. Podeszli do niej i do Anabel.
- My się już zwijamy. Wystawa świetna - powiedział Jared - do zobaczenia.
I ucałował ją na pożegnanie. Zaraz po nim był Shann, na co Sue się wzdrygnęła. Poczuła jego chłodne usta na swoim policzku. Prawie dosięgnął nimi do jej kącika ust. Uśmiechnął się do niej.
- Trzymajcie się dziewczyny. Sue, powodzenia!
Powiedział krótko i odwrócił się w stronę wyjścia. Malarka dziwnie się poczuła. Ale z drugiej strony, było jej przyjemnie, miło. Stała w miejscu bez ruchu. W końcu Anabel tryknęła ją, ocknęła się.
Reszta wieczoru minęła spokojnie. W nocy powrót do domu. Później tylko długi sen i odpoczynek.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz