wtorek, 19 listopada 2013

rozdział 2 - życie namalowane kropkami i kreskami

"Pod kopułą w mojej głowie śmiercionośna jest maszyna
Co skanuje wszystko wkoło choć czasami się zacina...
Zwoje ma poprzepalane od nadmiaru informacji
Myśli moje samoistnie dążą do ejakulacji"


Tym razem notka jest dłuższa :)
I tak dla mnie... może chociaż ze dwa komentarze się znajdą pod notką? :3
Tosia.


******

Słońce obudziło się na dobre. Na ulice wyszli ludzie, którzy tłumnie szli ulicami LA. 
Sue siedziała przed sztalugą. Stwierdziła, że to idealny dzień na namalowanie kolejnego obrazu. Do pokoju, przez okno, wpadały promienie słońca. Do zakończenia pracy zostało jeszcze parę szczegółów, ale była to już kwestia czasu. Jednak irytował ją dźwięk, głośno grającego telewizora.
- Ja tak nie mogę pracować...
Powiedziała w końcu i spojrzała przez ramię na kanapę, na której siedziała Anabel. Ta zerknęła na nią, przegryzając kolejny kawałek czekolady. Zaraz jednak sięgnęła po pilota i przyciszyła. 
- Dziękuję... - powiedziała Sue i odwróciła się do sztalugi przodem - ale uważaj z tą czekoladą. Będziesz jeszcze grubsza, niż jesteś i nie będziesz mieściła się w drzwiach. 
- Weź się odczep. Zajmij się, tym co masz... - przerwała, patrząc na pracę Sue - tym co masz do zrobienia... Świetne. Rany, ty to masz talent.
Anabel podniosła się z kanapy i podeszła do przyjaciółki, przyglądając się płótnu. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Jednak zaraz odwróciła się i znów padła na kanapę. Sue zaczęła malować. Jednak po chwili przerwała. Poczuła zapach, przypalającego się sosu pomidorowego do spaghetti.
- Cholera!
Zawołała i zerwała się z krzesła i biegiem do kuchni. Zdjęła garnek z kuchenki i szybko odrzuciła do zlewu. 
Zaraz wparowała tam Anabel. Sue popatrzyła na nią jak na ostatnią kretynkę i popukała sie w czoło. Wychodząc z kuchni tylko rzuciła:
- Jak coś gotujesz to pilnuj tego.
I poszła dalej. Znów usiadła. Kiedy tylko złapała za pędzel, usłyszała dzwonek swojej komórki. 
- No cholera jasna! Co jeszcze!? 
W pośpiechu zaczęła szukać telefonu na kanapie. Podniosła poduszkę, i... o jest! Numer był jej nie znany. W progu pokoju stanęła Anabel, która przypatrywała się przyjaciółce. Ostatecznie, Sue, nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Tak? - spytała niepewnie
- Dzień dobry. Chcę pani serdecznie pogratulować. Pozytywnie rozpatrzyliśmy pani zgłoszenie.
- Jakie zgłoszenie? - zdziwiła się
- Pani obrazy były najlepsze ze wszystkich prac zainteresowanych. 
- Ale co, jak to??
Anabel spojrzała się z zaciekawieniem na przyjaciółkę. Podeszła bliżej i usiadła na krześle, obok sztalugi. Sue zaczęła chodzić po pokoju.
- Właśnie pani obrazy zawisną w naszej galerii. Jednocześnie oznacza to, że pani będzie miała swój wernisaż. Bardzo serdecznie gratulujemy.
- Naprawdę? Nie wierzę - wybełkotała zdziwiona Sue - to wspaniale. Bardzo się cieszę. 
- Tak, naprawdę. W przyszłym tygodniu?
- Jak najbardziej, rany. Nie wierzę.
- Podam pani adres, pod który pani przyjdzie. Najlepiej jutro... zaraz pani podam szczegóły.
Sue zaczęła pośpiesznie szukać kartki i długopisu. Znalazła. Szybko zapisała wszystkie informacje. Koniec rozmowy. Anabel nadal nie wiedziała, o co chodzi. Patrzyła się dezorientowana na przyjaciółkę. Lekko zmarszczyła czoło. Już miała pytać, co się stało, kiedy mieszkanie ogarną pisk Sue. Cała w szczęściu podbiegła do Anable, łapiąc ją za ręce. 
- Wybrali mnie, wybrali! - Powiedziała tak piskliwie, że ledwo co, dało się ją zrozumieć. 
- Ale kto, co? - Anabel była jeszcze bardziej dezorientowana.
- Będę miała swój wernisaż!
- Serio? Nie....?
- TAK!
I zaraz obydwie, całe w skowronkach, skakały ze szczęścia. Natomiast ich sąsiedzi niekoniecznie...
Sue czuła, że jest teraz najszczęśliwszą osobą na świecie. Że nie potrzebnie wątpiła w swoje możliwości. W końcu... udało się. I nikt nie mógł zmienić popsuć tego dnia, jej dobrego humoru.
 
Tomo stał naprzeciwko ściany, którą wcześniej ozdobiła malunkami, Sue. Obok niego była Vicki.
- Nie no, kawał dobrej roboty.
Powiedział  Chorwat, a jego żona przytaknęła mu. Jeszcze tak chwilę wpatrywał się w pracę młodej dziewczyny, a zaraz skierował wzrok w stronę Jareda.
- Gdzie znalazłeś tak uzdolnioną osobę? - spytał
- To Emma... znalazła kiedyś jej prace w internecie. A ja potrzebowałem ożywić ścianę, Sue potrzebowała pieniędzy. Jakoś się zgraliśmy - odpowiedział Jared - jestem zadowolony.
- Dobra, ja idę... już się tu nasiedziałem.
Nagle wtrącił Shannon, który właśnie wstał z sofy. Rozejrzał się jeszcze, po czym odwrócił się i ruszył do przedpokoju. Tyle go widzieli.

Słońce ustąpiło miejsca Księżycowi. Nastał późny wieczór.
Shannon był u siebie. Samotnie siedział w salonie przed telewizorem, sącząc kolejne piwo. Zmieniał kanały, szukając czegoś, co dałoby się obejrzeć dłużej, niż przez pięć minut. Zrezygnowany odrzucił pilota na bok. Nie maił tego wieczoru humoru. Jak z resztą przez ostatni tydzień. Nie miał ochoty na imprezy, kumpli, na cokolwiek. Przeciągnął się.

W mieszkaniu rozchodził się zapach pizzy. Sue i Anabel świętowały. W końcu za tydzień wernisaż. Siedziały na kanapie, a dookoła nich puste pudełka po włoskim jedzeniu. Na stoliku, w świetle świeczek, błyszczały butelki wina. W tle słychać było telewizor, który cicho coś mamrotał.
- No kochana! Teraz będziesz podbijać świat! - zawołała już nieco wcięta Anabel - A kto wie? Może jakaś szycha cie zauważy i później tylko z górki?
- Daj spokój... Na razie jeszcze wernisażu nie było - uśmiechnęła się Sue - ale fakt, kto wie?
Przyjaciółka sięgnęła znów po butelkę i dolała sobie, jak i "przyszłej gwieździe", wina do kieliszków. Był to wymarzony wieczór na taką okazję. Sue nie wyobrażała sobie świętowania takich rzeczy, bez Anabel.
Nagle młoda malarka wstała z kanapy, szybkim ruchem zgasiła telewizor i włączyła wieżę. Stanęła po środku pokoju, a zaraz do niej dołączyła tanecznym krokiem Anabel. Tak poruszając się w rytm muzyki, pijąc wino i kręcąc się, mijała piosenka za piosenką. W pewnym momencie Sue, tańcząc z kieliszkiem, wylała wino na podłogę. Pokręciła głową. Odstawiła szkło i ruszyła do kuchni. Jednak zatrzymała się na chwilę i spojrzała w stronę Anabel. Była już pijana.
Kiedy wróciła do pokoju z kawałkiem papierowego ręcznika, współlokatorka znów siedziała. Gdy tylko Sue wykonała kolejny kurs do kuchni i z powrotem, zastała Anabel w śnie. Wyłączyła muzykę i sięgnęła po koc. Przykrywając nim przyjaciółkę, uśmiechnęła się blado. Zaraz usiadła na wolnym kawałku kanapy i wlepiła wzrok w mały płomień świeczki. Ale co? Nie miała ochoty na sen, siedzenie w czterech ścianach. Wstała i ruszyła do przedpokoju. Wcisnęła na nogi tenisówki, na wierzch zarzuciła bluzę. Złapała za telefon, klucze i jeszcze jedną butelkę wina... i nie było jej.

Wyszła.
On wyszedł.
Zaczęła zbiegać po schodach,
Szedł w stronę furtki.
Była już na zewnątrz.
On wyszedł na ulicę.
Jedna, prosta droga dla niej.
Dla niego.
Do plaży.

Sue szła przed siebie. O tej porze w LA było przepięknie. Multum migocących światełek.  Z odległości kilku metrów mogła już zobaczyć plażę. Przyśpieszyła kroku. Pare chwil i poczuła pod nogami piasek. Szła w stronę wody, a gdy tylko dotarła, stąpała wzdłuż brzegu. W tym momencie zdjęła buty. Było z nich tyle piachu. Poczuła jak jej stopy, miło obmywa woda. Była nieco zimna, ale jej to nie przeszkadzało. W końcu zatrzymała się. Usiadła i spojrzała przed siebie.

Doszedł do plaży. Powoli ruszył dalej w stronę brzegu. Lubił tu przychodzić na przemyślenia. Co prawda wcześniej nieco wypił, więc przemyślenia głębsze. Tutaj można było się wyciszyć. Przycupnął, gdy tylko dotarł do wody. Nabrał w garść piasku, po czym ściskał go mocno, ale ten nadal mu uciekał.

Przez głowę Sue przebiegały miliony myśli. Już nie wiedziała na czym ma się zatrzymać. Tęskniła za swoją babcią, której już nie miała. Ona ją wychowała, kiedy nie miała nikogo. Była dla niej wszystkim. A teraz co? Nie ma jej i nie będzie. Nie żyje. Jeżeli ktoś powiedział, że przez okres pięciu lat nawet najgorsze rany mogą się zagoić, był w wielkim błędzie. Ale nie chciała do tego wracać. Nie chciała zapominać o niej, nie chciała znów przechodzić tego samego. Ale uśmiechnęła się. Bo wiedziała, że trzeba żyć dalej.

Zastanawiał się nad samym sobą. Jakie on wiedzie życie... że teraz wszystko wydawało się nudne, bezbarwne i nijakie. Ile można było zachłystywać się życiem, aż dusząc się. Ale z drugiej strony... jednak to zapełniało jego czas. Dobrze się bawił. Ale stwierdził, że jego stan jest tylko chwilowy, że minie.

Wstał i ruszył wzdłuż brzegu, coraz dalej. W pewnym momencie dostrzegł w oddali postać. Idąc dalej, zauważył kobietę. Przez pare chwil zastanawiał się, czy nie zawrócić, ale zrezygnował z tego. Sue spojrzała w jego stronę. Lekko uniosła brew. Ukazała się jej postura męska. Jednak, kiedy on był na tyle blisko, by zobaczyć skrawek jego twarzy...
- Co tu robisz? - spytała
- Chyba to samo co ty... - wzruszył ramionami - rozmyślam...
Sue westchnęła.
- Mogę usiąść obok?
- Jasne - odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko - jak widzę, nie tylko ja znalazłam tu spokój.
- No, jak widać. Długo tu już siedzisz?
- Trochę. Nie tak dawno przyszłam. A ty?
- Tak samo jak ty.
- Aha.
Nastała cisza. Sue wpatrywała się w wodę. On w rozgwieżdżone niebo. Dziewczyna zerknęła zaraz w jego stronę. Sięgnęła bo obok leżącą butelkę wina. Otworzyła kluczami, kurek wrzuciła gdzieś w dal. Upiła trochę i skierowała zielone szkło w jego stronę.
- Napijesz się? - spytała.
- Żeby jeszcze bardziej być wciętym? - popatrzył na nią i wziął butelkę - a co mi szkodzi.
- No właśnie. Dobry tok myślenia.
-  Czy ja wiem? Ale widzę, że ty też podpita jesteś.
- Świętowałam z przyjaciółką - wzięła łyk wina- świętowałam mój przyszły wernisaż.  Wpadniesz?
- Ja? Czemu nie... dasz znać, jak coś?
- Jak ja nawet nie mam twojego numeru.
- No tak...
- Mniejsza...
Sue pokiwała głową, podając mu butelkę. Objęła rękoma swoje nogi, a brodą oparła się na kolanach. Ukradkiem zerknęła w jego stronę... Patrzyła się na niego przez dłużą chwilę, dopóki on nie zwrócił na to uwagi.
- W sumie to my się nie znamy -zaczęła mówić - teraz drugi raz na oczy się widzimy.
- To prawda - odparł - dopiero co się "poznaliśmy".
Nastała znów cisza... Obydwoje byli pochłonięci swoimi myślami. Obydwoje coraz bardziej pijani. Sue odgarnęła z czoła włosy. Czuła, że jest jej coraz chłodniej. Mężczyzna to zauważył... spojrzał na nią pytająco, po czym dziewczyna lekko przytuliła się do niego. Było juz trochę cieplej. Oparła głowę o jego klatkę piersiową. Dopiła resztkę wina i rzuciła butelkę gdzieś w plażę. Spojrzała lekko uniosła wzrok, by móc spojrzeć na mężczyznę. Jej stan był nie był na tyle trzeźwy, by wiedziała, co zaraz zrobi. Powoli przybliżyła się do niego. Odległość ich twarzy od siebie, była coraz mniejsza. Zaraz to ustami muskała jego wargi. Jednak przemieniło się w to solidny pocałunek. Nie miał nic przeciwko. Objęła jego twarz, on ją w pasie.  Nie mogła się od niego oderwać. Lecz coś w jej głowie, mówiło... "nie wolno, nie!". Nie słuchała. Zaraz to on leżał na piasku, a ona na nim. Trwało to pare dłuższych chwil.
Kiedy ich usta na chwilę się rozłączyły, Sue natychmiast usiadła. Spojrzała się przed siebie, nie wiedząc co powiedzieć. Zaraz skierowała wzrok na mężczyznę....
- Nie, nie powinno w ogóle do tego dojść. Z resztą sama zaczęłam.
- Ale... - zaczął mówić, ale nie dała mu dokończyć
- Ok, jesteśmy obydwoje nie do końca trzeźwi. Da się to nam wybaczyć. Ale nie powinnam była.
Pójdę już.
Szybko wstała w dosyć mało zgrabny sposób, ale uroczy i ruszyła przed siebie, chcąc wymazać tą sytuacje. Nie tylko z głowy, jako i to, że to nie miało wcale miejsca. Ale za późno. Założyła ręce i ruszyła ulicą w stronę domu.
- Do cholery. Pocałowałam się z Shannona Leto.
Myślała w drodze.

Weszła do mieszkania, zamknęła drzwi.




1 komentarz:

  1. Zapowiada się naprawdę ciekawie. Szczególnie, że Shannon jest moim ulubionym członkiem zespołu :D
    No nic, lecę czytać dalej...

    OdpowiedzUsuń